wtorek, 10 grudnia 2013

23 - Od miłości do żądzy, od żądzy do prawdy.

Wybaczcie, że tak późno, ale miałam problem z dostępem do internetu ;-(  





Na zewnątrz zrobiło się jakby mroźniej, niż zanim weszłam do klubu. Naciągając na nogi i tak za krótką sukienkę, nerwowo rozglądałam się po, na pierwszy rzut oka pustym parkingu. Co ja tu robię ? Już dawno powinnam być w domu i wypłakiwać oczy w mojego czerwonego jaśka. Zauważając niewielką grupkę ludzi stojącą przy czarnym vanie, nie zwracając uwagi na obecność w niej, Toma, ruszyłam w jej kierunku.
Jeden wielki, towarzyszący mi chaos nie był już w stanie mnie powstrzymać. Gdybym w każdej kwestii była tak zdecydowana, zupełnie inaczej wyglądałoby moje życie. Podeszłam bliżej, uważnie przyglądając się sylwetkom w ciemnościach. Skąd do cholery mam wiedzieć, czy Tom tam jest ? Może to jacyś seryjni gwałciciele czyhający na zagubione istoty ? BREDZISZ ! Odezwała się dawna znajoma wewnątrz mnie.
Jedna z postaci stojących naprzeciw, widząc mnie, rzuciła gestem ręki do kierowcy i podążyła w moim kierunku. Struchlałam. Mrużąc oczy, próbowałam dostrzec w niej kogoś znajomego, lecz ciemność panująca na parkingu uniemożliwiała mi obiektywną ocenę.
Coś podpowiadało mi, bym przestała stać, jak kołek i wreszcie coś przedsięwzięła. Czyżby wewnętrzna wojowniczka zmieniła postawę ?
Z cichej i zakotwiczonej gdzieś głęboko we mnie, do szturmującej mój umysł, dyktatorki. Dałam kilka kroków naprzód.
Kiedy wreszcie tajemnicza postać była na tyle blisko, bym mogła zobaczyć zarys jej twarzy, na chwilę odetchnęłam z ulgą. Lecz już po chwili mrowienie w brzuchu i to poczucie, że robię z siebie kompletną idiotkę, było nie do zniesienia.
- Przyszłaś po więcej ? Podchodząc, chłopak rzucił mi szelmowski uśmiech.
- Tom...ja...Zaczęłam dukać, co było zrozumiałe w mojej sytuacji. On natomiast patrzył na mnie z każdą chwilą coraz wyżej
unosząc brwi. - Pokłóciłam się z Gregorem. Dodałam po chwili, natychmiast odwracając wzrok, szukając punktu zaczepienia
w czymkolwiek innym, niż jego pełna ironii, twarz.
- Mam z nim pogadać ? Zabrać na piwo ? Pocieszyć cię ? Ciebie zabrać na piwo ? Wkładając ręce do kieszeni kurtki, wzruszył ramionami, kręcąc oczyma dookoła mojej osoby.
- Nie...Odparłam cicho. - Przepraszam, nie powinnam była...Odwróciłam się mając zamiar odejść.
Co ja sobie myślałam ? Nie chcę dopuścić, aby ktoś bawił się moimi uczuciami, a tymczasem robię identycznie. Tom jednak chwytając mnie za nadgarstek, w ostatniej chwili zmusił mnie do ponownego spojrzenia mu w oczy. Machnął ręką na swoich towarzyszy, a już po chwili van wyraźnie czekający na niego, odjechał.
- Odprowadzić cię do domu ? Rzucił, wpatrując się we mnie, swoimi wielkimi, błękitnymi oczyma.
Skinęłam głową nic już nie mówiąc. Czy ten stan rzeczy wymagał jakichkolwiek słów ? Miałam wrażenie, że ja to dwie całkiem odmienne osoby. Jedna pożąda, druga odpycha.
Ruszając w stronę bocznej części miasta, oboje milczeliśmy. Każde z nas czekało chyba na to, aż drugie łaskawie powie, że dziś wyjątkowo zimno. Musiałam się wreszcie odważyć.
- Porozmawiamy ?
- O tym co wydarzyło się pod klubem ? Chętnie. Odparł.
- Okłamałam cię. Spuściłam wzrok, wyjmując ręce z kieszeni żakietu
i przykładając je do ust, zaczęłam nerwowo w nie chuchać, chcąc choć trochę się rozgrzać.
- Okłamałaś ?
- Przyszłam wtedy na lotnisko. Wymamrotałam, przełykając ślinę tak intensywnie, że rozbolało mnie gardło.
Blondyn słysząc to, przystanął i wgapiając się w moją osobę, lekko uśmiechnął. Po krótkim czasie zaczął kręcić głową i śmiejąc się, co jakiś czas rzucał mi wątpliwe spojrzenie.
- Nie spodziewałem się tego po tobie.
- Dlaczego ?
- Zostawiłabyś wszystko ? Nie chce mi się wierzyć. Nadal co chwilę parskał śmiechem, który był chyba pomieszany z prawdziwym niedowierzaniem i...szczęściem ?
- Namieszałeś mi w głowie. Wcale tego nie chciałam. Rzuciłam cicho, znów ruszając przed siebie.
- Więc o co chodzi ?! Wrzasnął nagle, wciąż stojąc
w miejscu. - O Gregora ? O rodzinę ? Jego pełen ironii, głos rozbrzmiewał teraz po całej, pustej ulicy.
- O mnie ! Wykrzyknęłam, nagle wybuchając nieokiełznaną salwą dzikiego płaczu, uświadamiając sobie, że wszystko się wydało.
Tom, choć wcale się tego nie spodziewałam, zjawił się przy mnie
i z początku nie bardzo wiedząc, co robić, już po krótkim momencie wtulał mnie w siebie, jak pluszową zabawkę.
- Przestań się mazać. Dodał, po czym każąc mi na siebie spojrzeć, uśmiechnął się radośnie. Sama mimowolnie uśmiechnęłam się przez łzy.
To wszystko nie mieściło się w głowie. Czułam przy nim coś niesamowicie karygodnego w moim przypadku. Nieuchronną klęskę, do której doprowadzał mnie swoją obecnością. Żądzę, nad którą nie potrafiłam zapanować.

Cała droga do domu była, jak sen, z którego trudno było się obudzić. Choć mróz zacinał, a ja miałam na sobie jedynie niezbyt ciepły żakiet, wcale nie czułam zimna.Tom okazał się być szczerym do bólu, wiecznie uśmiechniętym, optymistą/ Mogłam z nim porozmawiać o wszystkim
i o niczym. Poznać go, choć tak naprawdę w ogóle tego nie potrzebowałam.
Ciemność w oknach mojego domu sugerowała, że rodzice ani myśleli wrócić przed północą.
- Dziękuje. Spuściłam wzrok. - Za wszystko.
- Drobiazg. Uśmiechnął się, z powrotem wkładając zmarznięte ręce do kieszeni kurtki.
Chwilowa cisza, niezręczna cisza, aż prosiła się aby ją przerwać. Wahaniom zarazem nie było końca.
- Wejdziesz ? Mruknęłam pod nosem, po chwili spoglądając na chłopaka z zakłopotaniem wymalowanym na twarzy.
Tom wzruszył tylko ramionami i bez zbędnych słów, oboje podążyliśmy do drzwi. Otwierając je, wpuściłam mojego gościa do środka, sama wchodząc.
- Niewiele się zmieniło od mojej ostatniej wizyty. Rozglądając się, odnalazł mój wzrok, który nadal był nieśmiały i roztargniony.
- Nie ma czasu, aby cokolwiek zmieniać. Odrzekłam, zdejmując żakiet
i kierując się do kuchni. - Napijesz się czegoś ?
- Wystarczy woda. Usiadł na jednym z kuchennych stołków, przyglądając mi się uważnie.
Ja natomiast, nalałam wody do szklanki, podstawiając mu ją przed nos, prosząc w duchu, aby przestał.
- Ale nigdy nie byłem w twoim pokoju. Upijając łyk wody, obdarował mnie zawadiackim uśmiechem.
Skrzywiłam się, po chwili parskając śmiechem. Miała to być reakcja na świdrujące mój brzuch, motyle.
- Mogłabym pomyśleć, że masz niecne zamiary. Spojrzałam na niego niepewnie, marszcząc czoło.
- Niecne ? Zdziwił się, upijając spory łyk wody. - Rozwiniesz myśl ? Uśmiechnął się po chwili, dodając do tego rozbawiony wyraz twarzy.
- Chyba nie ma takiej potrzeby...po...poza tym...Nerwowo oblizując usta, odwróciłam się i bez większego namysłu zmierzyłam na górę.
Blondyn z miną zagubionego włóczęgi, odsunął się od kuchennej wysepki i stawiając na niej szklankę, ruszył za mną.

Serce podchodziło mi do gardła. Czułam się jakbym była niedotleniona. Kręciło mi się w głowie, a w oczach pojawiać się zaczęły dziwne kształty, odbijające się od ścian korytarza.
Otworzyłam drzwi mojego pokoju, wchodząc do środka i próbując opanować zdenerwowanie, które objawiało się trzęsącymi się, jak osika dłońmi.
Tom stanął w drzwiach i obejrzał dokładnie całe wnętrze.
- Szału nie ma. Roześmiał się, wchodząc i zamykając drzwi.
- Nie lubię przepychu. Odparłam szybko, spoglądając na jego poczynania. W przeciwieństwie do mnie, był niezwykle spokojny. Podszedł do komody, na której stało owe zdjęcie przedstawiające mnie i...mojego chłopaka, po czym chwytając je do ręki, zaczął obracać je
w dłoniach. W pewnym momencie miałam pewność, że mu z nich wypadnie i z tej pięknej historii zostanie już tylko sterta potłuczonego szkła.
- I co ja mam z tobą zrobić ? Zapytał, opierając się o szafkę i lustrując wzrokiem moją kontrakcję. Nie doczekał się jej jednak, ponieważ ani trochę nie wiedziałam, jak się zachować. Każda komórka mojego ciała nakazywała w tej chwili, ostrożność. Nerwowo przygryzałam dolną wargę, próbując skupić się na jego twarzy, która teraz niewiele mi mówiła.
Odbijając się ospale od mebla, ruszył nagle w stronę kosza na śmieci.
- Co robisz ? Drgnęłam nagle.
- Pozbywam się jedynego problemu. Odparł, przystając nad wiklinowym koszem i wciąż obserwując mój wzrok.
- Przestań. Mój cichy, niezdecydowany głos wcale nie odwiódł go od tego, co za chwilę zamierzał zrobić.
Uniósł nieznacznie głowę, a na jego twarzy pojawiło się lekkie zdziwienie.
- Jeśli nie ja, to kto ? Powiedział stanowczym tonem, który przeszył mnie na wskroś, po czym bez większych spekulacji, wypuścił z rąk szklaną ramkę, która z łoskotem powędrowała do kosza.
Serce mi stanęło. Jak mógł ?
- Nie musiałeś tego robić. Powiedziałam, natychmiast odwracając się. Nie chciałam, żeby teraz oglądał mój przykry wyraz twarzy świadczący o moim wewnętrznym zagubieniu w sytuacji.
Założyłam ręce na piersiach, próbując obrazić się, jak małe dziecko, zniechęcić go do siebie na tyle, żeby nie był w stanie mi zagrozić. Lecz już po chwili czułam. Dręczące mnie ciepło, dreszcze na całym ciele
i jego gorący oddech na mojej szyi.
Objął mnie w talii, przyciągając do siebie na tyle mocno, że czułam na plecach, bicie jego serca, które ani trochę nie zdawało się przyspieszać.
To niesprawiedliwe ! Bo kiedy ja mało nie schodzę na zawał, on stoi niewzruszony, jakbym ani trochę go nie pociągała. To było frustrujące.
Niedługo jednak byłam w stanie ukryć przerażenie w moich oczach. Chwytając mnie za nadgarstek, jednym zwinnym ruchem, odwrócił mnie przodem do siebie. Wpatrując się w każdy milimetr mojego oblicza, pozostawał spokojnym.
- Coś mi to przypomina. Odezwał się po chwili, uśmiechając lekko.
- Co ?
- Wtedy też się tak trzęsłaś. Mam powtórzyć kwestię z wtedy ?
- Proszę...Nie. Mruknęłam ostatkiem sił, odwracając wzrok. To było coś niezwykłego. Nagle poczułam się niezmiernie ciężka, zmęczona, jakby odbierał mi resztki sił i rozsądku.
Przykładając palec wskazujący do mojego podbródka, ujął go lekko
i z każdą sekundą nakazywał mi zbliżać się do niego, coraz bliżej i bliżej. Huragan w mojej głowie potęgujący się z każdą chwilą, był już na tyle silny, że nie miałam już dostatku woli aby się powstrzymać.
- Pocałujesz mnie wreszcie ? To było silniejsze ode mnie. Od kiedy wewnętrzna wojowniczka ma kontrolę nad moim językiem ?
Tom spojrzał na mnie, kręcąc głową. Jego usta zacisnęły się w cienką linię.
- Nie. Odrzekł, przekrzywiając głowę. - Pozostawię cię w tym stanie do końca mojej wizyty.
- Co ?! Zmarszczyłam czoło, odsuwając się. - Mścisz się za to, że poszłam do Gregora tuż po tym, kiedy się z tobą całowałam ?
Zastanowił się przez chwilę. Wyglądało to na istny teatr w jego wykonaniu. Każdy ruch był dokładnie zaplanowany.
- Moja mściwość nie zna granic, prawda ? Jego oczy, teraz zimne i puste, wpatrywały się w moją osobę bez krzty wzruszenia. Aczkolwiek bawiło go to. Tak. Bawiła go moja żałosna próba ponownego zbliżenia się do niego.
- Nic z tego nie rozumiem. Bąknęłam cicho, odwracając się i świdrując wzrokiem ciemną ścianę pokoju.
- Zadzwoń do niego, wasza kłótnia, to przez nadmiar tequili. Usłyszałam tuż przed tym, jak drzwi mojego pokoju zamknęły się z nijakim jękiem.
Mrużąc oczy, pragnęłam by nie popłynęły z nich łzy. To jednak marne błagania. Wybuchłam. Wszystko co trzymałam na wodzy, wypłynęło na powierzchnię. Nie mogłam się oprzeć uczuciu, że pragnął mnie jedynie zranić. Pragnął, bym poczuła się tak, jak on wtedy.
Mimo wszystko, w pośpiechu wdychając kolejne hausty powietrza, wybiegłam z pokoju, ruszając po schodach z prędkością światła, niosąc za sobą odgłos stada pędzących koni.
- Stój !!! Wrzasnęłam, dobiegając do drzwi wejściowych
i otwierając je. - Zatrzymaj się ! Słyszysz ?!!! Mój krzyk siał desperację, kiedy widziałam odchodzącą postać, nie reagującą na moje wołanie.
Nie zwracając uwagi na panujący ziąb, wybiegłam na zewnątrz
i ignorując ostrożność, ruszyłam za nim.
Wmawiałam sobie przez ten cały czas, że mogę się poddać, uciec od prawdy, ale teraz ona sama do mnie przybiegła, skamląc, jak bezdomny pies.
Tom jednak nie miał zamiaru do mnie przybiegać. Doganiając go, chwyciłam za jego nadgarstek.
- Czego ode mnie chcesz ?! Wrzasnął, echo jego głosu odbiło się od połaci lasów okalających mój dom.
Spojrzałam na niego z żalem, który zaczął wydobywać się z moich oczu. Łzy nie były jedynym problemem.
- Nie traktuj mnie w ten sposób. Szepnęłam, zagłuszając
łkanie. - Powiedz, że nie chcesz mnie więcej widzieć, że mnie nienawidzisz, cokolwiek, ale nie karz mnie za coś, na co nie mam wpływu.
- Przykro mi. Ja też nie mam na to wpływu. Wywinął rękę z mojego uścisku i nie próbując już zmusić się do spojrzenia mi w oczy, ulotnił się.

3 komentarze: