I'm a disappearing act, unpoorly
But if I ever get it right you'll miss me, sorely...
Kompletnie wyczerpana, weszłam do domu i rzucając cały sprzęt na środku holu, usiadłam na jednym z kuchennych krzeseł, opierając czoło o blat stołu.
Nigdy nie sądziłam, że sama próba utrzymania się na nartach, może być aż tak męcząca. Na dodatek to kogo tam spotkałam.
Myślałam o tym przez resztę dnia. Chciałam też zadzwonić do Juana. Wszak prawie natychmiast sama odwiodłam się od tego pomysłu.
Co bym mu powiedziała ? Jakich słów użyła, by odzwierciedlić to, jak mi przykro ? Nigdy nie byłam dobrym mówcą, a już na pewno nie
Co bym mu powiedziała ? Jakich słów użyła, by odzwierciedlić to, jak mi przykro ? Nigdy nie byłam dobrym mówcą, a już na pewno nie
w przypadkach, kiedy musiałam przepraszać.
Rodzice wrócili szybciej, niż myślałam. Wieczorem przy świetle małej lampki w jadalni i świecach na stole, zasiedliśmy do kolacji.
- Widziałem, że byłaś na zakupach.
Tata, wkładając do ust pokaźny kawałek pieczeni, spojrzał na mnie uśmiechając się porozumiewawczo.
- Postanowiłam poznać tutejszą kulturę.
- A poznałaś kogoś poza kulturą ? Wtrąciła mama, chichocząc cichutko.
- Nie dojrzałam nikogo ciekawego. Odpowiedziałam wymijająco, upijając spory łyk czerwonego wina. - A jak wam poszło ?
- Oh, kochanie...chcesz słuchać o kontraktach podpisywanych przez ojca ?
- Czyli jednak coś podpisaliście. To duża umowa ?
- Jakby na to nie spojrzeć, korzystna. Oznajmił tato, gestem obu dłoni kończąc temat interesów.
W tej chwili poczułam, że ta przeprowadzka wcale nie musi być taka tragiczna. Skoro oni są szczęśliwi, dlaczego miałabym to psuć swoimi grymasami ?
Oczywiście, tęskniłam za słońcem, Madrytem, Grette, Juanem i innymi, ale przecież nikt nie trzyma mnie tu na siłę. Zawszę mogę do nich jechać albo oni mogą odwiedzić mnie.
Inaczej zaczęłam patrzeć na perspektywę życia tutaj. I to chyba nie kwestia drugiego kieliszka wina.
Uśmiechając się szeroko, odłożyłam sztućce na bok i podziękowałam za posiłek, wstając od stołu.
- Pójdę się położyć. Dobranoc. Oznajmiłam, kierując się na górę.
Przez cały wieczór zastanawiała mnie ta sytuacja, słowa tego chłopaka ze stoku. Gregora...
Był taki pewny siebie, obojętny. Czy tak w Innsbrucku zdobywa się uwagę kobiety ? Jeśli tak, to jest to nieodpowiedni sposób. Ciśnie mi się na usta stwierdzenie ''brutalny''.
Aczkolwiek w tej jego obojętności było coś pociągającego. Przez chwilę też przywołałam jego słowa. Kazał mi być gotową, jutro. Cokolwiek to znaczyło, nie miałam zamiaru iść jutro na stok. Po tak wyczerpującym dniu, potrzebowałam kilku na odpoczynek.
Położyłam się do łóżka z przekonaniem, że nie muszę wstawać wcześnie następnego dnia. Jednak leżąc tak i przyglądając się chropowatej teksturze sufitu, nadal myślałam o Juanie. Nie odpisałam mu ma jego e-maila. Zdaję sobie sprawę z tego, że może wcale tego nie oczekuje, ale powinnam była podziękować mu za jego szczerość. Nie zrobiłam tego, co świadczy o mnie, jak o paskudnej przyjaciółce.
Nie wiedzieć kiedy, zasnęłam...
Biały puch otulał całe moje ciało, słońce w pełnej krasie, ogrzewało moją twarz, wiatr zawiewał moje ciemne włosy. Chmury tworzyły piękne wzory. Specjalnie dla wyobraźni. Mogłam zacząć marzyć
o niekończącym się nigdy romansie bez skazy. Mogłam zatopić się
w otchłani własnych fantazji...jednak ten spokój, ta wieczna cisza przestała mieć znaczenie. Ktoś nagle wdarł się do mojej głowy, zakłócił te promienie padające na mnie w linii prostej.
Ta postać wcale nie reagowała na moje głębokie, pełne rozgoryczenia wywody, wręcz przeciwnie. Słychać było gromki śmiech, wesoły
i akompaniujący rytmom muzyki country...
...Wzdrygnęłam się, słysząc stukot szklanek w kuchni. Przez chwilę dochodząc do siebie, nie mając pomysłu, na to, co mógł znaczyć ten dziwaczny sen, w którym niezidentyfikowana osoba doprowadziła mnie do wewnętrznej nostalgii, opierałam się łokciami o nagłówek łóżka.
Wyłapując jednak nie tylko odgłosy kuchenne wydawane przez mamę, zaintrygowana, wstałam i nie wiele myśląc, w piżamie skierowałam się w stronę schodów.
Stopień po stopniu, odgłosy stawały się coraz bardziej wyraźniejsze. Męski głos...aczkolwiek nie był głosem ojca. Już go słyszałam. Ten sam gromki śmiech...
- Witaj kochana, myślałam, że nigdy nie wygrzebiesz się z łóżka !
Energiczna kobieta potocznie zwana moją matką, doskoczyła do mnie
z prędkością światła. Stałam wpatrzona w nią przez chwilę, nie zważając na to co dzieje się dookoła mnie.
- Nie mówiłaś mi, że masz takich przystojnych kolegów. Szepnęła po chwili, po czym chwytając mnie za rękę, szarpnęła mocno, prowadząc, niczym na egzekucję, w stronę kuchennego segmentu.
Jej słowa dotarły do mnie dopiero po chwili, kiedy to moim oczom ukazał się, siedzący na jednym ze stołków i popijający kawę zaparzoną przez mamę, Gregor.
- Co ty tu...Słowa uwięzły mi w gardle. Zorientowałam się, że piżama
w pluszowe misie, łóżkowa fryzura i kompletny brak makijażu działa na moją niekorzyść.
Chłopak przyglądał mi się z niejaką władzą w oczach. To lekko ironiczne spojrzenie spowodowało, że natychmiast popędziłam na górę.
Zatrzaskując za sobą drzwi mojego pokoju, próbowałam uspokoić myśli...
- Zabiję ją !! Wrzasnęłam, po czym rzuciłam się w kierunku szafy, wyciągając z niej przetarte jeansy i czarną bokserkę. Ubierałam się, wykonując przy okazji codzienną toaletę. Nie pytajcie, jak mogłam robić te dwie rzeczy na raz. Włosy po prostu rozpuściłam...
Zagarniając z oparcia krzesła wielki, wełniany sweter, naciągnęłam go na ramiona i nabierając powietrze do ust, skierowałam się do drzwi..
Pokonując tę samą drogę, zastanawiałam się czy mogłabym jakoś cofnąć czas, aby ta droga okazała się pierwszą w tym dniu.
- Wybacz, że musiałeś czekać.
Zakaszlałam mówiąc to, w sumie sama nie wiem dlaczego. Chciałam zwrócić na siebie uwagę i tak już patrzących na mnie Mamy i Gregora ?..
- Nie ma sprawy. Odparł z szelmowskim uśmiechem, dopijając kawę
i szeroko uśmiechając się do mojej mamy.
- A więc jakie macie plany na dzisiaj ? Mama stanęła obok mnie, umiejscawiając swoje dłonie na moich ramionach, tym samym wprawiając mnie w jeszcze większe zakłopotanie.
- Miałem zamiar pokazać Sonji Innsbruck.
- Świetnie ! A więc bawcie się dobrze, mam nadzieje, że odprowadzisz ją potem do domu. Nie chciałabym aby coś jej się stało, sam wiesz...
Patrzyłam na to z zażenowaniem godnym wyjścia poza skalę.
- Oczywiście, odprowadzę. Spojrzał na mnie. Kąciki jego ust nieznacznie skierowały się ku górze.
Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że to o nim śniłam. Gdy tylko doszło to do mnie na tyle, wyszłam i sięgając po kurtkę i cały asortyment związany z zimą, znów wróciłam do nich wzrokiem.
- Idziemy ? Zapytałam ze zniecierpliwieniem w głosie, po czym nakładając czapkę na skudłane włosy, odgarnęłam je na bok, by choć trochę poprawić widoczność.
Gregor wstał z miejsca i ruszył w moim kierunku, żegnając się jeszcze
z mamą. Był wyższy, niż myślałam.
Minął mnie i otwierając frontowe drzwi, czekał aż łaskawie ruszę tyłek w ich kierunku.
Przekroczyłam próg i rozejrzałam się dookoła. Śniegu chyba przybyło, każde drzewo stało na swoim miejscu, a słońca jak nie było, tak nie było. Bałam się odwrócić słysząc za sobą trzask zamykanych drzwi. Musiał stać dość blisko, gdyż z wiejącym od czasu do czasu wiatrem, czułam tę nutę intensywnych męskich perfum.
- Kiedy powiedziałam o przystojnym instruktorze, chyba nie myślałeś
o sobie...?
Żachnęłam się stojąc nieruchomo, dalej wpatrując w pruszący śnieg.
- Nie zamierzam tracić czasu. Usłyszałam po chwili, po czym chcąc odpowiedzieć równie ciętą ripostą, spotkałam się z widokiem jego pleców.
Widocznie nie miał w głowie czekać na mnie.
- Heej ! Wrzasnęłam, szybko ruszając za nim. - Przyszedłeś do mojego domu, w którym byłeś podejrzanie miły, a teraz ?
- A teraz jesteśmy poza nim. Uprzejmości możemy zostawić na boku.
Odrzekł spokojnie, co jeszcze bardziej dało mi do myślenia. Zatrzymałam się na środku ścieżki, krzyżując ręce na piersiach.
Stałam tak przez chwilę nim zorientował się, że nie mam w planach dalej być jego ogonem. Również przystanął, patrząc na mnie z ironią. Dla mojej mamy, która zapewne podglądała nas przez salonowe okno, mogło wyglądać to dość dziwnie. Para burmuszących się nastolatków, sterczących w śniegu, jakieś kilka metrów od siebie.
- Oh...żartowałem. Wy południowcy nie macie za grosz poczucia humoru.
- Miło. Odparłam, po czym ruszyłam przed siebie. - Więc dokąd idziemy panie z poczuciem humoru ?
- Praktykować coś, w czym jesteś zapewne lepsza od 'stania' na nartach. Oznajmił.
Jego szelmowski uśmiech przyprowadził do mojej głowy same zbereźne myśli. Maskując zażenowanie, ukryłam twarz pod zielonym szalikiem.
- Czy ty się czerwienisz ? Powiedziałem coś nie tak ? Zapytał, jednym ruchem ręki odkrywając moją twarz zza szalika.
- Nie ! Jest zimno. Warknęłam, powtórnie zakrywając i tak już purpurową facjatę.
Gregor roześmiał się w głos jeszcze przez chwilę mi się przyglądając.
- A ty zawsze jesteś taki pewny siebie ?
- Prawie zawsze.
- A kiedy nie ?
- Nie interesuj się ! Powiedział stanowczo, po czym lekko mnie popychając, sprawił, że zaliczyłam spotkanie twarzą w twarz z białą, śniegową zaspą.
- Oszalałeś !
Próbując się z niej wygrzebać, szukałam twardego gruntu, który dawałby mi gwarancje, że nie zapadnie się, gdy położę na nim rękę. Po chwili jednak zauważyłam wyciągniętą dłoń, lecz nie swoją. Ta była męska, aczkolwiek bardzo delikatna i opalona.
Nie chcąc, skorzystałam z pomocy, jakiej udzielił mi Gregor, po czym otrzepując się ze śniegu, co jakiś czas patrzyłam, co robi.
Chłopak wyciągnął aparat i nie pytając o zdanie zrobił mi zdjęcie.
- Osz...
- Tak, oszalałem.
Uśmiechnęłam się tylko, podchodząc bliżej.
- We wszystkich tak bezprecedensowo celujesz aparatem ?
- Tylko w tych ciekawych.
- A co takiego ciekawego jest we mnie ?
Zainteresowało mnie jego postrzeganie ludzi, rzeczy, otaczającego nas świata.
- Jesteś strasznie niezdarna, na dodatek czerwienisz się co jest oznaką braku pewności siebie. To zabawne.
- Tak, a ty jesteś psychoanalitykiem.
- Chodź...my tu gadu gadu, a czas leci.
Chwycił za końcówkę mojego szalika i jak psa na smyczy pociągnął
w stronę bocznej ścieżki prowadzącej do lasu.
- Wolałabym, żebyś powiedział dokąd idziemy.
- Do lasu, nie widzisz ? Im więcej będziesz gadać, tym większy rachunek za usługi cię czeka.
- No dobrze...
Westchnęłam, po czym posłusznie szłam obok niego, rozglądając się co jakiś czas. Chwila...
- Jaki rachunek ?!
Spojrzał na mnie i roześmiał się.
- Usługi kosztują.
- Obrażanie mnie ?
- To w ramach rabatu. Odrzekł, pstrykając kolejne zdjęcie, uwieczniające moją niezbyt rozgarniętą minę.
- Możesz uprzedzać, kiedy robisz zdjęcia ?
- Wtedy tracą całą magię. Nie mogę.
Wzruszyłam ramionami, w zasadzie wiedząc o czym mówi. Tylko prawdziwy artysta jest w stanie zatrzymać w czasie chwilę, która mówi więcej, niż słowa.
- Stop ! Jesteśmy. Nieukrywany entuzjazm objawił się u niego rumianymi policzkami i tymi iskierkami w czekoladowych oczach.
- Przecież nic tu nie ma.
Rozejrzałam się raz jeszcze, by upewnić się, że niczego nie przegapiłam.
- Jak to, NIC ? Przyjrzyj się.
- No przecież to robię.
Obeszłam dookoła jego osobę, wpatrując się w poszczególne drzewa, zimowe ptaszki skubiące coś przy drzewnej korze i w niego.
- I co widzisz ? Przyjrzał mi się pytająco, przestępując z nogi na nogę ze zniecierpliwieniem.
- Ciebie.
Westchnął, lecz po chwili stanął za mną, jedną dłonią chwytając moją talię i wyciągając rękę obok mojej twarzy, palcem wskazał na mały pagórek, na jednym z leśnych zbocz.
Struchlałam czując jego bliskość. Ciepły oddech odbijał się na moim policzku, konkurując z mrozem.
- Co tam jest ?
Uśmiechnął się tylko i chwyciwszy mnie za rękę, oboje podążyliśmy
w tamtą stronę.
Kilka kroków pod górę, wyłoniło cały zarys tamtejszego stoku. Na lewo wyglądająca, jak mała osada, sieć równo ułożonych domków, a po prawej góry.
- Łał...
Łapiąc każdy widok, nie zwracałam uwagi na nic, poza nim.
Gregor wyciągnął przed siebie aparat i sfotografował nasze poważne, zapatrzone w piękno natury, twarze, po raz pierwszy razem.
- Daj ! Wyrwałam mu aparat z ręki i wycelowałam nim w chłopaka. Uśmiechnął się od ucha do ucha, odkrywając szereg równiutko ułożonych, białych zębów. Nacisnęłam guzik, nie sprawdzając nawet, jak wyszło. Podeszłam bliżej i opierając głowę o jego tors, wycelowałam w nas po raz drugi.
- Oddaj, masz za krótkie ręce. Zabrał aparat i po chwili wywalając język w moją stronę, zrobił kolejne zdjęcie...
Czas minął niesamowicie szybko. Dzięki Gregorowi poznałam cały Innsbruck od deski do deski. Milion zdjęć, ciekawych, zapierających dech w piersiach zabytków, krajobrazów, ale także naszych durnych
i śmiesznych min. Ten dzień był jednym z lepszych dni, jakie ostatnio przeżyłam.
Ciemność w oknach mojego domu świadczyła o chwili spokoju. Mrok pochłonął też całe miasto.
Idąc tą samą ścieżką w stronę domu, zastanawiałam się czy to powiedzieć...
Oboje stanęliśmy na werandzie, patrząc na siebie z uśmiechem na ustach.
- Chciałbyś wejść na chwilę ? Chciałabym mieć te zdjęcia.
Chłopak zastanowił się przez chwilę, po czym wzruszył ramionami.
- Skoro muszę...
Oboje się roześmialiśmy, po czym otworzyłam drzwi i zaprosiłam go do środka.
Cisza sugerowała, że nikt poza mną jeszcze nie pomyślał by wrócić do domu.
- Rozgość się. Powiedziałam, po czym zrzuciłam z siebie to ciężkie wierzchnie okrycie i podążyłam do kuchni, krzątając się
i przygotowując gorącą czekoladę z cynamonem.
Znów usłyszałam za sobą uruchomiony flesz aparatu.
- Nigdy nie przestajesz ? Odwróciłam się, patrząc na Gregora z lekką, fikcyjną pogardą.
Uruchomiłam też radio, z którego popłynęły rytmy każdemu dobrze znanej piosenki...http://www.youtube.com/watch?v=NADyiuOPflw
- Twoi rodzice pracują ?
Usiadł na tym samym stołku, na którym popijał kawę rankiem, po czym oparł głowę na swojej dłoni, przyglądając mi się z zaciekawieniem w oczach.
- Tak. Zazwyczaj witam ich albo na kolacji albo wracają kiedy już śpię.
Przysunęłam pod jego nos kubek z gorącym napojem, po czym uśmiechnęłam się promiennie, mocząc usta w swojej porcji.
- Staaaand by me !
Roześmiał się wtórując wokaliście.
- Ooooo stand by me...dodałam po chwili, chichocząc nieśmiało.
- Dość tych arii, gdzie twój pokój ?
Spojrzałam na niego, po czym znów nieznośnie poczerwieniałam. Przy nim moje zmysły nie działały tak jak powinny. Zaczynałam się tego bać...
- Na górze.
Oboje po schodach skierowaliśmy się na piętro. Nawet nie pamiętałam w jakim stanie zostawiłam moją odskocznię od rzeczywistości, zanim wyszłam.
Zajrzałam do środka i oddychając z ulgą, zaprosiłam Gregora do środka.
Pewnym krokiem, trzymając w ręku kubek z czekoladą, wszedł do pokoju.
- Całkiem przytulnie. Rozejrzał się, lecz jego wzrok utkwił na jednej
z fotografii. - Wenecja ?
- Wenecja. Odstawiłam kubek i widząc leżący na fotelu stanik
w czerwone serduszka, rzuciłam się w jego kierunku, chowając go szybko po stertą ubrań. - Tak więc...możesz mi pożyczyć kartę pamięci.
- Co ?
- Karta...z aparatu ? Zdjęcia.
- Aaa tak. Pokręcił głową, odstawiając kubek na biurku, po czym wyjął
z aparatu upragnioną kartę i podał mi, sam natomiast zajął miejsce na fotelu przy oknie.
- Chcesz je ze mną obejrzeć ?
- Czemu nie. Przysunęłam się bliżej, umiejscawiając laptop na kolanach, po czym włączyłam pokaz slajdów.
Każde zdjęcie było skomentowane od góry do dołu. Patrzyłam na nasze twarze. Wydawały się takie szczęśliwe...kątem oka zerknęłam na mojego towarzysza, który również z zaciekawieniem wpatrywał się
w ekran.
Nawet nie wiem, kiedy zorientował się, że mu się przyglądam.
- Wybacz...odkrząknęłam tylko i paląc niezłego buraka, szybko odwróciłam wzrok.
- Nie przeszkadzało mi to. Uśmiechnął się szeroko, po czym celowo odwrócił się w moją stronę, wgapiając we mnie niczym w lusterko.
Po chwili również na niego spojrzałam. Roześmiałam się, zagłębiając
w jego oczach. Robiło się coraz gęściej, atmosfera zdawała się mętnieć, ale pod żadnym pozorem mi to nie wadziło.
Zbliżył się do mnie, na początku nieznacznie zachowując bezpieczny dystans, jakby czekając na moją reakcję. A ja ? ...Nie byłam w stanie się ruszyć. Seans zdjęć już dawno się skończył, laptop nadal przeszkadzał mi w przybliżeniu się do niego.
Oblizał usta, ciągle to robił. Ten roztargniony wyraz na jego twarzy wprawiał mnie w coraz głębszy trans. Jak sen...
Gdy wreszcie skrócił moje cierpienia i dostał się na tyle blisko by lekko musnąć kącik moich ust, poczułam nagłe dreszcze na całym ciele. Złapałam nieumyślnie jego wargę, nie chcąc się od niego odrywać ani na chwilę. Komputer był teraz mało ważny. Z niemałym łomotem spadł na ziemię. Klęcząc na jednym z foteli, dłonią opierałam się o jego tors, ciągle wpijając się w jego wilgotne wargi, na nowo i na nowo.
Wszystko wirowało, cały świat przewrócił się do góry nogami. Nie miał znaczenia Juan, ani to gdzie wcześniej mieszkałam, ani to, że rodzice prawdopodobnie już jadą do domu. Liczyło się tu i teraz. Ja i on...
Oderwaliśmy się od siebie dopiero gdy oboje usłyszeliśmy zamykane frontowe drzwi.
- Chyba już pójdę. Mówiąc to, nadal jednak zbierał każdy mój oddech.
- Powinieneś. Odparłam, kradnąc ostatni pocałunek, tak jakbyśmy mieli się nigdy więcej nie spotkać.
- Odezwę się.
Szybko skierował się do drzwi. Podążyłam za nim, ale dałam radę dojść tylko do drzwi. Natłok myśli zwyczajnie nie pozwalał mi zacząć normalnie egzystować....
Zakochałam się ? Po jednym pocałunku ? Nawet nie jestem pewna czy to zdarzyło się naprawdę...
Przez cały wieczór zastanawiała mnie ta sytuacja, słowa tego chłopaka ze stoku. Gregora...
Był taki pewny siebie, obojętny. Czy tak w Innsbrucku zdobywa się uwagę kobiety ? Jeśli tak, to jest to nieodpowiedni sposób. Ciśnie mi się na usta stwierdzenie ''brutalny''.
Aczkolwiek w tej jego obojętności było coś pociągającego. Przez chwilę też przywołałam jego słowa. Kazał mi być gotową, jutro. Cokolwiek to znaczyło, nie miałam zamiaru iść jutro na stok. Po tak wyczerpującym dniu, potrzebowałam kilku na odpoczynek.
Położyłam się do łóżka z przekonaniem, że nie muszę wstawać wcześnie następnego dnia. Jednak leżąc tak i przyglądając się chropowatej teksturze sufitu, nadal myślałam o Juanie. Nie odpisałam mu ma jego e-maila. Zdaję sobie sprawę z tego, że może wcale tego nie oczekuje, ale powinnam była podziękować mu za jego szczerość. Nie zrobiłam tego, co świadczy o mnie, jak o paskudnej przyjaciółce.
Nie wiedzieć kiedy, zasnęłam...
Biały puch otulał całe moje ciało, słońce w pełnej krasie, ogrzewało moją twarz, wiatr zawiewał moje ciemne włosy. Chmury tworzyły piękne wzory. Specjalnie dla wyobraźni. Mogłam zacząć marzyć
o niekończącym się nigdy romansie bez skazy. Mogłam zatopić się
w otchłani własnych fantazji...jednak ten spokój, ta wieczna cisza przestała mieć znaczenie. Ktoś nagle wdarł się do mojej głowy, zakłócił te promienie padające na mnie w linii prostej.
Ta postać wcale nie reagowała na moje głębokie, pełne rozgoryczenia wywody, wręcz przeciwnie. Słychać było gromki śmiech, wesoły
i akompaniujący rytmom muzyki country...
...Wzdrygnęłam się, słysząc stukot szklanek w kuchni. Przez chwilę dochodząc do siebie, nie mając pomysłu, na to, co mógł znaczyć ten dziwaczny sen, w którym niezidentyfikowana osoba doprowadziła mnie do wewnętrznej nostalgii, opierałam się łokciami o nagłówek łóżka.
Wyłapując jednak nie tylko odgłosy kuchenne wydawane przez mamę, zaintrygowana, wstałam i nie wiele myśląc, w piżamie skierowałam się w stronę schodów.
Stopień po stopniu, odgłosy stawały się coraz bardziej wyraźniejsze. Męski głos...aczkolwiek nie był głosem ojca. Już go słyszałam. Ten sam gromki śmiech...
- Witaj kochana, myślałam, że nigdy nie wygrzebiesz się z łóżka !
Energiczna kobieta potocznie zwana moją matką, doskoczyła do mnie
z prędkością światła. Stałam wpatrzona w nią przez chwilę, nie zważając na to co dzieje się dookoła mnie.
- Nie mówiłaś mi, że masz takich przystojnych kolegów. Szepnęła po chwili, po czym chwytając mnie za rękę, szarpnęła mocno, prowadząc, niczym na egzekucję, w stronę kuchennego segmentu.
Jej słowa dotarły do mnie dopiero po chwili, kiedy to moim oczom ukazał się, siedzący na jednym ze stołków i popijający kawę zaparzoną przez mamę, Gregor.
- Co ty tu...Słowa uwięzły mi w gardle. Zorientowałam się, że piżama
w pluszowe misie, łóżkowa fryzura i kompletny brak makijażu działa na moją niekorzyść.
Chłopak przyglądał mi się z niejaką władzą w oczach. To lekko ironiczne spojrzenie spowodowało, że natychmiast popędziłam na górę.
Zatrzaskując za sobą drzwi mojego pokoju, próbowałam uspokoić myśli...
- Zabiję ją !! Wrzasnęłam, po czym rzuciłam się w kierunku szafy, wyciągając z niej przetarte jeansy i czarną bokserkę. Ubierałam się, wykonując przy okazji codzienną toaletę. Nie pytajcie, jak mogłam robić te dwie rzeczy na raz. Włosy po prostu rozpuściłam...
Zagarniając z oparcia krzesła wielki, wełniany sweter, naciągnęłam go na ramiona i nabierając powietrze do ust, skierowałam się do drzwi..
Pokonując tę samą drogę, zastanawiałam się czy mogłabym jakoś cofnąć czas, aby ta droga okazała się pierwszą w tym dniu.
- Wybacz, że musiałeś czekać.
Zakaszlałam mówiąc to, w sumie sama nie wiem dlaczego. Chciałam zwrócić na siebie uwagę i tak już patrzących na mnie Mamy i Gregora ?..
- Nie ma sprawy. Odparł z szelmowskim uśmiechem, dopijając kawę
i szeroko uśmiechając się do mojej mamy.
- A więc jakie macie plany na dzisiaj ? Mama stanęła obok mnie, umiejscawiając swoje dłonie na moich ramionach, tym samym wprawiając mnie w jeszcze większe zakłopotanie.
- Miałem zamiar pokazać Sonji Innsbruck.
- Świetnie ! A więc bawcie się dobrze, mam nadzieje, że odprowadzisz ją potem do domu. Nie chciałabym aby coś jej się stało, sam wiesz...
Patrzyłam na to z zażenowaniem godnym wyjścia poza skalę.
- Oczywiście, odprowadzę. Spojrzał na mnie. Kąciki jego ust nieznacznie skierowały się ku górze.
Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że to o nim śniłam. Gdy tylko doszło to do mnie na tyle, wyszłam i sięgając po kurtkę i cały asortyment związany z zimą, znów wróciłam do nich wzrokiem.
- Idziemy ? Zapytałam ze zniecierpliwieniem w głosie, po czym nakładając czapkę na skudłane włosy, odgarnęłam je na bok, by choć trochę poprawić widoczność.
Gregor wstał z miejsca i ruszył w moim kierunku, żegnając się jeszcze
z mamą. Był wyższy, niż myślałam.
Minął mnie i otwierając frontowe drzwi, czekał aż łaskawie ruszę tyłek w ich kierunku.
Przekroczyłam próg i rozejrzałam się dookoła. Śniegu chyba przybyło, każde drzewo stało na swoim miejscu, a słońca jak nie było, tak nie było. Bałam się odwrócić słysząc za sobą trzask zamykanych drzwi. Musiał stać dość blisko, gdyż z wiejącym od czasu do czasu wiatrem, czułam tę nutę intensywnych męskich perfum.
- Kiedy powiedziałam o przystojnym instruktorze, chyba nie myślałeś
o sobie...?
Żachnęłam się stojąc nieruchomo, dalej wpatrując w pruszący śnieg.
- Nie zamierzam tracić czasu. Usłyszałam po chwili, po czym chcąc odpowiedzieć równie ciętą ripostą, spotkałam się z widokiem jego pleców.
Widocznie nie miał w głowie czekać na mnie.
- Heej ! Wrzasnęłam, szybko ruszając za nim. - Przyszedłeś do mojego domu, w którym byłeś podejrzanie miły, a teraz ?
- A teraz jesteśmy poza nim. Uprzejmości możemy zostawić na boku.
Odrzekł spokojnie, co jeszcze bardziej dało mi do myślenia. Zatrzymałam się na środku ścieżki, krzyżując ręce na piersiach.
Stałam tak przez chwilę nim zorientował się, że nie mam w planach dalej być jego ogonem. Również przystanął, patrząc na mnie z ironią. Dla mojej mamy, która zapewne podglądała nas przez salonowe okno, mogło wyglądać to dość dziwnie. Para burmuszących się nastolatków, sterczących w śniegu, jakieś kilka metrów od siebie.
- Oh...żartowałem. Wy południowcy nie macie za grosz poczucia humoru.
- Miło. Odparłam, po czym ruszyłam przed siebie. - Więc dokąd idziemy panie z poczuciem humoru ?
- Praktykować coś, w czym jesteś zapewne lepsza od 'stania' na nartach. Oznajmił.
Jego szelmowski uśmiech przyprowadził do mojej głowy same zbereźne myśli. Maskując zażenowanie, ukryłam twarz pod zielonym szalikiem.
- Czy ty się czerwienisz ? Powiedziałem coś nie tak ? Zapytał, jednym ruchem ręki odkrywając moją twarz zza szalika.
- Nie ! Jest zimno. Warknęłam, powtórnie zakrywając i tak już purpurową facjatę.
Gregor roześmiał się w głos jeszcze przez chwilę mi się przyglądając.
- A ty zawsze jesteś taki pewny siebie ?
- Prawie zawsze.
- A kiedy nie ?
- Nie interesuj się ! Powiedział stanowczo, po czym lekko mnie popychając, sprawił, że zaliczyłam spotkanie twarzą w twarz z białą, śniegową zaspą.
- Oszalałeś !
Próbując się z niej wygrzebać, szukałam twardego gruntu, który dawałby mi gwarancje, że nie zapadnie się, gdy położę na nim rękę. Po chwili jednak zauważyłam wyciągniętą dłoń, lecz nie swoją. Ta była męska, aczkolwiek bardzo delikatna i opalona.
Nie chcąc, skorzystałam z pomocy, jakiej udzielił mi Gregor, po czym otrzepując się ze śniegu, co jakiś czas patrzyłam, co robi.
Chłopak wyciągnął aparat i nie pytając o zdanie zrobił mi zdjęcie.
- Osz...
- Tak, oszalałem.
Uśmiechnęłam się tylko, podchodząc bliżej.
- We wszystkich tak bezprecedensowo celujesz aparatem ?
- Tylko w tych ciekawych.
- A co takiego ciekawego jest we mnie ?
Zainteresowało mnie jego postrzeganie ludzi, rzeczy, otaczającego nas świata.
- Jesteś strasznie niezdarna, na dodatek czerwienisz się co jest oznaką braku pewności siebie. To zabawne.
- Tak, a ty jesteś psychoanalitykiem.
- Chodź...my tu gadu gadu, a czas leci.
Chwycił za końcówkę mojego szalika i jak psa na smyczy pociągnął
w stronę bocznej ścieżki prowadzącej do lasu.
- Wolałabym, żebyś powiedział dokąd idziemy.
- Do lasu, nie widzisz ? Im więcej będziesz gadać, tym większy rachunek za usługi cię czeka.
- No dobrze...
Westchnęłam, po czym posłusznie szłam obok niego, rozglądając się co jakiś czas. Chwila...
- Jaki rachunek ?!
Spojrzał na mnie i roześmiał się.
- Usługi kosztują.
- Obrażanie mnie ?
- To w ramach rabatu. Odrzekł, pstrykając kolejne zdjęcie, uwieczniające moją niezbyt rozgarniętą minę.
- Możesz uprzedzać, kiedy robisz zdjęcia ?
- Wtedy tracą całą magię. Nie mogę.
Wzruszyłam ramionami, w zasadzie wiedząc o czym mówi. Tylko prawdziwy artysta jest w stanie zatrzymać w czasie chwilę, która mówi więcej, niż słowa.
- Stop ! Jesteśmy. Nieukrywany entuzjazm objawił się u niego rumianymi policzkami i tymi iskierkami w czekoladowych oczach.
- Przecież nic tu nie ma.
Rozejrzałam się raz jeszcze, by upewnić się, że niczego nie przegapiłam.
- Jak to, NIC ? Przyjrzyj się.
- No przecież to robię.
Obeszłam dookoła jego osobę, wpatrując się w poszczególne drzewa, zimowe ptaszki skubiące coś przy drzewnej korze i w niego.
- I co widzisz ? Przyjrzał mi się pytająco, przestępując z nogi na nogę ze zniecierpliwieniem.
- Ciebie.
Westchnął, lecz po chwili stanął za mną, jedną dłonią chwytając moją talię i wyciągając rękę obok mojej twarzy, palcem wskazał na mały pagórek, na jednym z leśnych zbocz.
Struchlałam czując jego bliskość. Ciepły oddech odbijał się na moim policzku, konkurując z mrozem.
- Co tam jest ?
Uśmiechnął się tylko i chwyciwszy mnie za rękę, oboje podążyliśmy
w tamtą stronę.
Kilka kroków pod górę, wyłoniło cały zarys tamtejszego stoku. Na lewo wyglądająca, jak mała osada, sieć równo ułożonych domków, a po prawej góry.
- Łał...
Łapiąc każdy widok, nie zwracałam uwagi na nic, poza nim.
Gregor wyciągnął przed siebie aparat i sfotografował nasze poważne, zapatrzone w piękno natury, twarze, po raz pierwszy razem.
- Daj ! Wyrwałam mu aparat z ręki i wycelowałam nim w chłopaka. Uśmiechnął się od ucha do ucha, odkrywając szereg równiutko ułożonych, białych zębów. Nacisnęłam guzik, nie sprawdzając nawet, jak wyszło. Podeszłam bliżej i opierając głowę o jego tors, wycelowałam w nas po raz drugi.
- Oddaj, masz za krótkie ręce. Zabrał aparat i po chwili wywalając język w moją stronę, zrobił kolejne zdjęcie...
Czas minął niesamowicie szybko. Dzięki Gregorowi poznałam cały Innsbruck od deski do deski. Milion zdjęć, ciekawych, zapierających dech w piersiach zabytków, krajobrazów, ale także naszych durnych
i śmiesznych min. Ten dzień był jednym z lepszych dni, jakie ostatnio przeżyłam.
Ciemność w oknach mojego domu świadczyła o chwili spokoju. Mrok pochłonął też całe miasto.
Idąc tą samą ścieżką w stronę domu, zastanawiałam się czy to powiedzieć...
Oboje stanęliśmy na werandzie, patrząc na siebie z uśmiechem na ustach.
- Chciałbyś wejść na chwilę ? Chciałabym mieć te zdjęcia.
Chłopak zastanowił się przez chwilę, po czym wzruszył ramionami.
- Skoro muszę...
Oboje się roześmialiśmy, po czym otworzyłam drzwi i zaprosiłam go do środka.
Cisza sugerowała, że nikt poza mną jeszcze nie pomyślał by wrócić do domu.
- Rozgość się. Powiedziałam, po czym zrzuciłam z siebie to ciężkie wierzchnie okrycie i podążyłam do kuchni, krzątając się
i przygotowując gorącą czekoladę z cynamonem.
Znów usłyszałam za sobą uruchomiony flesz aparatu.
- Nigdy nie przestajesz ? Odwróciłam się, patrząc na Gregora z lekką, fikcyjną pogardą.
Uruchomiłam też radio, z którego popłynęły rytmy każdemu dobrze znanej piosenki...http://www.youtube.com/watch?v=NADyiuOPflw
- Twoi rodzice pracują ?
Usiadł na tym samym stołku, na którym popijał kawę rankiem, po czym oparł głowę na swojej dłoni, przyglądając mi się z zaciekawieniem w oczach.
- Tak. Zazwyczaj witam ich albo na kolacji albo wracają kiedy już śpię.
Przysunęłam pod jego nos kubek z gorącym napojem, po czym uśmiechnęłam się promiennie, mocząc usta w swojej porcji.
- Staaaand by me !
Roześmiał się wtórując wokaliście.
- Ooooo stand by me...dodałam po chwili, chichocząc nieśmiało.
- Dość tych arii, gdzie twój pokój ?
Spojrzałam na niego, po czym znów nieznośnie poczerwieniałam. Przy nim moje zmysły nie działały tak jak powinny. Zaczynałam się tego bać...
- Na górze.
Oboje po schodach skierowaliśmy się na piętro. Nawet nie pamiętałam w jakim stanie zostawiłam moją odskocznię od rzeczywistości, zanim wyszłam.
Zajrzałam do środka i oddychając z ulgą, zaprosiłam Gregora do środka.
Pewnym krokiem, trzymając w ręku kubek z czekoladą, wszedł do pokoju.
- Całkiem przytulnie. Rozejrzał się, lecz jego wzrok utkwił na jednej
z fotografii. - Wenecja ?
- Wenecja. Odstawiłam kubek i widząc leżący na fotelu stanik
w czerwone serduszka, rzuciłam się w jego kierunku, chowając go szybko po stertą ubrań. - Tak więc...możesz mi pożyczyć kartę pamięci.
- Co ?
- Karta...z aparatu ? Zdjęcia.
- Aaa tak. Pokręcił głową, odstawiając kubek na biurku, po czym wyjął
z aparatu upragnioną kartę i podał mi, sam natomiast zajął miejsce na fotelu przy oknie.
- Chcesz je ze mną obejrzeć ?
- Czemu nie. Przysunęłam się bliżej, umiejscawiając laptop na kolanach, po czym włączyłam pokaz slajdów.
Każde zdjęcie było skomentowane od góry do dołu. Patrzyłam na nasze twarze. Wydawały się takie szczęśliwe...kątem oka zerknęłam na mojego towarzysza, który również z zaciekawieniem wpatrywał się
w ekran.
Nawet nie wiem, kiedy zorientował się, że mu się przyglądam.
- Wybacz...odkrząknęłam tylko i paląc niezłego buraka, szybko odwróciłam wzrok.
- Nie przeszkadzało mi to. Uśmiechnął się szeroko, po czym celowo odwrócił się w moją stronę, wgapiając we mnie niczym w lusterko.
Po chwili również na niego spojrzałam. Roześmiałam się, zagłębiając
w jego oczach. Robiło się coraz gęściej, atmosfera zdawała się mętnieć, ale pod żadnym pozorem mi to nie wadziło.
Zbliżył się do mnie, na początku nieznacznie zachowując bezpieczny dystans, jakby czekając na moją reakcję. A ja ? ...Nie byłam w stanie się ruszyć. Seans zdjęć już dawno się skończył, laptop nadal przeszkadzał mi w przybliżeniu się do niego.
Oblizał usta, ciągle to robił. Ten roztargniony wyraz na jego twarzy wprawiał mnie w coraz głębszy trans. Jak sen...
Gdy wreszcie skrócił moje cierpienia i dostał się na tyle blisko by lekko musnąć kącik moich ust, poczułam nagłe dreszcze na całym ciele. Złapałam nieumyślnie jego wargę, nie chcąc się od niego odrywać ani na chwilę. Komputer był teraz mało ważny. Z niemałym łomotem spadł na ziemię. Klęcząc na jednym z foteli, dłonią opierałam się o jego tors, ciągle wpijając się w jego wilgotne wargi, na nowo i na nowo.
Wszystko wirowało, cały świat przewrócił się do góry nogami. Nie miał znaczenia Juan, ani to gdzie wcześniej mieszkałam, ani to, że rodzice prawdopodobnie już jadą do domu. Liczyło się tu i teraz. Ja i on...
Oderwaliśmy się od siebie dopiero gdy oboje usłyszeliśmy zamykane frontowe drzwi.
- Chyba już pójdę. Mówiąc to, nadal jednak zbierał każdy mój oddech.
- Powinieneś. Odparłam, kradnąc ostatni pocałunek, tak jakbyśmy mieli się nigdy więcej nie spotkać.
- Odezwę się.
Szybko skierował się do drzwi. Podążyłam za nim, ale dałam radę dojść tylko do drzwi. Natłok myśli zwyczajnie nie pozwalał mi zacząć normalnie egzystować....
Zakochałam się ? Po jednym pocałunku ? Nawet nie jestem pewna czy to zdarzyło się naprawdę...