sobota, 26 października 2013

12 - Jestem taka słaba...

Dochodziła 17:00. Śnieg spazmami spadał w dół ograniczając widoczność praktycznie do zera.
Można by porównać to do chwilowych napadów szału.
Siedząc w swoim pokoju i nie wiedząc co ze sobą począć, rozmyślałam o dzisiejszej kolacji. Kto to właściwie jest ? Znajoma rodziców...sądząc po średniej wieku ich znajomych, syn będzie pewnie po trzydziestce. Prawdę mówiąc innej opcji nie zakładałam.
Próbując odciągnąć od siebie te idiotyczne wywody, zaczęłam niechlujnie wyrzucać wszystkie ubrania z szafy. "Włóż coś ładnego"...gdybym tylko miała coś ładnego. Pokręciłam głową, oglądając białą koronkową bluzkę, którą kupiłam w Wenecji. Co prawda to nie była już ta biel, ale nadal do czegoś się nadawała.
Dobierając do niej czarne legginsy, zagarnęłam wszystko i zamknęłam się w łazience.
Dźwięk napełnianej wodą wanny ukoiła nieco moją frustrację. Zsunęłam z siebie dres i weszłam powoli do gorącej, aż parującej wody. Lustro, okno, oraz cała łazienka pokryła się białą mgłą, przypominała saunę.
A więc od początku. Dlaczego ja mam jeść z nimi kolację skoro to znajomy rodziców, nie mój. Pewnie tego wieczoru po raz pierwszy zobaczę go na własne oczy. A co dopiero rozmowa. Gęsia skórka pojawiła się na moim ciele na samą myśl o tej niezręcznej ciszy.
Przez cały dzień o tym myślałam, zapominając kompletnie o innym zmartwieniu, którym niewątpliwie był Gregor. Naprawdę zaczynałam coś czuć, a to ani trochę mi się nie podobało. W każdym razie mój plan, w którym to zarzekłam się, że dam sobie spokój z kontrolowaniem się, legł w gruzach razem z kilkoma innymi kwestiami. Od teraz mam zamiar spróbować nad tym zapanować i nie dać się zwariować.
Przez chwilę poczułam, że wraca niezależna Sonja z Madrytu.
Czując, że woda straciła swoją temperaturę, a moje ciało nasiąkło już wystarczająco, wyszłam z wanny, owijając się w puchowy szlafrok.
18:30...W chwili, kiedy moja dłoń dotknęła klamki, usłyszałam wrzask mamy. Zapomniałam, że obiecałam jej pomóc w przygotowaniach.
Szybko przyprowadziłam się do porządku i trzymając suszarkę do włosów w jednej ręce, trudziłam się ze szczoteczką do zębów w drugiej. Chciałam się czuć wygodnie we własnym domu, nie miałam zamiaru stroić się jakby miał do nas zawitać prezydent Stanów Zjednoczonych.
Nasunęłam na siebie legginsy, na nogi nałożyłam czarne baletki i upinając włosy w koński ogon, poprawiłam koronkę przy bluzce i ostatni raz przeglądając się w lustrze, zbiegłam na dół.
- Ile razy mam cię wołać ? Mama stanęła na środku kuchni trzymając w ręku naszą ulubioną wazę na specjalne okazje.
- Przepraszam. Bąknęłam, podchodząc do niej. Tata w tym czasie rozpalał ogień w kominku. Cały dom wypełnił się przyjemnym ciepłem i zapachem palonej żywicy.
- Wymieszaj sałatkę. Uśmiechnęła się, pokazując mi szklaną misę ze składnikami na grecką sałatkę.
- Mamo...Wtrąciłam, zaczynając energicznie mieszać pomidory z sałatą i serem feta.
- Tak ?
- Jak to możliwe, że dopiero dziś dowiedziałam się o istnieniu naszego gościa ?
- Nigdy nie pytałaś.
- Ile on w ogóle ma lat ? Spojrzałam na nią, karcąc się, za to pytanie.
- 22. Kochany z niego chłopak. Mama uśmiechnęła się szeroko, wracając myślami do swojego dania głównego.
22 ?!! No to mam problem. Wielki, młody problem. W gruncie rzeczy straciłam w tym momencie koncentrację i kontrolę we własnych dłoniach. Połowa sałatki wylądowała na blacie szafki.
Opanuj się ! Od tej pory miałaś mieć wszystko pod kontrolą. Wszystko ! Nawet to czego nie da się mieć pod kontrolą, miałaś mieć pod kontrolą. Spoglądając na mamę, która akurat doprawiała kurczaka, ściągnęłam jeszcze przed chwilą zawartość miski, z marmurowego blatu i z powrotem wrzuciłam do miski.
- Gotowe. Chrząknęłam, siadając na kuchennym stołku.
- Na pewno się dogadacie. To miły chłopak. Powiedziała, po czym znacząco spojrzała na mnie.
Zlustrowałam ją wzrokiem. Mogłabym przysiąc, że jej mina oznaczała perfidne podpuszczanie mnie.
- Na pewno. Odparłam, szybko wycofując się z miejsca ostrzału.
Zaprosiła go specjalnie ! Nie mam ochoty poznawać nikogo. Jeszcze nie dość poznałam mojego przyszłego, niedoszłego, który wcale nim nie będzie.
Obserwując mamę nakrywającą do stołu i ojca sprawdzającego zawartość barku, miałam ochotę zaszyć się na górze i udać, że właśnie przechodzę groźną, zakaźną chorobę.
- Sonja idź po sałatkę.
Przewracając oczyma, ruszyłam z miejsca i w tym momencie rozbrzmiał podwójny dzwonek do drzwi.
Żołądek podskoczył mi do gardła. Dzielnie stawiając kolejne kroki w kierunku sałatki, starałam się nie słuchać tego, co dzieje się przed drzwiami.
- Chłopcze, jak ty wyrosłeś ! Mama zachwycała się gościem. Tato stał obok, milcząc. Ja natomiast nie miałam zamiaru się odwracać. Rodzice wraz z chłopakiem weszli do jadalni. Żebym tylko zbyt nie wczuła się w rolę ukochanej córki, cieszącej się na widok nowego znajomego.
- Sonja ! Chodź się przywitać. Chwytając misę w dłonie, wzięłam głęboki wdech i odwróciłam się na pięcie.
I to nagłe gorąco rozpływające się po całym ciele. Żołądek wywinął orła, a miska powędrowała na podłogę, tłukąc się w drobny mak i tworząc niemiłosierny harmider. To był Tom. Tom, którego poznałam już wcześniej, przez którego moje myśli plątały się jak w kołowrotku.
- Sonja !! Co ty wyprawiasz ?! Wrzasnęła mama, podbiegając do mnie natychmiast.
Tom ! Dlaczego nie mogę mieć odrobinę więcej szczęścia ? Czy o zbyt wiele proszę.
Roześmiał się drwiąco, przyglądając mi się uważnie. Nie widziałam na jego twarzy ani odrobiny zdziwienia czy zażenowania sytuacją.
- Przepraszam. Bąknęłam pod nosem, chwytając do ręki ścierkę i padając na kolana, próbując być przy tym choć kapkę profesjonalna i pewna siebie.
- Usiądź już, ja to posprzątam. Skarciła mnie mama, wyrywając mi szmatkę z ręki.
Chcę uciec. Jak najdalej. W moim żołądku właśnie trwała wojna. Usiadłam przy stole, próbując nie patrzeć na przybysza. Choć w gruncie rzeczy na marne szły moje starania. Zerkałam na niego co chwilę, rzucając mu złowrogie spojrzenia. Tom natomiast zasiadł spokojnie przy stole, naprzeciw mnie i uśmiechając się lekko, wpatrywał we mnie lazurowymi tęczówkami.
Mama gdy tylko ogarnęła ten bałagan, błyskawicznie pojawiła się przy stole. Teraz nikogo już nie brakowało.
- Tom..Twoja mama wspominała, że zająłeś się sportem. Tata, trzymając w ręku kieliszek czerwonego wina, zaczął rozmowę.
- Tak. Od zawsze o tym marzyłem. Uśmiechnął się promiennie, odsłaniając szereg białych zębów. - Skoki to moje życie.
- To wspaniale. Cenię ludzi, którzy wykorzystują swój potencjał. Dodała mama, cała w skowronkach.
Żenada...choć...mam okazję czegoś się o nim dowiedzieć. Bacznie go obserwowałam milcząc.
- A studia ?
- Nie skończyłem ich. Ciągłe wyjazdy i treningi, zwyczajnie nie było czasu.
- Rozumiem. Pokiwał głową ojciec, spoglądając na mnie. - Sonja też marzyła o karierze sportowej, choć to raczej słomiany ogień, prawda ?
- Spekulowałabym tato. Odparłam szybko, nakładając sobie na talerz łyżkę zielonych szparagów.
- Wydaje mi się, że ktoś o mało sprecyzowanych planach na życie, nie ma szans. Powiedział blondyn, powtarzając moją czynność.
- Bo każdy z was na pewno ma sprecyzowane plany na życie...Mój stanowczy, ironiczny ton odbił się w całej jadalni.
- Tak. Odrzekł krótko, po czym powoli konsumując warzywo, uśmiechnął się do mojej mamy.
- Mama dużo opowiadała mi o państwa firmie.
- To dzieło naszego życia. Ojciec oblał go szerokim uśmiechem. Tak bardzo kochał rozmawiać o interesach, zwłaszcza jeśli miał z kim o nich podyskutować.
Obserwując tę maskaradę, chwyciłam kieliszek w dłoń, upijając z niego spory łyk wina.
- Tom ! Jutro wyjeżdżasz, prawda ? Rzuciłam, uśmiechając się słodko, lecz z pełną dozą ironii.
- Sonju myślę, że to pytanie nie było grzeczne. Mama spojrzała na mnie z miną mordercy.
- Tak. Prawdę powiedziawszy o wiele bardziej wolę moje Lillehammer. Pełno tu...negatywnej energii.
Powiedział to z pełną powagą, choć miałam wrażenie, że naśmiewa się ze mnie. Miałam ochotę wsadzić mu widelec w oko...

Choć stół był syto zastawiony, zjadłam tak naprawdę pół szparaga. Jego widok tak strasznie odebrał mi apetyt.
Sprzątając z mamą, co jakiś czas patrzyłam na Toma i ojca wspólnie konwersujących.
- Co cię ugryzło ? Mama podeszła bliżej, przyglądając mi się uważnie.
- Nie najlepiej się czuję, chyba pójdę się położyć. Odłożyłam, talerz, który akurat wycierałam i już miałam dać dyla, kiedy moja rodzicielka chwyciła mnie za rękę.
- Nigdzie nie pójdziesz. Masz być miła, rozumiesz ? Ten chłopak niczym nie zawinił.
Oh mamo...gdybyś tylko wiedziała. Pomyślałam, po czym przybierając sztuczny uśmiech, podążyłam do salonu, po drodze zagarniając kieliszek z winem i wypijając całą zawartość.
- O czym rozmawiacie ? Usiadłam na skraju kanapy, spoglądając na mężczyzn.
- O takich męskich sprawach. Tato roześmiał się. Można było wyczuć w jego śmiechu, że poziom alkoholu we krwi przekracza już normę.
Po chwili zjawiła się mama, uśmiechając się do Toma, a mnie paraliżując złowrogim spojrzeniem. Wyciągnęła rękę do taty i powtórnie się uśmiechnęła.
- Chodź kochanie, na ciebie już czas, świeże powietrze dobrze nam zrobi. Niech młodzi porozmawiają. Poruszyła zabawnie brwiami, po czym chwyciła męża pod rękę i oboje ubierając na siebie okrycia wierzchnie, zniknęli za frontowymi drzwiami.
Teraz miałam ochotę zamordować już nie jedną, a dwie osoby. O czym niby mam z nim rozmawiać ?
O sporcie ? Nic o nim nie wiem...
- Napijesz się czegoś ? Rzuciłam, nawet na niego nie patrząc.
Wstał. Rozglądając się po salonie, zatrzymał się wzrokiem na fotografiach.
- Nie mówiłaś, że miałaś nadwagę. Wziął do ręki zdjęcie i roześmiał się, spoglądając na mnie.
Rzuciłam się w jego kierunku, wyrywając mu ją z dłoni, po czym spojrzałam na niego, wytrzeszczając oczy.
- Wredny bawidamek ! Odłożyłam zdjęcie na miejsce, ruszając w kierunku kuchni.
- Bawidamek ? Parsknął śmiechem, podchodząc z drugiej strony i zagradzając mi drogę do
butelki z winem. - W klubie nie narzekałaś. Jego zawadiackie spojrzenie i uśmiech, wywołało u mnie napad niekontrolowanych drgawek.
- Bo...bo...zejdź mi z drogi. Odepchnęłam go lekko, chwytając do ręki butelkę.
- Przyznaj, że superman Gregor zszedł na drugi plan. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem w oczach. Oczywiście udawanym, wcale mnie to nie zdziwiło. Miał rację, ale wiedzieć o tym mogłam tylko i wyłącznie ja.
- Bzdury ! Wrzasnęłam, odwracając się tyłem do niego.
- To dlaczego się tak denerwujesz ? Uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Ja ! Ja wcale się nie denerwuje. Odparłam szybko. Trzęsące się ręce nie pozwoliły mi utrzymać kieliszka.
Tom widząc to, uśmiechnął się szelmowsko i chwytając mój nadgarstek, odebrał ode mnie szkło i odstawiając je na blat kuchenny, niebezpiecznie się do mnie zbliżył.
- Wydało się. Jego usta były tuż przy moim uchu, szepcząc mi te słowa. A ja struchlałam. Nie mogąc się ruszyć, czułam, jak oblewam się rumieńcem. Zbierając jednak wszystkie siły, które wykrzesałam z każdej części ciała, odwróciłam głowę, próbując za wszelką cenę nie patrzeć na blondyna.
Ale jak na niego nie patrzeć ? Wysportowany, wysoki, przeuroczy i tak słodki...Gdybym nie była na tyle pewna, że jestem osobą o zdrowym rozsądku, już dawno rzuciłabym się na niego.
Na moje nieszczęście zareagował błyskawicznie na moje uniki. Palcem wskazującym ujął mój podbródek i wręcz zmusił mnie do spojrzenia na niego.  - Jedź ze mną. Oznajmił ze spokojem, nadal się uśmiechając.
- Oszalałeś ? Wydukałam, zbita z tropu, który i tak był już niewyraźny.
- Możliwe. Ale wiem czego chcesz...
- Jak to ? Ja sama tego nie wiem, a ty...
- Wiem. Twoje oczy mówią same za siebie. Splatając swoje dłonie na mojej talii, przyciągnął mnie do siebie stanowczo i odgarnął kosmyk włosów, który wydostał się z końskiego ogona, niesfornie zwisając na mojej twarzy.
- Nie mogę...



Przepraszam za tak późną porę. Miłego czytania. ;-)

2 komentarze: