poniedziałek, 25 listopada 2013

20 - Koszmarze, wróciłeś ?

Trochę wcześniej, niż to miałam zamiar uczynić, wypuszczam kolejny rozdział, mam nadzieje, że się spodoba. :-)

Choć Grette i Juan zarzekali się, że była to świetna impreza, ja byłam zdania, że była to jedna wielka klapa.
Sebastian poczuł się urażony moją postawą. Przyznaję, broniłam Gregora, bo tak naprawdę, jak widać kompletnie nic o nim nie wiem.
W życiu nie czułam się aż tak bardzo wystawiona do wiatru, choć właściwie nikt nic mi nie zrobił. Czy mieliście tak kiedyś ? Czy świadomość, że ktoś bliski jest wam tak odmiennie obcy, pozwalała wam normalnie funkcjonować ? Zagubiona...taka właśnie jestem.
Nieubłaganie nadszedł dzień przyjazdu skoczków do Innsbrucka. Ten miesiąc był jakby wycięty z mojego życiorysu. Dni mijały, a ja widziałam jedynie wyrywane kartki z kalendarza. Chciałam wreszcie móc przytulić się do Gregora i zapomnieć o tej całej sprawie, która przez ostatnie dwie noce spędzała mi sen z powiek.

Grette ochoczo dodawała kolejne składniki do swojego specjału, omleta a'la Gretts, co jakiś czas rzucając mi rozpromienione spojrzenie, które gasło po starciu z moim ponurym, półmrocznym wzrokiem. Siedząc na stołku kuchennym tuż obok Juana, który dziś również był uśmiechnięty, a to pewnie za sprawą randki z Jess, przypatrywałam się im z lekkim zmieszaniem.
Dlaczego się nie cieszę ? Dziś wreszcie po długim rozstaniu zobaczę mojego chłopaka. Jednak ta myśl ani trochę nie pomogła mi się uśmiechnąć.
- Rozchmurz się ! Powiedziała stanowczo Grette, podsuwając mi pod nos talerz z omletem, który bądź co bądź wyglądał, jak potraktowane blenderem ziemniaki.
Uśmiechnęłam się nikle, grzebiąc widelcem w daniu. Nie miałam ochoty na jedzenie.
- Dziewczyny, będę musiał was opuścić. Rzucił po chwili Juan, wstając
i sięgając po kurtkę. - Umówiłem się z Jess. Spotkamy się na imprezie ?
- Jasne. Odrzekła Grette.
- Jakiej imprezie ? Podniosłam wzrok, próbując zrozumieć, o czym mówią.
- Mika organizuje dziś przyjęcie. Nie wiem dla kogo, ale jesteśmy zaproszeni. Roześmiała się Grette, po czym wkładając do ust pokaźną porcję omleta, pospiesznie podążyła na górę.
- Nie wiedziałam. Spojrzałam na Juana, który obdarował mnie wyrozumiałym spojrzeniem, lecz już po chwili zniknął za frontowymi drzwiami.
Impreza ? Jak zwykle dowiaduję się ostatnia. Odsunęłam od siebie tę papkę zaserwowaną przez Gretts i również udałam się na górę.
- Ty też gdzieś się wybierasz ? Stanęłam w drzwiach mojego pokoju
i widząc Grette przebierającą w stercie ubrań, zmarszczyłam czoło.
- Tak. Mika poprosił mnie o pomoc w przygotowaniu sali. Mam nadzieje, że się nie gniewasz.
- Nie. Położyłam się na łóżku, przymykając oczy.
- Nie jesteś zazdrosna o Jess ? Grette mówiąc to parsknęła niekontrolowanym śmiechem.
- Ani trochę. Również się roześmiałam - Cieszę się, że Juan ma z nią tyle wspólnego.
Wreszcie da mi spokój, pomyślałam, w duchu kręcąc głową. To dziwne, ale nagle zaczęło brakować mi samotności. Chwili na przemyślenie wszystkiego, na zastanowienie się, co dalej ?
Dźwięk telefonu znów przerwał moją próbę skupienia się. Uniosłam go w górę i widząc na wyświetlaczu uśmiechniętą na zdjęciu twarz Gregora, natychmiast odebrałam.
- Tak ?
- Właśnie idę na pierwszy trening. Może przyjedziesz ? W jego głosie czułam nutę ekscytacji pomieszanej z ogólnym zmęczeniem materiału.
- Dobrze. Odparłam krótko.
- Kocham cię. Dodał po chwili, po czym szybko się rozłączył. On mnie kocha. Właśnie przed chwilą mi to oznajmił. Wewnętrzna wojowniczka nakazywała skakać ze szczęścia, no, ale cóż...rzadko jej słuchałam.
12:30 nie wskazywała najlepiej. Moi rodzice mieli wrócić przed 14:00. Dom był w nie najgorszym stanie, więc chyba nie będą źli, jeśli znów zniknę na kilka godzin. Ostatnio rzadko z nimi rozmawiałam. Przestałam czuć więź między nami, między mną a mamą powstała jedna, wielka czarna dziura.
- Gregor ? Grette przymierzając kolejną z rzędu bluzkę, wreszcie utkwiła swój wzrok na mojej osobie.
- Tak. Muszę się zbierać. Mam jechać pod Bergisel. Mówiąc to zerwałam się, niczym oparzona, zdejmując bluzkę w drodze do łazienki.
Ten dzień to jakiś koszmar. Nie rozmawiałam z nim od tygodnia,
a kiedy w końcu zadzwonił, wypowiedziałam jedynie dwa słowa. Sonja ! Weź się w garść ! Alter ego apelowało, coraz jaśniej dając do zrozumienia, że popadam w paranoję.
Szybka kąpiel w kokosowym olejku, ciepły, miękki ręcznik i rześka głowa. To nieprawdopodobne, jak woda wygładza zmysły.
Ciemne jeansy, biała bokserka pod karmelowym, luźnym swetrem. Włosy w artystycznym nieładzie. Trudno uwierzyć, że jeszcze przed chwilą przedstawiałam wrak człowieka.
Kiedy wyszłam z łazienki, Grette właśnie zbierała się do wyjścia. Odziana w różową kurtkę i śniegowce tego samego koloru, uśmiechnęła się promiennie.
- Zadzwonię. Rzuciła, po czym wyszła pospiesznym krokiem.
Skinęłam głową, pakując do torby telefon, rękawiczki i pomadkę ochronną. Założyłam płaszcz i owijając się zielonym szalikiem
z porobionymi z frędzelków, warkoczykami, co było efektem braku zajęcia, również opuściłam mój pokój.
Po drodze sprawdziłam czy aby na pewno dom jest w dopuszczalnym do użytku stanie, po czym zamykając drzwi na klucz, ostrożnie zeszłam po oblodzonych stopniach werandy.
Mróz dziś szczególnie dawał się we znaki. Czułam go na moich odsłoniętych policzkach i nosie, który momentalnie zrobił się purpurowy.
Mimo to, postanowiłam się przejść. Do przystanku niedaleka droga, więc przy okazji mogłam przeanalizować przyczyny mojego karygodnego humoru.
Skrzypiący pod podeszwami, świeży śnieg wprawił mnie w przyjemny stan. Kto by pomyślał, że lekiem na depresyjne, schizofreniczne postrzeganie świata, okaże się śnieg, zamiast słońca, jak to miało miejsce w Madrycie.
Obserwowałam spadające z nieba, wielgaśne płatki owego białego puchu, zastanawiając się, jak skończy się ten dzień. Nie miałam ochoty na imprezę, na gapiących się ludzi. Wolałam ten wieczór spędzić tylko w jego obecności.
Widząc podjeżdżający pod przystanek autobus, ruszyłam szybkim krokiem, w jego stronę. Wsiadając w ostatniej chwili, wymieniłam
z kierowcą porozumiewawcze spojrzenie, kasując przy okazji bilet. Zajęłam miejsce na przodzie i wkładając do uszu, słuchawki, pogrążyłam się w spokojnych rytmach Sóley.

Podróż wydawała się być krótsza, niż zwykle. Autobus zatrzymał się na przystanku, przy niewielkim zagajniku. Wysiadłam i czując wiejący wiatr, poprawiłam szal, który swoimi końcami smagał mnie po twarzy.
Powolnym krokiem podążyłam naprzód. Widząc pokaźne grupy ludzi
z flagami poszczególnych krajów, wiedziałam, że idę w dobrym kierunku. Nie byłam w tej części miasta, więc ciekawiło mnie każde drzewo, każdy budynek.
Po kilkunastu metrach, zza zagajnika wyłonił się olbrzymi obiekt skoczni narciarskiej. Zaparło mi dech w piersiach. Na ekranie telewizora wyglądało to nieco inaczej, mniej przerażająco.
Niewielki obręb został oddzielony od reszty terenu, żelazną barierką. Zza niej dało się dostrzec drewniane domki z naklejonymi na ich drzwiach flagami. Finlandia, Austria, Norwegia, Słowenia. Pasmo tych malutkich jednopomieszczeniowych budynków ciągnęło się
w nieskończoność. Zapowiadało się ciekawie.
Podeszłam bliżej. Przerośnięty, łysy mężczyzna w oficerskich butach, bluzie z napisem security, wpuszczał po kolei każdego, sprawdzając bilety.
Bilety ? Ja nie miałam biletu. Podchodząc do barierki, rozejrzałam się po owym terenie. Mnóstwo skoczków z nartami opartymi na ramieniu, kręcących się tam i z powrotem.
- Chyba go tu nie znajdę. Szepnęłam do siebie, wkładając ręce do kieszeni, nadal obserwując.
Jednak po jakimś czasie sterczenia w mrozie dostrzegłam coś, co przykuło moją uwagę. Wysoki brunet, podążający w moim kierunku,
z torbą na ramieniu i długaśnymi nartami na drugim.
Uśmiechnęłam się szeroko na jego widok. Jego uśmiech promieniał już z odległości.
- Panna Zachovic ! Wrzasnął, podbiegając, stawiając narty na ziemi
i opierając je o barierkę, jednym susem przeskoczył przez nią i zamknął mnie w swoich objęciach.
- Pan Schlierenzauer. Szepnęłam, wtulając się w niego najmocniej, jak tylko potrafiłam. Ochroniarz obrzucił nas obojętnym spojrzeniem. Poczułam nad nim nagłą przewagę. Bo widzisz panie osiłku, ja nie potrzebuję biletu, pomyślałam uśmiechając się.
- Tęskniłem. Uchylając się, lekko uniósł mój podbródek, wymierzając celny, krótki lecz namiętny pocałunek w moje spierzchnięte od mrozu, usta.
- Ja też. Oderwałam się od niego, przyglądając się jego twarzy, którą teraz trzymałam w dłoniach.
- Gotowa na wieczór ?
- Myślałam, że...
- Wiem i przepraszam, ale muszę tam być, to przyjęcie dla wszystkich ekip. Puścił mi smutne spojrzenie, po chwili znów
się uśmiechając. - Godzinka albo dwie, nie zepsuje tego wieczoru, prawda ?
Westchnęłam cicho, uśmiechając się nieśmiało.
- No dobrze. Przewróciłam oczyma, znów przykładając skroń do jego torsu.
- Przyjadę po ciebie o 19:00. Muszę jeszcze wpaść do domu.
- Ile masz teraz czasu ? Spojrzałam na niego od razu smutniejąc na myśl, że znów mnie opuści.
- Niewiele. Ale obiecuję, że czas szybko zleci.
- Chyba tobie. Roześmiałam się, gładząc dłonią po jego zimnym policzku.
- Chodź ! Poznam cię z resztą ! Powiedział donośnym głosem, zabierając narty i znów przeskakując na drugą stronę żelaznej barykady.
- Gregor, ale...
- Nie marudź !
- Oh !! Żachnęłam się i z jego małą pomocą, również pokonałam barierkę, spoglądając na bezradnego w tej sytuacji ochroniarza.
Podążyłam za Gregorem, który pewnym krokiem ruszył w stronę jednego z drewnianych domków.
Już po chwili zauważyłam wychodzącego z niego blondyna.
- Morgi ! Wrzasnął Gregor, wznosząc rękę w górę. Podchodząc do chłopaka, uśmiechnęłam się szeroko, odsłaniając zęby. - Poznaj Sonję.
- To ty ! Greg ciągle o tobie gada, aż nie chce się tego słuchać. Roześmiał się blondyn, ściskając przyjaźnie moją dłoń. - Thomas.
- Mówi o mnie ? Zdziwiłam się, spoglądając na bruneta, który wyraźnie się speszył. - Miło cię poznać.
- Gdzie reszta ? Spytał Gregor, marszcząc czoło.
- Na górze, tobie też radzę tam jechać.
- Ojej, przeszkadzam. Natychmiast się wycofałam, obrzucając obojga niepewnym spojrzeniem.
- Poczekaj tu. Rzucił Gregor, udając się wraz z Thomasem w stronę obiektu. Nim zdążyłam głęboko zaprotestować, obaj zniknęli z mojego pola widzenia.
- No pięknie. Żachnęłam się, zrezygnowana, siadając na jednym
z drewnianych stopni, prowadzących do domku Austriaków.
"Poczekaj tu." Ile mam czekać ? Godzinę ? Bo jeśli tak, wracam do domu. Tyłek mi odmarza już teraz, a przecież siedzę tu niespełna kilkanaście sekund.
Chcąc jakoś urozmaicić sobie ten czas oczekiwania na Gregora, postanowiłam pozwiedzać. Wstałam, otrzepałam z szalika puch, który zdążył na niego napadać, kiedy to tkwiłam w miejscu i ruszyłam
w stronę miasteczka skoczków.
Mijałam kolejne domki, co jakiś czas stając się obiektem obserwacji poszczególnych zawodników.
Nagle, czując wibracje telefonu w mojej torbie, przystanęłam
i rozpoczynając poszukiwania, kompletnie przestałam się interesować tym, co dzieje się dookoła.
Szukać telefonu w mojej torebce, to jak poszukiwania szczęścia w worku bez dna.
- OOH !! Westchnęłam głośno, ze złością, nadal czując, że telefon daje
o sobie znać.

- Uważaj ! Ktoś za mną wrzasnął, a już po chwili poczułam piekący ból
w okolicy prawego pośladka.
- HEEJ ! Wrzasnęłam pretensjonalnie, za niechając poszukiwań komórki i odwracając się.
To co zobaczyłam, zwaliło mnie z nóg. Wysoki, szczupły blondyn
o prostych, średniej długości włosach, przyglądał mi się ze skwaszoną
i nieco zdziwioną miną.
Obok mnie leżała niebieska piłka do siatkówki. Przedmiot, którym zostałam potraktowana.
Pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy ? "Wiej, Sonja ! Wiej !" Aczkolwiek nie miałam zamiaru dawać mu satysfakcji.
Obok niego stało jeszcze kilku chłopaków, w takich samych czerwonych kurtkach. Wszyscy przyglądali się z zaciekawieniem całej tej farsie. Obrzuciłam ich przelotnym spojrzeniem, unosząc podbródek, dodając sobie pewności siebie. Podniosłam piłkę ostatkiem sił, które pozostały w fazie niezszokowanej i biorąc głęboki wdech, ruszyłam naprzód.
Przystając przy niebieskookim, podałam mu ją i z grobową miną, odwróciłam się na pięcie, mając plan, który zakładał natychmiastową ewakuację. Jednak moja próba zakończyła się fiaskiem.
Stanął naprzeciw mnie z wymalowanym na twarzy szerokim uśmiechem.
- Znów się spotykamy. Rzucił melodyjnie, uwidaczniając przeurocze dołeczki w obydwu policzkach.
- Niestety. Mruknęłam, próbując wyminąć osobnika, który nadal zagradzał mi drogę.
- Gdybym chciał cię unikać, nie przyszedłbym pod twój dom. Mówiąc to, blondyn parsknął śmiechem.
Nie przyszło mi do głowy, że mogę go tu spotkać. Ależ ja głupia ! Nie mając pomysłu, jak wybrnąć z tego impasu, uśmiechnęłam się szyderczo i nic nie mówiąc, wyminęłam go, manewrując kilka razy na boki.
- A jednak wtedy nie przyszłaś ! Usłyszałam za sobą jego donośny, pewny i nieco ironiczny głos.
I wtedy coś uwolniło się z klatki, głęboko schowanej we mnie. Poczułam nieogarniętą złość. Moje policzki zaczęły piec z gorąca, a zmarznięte dłonie zacisnęły się w pięści.
Odwróciłam się i pewnym krokiem podeszłam do chłopaka, który lekko zmieszany moją nagłą zmianą zachowania, stanął w miejscu
i z niepewną miną obserwował moją twarz.
- Masz rację ! Nie przyszłam ! Po tym zdaniu, które wręcz wyrzuciłam
z siebie, nagle zamilkłam szukając odpowiednich słów, próbując być tym samym wiarygodną. - Nie jestem tania. Wysyczałam, po czym czując, że z nerwów przygryzam dolną wargę, znów obdarzyłam go widokiem moich pleców, po czym ruszając do przodu, modliłam się, żeby znów czegoś mi nie wykrzyczał.
Spotkałam się jednak z ciszą, co wbrew pozorom zaskoczyło mnie. Myślałam, że ma mi dużo do powiedzenia, zważywszy na to, że sama wcześniej nie wydawałam się zbyt wiarygodna.
To znowu się działo. Znów traciłam poczucie rzeczywistości. Znów to wrażenie, że ktoś zasłania mi cały światopogląd. Mogłabym przysiąc, że Tom, to jakiś szaman. Rzuca uroki na niewinne kobiety, potrzebujące do życia jedynie jasnych sytuacji i braku podejmowania samodzielnych decyzji.

1 komentarz:

  1. Świetny !!! Czekam na następny :D I zapraszam http://lifecanbemarvellous.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń