sobota, 15 czerwca 2013

We never change...

Witajcie po tak długiej miesięcznej przerwie, bo przecież w maju nie opublikowałam ani jednego posta.
Miało to związek z wieloma kwestiami...
To był bardzo trudny miesiąc dla mnie i dla mojej rodziny.
Matury oraz śmierć bardzo bliskiej mi osoby...Tak.  Maj - pozornie najpiękniejszy miesiąc z pozostałych jedenastu, jednak dla mnie był on koszmarny.
Pożegnałam mojego brata. Osobę bliską mojemu sercu, choć tak strasznie niedostępną.
Zawsze zastanawiała mnie jedna kwestia. Mianowicie :  Dlaczego ludzie, którzy mogliby zdziałać jeszcze wiele na tym świecie odbierają sobie życie nie szanując go, a ludzie którzy ze wszystkich sił chcą tu być, żyć szczęśliwie, nie mają takiego wyboru ?  Chyba nigdy tego nie zrozumiem.
Mogę powiedzieć jedno. Mój brat był osobą, dla której życie okazało się być nic nie warte. Jestem na niego tak bardzo wściekła za to co zrobił. Ale z drugiej strony go rozumiem.
Może dziwicie się dlaczego jestem aż tak szczera...Nie boję się mówić o tym, co niszczy człowieka. On wybrał złą drogę, labirynt, z którego nie ma wyjścia.
Przez to wydarzenie matura, prowadzenie bloga i wiele wiele innych dotąd ważnych dla mnie rzeczy, na chwilę przestały mieć znaczenie.
Mam jednak nadzieje, że zrozumiecie choć pokrótce i dalej będziecie mnie tu odwiedzać. :)

6 - Wiem, że najzwyczajniej zakochuję się w tobie.

http://www.youtube.com/watch?v=9Pes54J8PVw

Nothing can keep me away from this feeling
I know I'm simply falling for you...


To było najgorsze kilkanaście godzin w moim życiu. Wytrzymanie bez niego nocy zdawało się być nierealnym. Na samą myśl o Gregorze, bolał mnie brzuch...Czy tak wygląda miłość ?
Tej nocy nie mogłam zasnąć, przeglądałam zdjęcia po kilkadziesiąt razy, zapamiętując na pamieć ich kolejność. Odbijało mi...ale czułam, że mogę wszystko.
Przez jeden dzień dowiedziałam się o sobie więcej, niż przez całe moje życie. On mi w tym pomógł.
Miałam pewność, że wróci, nie tylko dlatego, że zostawił u mnie swój aparat...zostawił coś o wiele cenniejszego. Swoją część, we mnie...

Nazajutrz, obudziło mnie słońce ! Nareszcie ! Wyszło chyba specjalnie dla mnie. Migiem się ubrałam i zjeżdżając po poręczy schodów, wylądowałam w kuchni.
- Cześć wam ! Wrzasnęłam, śmiejąc się na widok zaskoczonych min mamy i taty.
- No witaj córuniu. Odrzekł tata, klepiąc miejsce obok siebie.
- Twoje wyśmienite samopoczucie jest czymś uwarunkowane ? Zapytała mama patrząc na mnie podstępnie, z uśmiechem kładąc na mój talerz dużego tosta i przysuwając słoiczek truskawkowego dżemu.
- Nie...Zastanowiłam się przez moment. - Wyszło słońce. Odparłam po chwili, po czym chwytając do ręki tosta, posmarowałam go dżemem, zrywając się z miejsca.
- Gdzie pędzisz ?! Zawołał ojciec.
- Korzystać z życia ! Uśmiechnęłam się szeroko. - Smacznego wam !
- Ubierz się ciepło..dodała mama, niestety zdążyłam już zatrzasnąć za sobą drzwi.
Usiadłam na werandzie i wystawiłam twarz do słońca, które od razu zajęło się moją skórą wyraźnie spragnioną promieni.
Zajadając moje śniadanie, nadal nie mogłam wywalić z głowy wczorajszych wydarzeń. Miałam ochotę krzyczeć z radości, jak mała dziewczynka. Ktoś może powiedzieć.."przecież to tylko głupi pocałunek". Może i tak, ale z nie byle kim.
Roześmiałam się na samą myśl o tym...

- Co cię tak bawi ?
Otworzyłam oczy.
To był Gregor. Skrupulatnie zasłaniał światło słoneczne swoją czupryną.
- Chcesz gryza ? Wystawiłam rękę z tostem w jego kierunku.
- Nie, dzięki. Przyszedłem po aparat.
Czy tylko ja wyczułam, że jest jakby oschły ? Spojrzałam na niego badawczo, po czym poderwałam się z miejsca. Stojąc na stopniu, byłam praktycznie równa jego wzrostowi. Patrząc na mnie, uśmiechnął się szeroko i wierzchnią stroną dłoni niespodziewanie otarł o moje ramię.
- Już po niego idę. Uśmiechnęłam się, po czym szybko podążyłam do mojego pokoju.
- Gdzie tak dzisiaj biegasz ?  Zawołała mama, gdy tylko zobaczyła mnie wpadającą, jak torpeda do salonu.
- Gregor przyszedł po aparat. Wrzasnęłam z uśmiechem, omijając co drugi stopień schodów.
Mama słysząc to, skierowała się do drzwi.
- Witaj Gregorze.
- Dzień dobry.
- Może zechcesz wejść ? Uśmiechnęła się promiennie, czując podświadomie, że wyświadcza mi przysługę.
- Nie dziękuje. Muszę pędzić. Przyszedłem tylko po aparat.
- Co się dzieje ?!!  Ledwo wyhamowując, nagle pojawiłam się w drzwiach.
- Proponowałam Gregorowi herbatę.
- Mamo idź już. Powiedziałam stanowczo, uśmiechając się do niej szeroko.
Przywdziewając coś na kształt dziecinnego grymasu.
Mama uśmiechnęła się do Gregora, po czym zniknęła w środku, klepiąc mnie porozumiewawczo po plecach.
- Ona cię kocha. Roześmiałam się spoglądając na chłopaka, który wyglądał na nieco zakłopotanego.
Podałam mu aparat. - Karta w środku.
- Dzięki...Robisz coś dzisiaj wieczorem ?
Serce podeszło mi do gardła. Gregor chowa dumę do kieszeni i zaprasza mnie na ra...?
- O ile mi wiadomo, nie. A co ?  Ręce pociły się przesadnie, a oczy biegały w kółko...randkę !
- Może pójdziemy gdzieś...razem..no wiesz...?
- To randka ? Uśmiechnęłam się tajemniczo, spoglądając na niego. Po raz pierwszy nie był zarozumiałym łosiem, obrażającym moją osobę na każdym kroku.
- Można to tak ująć. Odparł, miętoląc w dłoniach ten biedny aparat.
- Hm...no dobrze. Odpowiedziałam szybko, mając wrażenie, że każda sekunda zastanowienia działa na moją niekorzyść.
- Okej, świetnie...to ja...przyjadę o 19:00
- Świetnie. Powtórzyłam, czując, że się wygłupiłam. Tak naprawdę to po jego odejściu, miałam zamiar wejść do domu, zamknąć spokojnie drzwi i wrzasnąć na całe gardło ze szczęścia.
- To do zobaczenia. Uśmiechnęłam się promiennie i jeszcze przez chwilę obserwowałam, jak jego sylwetka znika za pokrytymi śniegiem świerkami...

Pierwsza myśl po odejściu Gregora brzmiała : Co ja biedna na siebie włożę ?
Nie miałam pojęcia czy sukienka będzie odpowiednią formą wyrażenia, że jednak trochę mi zależy.
Ale czy naprawdę mi zależało ? Nie mogłam porównać tego uczucia do Juana, przy którym nie czułam się tak, jak przy Gregorze. Nawet nie potrafię określić tego dziwnego odczucia. To było takie...dzikie. Jego docinki co do mojej osoby mi imponowały. Był taki przesadnie pewny siebie, pewien tego, że nic nigdy go nie złamie.
- Mamo ?
Wetknęłam głowę w szczelinę na wpół otwartych drzwi, spoglądając na nią.
Była tak zaskakująco perfekcyjna. Każdego dnia chciałam być taka jak ona. Lecz nie byłam...
- Tak ?
- Mogłabyś pożyczyć mi tę sukienkę, którą miałaś na tej kolacji rocznicowej z tatą ?
Spojrzała na mnie, po czym szeroko się uśmiechnęła.
- Gregor ?
- Mamo...to tylko niewinne spotkanie, daj spokój.
Usiadłam zrezygnowana na łóżku i uśmiechając się, wodziłam wzrokiem za jej filigranową sylwetką pochylającą się nad jedną z szuflad.
- Oto i ona. Moim oczom ukazała się zwiewna beżowa, koronkowa sukienka. - Ja nie wyglądam w niej już tak kusząco, ale tobie pasują takie pastelowe kolory. Dodała, po czym wręczyła mi zwiniętą w kłębuszek sukienkę, uśmiechając się promiennie.
- Dzięki mamo, jesteś wielka ! Już miałam wychodzić, kiedy to chwyciła mnie za nadgarstek, obdarowując pobłażliwym wzrokiem.
- Rozmawiałam z jego matką.
- Tak ? Nie miałam okazji jej poznać.
- Wiedziałaś, że to sportowiec ?
Gdyby samo ciało mówiło o tym, kim się jest ? Tak, przypuszczałam taki scenariusz.
- Nie wiedziałam.
- Na pewno dziś dużo ci o sobie powie. Ponowiła uśmiech, głaszcząc mnie po policzku. - Koniecznie musisz opowiedzieć mi o szczegółach.
- Mamo ! Obie się roześmiałyśmy. Ten niesamowity kontakt z nią, pozwalał mi mówić jej o wszystkim...no prawie wszystkim.
Pognałam do swojego pokoju praktycznie przy wejściu zrzucając z siebie jeansy i bluzkę. Wcisnęłam na siebie to koronkowe ustrojstwo, które bądź co bądź wyglądało o wiele lepiej na mamie, niż na mnie.
Przejrzałam się kilka razy w lustrze, po czym bezradnie spuściłam wzrok. Myślałam, że będzie lepiej.
Nie chcąc od razu popaść w depresję, założyłam beżowe szpilki, które dodały tej 'niby' kreacji czegoś czego zdecydowanie jej brakowało.
Jest okej ! Pomyślałam, zdejmując wszystko i szorując do łazienki.
Długa, pachnąca kąpiel, zegarek stojący na sedesie, ustawiony na 18:00, depilator w dłoni i cosekundowe piski, kiedy to wyrywał poszczególne włoski przy kolanie.
Brzoskwiniowy szampon, szybkie płukanie, jak w dobrym programie pralki automatycznej, po czym równie błyskawiczne suszenie.
Umyte zęby, wyregulowane brwi...Czy o czymś zapomniałam ? Zastanawiałam się susząc włosy i od razu nakręcając je na lokówkę.

Pip Pip Pip Pip....!!!!

Wzdrygnęłam się, a lokówka spadła na ziemię parząc mnie w stopę.
- Cholera !!
Wyłączając to gnębiące dziadostwo, spojrzałam na swoje lustrzane odbicie.
O dziwo...wyglądałam dobrze. Lekko podkreślone kąciki oczu, rzęsy muśnięte maskarą, różano czerwone usta i hollywoodzkie fale na prawym ramieniu, przepasane beżową wstążką. Dodając sukienkę i buty na potraktowanych kokosowym balsamem, opalonych nogach, wyglądało to naprawdę ciekawie i intrygująco.
Siedząc tak przed komputerem, zaczynałam się denerwować.
18:30 sugerowała, że powinnam.

 od :Sonja.Zah@.com
do : Grette232@.com

Odpowiedź na twojego smsa :  Tak żyję. Mam się dobrze. Mróz dokucza, ale nie sądzę aby to popsuło mi wieczór z Gregorem.
Nie dzwoń, opowiem Ci wszystko, jak wrócę :D
Kocham <3

Wysłałam i tak już grubo spóźnioną wiadomość, po czym wyjrzałam przez okno. Właśnie zaczynał padać śnieg. Miałam ochotę wtedy przetrącić tego, kto tam na górze bawi się w ''posyp śniegiem na tych, którzy dzisiaj mają randkę i idealnie ułożone włosy.''
Zamknęłam drzwi pokoju, podążając schodami w dół. Kolejna kartka od rodziców, obwieszczająca, że wołali mnie, ale nie odpowiadałam, żebym zamknęła drzwi na klucz, kiedy będę wychodzić.
18:50 Świadczyła o tym, że powoli dostawałam palpitacji serca. Siedząc na jednym z kuchennych stołków, chcąc się uspokoić, popijałam wodę ze szklanki, która już po chwili cała umazana była moją szminką.
Jeszcze raz poprawiłam mój makijaż, po czym znów podskoczyłam z przerażenia słysząc dzwonek do drzwi.
Przełknęłam głośno ślinę, po czym podążyłam w ich stronę. Jeszcze chwila zastanowienia i zacznijmy zabawę.. !
- Cześć Gregor. Otwierając, uśmiechnęłam się najszczerzej, jak tylko mogłam.
Chłopak widząc mnie w tym wydaniu, zaniemówił. Zmierzył mnie od stóp do głów, po czym znów spojrzał na moją uśmiechniętą twarz.
- Widziałaś gdzieś Sonje ?
- Hej ! To ja.
Roześmiał się, po czym ustąpił mi przejścia.
Nałożyłam na siebie płaszcz, po czym wymknęłam się, zamykając za sobą drzwi, a klucze chowając do kieszeni.
- Więc, gdzie mnie zabierasz ?
- To niespodzianka.
Chwytając mnie za rękę, poprowadził w stronę dość luksusowego auta.
- Ukradłeś go ? Spytałam, widząc to cacko, stojące na podjeździe.
Gregor uśmiechnął się tylko i otwierając drzwi od strony pasażera, zaprosił mnie do środka.
Wsiadłam bez najmniejszych oporów, czekając na mojego towarzysza.
Włączył radio, a tam ? Moja ulubiona piosenka Jamesa Morrisona http://www.youtube.com/watch?v=1Op_ajypUrs
To musiał być jakiś znak...a tak szczerze, to w ogóle nie wierzę w tego typu 'znaki'.
Ruszyliśmy spokojnie przed siebie, milcząc. Z czołem opartym o szybę wsłuchiwałam się w głos Jamesa, nie myśląc o niczym. Byłam przecież w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie. Nie miałam rozbitej rodziny, ani żadnych zmartwień, no może poza Juanem i jego nieodwzajemnioną miłością do mnie.
- Wiesz, że nasze mamy ze sobą rozmawiały ? Zaczęłam, nagle się ożywiając.
- Wiem. Pewnie już umówiły się na wybieranie dla ciebie sukienki ślubnej.
- Aż tak ? Roześmiałam się, spoglądając na Gregora z niemałym zaciekawieniem.
- Pewnie przesadzam, ale wiesz, jak wyglądają rozmowy matek, których dzieci zaczynają się spotykać. Wymiana poglądów, imion, jakie chciałyby aby nosiły ich wnuki...i takie różne.
Spojrzał na mnie, po czym oboje buchnęliśmy śmiechem.
- Anabelle. Rzuciłam pomiędzy kolejnymi spazmami śmiechu.
- Gregor Junior. Odparł, uśmiechając się pod nosem.
Odwzajemniłam ten tajemniczy uśmiech, wzdychając cichutko...
Anabelle to nie przypadkowo wybrane i upodobane przeze mnie imię. Oczywiście nie planowałam dzieci...a już na pewno nie teraz. W gruncie rzeczy nic nie planowałam. Zwyczajnie nie miałam na to chęci i samozaparcia. Nie lubię dążyć...

Nasza podróż zakończyła się na jednym z parkingów przy bardzo małej i już z zewnątrz przytulnej knajpce.
Trzymając Gregora pod rękę, modliłam się aby przy okazji nie upaść na tym lodowisku.
Od wejścia buchnęło we mnie niesamowite gorąco i zapach czerwonego wina. Małe lampki na każdym ze stolików dodawały odpowiedniego nastroju temu miejscu. Lokal o dziwo wiał pustkami. Byłam zaskoczona, że ludzie wolą siedzieć w swoich czterech kątach zamiast wybrać się do tak cudownego miejsca.
Zajęliśmy stolik na samym koniuszku pomieszczenia. Gregor odebrał ode mnie płaszcz, wieszając go wraz ze swoim na jednym z wieszaków.
Wertując kartę dań, co jakiś czas spotykaliśmy się wzrokiem. Wyglądało to, jak scena z kiepskiego romansidła.
- Na co masz ochotę ? Zapytał.
- Szczerze to nie jestem głodna. Ale lodami nie pogardzę. Uśmiechnęłam się szeroko, odkładając kartę na bok.
Złożywszy zamówienie na dwie porcje czekoladowych lodów z kolorową posypką, zostając sam na sam, bez uporczywie stojącego nad nami kelnera, patrzyliśmy sobie przez chwilę w oczy, śmiejąc się głupkowato.
- Słyszałam, że jesteś sportowcem.
- Jesteś pierwszą osobą tutaj, która nic o mnie nie wie. Odparł, uśmiechając się.
- To źle ?
- Nie ! Wręcz przeciwnie. Mam pewność, że spotkałaś się ze mną, a nie z Gregorem Schlierenzauerem.
- To Ty jesteś ten Gregor ?!!!  Wytrzeszczyłam oczy, patrząc na niego z otwartymi ustami.
Chłopak zmieszał się niezmiernie, po czym słysząc mój rechot, również się roześmiał.
- Bardzo zabawne.
- Przepraszam. Nie miałam pojęcia, że jesteś tu znany.
- Nie ma sprawy.
- Mówiłeś, że spotkałam się z tobą, a nie z Gregorem, to dwie inne osoby ?
Chwila zastanowienia była jego reakcją na to pytanie. Sama w końcu zaczęłam zastanawiać się czy dobrze, że je zadałam.
- Ogólnie rzecz biorąc to ta sama osoba. Ale ludzie...czasami mam wrażenie, że mylą mnie z kimś, kim nie jestem.
- A kim nie jesteś ?
- Ciężko pracuję, oczekuję czegoś w zamian, ale nie za wszelką cenę, jednak postrzegają mnie jako megalomana. To niezbyt przyjemne uczucie.
- Jesteś zbyt pewny siebie, ale to w sumie wszystko. Wytknęłam język, uśmiechając się zadziornie. - Ale wszystko przecież da się zmienić, każdy powinien nad sobą pracować, tym bardziej jeśli wie, nad czym musi przysiąść na dłużej.
- Ty nad sobą pracujesz ? Jego tajemniczy, czekoladowy wzrok, sprawiał, że zaczęłam się denerwować. Obracając w ręku solniczkę, patrzyłam na jego proporcjonalną twarz, zastanawiając się, co chce tym osiągnąć.
- Staram się być sobą i nie rzucać się w oczy. Tak przetrwałam w tym zatłoczonym, trochę sztucznym świecie.
- Chyba bym tak nie potrafił...Spojrzał na mnie kawowo czekoladowymi oczyma, oddychając miarowo. Czułam ten oddech na sobie. To było bardzo dziwne uczucie. Prawdę mówiąc z nikim wcześniej się tak nie czułam.
Kelner wyrósł przed nami jak spod ziemi. - Lody czekoladowe. Życzą sobie państwo jakiś dodatek ? Posypka ? Lukier ? Laska wanilii ?
- Nie ! Rzuciliśmy jednocześnie, po chwili parskając cichym chichotem. - Dziękujemy. Dodał, po czym kelner znów poczłapał w stronę swojego stanowiska. To był dość tęgi facet. W tym świerkowo zielonym fartuszku wyglądał dość komicznie.
- Smacznego. Chwytając łyżeczkę, zatopiłam ją w rozpływających się w pucharku lodach.
- Nie mogę cię rozgryźć...Chłopak spojrzał na mnie. Poważnym i lustrującym wnętrze wzrokiem.
- Może to i lepiej. Im więcej zagadek, tym ciekawiej. Odparłam, próbując się przy okazji nie udławić.
- Może...

Rozmawialiśmy bardzo długo. Aczkolwiek z punktu widzenia i słyszenia osoby siedzącej obok nas, rozmowa ta mogła przypominać szyfr. Półzdania, urywane w najmniej odpowiednich momentach...mimo to oboje chyba się rozumieliśmy.
Droga powrotna też przebiegła bez większych fajerwerków. Pogrzebałam za to w jego schowku znajdując wiele ciekawych płyt. Coldplay, Snow Patrol, Lifehouse...
- Nie wiedziałam, że jesteś aż...taki...
- Taki ? Znaczy jaki ? Spojrzał na mnie przelotnie, ciągle jednak wzrokiem lustrując drogę.
- Jeśli masz taką duszę, jak muzyka, której słuchasz, chyba się zakocham.  Roześmiałam się, wrzucając do odtwarzacza płytę Coldplay. http://www.youtube.com/watch?v=U-FbXkGqoek 
Usłyszawszy pierwsze dźwięki gitary, kompletnie odpłynęłam. Czując zapach jego perfum, rozchodzący się po całym wnętrzu auta, miałam wrażenie, że jedziemy donikąd.
Jak każdy piękny sen, musiał się kiedyś skończyć. Zatrzymawszy się przed ścieżką prowadzącą do mojego domu, Gregor zerknął w moją stronę i zawadiacko się uśmiechnął.
- To był miły wieczór. Oznajmiłam nieśmiało, po czym chcąc już wysiadać, poczułam, że Gregor czyni to samo.
Odprowadzając mnie do samych drzwi, lekko muskał przy tym moją rękę.
- Powtórzymy to ?
- Czemu nie. Uśmiechnęłam się tajemniczo i wskakując na stopień schodów, przyjrzałam mu się dokładnie.
- W takim razie...dobranoc. Odparł po chwili, nie ruszając się jednak z miejsca.
- Dobran...nie zdążyłam wypowiedzieć tego słowa, czując nagłe ciepło na moich wargach. Jego dłonie na moich policzkach dawały tak gwałtowny temperaturowy kontrast, że nie wiedziałam dokładnie, czy to on się topi, czy ja zamarzam.
Nie mam pojęcia ile to trwało, ale mogłoby  trwać bez końca...i bez końca...