sobota, 14 grudnia 2013

24 - Ultradźwiękowe, bioniczne, uranowe uderzenie.

Ponieważ właśnie przed chwilą dowiedziałam się, że jutro nie będę 
w stanie wypuścić kolejnego rozdziału z powodu mojej nieobecności, oddaję wam go już dziś. Mam nadzieje, że będzie się podobał i pobudzi wyobraźnię. Miłego czytania i dobrej nocy życzę ;-)  



- Czego ode mnie chcesz ?! Wrzasnął, echo jego głosu odbiło się od połaci lasów okalających mój dom.
Spojrzałam na niego z żalem, który zaczął wydobywać się z moich oczu. Łzy nie były jedynym problemem.
- Nie traktuj mnie w ten sposób. Szepnęłam, zagłuszając
łkanie. - Powiedz, że nie chcesz mnie więcej widzieć, że mnie nienawidzisz, cokolwiek, ale nie karz mnie za coś, na co nie mam wpływu. Wyszeptałam, obrzucając blondyna tkliwym spojrzeniem.
W mgnieniu oka był już przerażająco blisko mnie. Wpatrywał się we mnie szklistym spojrzeniem wyrażającym już tylko i wyłącznie pożądanie.
- Pragnę cię, jak nikogo innego. Bąknął, przestając panować nad nierównym oddechem, który udzielił się również mnie.
- Powiedz to jeszcze raz. Przylgnęłam do niego i ująwszy w dłonie jego twarz, spojrzałam mu głęboko w oczy.
- Pragnę cię. Odparł bez zawahania. Ja również się nie wahałam. Moim jedynym celem były teraz jego usta, na które zadałam się
z największym rozmachem. Były tak kuszące, ciepłe i delikatne...
- Pragnę cię. Powiedziałam stanowczo, próbując zapanować nad migotaniem komór mojego serca.
- Nie zamierzasz chyba obślinić całej szafki, prawda ?
- Co ? Spojrzałam na niego, krzywiąc się.
- Sonja !!
Otworzyłam oczy i widząc Grette stojącą przy moim łóżku, z miną...no cóż, jej twarz mówiła sama za siebie. Jestem wariatką.
- Kiedy wróciłaś ? Opierając się na łokciach, próbowałam złapać jej spojrzenie krążące teraz po całym pokoju, w tym samym momencie zastanawiając się nad tym, co przed chwilą się wydarzyło.
- Dwie godziny temu. Sonja, gadasz przez sen. Oznajmiła, przewracając oczyma i wskakując na łóżko. - Kogo to tak pragniesz ? Seksownego bruneta ? A może blondyna o lekko szaleńczym spojrzeniu ?
- Grette !? Spojrzałam na nią wybałuszając oczy. Mój pytający ton miał świadczyć o tym, że nie mam pojęcia, o czym mówi.
Ale...cholera ! Czy ja powiedziałam to na głos ? Ta wizja wydawała się być tak okropnie realna.
- Chyba ostatniej nocy trochę cię poniosło. Nie spuszczała ze mnie wzroku. Jej pewne, lekko usatysfakcjonowane spojrzenie, przyprawiało mnie o gęsią skórkę.
- Gdzie Juan ?
- Nie zmieniaj tematu. Poruszyła zabawnie brwiami, kładąc głowę na mojej poduszce, uśmiechając się, jakby chciała powiedzieć "A nie mówiłam ?".
- Okej ! Dobra. Zerwałam się, wstając i wysyłając jej przenikliwe spojrzenie. - Poniosło mnie, straciłam kontrolę, ale...wszystko już
w porządku. Widzisz ? Uśmiechnęłam się szeroko. - Uśmiecham się, zapominam o wszystkim i wracam do punktu wyjścia. Słysząc słowa wydobywające się z moich ust, tak, właśnie z moich, uśmiech, zastąpiła rozpacz kobiety dostającej kosza zeszłej nocy.
- A punkt wyjścia jest w Innsbrucku, czy Lillehammer ?
- Grette !!? Wrzasnęłam oburzona, po czym odwracając się na pięcie, ruszyłam do łazienki, mając zamiar trzasnąć drzwiami na znak mojego protestu.
Przyłożyłam dłonie do zimnej umywalki  i wgapiając się w lustrzaną taflę, starałam się pozbierać wszystkie myśli do jednego worka.
Naważyłaś piwa, wypij je ! Bądź kobietą, która się bawi, rozrywa serca mężczyzn na strzępy i ich pozostałości rozrzuca tak, aby nigdy nie mogli ich z powrotem poskładać. Bądź femme fatale ! No dalej ! Wiem, że dasz radę !!
- Zamilcz, proszę, zamknij się. Wymruczałam do lustra, widząc nie siebie, lecz tę, która nigdy nie powinna się ujawniać. Seksowna,
z zadziornym, szelmowskim uśmiechem, lekko wzgardliwa.
Patrzyłam na nią dość długo, wydawała się szczęśliwa, a zarazem pozbawiona uczuć. Aczkolwiek już po chwili znów widziałam siebie, żałosną, udręczoną, bezsilną Sonję.
Pokręciłam głową mając nadzieje na wywalenie choć kilku dziwnych pomysłów na rozwiązanie tego mezaliansu. Przemyłam twarz zimną wodą, po czym rozczesując i upinając skołtunione po wczoraj, włosy, jeszcze raz zerknęłam na swoje odbicie. Klęska była nieunikniona...
Ospale wyszłam z łazienki spoglądając na Grette, która akurat pakowała swoje rzeczy do dużej, różowej walizki.
- Chcesz mi powiedzieć, że zostawisz Gregora, dla...dla...Zastanowiła się, machając na mnie ręką. - Poczekaj, nie mogę znaleźć słowa...hmm...dla tego "chodź, zabawimy się ?"
- Grette, ja naprawdę nie mam ochoty o tym rozmawiać. Skwitowałam, szukając w szufladzie mojej ulubionej, bordowej
bokserki. - Zaraz...Spojrzałam na nią ze zdziwieniem. - "Chodź, zabawimy się ?"
- Wierz mi lub nie. Porozmawiałam sobie z nim. Wtedy, kiedy wyszliście. Sonja, wyczułam go. I jestem pewna, że przez niego będą kłopoty.
Słysząc to, parsknęłam śmiechem.
- Przepraszam cię, ale gdyby nie on, szłabym do domu sama, w środku nocy, bo Gregor, którego nie wiem dlaczego, tak bardzo bronisz, zaproponował bym wysiadła z samochodu, po tym, jak zwróciłam mu uwagę, że jest pijany ! Wykrzyknęłam, zatrzaskując szufladę.
- Słyszałam, że się pokłóciliście.
- Tak, pokłóciliśmy się i nie mam zamiaru o tym rozmawiać, nawet
z tobą Gretts. Warknęłam, zakładając bluzkę i pospiesznie wychodząc
z pokoju.

Ta wściekłość ! Nie potrafiłam jej opanować. Nie chciałam. Ślepa, głupia....Sama nie wiem, czy myślałam o sobie, czy o Grette.
Dochodziła 10:00. Widząc mamę schodzącą na dół, w swoim szlafroku
i z wałkami na głowie, chwyciłam kurtkę i cichutko zamykając za sobą frontowe drzwi, podążyłam boczną ścieżką w stronę lasu.
Nie czułam się ani trochę lepiej. Chwilowa wolność i brak kolejnych kandydatów do drętwej rozmowy, nie przyprawiła mnie o uśmiech.
Modląc się by nikogo po drodze nie spotkać, rozglądając się dookoła
i próbując dostrzec w mojej sytuacji jakiekolwiek plusy, nie zauważyłam biegnącej w moją stronę osoby.
Szłam tak, jakby każdy krok miał okazać się ostatnim w moim życiu. Dopiero po chwili spojrzałam przed siebie.
Zebrało mi się na wymioty, gdy tylko zobaczyłam twarz ukrytą pod dziwną muffką z fajką i wąsami oraz wystające spod czapki blond włosy.
Czy odwrót będzie oznaczał, że jestem zakłopotana i spłoszona ? Już miałam to zrobić, kiedy to z niebywałą szybkością zagrodził mi jedyną drogę ucieczki.
- Nie, nie chcę rozmawiać. Rzuciłam stanowczo, omijając wzrokiem jego twarz. - Tak w zasadzie, co ty tu robisz ?
- Też się cieszę, że cię widzę. Odparł z dokuczliwym mi, przekąsem.
- Zważywszy, że wczoraj wyszłam na idiotkę, po prostu sobie pójdę. Kolejna z moich prób wyminięcia przeszkody, zakończyła się fiaskiem.
- Zważywszy na to, że nie spałaś całą noc myśląc o tym, nie poddam się tak łatwo.
- Skąd ty ?..
- Nieważne. Odrzekł szybko. - Powiem coś, czego pewnie będę żałował. Mam do ciebie słabość. Jesteś...Spojrzał na mnie i uśmiechnął się na samą myśl o przymiotnikach, które przychodziły mu do
głowy. - Nieśmiała, ale uwodzicielska, delikatna, zmysłowa i oh...tak cholernie mnie kręcisz. Z chwili na chwilę zdawał się do mnie zbliżać. Jego oczy mówiły jedno. Patrzył na mnie, jak na zdobycz. Wyciągając dłoń, której wierzchnią stroną pogładził mój lewy policzek, przyjrzał się uważnie mojej twarzy, a jego uśmiech znikł, tak po prostu. - Jaki jest tego sens ? To niczego nie zmieni. To nie uczyni mnie dobrym, nie zaadoptuję szczeniaka. Nie będę taki, jak inni ludzie by chcieli, abym był. Kim ty chcesz, abym był. Jesteś moim kryzysem egzystencjalnym, którego...krótko mówiąc, muszę się pozbyć.
Tkwiłam tam, układając każde słowo, porządkując je alfabetycznie, szukając synonimów i antonimów, próbując zrozumieć.
- Chcesz się mnie pozbyć ?
- Yyy...Zmarszczył czoło, wywracając oczyma. - Niech będzie. Problem w tym, że jako mój kryzys, nie jesteś w stanie zniknąć na tyle szybko, na ile bym tego oczekiwał.
- Mogę zniknąć szybciej. Warknęłam, wyrywając się spod jego władczego wzroku i ruszając przed siebie.
- Nie każ mi cię gonić ! Przewracając oczyma krzyknął za mną, znów doganiając i chwytając za ramię, po czym nie rzucając już zbędnych słów, wtopił się w moje wargi.
Silne uczucie upadania z dużej wysokości powróciło. Lecz w tej chwili byłam neutralna. Odepchnęłam go od siebie, wkładając w to niezliczone pokłady silnej woli.
Spojrzał na mnie oczekując...sama nie wiem czego, nie był chyba przeświadczony o tym, że zacznę się tłumaczyć.
- Zaszło słońce i wróciła szara rzeczywistość. Powiedziałam cicho, kładąc dłoń na jego torsie. - Właśnie pozbyłeś się kryzysu. Poczucie uzależnienia od jego dotyku, przeszywało teraz każdą komórkę mojego ciała. Uzależnienie, którego chciałam za wszelką cenę się pozbyć. Paradoksalnie, to właśnie ono chce pozbyć się mnie. Na dodatek doszła myśl, że to koniec. Adekwatny do jego poplątanych, chorych wypowiedzi.
- Miło było cię poznać. Dodał po chwili, wydając się nadal myśleć nad swoją wypowiedzią.
- Zawiodłam się na tobie, choć w gruncie rzeczy nawet nie powinnam była pokładać w tobie nadziei.
Powiedziałam, kręcąc głową i odchodząc, posłałam mu zza pleców rozbawione spojrzenie. To prawda, poczułam się silniejsza. Coraz częściej dopadało mnie wrażenie, że femme fatale wbiła się w moją osobowość na dobre.
Jednak jedyne, o czym teraz myślałam, to żeby znów dotknąć jego ust.
Odwróć się ! Podejdź do niego i wykończ ! Rozszarp jego wnętrze na miliony kawałeczków !
Słysząc ten głos w mojej głowie, przystanęłam i chwytając się za nią, starałam się przestać myśleć, jak seryjna zabójczyni.
To silniejsze od ciebie ! Zrób to !!
Odwróciłam się. Stał na środku ścieżki, z telefonem w ręku.
- Nie dam rady...Mruknęłam pod nosem, ruszając z powrotem w jego stronę.
Jesteś mną ! Oczywiście, że dasz. Pomogę ci. W jednej chwili z mojego wroga, tajemniczy głos stał się moim najlepszym przyjacielem. Podeszłam do Toma, jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło. Udało mi się patrzeć na niego, jak na kompletnie obcą jednostkę.
- Tak sobie myślę...Zaczęłam dość pewnie. Chłopak wyjrzał zza wyświetlacza telefonu i przeniósł wzrok na moją osobę. - Byłam gotowa wyjechać z tobą, zostawić rodzinę, praktycznie w ogóle cię nie znając.
- A ja byłem gotów ci to zaproponować. Odparł.
- Byłoby źle, gdyby się okazało, że masz do mnie większą słabość, niż myślisz.
- Już jest źle.
- Będziesz mógł przełknąć myśl, że nie zostawię dla ciebie Gregora ? No cóż...poczułam chęć zemsty, krwawej zemsty. Ta wizja była coraz bardziej wyraźna.
On jednak ani myślał dać mi satysfakcji i uciec. Podszedł, chowając telefon i wlepiając we mnie swoje wielkie oczy.
- Byłoby źle, gdybyś choć przez chwilę o tym pomyślała. Nie martw się o mnie, jakoś to zniosę. Jego nikły uśmiech wprawił mnie w nie lada zmieszanie. Nagle zrobiło mi się dziwnie gorąco i zimno na przemian.
- Źle na tym wyjdziesz.
- Tak myślisz ? Przewrócił teatralnie oczami, starając się jak najszybciej uciec od mojego niewesołego wyrazu twarzy. Zrezygnowanym krokiem, podążył w stronę stoku.
Czyżbym znów poległa ? Był silniejszy, niż myślałam. Chyba, że się zgrywa i tak naprawdę trzęsie się ze strachu, że jest zbyt słaby, by móc dotrzymać obietnic wobec samego siebie.
Poległam...i nie było mi do śmiechu.

- Gdzieś ty się podziewała, czekałam ze śniadaniem. Przekroczyłam próg domu, widząc rozzłoszczoną mamę.
- Znowu migrena ?
- Sonja ? Wszystko w porządku, kochanie ?
- Jasne. Nie jestem głodna. Odrzekłam, ruszając na górę.
- Sonja !
- Juan ? Miło cię widzieć. Widząc go, uśmiechnęłam się nikle, próbując dostać się do pokoju, bez zbędnych rozmów.
- Pogadamy o wczoraj ?
- Nie. Rzuciłam stanowczo, posyłając mu szeroki uśmiech. Po chwili na korytarzu zjawiła się również Grette, rzucając mi badawcze spojrzenie.
- Sonja. Zaczęła nerwowo, blondynka. - Powiesz nam, co się z tobą do cholery dzieje ? Zachowujesz się, jak nie ty.
- Chcesz wiedzieć ? Dobrze. Oparłam dłonie na mojej talii, patrząc na nią, jak byk na torreadora. - Podoba mi się facet, który nie jest
i stanowczo nie będzie moim facetem. Mam zamiar pokazać mu, że wcale mi nie zależy i zrobię to z waszą pomocą lub bez niej.
Grette, nie mogąc opanować wytrzeszczu oczu, który powiększał się
z każdym moim słowem, wzięła głęboki wdech, rzucając Juanowi krótkie spojrzenie, po czym ten, rozdziawiając usta, wykonał rękoma gest w stylu "Poddaję się !" i zbiegł po schodach, zostawiając nas same.
- Dzwonił Gregor.
- Co mu powiedziałaś ?
- Że wyszłaś na spacer. Zaczekaj...to przed chwilą, to na poważnie ? Zmarszczyła czoło.
- Śmiertelnie.
Dziewczyna słysząc to, chwyciła mój nadgarstek i jednym silnym pociągnięciem, zaprowadziła do pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi.
- Nie pakuj się w kłopoty.
- Już się w nie wpakowałam, rozmawiałam dziś z Tomem.
- Powiesz, co wydarzyło się wczoraj ? Położyła się na łóżku, przytulając poduszkę, nadal jednak gapiąc się na mnie.
- No cóż...sprawił, że poczułam się bardzo źle w swojej skórze i chcę to naprawić.
- Masz jakiś plan ?
- Tak. Usiadłam obok niej, obdarowując ją spojrzeniem kochanej przyjaciółki w potrzebie. - Co byś powiedziała na krótki wypad do Norwegii ?
Grette, łapczywie połykając powietrze nagle zaczęła się krztusić. Patrząc na mnie, jak na wariatkę, wyświadczyła mi przysługę, wiedziałam, że to dobry pomysł.
- Kim jesteś i co zrobiłaś z Sonją ?! Wrzasnęła, nadgarstkiem wycierając resztki śliny z kącików ust. - Nie ! Nie i jeszcze raz nie ! Wspominałam już, że nie ?
- Oh Gretts ! Twoi rodzice nie muszą wiedzieć, Juan też nic nie musi,
a moich po prostu się spławi.
- Aż tak bardzo chcesz zemsty ? Sonja, to do niczego nie prowadzi.
- To nie jest zemsta ! Żachnęłam się, głową opadając
na poduszkę. - Chcę...sprawiedliwości.
- Co powiesz Gregorowi ?
Wzruszyłam ramionami, uśmiechając się jednak na samą myśl, że Grette zaczyna wymiękać.
- To mój facet. Mogę to wykorzystać, chociaż odrobinkę.
- W co ty pogrywasz ?
- Grette, pomożesz mi, czy nie ? Usiadłam, patrząc na nią radykalnym, pełnym stanowczości, wzrokiem.
- Tydzień ! Daję ci tylko tydzień. Potem wyjeżdżam, a ty rób, co chcesz. Odparła, wstając i wychodząc.

Tydzień. Wystarczy. Zrobisz tak...
W tej chwili misterny plan zaczął składać się w jedną przejrzystą całość, jak puzzle. Femme fatale, wewnętrzna wojowniczka, czy raczej chore alter ego zaczęło działać. Uśmiechnęłam się, czując siłę, o jakiej dotychczas mogłam tylko pomarzyć.
Lecz już po chwili miałam przed oczami jego twarz, jego smutny uśmiech, wszystko legło w gruzach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz