piątek, 21 listopada 2014

Popełniaj tyle błędów, ile się da..

"Gdybym jeszcze raz mogła przeżyć życie, spróbowałabym robić więcej błędów. Nie chciałabym już być tak perfekcyjna, wolałabym być częściej odprężona. Byłabym bardziej zwariowana, mogłabym na palcach jednej ręki wymienić rzeczy, które należałoby brać naprawdę serio. Ryzykowałabym więcej, podróżowałabym więcej, zdobyłabym więcej szczytów i obejrzała więcej zachodów słońca. Jadłabym więcej lodów, a mniej sałatek. Byłam jedną z tych mądrych osób, które przeżyły każdą minutę swojego życia przewidująco i rozsądnie, godzinę po godzinie, dzień po dniu.
O tak, były piękne i szczęśliwe momenty, ale gdybym mogła zaczynać od nowa, spróbowałabym mieć więcej dobrych chwil. Jeśli jeszcze tego nie wiesz - z nich mianowicie składa się życie: tylko z chwil, z tą obecną włącznie.
Gdybym mogła przeżyć życie jeszcze raz, od początku wiosny do późnej jesieni chodziłabym na bosaka. Wiele bym sobie odpuściła, częściej leżała w słońcu.
Ale widzisz...mam 85 lat i wiem, że wkrótce umrę."

Cytat z książki "Sven Hannawald. Triumf. Upadek. Powrót do życia"

Odmienił moje spojrzenie na rzeczywistość. Może i wam pomoże. :-)

czwartek, 20 listopada 2014

36 - Idę spać...i wyobrażam sobie, że jesteś tuż obok.

Światła w oknach i przewijający się w środku ludzie jeszcze bardziej dały mi do myślenia. Co ja tu robię ?!
To miał być nasz wspólny wieczór, bez świadków i twarzy, które prawdopodobnie zobaczę pierwszy raz w życiu. Wysiadłam, spoglądając ukradkiem na Gregora. 
- Proszę Cię, uśmiechnij się. Skierował do mnie. Zależało mu na tym, by ten wieczór był udany. Nie mogłam znów unosić się honorem
i pokazywać, że stać mnie na dziecięce humorki. 
Uniosłam kąciki ust ku górze, biorąc głęboki wdech. 
- Ile osób zaprosiłeś ? 
Gregor podszedł do mnie, muskając lekko moje czoło, jakby chciał dodać mi otuchy przed odpowiedzią. 
- Czy to ważne ? Mika zgromadził tu pewnie pół Innsbrucka. Ale nie denerwuj się, wyglądasz zjawiskowo. 
Jakże znany mu gest przewrócenia oczyma. 
- Czas się zabawić Panno Zahovic. 
- Jasne.. Wplotłam palce w jego własne, powoli zmierzając do wejścia. Przypomniało mi się nagle, jak wyglądała moja ostatnia wizyta tutaj. Zapomnij o tym jak najszybciej. To wcale nie pomoże. 
Kiedy chłopak otworzył drzwi, przede mną wyrósł nagle tłum ludzi, krzyczących, piszczących i zdecydowanie pogrążonych w spijaniu drinków i tańcu. 
Nikt nawet nie zauważył, że gospodarz imprezy właśnie się pojawił. Nikt poza Miką, który równie szybko pojawił się przy nas wręczając obojgu dobrze znane plastikowe kubki z procentową zawartością. 
Nie będę o nic pytać. Zdam się na los. Powtarzając to w myślach kilka razy, upiłam kilka łyków szczypiącego w gardle napoju, pozbywając się płaszcza i spoglądając na bruneta. 
- Nie tańczysz, wiem. Szepnął mi do ucha, pociągając mnie za rękę
w stronę miejsca wytyczonego do właśnie tego zajęcia. 
- Mam wrażenie, że teraz będę robić tylko i wyłącznie rzeczy, których nigdy nie robię. 
- Wiesz..przyrzekłem sobie, że zapłacisz za swoje grzeszki. Mówiąc to, zbliżył się do mnie pocierając końcem nosa o skórę na mojej szyi. Mimowolnie przeszedł mnie dreszcz, nie wiedzieć tylko czy z powodu obaw związanych z "zapłatą", czy może dlatego, że tak dawno nie czułam na sobie jego oddechu. 
- Jak długo mam się przed Tobą korzyć ? Spojrzałam na jego twarz. Odpowiedź brzmiała : Długo. 
- Grette nie wróciła z Tobą ? 
- Właściwie to..pokłóciłyśmy się. Nie chcę teraz o tym rozmawiać. Odwróciłam wzrok, wychylając całą zawartość mojego kubeczka. 
I to dziwne uczucie pulsowania w skroniach powróciło. 
- Pójdę po drinka. Mówiąc to, Greg ucałował mój policzek, kierując się do kuchni. Opadłam na kanapę obok blondynki, swoją drogą nieźle już wstawionej. Uśmiechnęłam się do niej, od razu szukając wzrokiem Miki bądź też innej osoby, którą znam i nie jest w stanie kompletnego upojenia. 
Dlaczego mam wrażenie, że zaraz zwymiotuję ? Muzyka zdawała się odbijać w mojej głowie, niczym piłeczka kauczukowa. Zerwałam się i przepychając przez tłok w salonie, otworzyłam drzwi werandy, czując przyjemny chłód i ukojenie. 
Zamknęłam je za sobą, chcąc zniwelować to dudnienie w głowie. Oparta o drewnianą balustradę, próbowałam wyrównać oddech. 
Co się dzieje ? Jeden drink nie mógł przecież zwalić mnie z nóg. Śnieg przykleił się do moich rąk, opartych o barierkę, ale tym razem ani trochę mi to nie przeszkadzało. Chłód w tym wypadku był wybawieniem. 
Nie popsuję mu wieczoru. Sonja, weź się w garść ! 
- To tylko urojenia. Wyszeptałam i przytrzymując się jeszcze przez chwilę ściany obok drzwi, weszłam nimi do środka. Gregor od razu zjawił się przy mnie, patrząc na mnie badawczo. 
- Wszystko w porządku. Mruknęłam, odbierając od niego kolejnego drinka, tym razem w połyskującej różnymi kolorami szklance. 
- Mika ma tutaj niezłe pole do popisu. Najlepszy organizator imprez..też mi coś. Żachnął się Gregor, po chwili parskając śmiechem. 
Do mnie jednak słowa docierały, jakby z kilkuminutowym opóźnieniem. Bruno Mars ze swoim Grenade dudnił coraz głośniej
i głośniej..Obserwowałam, jak szklanka wymyka się z moich rąk, rozpryskując na tysiące małych kawałeczków. 
- Sonja ?! Gregor przytrzymując mnie, wyraźnie zafrasowany, ujął moją twarz w dłonie wwiercając się wzrokiem w moje oczy. - Kiepsko wyglądasz..

Wpatrywałam się w biel sufitu. Miękka pościel otulała mnie szczelnie,
a brunet siedząc obok, coś czytał. 
- Co to ? Zapytałam, wskazując wzrokiem na książkę. Nie odpowiedział mi, a po chwili przekartkował i spojrzał na mnie przelotnie. 
- Gdy spojrzę na tę posadzkę, widzę jej rysy odbijające się w płytach. Widzę ją w każdym obłoku, w każdym drzewie, napełnia sobą mroki nocy, objawia mi się dniem wszędzie, gdzie spojrzę. Obraz jej otacza mnie bezustannie! W każdej najpospolitszej twarzy, męskiej czy kobiecej, nawet w mojej własnej, widzę rysy jej twarzy. Cały świat jest straszliwie przepełniony wspomnieniami tej, która istniała i którą stracił...
Wsłuchiwałam się w każde słowo, wzrokiem wodząc po twarzy Gregora, tak bardzo pogrążonej w odczytywaniu tych słów. Kiedy skończył, jeszcze długo wpatrywał się w tekst, jakby wstydził się wtedy spojrzeć na mnie. 
- Kocham Cię. Uwalniając się z ograniczającej moje ruchy, pościeli, uklękłam na skraju łóżka, ujmując w dłonie jego twarz. Uniósł wzrok, uśmiechając się lekko. 
Ta chwila mogłaby trwać i trwać. Ale już po chwili brutalnie wyrwano nas z tego transu. Ktoś dobijał się do drzwi sypialni Gregora, by zaraz wtargnąć do niej i powitać nas przejmującym fałszem jakiejś piosenki. 
- Impreza jest na dole ! Gregor zerwał się z miejsca i popychając delikwenta, zatrzasnął za nim drzwi. - Miałaś rację. Ta impreza to niewypał. 
- Nie. Jest dobrze, naprawdę. Zbierając w sobie siły, wstałam, podchodząc do chłopaka i uśmiechając się delikatnie, pogładziłam po jego policzku. - Chodźmy do nich, a jutro ja coś wymyślę. 
Widząc jego uśmiech, poczułam się lepiej.
Tłum zdawał się przerzedzić. Większość zasnęła w przypadkowych miejscach, a Mika przełączał utwór po pięciosekundowym odsłuchaniu go. Byłam naprawdę zmęczona. Przecież nie robiłam nic, co miałoby mnie tak doszczętnie wyeksploatować. Gregor kulturalnie wyprosił resztę niedobitków, a gdy ostatni z nich wyszedł, opadł na kanapę przyglądając mi się w ciszy.
Tak, cisza była teraz prawdziwym ukojeniem. Zbierając z podłogi puste puszki po piwie zastanawiałam się, co miał znaczyć ten wyskok mojego organizmu. Czyżby jemu też nie przypadł do gustu plan Gregora ? 
- Powinnaś pójść do lekarza. Rzucił nagle ni stąd ni zowąd. - Jeśli chcesz, mogę pójść z Tobą.
- Gregor..nie widzę powodu. Po prostu źle się poczułam i tyle. Nie dramatyzuj.
Usiadłam obok niego, poklepując po kolanie. Właściwie sama nie miałam pojęcia, co o tym myśleć. Przez chwilę czułam się, jakby ktoś zrzucił mi na plecy kilkutonowy głaz.
- Ty też nie wyglądasz najlepiej. Powinieneś się położyć. Zadzwonię po ojca. Jednak Gregor, kiedy tylko to usłyszał, ożywił się, chwytając moją rękę sięgającą po telefon.
- Chyba nie będą mieli nic przeciwko, jeśli zanocujesz dziś tutaj. Mówiąc to, zbliżył swoje wargi do mojego ramienia, muskając je kilkakrotnie.
Oczywiście. Do Ciebie Gregorze nie będą mieć żadnego "ale", za ta ja ? Będę zmuszona do słuchania opowiadań mamy o tym, jak cudownie byłoby mieć wnuka.
Nie minęło dużo czasu, a oboje, wtuleni w siebie zasnęliśmy na salonowej sofie pośród sterty pustych plastikowych kubków, butelek, puszek i innych śmieci.

Mimo wszystko to był udany wieczór. Mimo niespodziewanych anomalii mojego samopoczucia i tego bałaganu wokół nas. Otworzyłam oczy, rozglądając się po pomieszczeniu. Słońca jak nie było tak nie było, a Gregor ani myślał się obudzić. Obróciłam się na bok podkładając rękę pod głowę i starając się wydawać z siebie jak najmniej odgłosów, słuchałam spokojnego oddechu bruneta. To był jeden z najlepszych poranków w moim życiu. Z gmatwaniny myśli, z której jeszcze niedawno nie potrafiłam się wydostać, nie pozostało już nic. Wszystko czyste i przejrzyste. Potarłam nadgarstkiem swędzący nos, uśmiechając się do siebie. 
- Wszystko będzie dobrze. Wyszeptałam, ukradkiem spoglądając na Gregora.
Nos nadal nie przestawał swędzieć, więc potarłam go ponownie
i dopiero wtedy zorientowałam się, że na mojej dłoni pojawiła się krew. Rozdziawiłam usta w grymasie zdziwienia, przykładając dłoń do nosa, by jeszcze raz sprawdzić, czy to aby na pewno nie są urojenia.
Zerwałam się i nadal próbując zachować ciszę, pognałam do łazienki, którą zamknęłam na cztery spusty, by pochylić się nad umywalką
i uważnie obserwować skapujące do niej krople krwi.
"Powinnaś pójść do lekarza"...To zdanie echem odbijało się w mojej głowie. Do cholery przecież nic mi nie jest. Wystarczy terapia żelazem..
Przemyłam twarz zimną wodą, przytrzymując przy nosie papierowy ręcznik.
- Sonja ? Jesteś tam ? Słysząc zaspany głos Gregora, spanikowałam. Wrzucając do sedesu zakrwawione kawałki ręcznika zaczęłam mozolnie spłukiwać wodę, by nie pozostawić żadnego śladu.
- Wpuść mnie..
- Już ! Już.. Spojrzałam przelotnie w lustro, nerwowo pocierając nadgarstkiem koniuszek nosa. Krwotok chyba ustał, więc szybko odryglowałam drzwi próbując powitać chłopaka najbardziej naturalnym uśmiechem, na jaki było mnie stać w tej chwili.
Gregor na szczęście odwzajemnił mój uśmiech i ucałował w policzek niczego nie podejrzewając.
- Zadzwonię po tatę. Muszę...pomóc mamie w zakupach. Nie znosiłam kłamać, choć powoli się tego uczyłam. - Zadzwonię wieczorem. Mruknęłam, przemykając się ostrożnie w drzwiach.
Nie chciałam, by się martwił. Miał swoje problemy, z którymi wydawało się, że radził sobie całkiem nieźle, a przynajmniej nie przejmował się nimi w żadnym stopniu.
Chciałabym móc postępować, jak on. Zazdrościłam mu tej pewności.
Tato nie odebrał, a taksówka zjawiła się szybciej, niż przypuszczałam. Samotność, tego właśnie potrzebowałam. Uchylając drzwi do domu, przez chwilę nasłuchiwałam odgłosów dochodzących z wnętrza.
- Sonja ?! Rany Boskie mogłaś zadzwonić. Mama obrzuciła mnie podejrzliwym spojrzeniem, co zmusiło mnie do wejścia do środka.
- Gregor szybko odpłynął, przez cały czas siedziałam z nim. Mruknęłam pod nosem, za cel ustanawiając sobie jak najszybsze znalezienie się
w moim pokoju.
- Jesteś głodna ? Robię kanapki.
- Nie, dziękuję. Rzucając płaszcz na kanapę, wbiegłam po schodach na górę, zamykając się w mojej oazie spokoju. Stanęłam przed lustrem i z kosmetyczki wyciągając podkład, starałam się zatuszować sińce pod oczyma, chwilami zdawało mi się, że cała moja twarz zlewa się w jedną, niewyraźną plamę.
Przebrałam się i pakując do torby portfel z dokumentami, zeszłam na parter, uśmiechając się lekko do mamy.
- Niedługo wrócę. Jestem pod telefonem. Mój głos był stanowczy
i zdecydowany. Mama skinęła jedynie głową, wyraźnie nie mając pomysłu na zatrzymanie mnie.
Droga do najbliższej przychodni minęła mi w rytmach Snow Patrol, nie wiedzieć czemu zaczęłam się stresować. To prawda. Ostanie miesiące nie należały do tych, w których przesadnie o siebie dbałam. Stres wynikał więc najprawdopodobniej z faktu, że bałam się o to, że lekarze odkryją, jak bardzo się zapuściłam.
Istna żenada.
Mało zdecydowanym krokiem weszłam do środka, rozglądając się nerwowo po pomieszczeniu poobwieszanym plakatami na temat wirusów grypy, antybiotyków i konieczności szczepień. Siadając na jednym z krzeseł obok starszej Pani w prześmiesznym berecie, wbiłam wzrok w ścianę naprzeciw.
Nie mam pojęcia, ile czasu minęło, ale, kiedy recepcjonistka wyczytała moje nazwisko, zorientowałam, że na płytce paznokcia nie ma już śladu po czerwonym lakierze.
- Tylko spokojnie. Szepnęłam do siebie na kompletnym bezdechu, wchodząc do gabinetu.
Spod okularów spojrzała na mnie młoda kobieta odziana w biały kitel, ze stetoskopem przewieszonym przez szyję.
- Sonja, tak ? Możemy sobie mówić po imieniu ?
- Chyba tak. Zdziwiło mnie to pytanie. Próbowała stworzyć przyjacielską atmosferę ?
- Świetnie. Mam na imię Barbara. Z czym do mnie przychodzisz ?
- Nie jestem pewna. Zaczęłam, poprawiając się na krzesełku. - Jestem zmęczona, od niedawna pojawiły się przelotne krwawienia z nosa, to chyba tyle.
- Rozumiem. Odparła lekarka, notując coś w mojej karcie
pacjenta. - Niech Cię obejrzę.
Obsłuchała dokładnie moje plecy i klatkę piersiową, zajrzała do gardła, zmierzyła temperaturę i naświetliła oczy małą, podłużną latarką. Zwyczajna wizyta.
- Myślę, że to niegroźna anemia. O tej porze roku łatwo o zmiany
w funkcjonowaniu organizmu. Jednak aby mieć pewność zlecę kilka badań, dobrze ? Znów spojrzała na mnie spod dość grubych szkieł, uśmiechając się.
- Jasne. Odrzekłam nieco zrezygnowanym tonem.
Barbara wybrała jakiś numer, a po chwili usłyszałam..
- Marto podejdź tu, musimy pobrać krew i zrobić wymaz.
Pobrać krew ? Nie pisałam się na to !
- Czy to naprawdę konieczne ?
- Owszem. Musimy wiedzieć, z czym walczymy. Uśmiechnęła się ponownie, tym razem szerzej i otworzyła drzwi, w których po chwili pojawiła się długowłosa pielęgniarka, która poprowadziła mnie na pierwsze piętro przychodni.
- Tutaj pobierzemy krew, a wyniki dostarczymy do Dr Joesnberg. Powiedziała, zatrzymując się przy drzwiach laboratorium.
Zdecydowanie igła nie jest moim najlepszym przyjacielem.
Z zamkniętymi oczyma, czekałam na rychły koniec tej tortury. Myśli krążyły tylko i wyłącznie wokół Gregora. Jestem szczęśliwa, że mi wybaczył. Nic już nie zrujnuje naszej przyszłości.

Kiedy męki dobiegły końca, podziękowałam, szybko ulatniając się
z tego miejsca. Jutro wszystko się wyjaśni. To zwykła anemia, a ja nie muszę już kłamać. A gdy wrócę do domu, położę się spać. Tylko o tym marzę w tej chwili.

sobota, 15 listopada 2014

35 - Jest za dużo dymu by to zobaczyć, za dużo cierpienia by to poczuć, ale kocham cię...kocham cię. I wszystko, czym jesteś.

Mój powrót do Innsbrucka miał nieść za sobą same dobre dni. Tak też sobie założyłam. Ale jak dobrze wiemy, nie zawsze Świętego Jana. Plany zdają się nie mieć znaczenia, bo i tak nic z tego nie wychodzi,
a bycie spontanicznym najczęściej kończy się niechcianą ciążą, czy kredytem we frankach. Ale kto by się tym przejmował ?
Miałam przy sobie mamę, tatę, który jednak uznał, że lepiej mieć córkę, niż jej nie mieć. Miałam też nadzieję, że Gregor dołączy do tego grona szczęśliwych.
Grette nie odezwała się ani słowem od mojego wyjazdu. Martwiło mnie to, bo nie tak chciałam to rozstrzygnąć. Aczkolwiek, co byście zrobili na moim miejscu ?
Cudownym uczuciem było obudzić się w swoim własnym łóżku, we własnym pokoju, z własnymi zasłonami i znienawidzonym, ale własnym szumem i łoskotem wyciągu narciarskiego za oknem.
Chwyciłam w dłoń telefon, pisząc kolejnego smsa do Grette. Nie wiem, czy powinnam przepraszać, czy mam za co. Drugi sms zarezerwowany był dla Gregora.
Wyskoczyłam z łóżka, pochłaniając wzrokiem cały zapomniany już widok za oknem. Za nic w świecie nie dam sobie popsuć tego dnia. Już dawno nie czułam się tak lekko i zwiewnie.
Upięłam włosy w ciasny kok, przywdziewając ulubione jeansy i t-shirt. Drzwi mojego pokoju rozwarły się nieco, a w nich zobaczyłam głowę taty, którego mina mówiła wiele. Jednak dało się odczuć najsilniej to, że odetchnął z ulgą mając mnie przy sobie.
- Wszystko w porządku ?
Uśmiechnęłam się szeroko, potakując kilka razy i na odchodne ucałowałam jego policzek. Kwestią priorytetową był Gregor. Chciałam go przytulić, pokazać, jak bardzo mi na nim zależy i, że nigdy więcej nie wykażę się tak bezkresną głupotą.
Zbiegłam po schodach mijając mamę krzątającą się w kuchni.
- A śniadanie ?! Zawołała za mną, ale nim usłyszała odpowiedź, już zatrzaskiwałam za sobą frontowe drzwi.
Dzień był wyjątkowo ciepły, a droga na stok wydawała się być teraz
o wiele krótsza, niż zwykle.
Wsłuchując się w krzyki rozwydrzonych dzieciaków szarżujących na nartach i deskach snowboardowych, uśmiechałam się do siebie, wiedząc, że w końcu jestem na właściwym miejscu.
Dostrzegając w oddali sklep Miki, ruszyłam biegiem w jego kierunku. Jeszcze wtedy nie zastanawiałam się nad tym, co mu powiem odnośnie Grette.
Ujęłam w dłoń klamkę, po chwili czując zapach nowości i odświeżaczy powietrza. Wnętrze, jak zwykle tętniło życiem. Gromada nastolatków wpatrujących się nowej generacji sprzęt narciarski i Mika, zabiegany aczkolwiek wyluzowany, jak zawsze.
Gdy tylko mnie zobaczył, rozpostarł szeroko ramiona, wyskakując zza kontuaru i pędząc w moją stronę.
- Kogo ja widzę ! Wrzasnął, zwracając na nas uwagę wszystkich obecnych w środku. Objął mnie tak, że przez chwilę czułam, jak własne żebra atakują moje narządy wewnętrzne.
- Tak się cieszę, że wróciłaś. Tęskniliśmy. Uśmiechał się, jak dziecko. Brakowało mi tego.
- Ja też się cieszę..ale..
- Jest na zapleczu. Rzucił porozumiewawczo, wypuszczając mnie
z silnego uścisku i puszczając oczko.
Spojrzałam na niego z fałszywym wyrzutem, po chwili uśmiechając się lekko.
- Dzięki, Mika. Niewiele myśląc, podążyłam w kierunku tylnych drzwi sklepowych. Płakać ? Śmiać się ? Czułam, jak pulsowanie w skroniach staje się coraz bardziej dokuczliwe, a dłonie pocą się niemiłosiernie.
Zaraz go zobaczę. Już za moment będę mogła powiedzieć mu, jak bardzo go kocham i będą to słowa, których jestem absolutnie pewna.
Przemierzyłam ciasny korytarz zastawiony od góry do dołu nartami zawiniętymi w folię bąbelkową, otwierając drzwi i krzywiąc się nieco przez biel śniegu, która na chwilę całkowicie mnie oślepiła.
Stał przy niewielkiej grupce młodzieży pogrążony w dyskusji. Przecież to tu się poznaliśmy. Chłopak, który na początku wydawał mi się zbyt zadufanym w sobie, bym mogła pomyśleć, że mogę czuć do niego coś poza nienawiścią i obrzydzeniem. Moje nogi odmawiały mi posłuszeństwa, ale determinacja dodała odwagi.
Powolnym krokiem ruszyłam w kierunku bruneta, starając się oddychać miarowo, ale kiedy ten ostentacyjnie odwrócił się za siebie, zamarłam w bezruchu, wpatrując się w jego twarz. Znów nie mogłam nic z niej wyczytać. Przez Toma straciłam zdolność do odczytywania emocji, również u siebie.
Wydaje mi się, że widziałam przede wszystkim ukrytą radość. To mogło być jednak złudne wrażenie.
Postanowiłam postawić wszystko na jedną kartę. Albo uzna mnie za wariatkę i odrzuci albo wszystko wróci na swoje miejsce i już nigdy nie będę musiała się obawiać, że go stracę.
Wsunęłam dłonie w kieszenie kurtki, powoli podchodząc do chłopaka
i z zagubionym wzrokiem wpatrując się w jego czekoladowe oczy.
- Wróciłaś.. Rzucił bez wyrazu, odwracając wzrok i wyraźnie szukając czegoś, na czym mógłby go zawiesić.
- Przecież obiecałam. Odparłam szybko i umiejscawiając dłoń na jego policzku, zmusiłam by ponownie na mnie spojrzał. - Nawet nie masz pojęcia, ile zrozumiałam przez ten czas, jak bardzo mi Ciebie brakowało i...i jak bardzo Cię kocham. Obiecuję, że zrobię wszystko, ale wybacz mi..
Powiedziałam to ? Gregor był równie poruszony, jak ja. Ale to prawda. Potrzebowałam nietypowych środków, by zrozumieć, że jest kimś, dla kogo warto poświęcić wszystko.
Jeszcze przez chwilę parzył na mnie, jakby to, co powiedziałam, było czymś zupełnie niemożliwym. To oczekiwanie stawało się nie do zniesienia.
- Powiesz coś ? Cokolwiek ? Mam sobie pójść ??
- Zamknij się. Przewrócił oczyma, splatając ręce na mojej talii
i przyciągając do siebie. Poczułam tę miłość. Poczułam, że jedyne, czego potrzebuję, to właśnie on. I wiecie co ? Nadal zachodzę w głowę, co skłoniło mnie do podejmowania takich, a nie innych decyzji.
Szukałam sensu, a on sam pojawił się właśnie tutaj. Co Cię nie zabije, to Cię wzmocni. Ja czułam się teraz silniejsza, niż kiedykolwiek.
- No nareszcie !! Głos Miki tuż za nami zwiastował kłopoty. Nie chcąc zbytnio oddalać się od Gregora, spojrzałam z uśmiechem na blondyna, wznosząc oczy do nieba. - Trzeba to uczcić !
- Nie, Mika..
- Ja się zgadzam. Wtrącił brunet, spoglądając na mnie
z rozbawieniem. - Impreza u mnie, dzisiaj. Sonja wróciła i na pewno ma ochotę na zabawę.
Czy on próbuje mnie ukarać ? Dobrze wie, że nie nadaję się na imprezy. Milczałam w nadziei, że powie za chwilę, że to tylko głupi żart.
- Jasne, zwołam ekipę.
- Mika ! Wrzasnęłam, kiedy ten z prędkością światła pognał do sklepu.
- Powiedziałaś, że zrobisz wszystko. Tu mnie miał. Sonja, wyciągnęłaś wnioski w wielu kwestiach, ale nadal nie potrafisz korzystać z rozumu. Uśmiechnął się szelmowsko i wbijając się łapczywie w moje wargi, przygryzł tę dolną niezbyt delikatnie, co wywołało u mnie jeszcze większe obawy przed dzisiejszym wieczorem.




- Wszystko dopięte na ostatni guzik.
Dosłownie. Mama zapinając ostatni z rzędu guzików osadzonych na plecach mojej sukienki, westchnęła cicho.
- Wyglądasz, jak ja, co prawda dwadzieścia lat temu, ale nie musimy tego roztrząsać.
- Mamo, ta sukienka...
- Nic nie mów. Jest idealna na każdą okazję. Nie marudź i baw się dobrze. Mówiąc to, poklepała mnie po ramieniu, poprawiając moje starannie poskręcane w loki włosy.
- Własna matka przeciwko mnie. Burknęłam pod nosem, chwytając płaszcz i niezgrabnie narzucając go na siebie, zerknęłam na zegarek.
Dzwonek do drzwi sprawił, że nakładając szpilki na stopy, przycupnęłam przy drzwiach, tylko lekko je uchylając.
Gregor wszedł do środka, jak zwykle wyglądając nieziemsko. Kraciasta koszula z podwiniętymi do łokci rękawami i perfumeria wchodząca tuż za nim.
- Dobry wieczór Pani Zahovic. Ukłonił się w stronę mamy, spoglądając po chwili na mnie, siedzącą w kącie z miną rozkapryszonego dzieciaka.
- Jak dobrze Cię widzieć. Mama od razu wymierzyła mu dwa całusy
w policzek, a mnie zebrało się na wymioty.
- Gotowa ?
- Oczywiście. Mruknęłam, podnosząc się i zerkając kątem oka na mamę, która dumnie wzniosła kciuk w górę. Zażenowana, wyszłam nic już nie mówiąc, by nie pogarszać sprawy.
Zmierzając do samochodu, pomyślałam przez chwilę o Grette. Dlaczego jej tu nie ma ? Ona wiedziałaby, jak poprawić humor. Ahh..może dlatego, że ją wystawiłam.
- Nietęga mina. Gregor chwycił mnie za rękę, przytwierdzając do tylnych drzwi auta.
- Myślałam, że ten wieczór spędzimy razem.
- A spędzamy go osobno ?
- We dwoje...Żachnęłam się, wywracając oczyma.
- Planujesz coś ?
- Nie ! A ty ?
Zamiast odpowiedzi dostałam jedynie podejrzliwe spojrzenie zmieszane z tym okrutnym łobuzerskim uśmiechem towarzyszącym Gregorowi na każdym kroku.

wtorek, 21 października 2014

ObieSanki Sasanki ...

Tak, wiem, nie wyrobiłam się :D
Ale praca, wiecie jak to jest. Zrobię sobie herbatę i ogarnę 35 rozdział, może być ? :-)

34 - Sonja, jesteś w domu !

Ocknęłam się z przeczuciem, że to właśnie powinnam zrobić. Włączając laptop, zabukowałam pierwszy z brzegu bilet do Innsbrucka. Nie miałam zamiaru słuchać Grette. Zapewne namawiałaby mnie do dalszego pobytu w tym..piekle. Jedno było oczywiste. Nie mogła zrozumieć, że przez te ostatnie dni czułam się, jak mysz złapana we wnyki zastawiane na niedźwiedzie. Bolała najmniejsza styczność z przedmiotem należącym do Toma. Paradoks tkwił w tym, że to jego dom. Tu wszystko należało do niego. Nikt nie pozostałby przy zdrowych zmysłach będąc na moim miejscu.
Spojrzałam ukradkiem na śpiącą jeszcze blondynkę, zastanawiając się, czy sama sobie tutaj poradzi. Może lepiej, gdyby nie wiedziała, że mam plan opuszczenia tego miejsca. Kolejny bilion pytań pozostawionych bez odpowiedzi.
Podążyłam do łazienki, zmywając sen z twarzy i przeczesując ręką włosy, spojrzałam w lustro.
- Wracasz ratować własne przekonania. Nie spieprz tego. Szepnęłam, zaciskając zęby na dolnej wardze, jakbym chciała się ukarać za to, że kiedykolwiek pozwoliłam, by te zasady runęły w gruzach.
Wpakowując do walizki kolejne starty ciuchów i butów, poczułam na sobie czyiś wzrok. Wzrok mordercy.
- Mogę wiedzieć, co u diabła robisz ? Grette. Mogłam się spodziewać, że nie pójdzie mi tak łatwo.
- Grette. Stanowczo wypowiedziałam jej imię. - Postanowiłam wrócić do domu. To zdanie nie było już tak pewnie brzmiące. - Źle się tu czuję, chcę wrócić do domu, do mamy, taty...
- Do Gregora...Wtrąciła.
- Nie powiedziałam tego.
- Myślisz, że nie widzę ? Oczy Ci błyszczą, kiedy wypowiadam jego imię.
A tego, że mnie zostawiłaś na imprezie nigdy nie wybaczę.
- Gretts, posłuchaj...Westchnęłam cicho, chcąc podejść do blondynki, jednak ta wystawiła rękę przed siebie, odwracając wzrok.
- Przyjemnej podróży. Żachnęła się, gramoląc w pośpiechu z łóżka
i zamykając w łazience.
Nie miałam pojęcia, że ratowanie tego, co dotąd nazywałam przekonaniami, pozbawi mnie przyjaciółki. Czy znów muszę wybierać ?
W tym przypadku nie było sensu dłużej się nad tym zastanawiać. Im więcej gdybania, tym większa szansa, że tu zostanę, a to ostatnie czego teraz chcę.
Z łoskotem wysunęłam rączkę walizki, dopinając ją i jeszcze raz rzucając spojrzenie na drzwi łazienki.
- Nie za taką cenę. Mrucząc pod nosem, pociągnęłam za sobą walizkę ku drzwiom pokoju.

Pani Haller wodziła za mną wzrokiem, kiedy przechadzałam się nerwowo po gabinecie, próbując wymyślić jakiś lipny, ale sensowny powód, którym mogłabym uwarunkować mój wyjazd. Tak nagły.
- A więc..Twoi rodzice postanowili przepisać na Ciebie firmę już teraz ?
- Tak. Dowiedziałam się dopiero niedawno. Muszę wrócić do Innsbrucka jak najszybciej.
Nie wierzyłam, że to mówię. Koszmar stał się najlepszym sposobem na uniknięcie potyczki słownej na temat Toma i tego, co do niego czuję.
A raczej, co czułam poza odrazą i ogólną niechęcią.
Zmierzyła mnie wzrokiem, po którym przeszedł mnie zimny dreszcz, po czym podsunęła duplikat mojej umowy.
- Podpisz tutaj. Sama rezygnujesz z pracy. A to Twoje wynagrodzenie za ten okres. W kopercie dało się zauważyć czek. Drżącą dłonią podniosłam długopis, składając na dokumencie czytelny podpis, po czym zabierając kopertę, wepchnęłam ją do plecaka, obrzucając Panią Haller niepewnym spojrzeniem.
- Dziękuje, za wszystko. Wzruszyłam ramionami i dopiero, kiedy wypuściłam z dłoni klamkę drzwi gabinetowych, odetchnęłam z ulgą. Ten koszmar wreszcie się skończy. Łoskocząc obcasami o idealnie wypolerowane kafle holu, zmierzałam do wyjścia, czując, że jestem coraz bliżej celu, własnego podświadomego. Tom już nie mógł namącić mi
w głowie. Jestem na to zbyt silna.
- A jednak wyjeżdżasz ! Usłyszałam nagle za sobą, stając w miejscu, niczym posąg.
Zacisnęłam wolną dłoń w pięść, czując bielejące kostki. Nie odwracaj się ! Wiesz, co się wtedy stanie. Przegrasz !!
Z podchodzącym do gardła sercem i żołądkiem fikającym koziołki udało mi się wyrwać z tego transu i nie spojrzeć na niego. Podświadomość miała racje. Przegrałabym, gdybym po raz kolejny spojrzała za siebie. To co dzieje się dziś musiało być poprzedzone odpowiednimi bodźcami. Wyjeżdżam, bo mam ten cholerny powód i cierpię, bo ktoś mnie zranił. On.
I nienawidzę tego domu, bo wszystko tu przypomina mi, że jestem zbyt słaba, by się z nim mierzyć.
Nim zwróciłam uwagę, byłam już na zewnątrz, niezbyt ostrożnie schodząc po schodach i kierując się ku tej bramie, którą zapamiętam jako tę, co obiecała mi nowe życie, po czym zrobiła z niego kwadratowe pudełko.

Zajmując miejsce w samolocie, uznałam, że mogę być z siebie dumna. Zrezygnowałam z czegoś, co mnie pociągało, co budziło we mnie te odczucia, których dotąd nie znałam. Przeraźliwy krzyk wydobywający się z mojej głowy, potrafiłam zagłuszyć skinieniem palca.
Uśmiechając się delikatnie, przesunęłam opuszkiem po zdjęciu Gregora. Zrobiłam je wtedy, kiedy wydawał mi się jeszcze nadętym bufonem.
Co mam powiedzieć, by mi wybaczył ? Jak mogę kochać dwie osoby ?
Ta druga miłość jest nielogiczna, ale gdyby jej nie było...
Przytłumione dźwięki wydobywające się z silników aeroplanu szybko udowodniły mi, że dużo mnie to kosztowało. Przymknęłam oczy wsłuchując się w nie i przez tę chwilę traktując, jak mantrę.
Sen okazał się jedynym wybawieniem. Mogłabym spać przez wieczność...

                                                               ***


Zimne powietrze przedostawało się z otwartego włazu, tworząc na mojej skórze gęsią skórkę. Innsbruck. Wymieniając uprzejme spojrzenie z uroczą blondynką stojącą obok, przystanęłam przy wyjściu, na chwilę zatrzymując ludzi, chcących dostać się na pas startowy.
Łzy same napłynęły mi do oczu. Jak mogłam być tak głupia ? Zostawić wszystko, biec za czymś, czego nie ma ?
Ściskając w dłoni podręczną torbę, zbiegłam po stromych stopniach i nie zatrzymując się nawet na chwilę, popędziłam w stronę budynku lotniska, dziś zatłoczonego bardziej, niż zwykle.
Płakałam nie wiedząc, dlaczego. Szczęście ? A może to świadomość, że nabrałam pełne garści pokory. Wszystko teraz wydawało się piękne.
Uśmiechem witałam każdą mijaną przeze mnie osobę. Sonja, jesteś w domu !
To zdanie odbijało się w mojej głowie nawet wtedy, kiedy taksówka podjechała pod duży, drewniany dom z wielką werandą. Teraz wydawał się jeszcze większy.
- Dziękuję. Wymamrotałam do kierowcy, wciskając mu w dłoń kilka euro dziesiątek. Wysiadając, zaciągnęłam się głęboko powietrzem. To było moje powietrze.
Przypomniałam sobie ciemność i to, kiedy Gregor podjeżdżał w to samo miejsce, czekając na mnie.
Jednak nie mogłam zbyt długo się nad tym zastanawiać. Kiedy ją zobaczyłam, łzy znów potoczyły się po moich odrętwiałych z zimna policzkach.
Jak zawsze piękna, ale teraz chyba o wiele szczęśliwsza. Ruszyłam w jej kierunku, pozostawiając walizkę na środku podjazdu i wpadając w jej ramiona, odpłynęłam.
- Przepraszam, mamo...Mówiąc to, uśmiechnęłam się na samą myśl, że znów mogę poczuć jej ciepło. Tak bardzo ją kocham.

niedziela, 12 października 2014

Mini Terminarz :-)

Kolejny rozdział już w środę :-)  Obiecuję, że się wyrobię :D
I dziękuje za pochlebne komentarze, nie ma jak do was powrócić.
Poprawiacie humor <3

sobota, 4 października 2014

33 - Co za szkoda, chłopak tak piękny...z paskudnym sercem.

WITAJCIE !! Oto jest. Kontynuacja opowiadania. Mam nadzieję, że wam się spodoba.
Czeka mnie tygodniowy urlop, co skutkuje tym, że będę miała dla was więcej czasu. :-)





Czy ja śnię ? A może to wszystko to urojenie. Kto wie, do czego zdolna jest moja głowa, która nie radzi sobie z natłokiem myśli. Słoneczny dzień miał rozwiać wszelkie wątpliwości.
Plan na dziś ? Dowiedzieć się, czego chcę od życia, od siebie i od...
On wyjechał. Nie pożegnałam się.
- Masz zamiar dziś wyjść z tej łazienki ?!!! Wrzask Grette. Wracamy do normalności. Ruszyłam zostawiając w spokoju moje lustrzane odbicie
i minęłam ją w drzwiach.
- Wiesz ? Chcę zacząć od nowa. Przestać przejmować się wszystkim dookoła. Chcę skupić się na sobie.
Grette popatrzyła na mnie, jakby to co mówię było co najmniej nie do wykonania.
- Nie patrz tak na mnie ! Żachnęłam się, umiejscawiając na talii biały fartuszek i nie czekając na nią, ruszyłam do wyjścia.
Tom już nie jest w stanie mną manipulować. Jasne i czyste myśli, zero strachu i...
Dlaczego nigdy nic mi się nie udaje ? Widząc blondyna przechadzającego się po holu, westchnęłam ciężko, mając ochotę cofnąć czas i nie pakować się w kolejne deklaracje.
Dopiero po chwili zorientowałam się, że stoję, niczym słup soli wpatrując się w niego z miną zdziczałego psa.
- Cześć. Mruknęłam pod nosem ze spuszczoną głową, powołując moją nogę, by wykonała choć jeden krok i próbując go wyminąć, poczułam uścisk na nadgarstku.
- Speszona z rana ? Co takiego stało się wczoraj ?
Jego szelmowski uśmiech przyprawiał mnie o zawroty głowy. Może czas, by podświadomą agresję wyprowadzić na spacer...bez smyczy.
Niewiele myśląc cisnęłam pięścią w tors chłopaka, zaciskając wargi, by nie widział miny, która kryła nutę władzy. Ten jedynie puścił moją dłoń.
- Jak to możliwe ? Z przyzwoitego faceta, stajesz się dupkiem. Masz jakiś przełącznik ? Wyrwałam dłoń obrzucając Toma natarczywym spojrzeniem.
Pani Haller wyraźnie zaintrygowana, zjawiła się dosłownie znikąd.
- Coś się stało, Tom ?
- Nie mamo. Wszystko w porządku, prawda ? Wymierzył we mnie zaiste gromiący wzrok, zmuszając twarz do uśmiechu, który jednak ani trochę nie wyglądał na ten właściwy.
- Pójdę nakryć do stołu. Niczym posłuszna podwładna, zrezygnowanym krokiem zmierzyłam w stronę kuchni.
Grette, która już tam była spojrzała na mnie, jednak to nie był odpowiedni moment na przyjacielskie wywody. Nagle poczułam dziwną potrzebę rozmowy z Gregorem.
Ciągle mam pretensje do całego świata o to, że jestem traktowana, jak popychadło. A niby jak ja potraktowałam jego ? Obrzydzenie do własnego, wybałuszonego ego sięgnęło zenitu.

Cały poranek minął wbrew pozorom spokojnie. Tom unikał mnie szerokim łukiem, a mi było to całkiem na rękę. Nasz pokój pokrył mrok wieczoru, ze wzrokiem wbitym w ekran laptopa, dokładnie analizowałam każde zdjęcie, które zrobiłam Gregorowi. Gdzie ten czas, kiedy miałam wrażenie, że wszystko kręci się wokół niego ?
- Pójdźmy się rozerwać.
- Nie mam ochoty. Idź sama. Wymamrotałam, nie spuszczając wzroku
z uśmiechniętej twarzy ze zdjęcia.
- Masz zamiar udawać, że wszystko w porządku ? To miał być dobry wybór.
- O czym właściwie mówisz ? Dopiero teraz na nią spojrzałam, z niekrytym wyrzutem.
- Przecież wszystko kręci się wokół Toma.
- Naprawdę ?
- Wyluzuj, Sonja. Zachowujesz się, jakby wszystko straciło sens, a przecież nic się nie stało.
Grette działała czasem na nerwy, ale właściwie za każdym razem miała rację. To frustrowało mnie jeszcze bardziej.
- Dobrze. Co masz zamiar robić ?
- Odwiedzić ciekawy klub. Może nawet kogoś poznać.
- A Mika ? Zapytałam, nadal nie mogąc pojąć, jak ona sobie z tym radzi.
- Mówiłam Ci już. To nie miałoby sensu. Ubieraj się ! Zerwała się z łóżka, zatrzaskując za sobą drzwi łazienki.
Będę się oszukiwać. Tego właśnie potrzebujesz. Nie zapominaj o nim, bo kiedy tylko usilnie próbujesz, wszystko odwraca się w przeciwnym kierunku i wali, jak grom z jasnego nieba.
Nie musiałam długo czekać na Grette w seledynowej sukience, idealnie kontrastującej z jej ciemną karnacją, włosami upiętymi w długi koński ogon i szpilkami, które trzymała w ręku.
- Obiecaj mi, że ani razu nie poruszymy tematu facetów, których znamy. Rzuciła w moim kierunku, uśmiechając się pobłażliwie.
Nie musiała długo czekać na odpowiedź.
- Obiecuję.


- Ubrałaś się, jak na pogrzeb ! Wrzasnęła, totalnie zbijając mnie z tropu.
Co było złego w czarnej sukience bez dekoltu ? Chciałam czuć się choć odrobinę swobodnie. Na nogi wsunęłam trampki nijak mające się do ogólnego stroju, po czym pewnym siebie krokiem zmierzyłam do drzwi. Grette nie musiała mnie dodatkowo dobijać i chyba wyczuła aluzję, bo od razu poszła za mną.
Odgórnym założeniem było dobrze się bawić, bez tematu Toma, Gregora, czy choćby Juana.
Autobus z przesiadką w centrum miasteczka, to nie był dobry pomysł. Grette co krok ślizgając się na oblodzonym chodniku, wczepiła się w moje ramię, analizując, czy aby na pewno nie pomyliła drogi.
- Słyszysz ?
- Co ? Mruknęłam, rozglądając się po opustoszałej dzielnicy.
- Muzyka ! Wrzasnęła, pociągając mnie za sobą w stronę niezbyt przyjemnie wyglądającej, ciemnej uliczki. W oddali powitał nas jaskrawo niebieski szyld obwieszczający, że Brenneriet wita wszystkich szerokim uśmiechem i równie szerokimi barkami dwóch ochroniarzy stojących
u wejścia.
- Nie wygląda źle. Chociaż to nijak się ma do naszych klubów. Grette mimo ciętej opinii, pewnie wtargnęła do środka, od razu kierując się w stronę baru.
Ja natomiast wolałam najpierw rozejrzeć się dookoła. Kilku gości grających na saksofonach, doskonale wpasowujących się w rytm My Love. Dziewczyny w skąpych strojach, przy których ja wyglądałam, jak Eskimos opatulony w kombinezon i kilku mężczyzn kręcących się przy nich z wyraźnym zainteresowaniem.
Grette wyrosła przede mną, wciskając mi w dłonie szklankę z napojem
o dziwnym kolorze fuksji.
- Co to ?
- Pij ! Zażądała, odwracając się gwałtownie i smagając moją twarz końcówkami włosów. Czułam się, jak wyrzutek pomiędzy tymi ludźmi. Upiłam spory łyk tajemniczego płynu, odczuwając przyjemne gryzienie
w okolicach krtani. Dopiero teraz przypomniałam sobie, że dawno nie piłam, dawno też nie bawiłam się beztrosko nie myśląc o niczym.
Okazja jedna na milion.
Przysiadłam bezpiecznie w kącie, przy barze obserwując Grette, którą zdecydowanie poniósł ten wciągający rytm. Sączyłam drinka, a kiedy niespodziewanie szklanka została opróżniona, postawiłam ją na barze, patrząc, jak barman chwyta ją w dłoń i wymierza we mnie przyjazne spojrzenie.
- To samo ?! Zapytał. Poczułam, jak czerwone wypieki lądują na moich policzkach. Był nawet przystojny.
- Poproszę ! Skinęłam głową, by dokładnie zrozumiał. Nie miałam zamiaru mieszać alkoholu. Ostatnio źle się to skończyło.
- Tutejsza ?
- Nie, przyjezdna. Praca ! Odparłam, sztywno opierając łokieć na kontuarze. Plan był taki, by nie pokazać ani trochę, że się stresuję. Postawił przede mną szklankę, wkładając do niej słomkę z kolorową parasolką i kawałkiem limonki.
- Na koszt firmy. Robbie. Wyciągnął dłoń w moim kierunku, ukazując rząd białych zębów.
- S...Sonja ! Gula w moim gardle wzrosła do poziomu krytycznego. Dlaczego aż tak się denerwuję ?
- Jesteś tu sama ?
- Nie, moja koleżanka postanowiła bawić się lepiej ode mnie. Uśmiechnęłam się kwaśno, mocząc wargi w gryzącym płynie.
- A więc przyjezdna i na dodatek nie ma chłopaka. Poruszył zabawnie brwiami, obsługując jedną ze stojących obok mnie dziewczyn.
- Właściwie to mam. Wypaliłam nagle, czując, jak każda część mojego ciała zaczyna odmawiać mi posłuszeństwa, nawet język.
- Co to za chłopak skoro zostawia Cię samą w weekend ?
Doskonałe pytanie.
- Dużo pracuje i...i w ogóle jest bardzo zajęty i..muszę już iść. Ześlizgnęłam się tego "gorącego krzesła", ruszając w stronę Gretts, która na szczęście nie zdążyła zniknąć mi z oczu.
Wszak żałosne. To uczucie przesiąknęło mnie całkowicie powodując chwilami odruchy wymiotne.
Podeszłam do Grette, kusząco kręcącej biodrami, wzruszając bezradnie ramionami.
- Miałaś się dobrze bawić. Wrzasnęła, jednak nie dotarło do mnie ani jedno słowo. Wszystkie myśli skupiały się na tym, by wyrzucić z nich tę jedną
o Tomie.
Powrót do domu okazałby się najlepszym rozwiązaniem. Z drugiej strony Gregor...
Dlaczego w Hiszpanii nie miałam takich problemów ? Juan zrozumiał, że nic do niego nie czuję. Problem w tym, że nie mogę się zdecydować. Darzę uczuciem dwojga ludzi. To nienormalne, niemoralne i niedopuszczalne.
Jeszcze przez chwilę obserwując beztroską Grette, powoli zaczęłam wycofywać się ku drzwiom wyjściowym. To nie miało sensu, a oszukiwanie Grette i przede wszystkim samej siebie okazało się pomysłem spalonym na panewce.

Lillehammer nocą było ciche i spokojne, podobnie jak Innsbruck. Trampki już od godziny dawały mi się we znaki, a próbując utrzymać równowagę na śliskim chodniku, odruchowo chwytałam się latarni rozstawionych co kilka metrów.
Czekała mnie jeszcze przeprawa przez drogę ulokowaną w środku gęstego, świerkowego lasu i mogę powiedzieć, że jestem w domu. Dom to też pojęcie względne.
Zmarznięta i zmęczona, stanęłam przed drzwiami rezydencji, szukając kluczy w torebce. Grette mnie zabije. Nie odczyta nawet smsa, którego jej wysłałam.
Umieszczając klucz w dziurce, przekręciłam nim dwukrotnie, cicho otwierając drzwi i oddychając z ulgą, kiedy poczułam na skórze przejmujące ciepło. Od razu skierowałam się do mojego pokoju, po drodze pozbywając się butów.
Ta noc to jeden wielki niewypał. Wskoczyłam pod kołdrę nie zważając na sukienkę i wertując wszystkie kontakty, zatrzymałam się na G.
Chciałam to zrobić przez cały dzień. Wcisnęłam zieloną słuchawkę, nie mając pojęcia czy trzęsę się z zimna, czy może nerwy wzięły górę nad rozumem.
Pierwszy sygnał, drugi i trzeci...czwarty..
- Halo ? Usłyszałam nagle zaspany, męski głos.
Teraz nie ma już odwrotu. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 01:30. Zacisnęłam powieki, nerwowo oblizując usta i biorąc głęboki wdech.
- Halo.. Głos zmienił ton na bardziej zniecierpliwiony.
- Przepraszam, że dzwonię tak późno. Wymamrotałam. Słyszałam jego równy oddech, co jakiś czas nieznacznie się przeciągający.
- Sonja ?
- Gregor przepraszam za wszystko.
- Ja też nawaliłem.
- Nie. Wykorzystałam Cię. Nigdy nie chciałam...Urwałam w połowie, próbując ukryć szloch i ocierając łzy same napływające
do oczu. - Porozmawiasz ze mną ? Wracam do domu.
Jego milczenie bolało teraz bardziej, niż najbardziej wyszukane obelgi. Chciałam wiedzieć o czym myśli, ale nie byłby na tyle głupi, by się zdemaskować.
- Będę czekał. Oznajmił po dłuższej chwili, powodując niejaką ulgę powoli opanowującą moje ciało.
- Wrócę, jak najszybciej się da. Obiecuję.
Rozłączyłam się, kuląc w kłębek i chowając twarz w poduszkę, rozkleiłam się na dobre. Tęsknota za domem, za rodzicami, za Gregorem..okazała się zbyt silnym doznaniem. Zbyt długo sobie z tym radziłam. Chciałam zobaczyć mamę, tatę, nawet po tych słowach, jakie od niego usłyszałam.
A Tom ? To przeszłość. Przystojniak z paskudnym sercem.

poniedziałek, 15 września 2014

Jesteście wielcy !

Witajcie po tak długiej przerwie. 
Zacznę może od podziękowań. Ogromnie jestem wam wdzięczna, że nadal ze mną jesteście. 
Jak można było zauważyć w ostatnim czasie częstotliwość dodawania nowych postów była znikoma, jednak muszę to niestety zrzucić na dorosłe życie. 
Uwierzcie mi, nie sądziłam, że będzie tak trudno pogodzić jedno z drugim. 
Tego posta piszę siedząc za biurkiem w pracy. Cudnie, czyż nie ? Tak, to niewątpliwie odbija się na mojej wenie do tworzenia dalszych perypetii Sonji. 

Aczkolwiek muszę stwierdzić, że bardzo mi was brakuje. Dlatego wrócę. 

Dziękuje, że nadal mnie wspieracie i motywujecie. :-) 

sobota, 31 maja 2014

32 - Trzymam się z całych sił. Nie spojrzę w dół, nie otworzę oczu.



Rejestrowałam każdą upływającą godzinę, moment, w którym z mroku wyłaniała się szarość budzącego się do życia dnia. Nie zmrużyłam oka. Tak trudno było zasnąć, wiedząc, że ten stan niczego nie zmieni. Jego bliskość była wtedy tak przerażająco zachęcająca, fascynująca...odrażająca.
Uniosłam się na łokciach spoglądając na śpiącą słodko Grette. Tak bardzo chciałam być teraz na jej miejscu. Nie mieszkać pod jednym dachem z człowiekiem, do którego ciągnie mnie, jak plus do minusa. Wyślizgnęłam się spod kołdry i nie zważając na to, która jest godzina, ubrałam się w pośpiechu, chcąc choć na chwilę wyrwać się z czterech ścian, które przyprawiały mnie o gęsią skórkę.
Jeansy, ciepły sweter, kurtka i szalik. Trzymając w ręku buty, cicho zamknęłam za sobą drzwi mając na celu uniknięcie rozmowy z Gretts. Im mniej wie, tym lepiej dla niej.
Śnieg prószył pozostawiając po sobie trwałe ślady panującej teraz pory roku. Przejmujące zimno ogarnęło moje ciało, ale ani trochę nie chciałam wracać. Nie zdążyłam zwiedzić kompleksu rezydencji Hallerów, teraz miałam na to świetną okazję. Krocząc oznaczoną przez wjeżdżające pod dom, samochody, ścieżką, podążyłam wgłąb lasu okalającego cały teren zabudowany. Oddychając głęboko, dopiero teraz mogłam poczuć, jak nabieram racjonalności. To nie może wymknąć się spod kontroli. Jakby na to nie patrzeć, jest moim pracodawcą, kimś kogo z całego serca nie cierpię za to, jaki jest. Muszę coś wymyślić, muszę zdusić w zarodku chęć przywarcia do jego ust i nie wypuszczenia go z ramion nawet na setną sekundy.
A co z Gregorem ? Do niego na początku czułam przecież to samo...
- Nie. To było zupełnie co innego. Mruknęłam pod nosem przerywając ciszę zakłócaną jedynie hardymi świstami wiatru. Gregor to zupełnie inna bajka. On wiedział, czego chce. Wygrać, dojść do celu w każdym tego słowa znaczeniu. Mogłabym przypuścić, że to dało mu pewną przewagę w byciu chamem. To tylko przypuszczenia.
- Przecież to moja wina. Donośne stwierdzenie, które wcale nie sprawiło, że poczułam się lepiej, rozniosło się między drzewami, docierając do mnie teraz ze wszystkich stron.
- A w jakiej kwestii ? Od moich głośnych rozmyślań oderwał mnie znajomy mi głos za mną. Odwróciłam się, stając twarzą w twarz z moim koszmarem. Mam kłopoty.
Blondyn uśmiechał się lekko, opierając wyciągniętą ręką o jedno
z drzew, wpatrując się we mnie, niczym w wyrocznię, która zawsze mówi tylko i wyłącznie mądre i życiowe sentencje.
- Nie dam się znowu podpuścić. Możesz pomarzyć. Lepiej zacząć ostro,
a nóż wycofa się i da mi święty spokój ?.
- Podpuścić ? W nocy błagałaś o pocałunek...
- Zamilcz ! Wydarłam się, pozwalając echu popłynąć. Chwyciłam się za głowę, przymykając powieki, próbując zebrać myśli w jedną spójną całość. - Chcę przepracować tu swoje, wyjechać i nie musieć więcej oglądać Twojej twarzy. Rzuciłam cicho i w ciąż trzymając dłonie na skroniach, ruszyłam w kierunku rezydencji.
Nadzieja, że tym razem chłopak odpuści i pozwoli mi choć raz w życiu poczuć, że jednak jestem coś warta, była nikła tak, jak ta o spokojnym dotarciu do domu.
Poczułam na ramieniu gwałtowne szarpnięcie, a potem chropowatą korę drzewa wbijającą się w moje plecy, pomimo grubego materiału kurtki. Przez chwilę straciłam równowagę i kontakt z rzeczywistością, wlepiając przerażone spojrzenie w jego lazurowe, spokojne tęczówki. Niewiele myśląc wbił się z impetem w moje wargi, odcinając ten poszukiwany przeze mnie dopływ jasnego myślenia.
Miałeś tak czasem ? Potrzebowałeś tego tak bardzo, że żadna siła nie była w stanie odwieść Cię od tego, choć dobrze wiedziałeś, że to najgorszy z możliwych sposobów na wyjście z tego ogromnego bagna, w którym utkwiłeś. Siła nie do pokonania.
Ułożyłam zziębnięte dłonie na torsie Toma, poddając się zupełnie jego władaniu. Opór był bezcelowy, niepotrzebny. To mogłoby trwać wiecznie. Czułam jego ręce wsuwające się pod materiał kurtki
i wełnianego swetra, jednak nawet nie zareagowałam na zetknięcie się ze sobą lodu jego dłoni z moją ciepłą skórą. Podświadomie z utęsknieniem oczekiwałam tej jednej chwili, po której znów spojrzał na moją twarz odmienionymi oczyma.
- Nadal chcesz o mnie zapomnieć ?
Na to pytanie nie mogłam odpowiedzieć, nie teraz, nie będąc w takim stanie. Mimo silnej woli, pokręciłam przecząco głową, wtulając się
w niego najmocniej, jak tylko mogłam. Cel ? Czuć jego ciepło jak najdłużej się da.
- Gdyby miało nie być jutra, powiedziałabym, że nie chcę. Spuściłam wzrok zagryzając wargę, jakby to miała być dla mnie jedyna cielesna kara za moje słowa. Wszystko ma przecież swój koniec, jasne Sonja ?
Musisz odbić się od dna w momencie, kiedy on czuje, że ma Cię w garści.
I wtedy przestałam czuć jego ciepło, ciepłe, lazurowe tęczówki zamieniły się w lodowate barwy najciemniejszej głębi oceanu. Usłyszałam westchnięcie i choć już dawno przestałam się w niego wpatrywać, poczułam, jak bezradnie wzrusza ramionami.
Jaki to miało sens ? Chcieć to móc ? Co za baran to wymyślił ? Bardzo chcę, najbardziej. Jednak tak bardzo nie mogę. Powstrzymuje mnie niewidzialna siła mówiąca, że to byłaby zbyt pochopna decyzja, najgorsza, jaką dotąd podjęłam. On zwyczajnie nie jest mi pisany. Nie będę z nim szczęśliwa. Wystarczy, że usilnie to sobie wmówię i wszystko będzie w porządku.

W domu Haller'ów zwyczaj podawania śniadania przypadał o godzinie 08:30. Cała rodzina, przynajmniej ta obecna w rezydencji zbierała się
w kompleksie jadalnym, by zasiąść przy stole i wymieniać między sobą pojedyncze zdania. Sama zastanawiałam się, czy było to spowodowane faktem, że spędzali ze sobą tak mało czasu, że zwyczajnie nie mieli tematów do rozmów, czy może dbali o swój układ trawienny i woleli
w spokoju przeżuć każdy kęs.
Podawanie napojów padło dziś na mnie. To nie był dobry pomysł zważywszy na to, że od samego wspomnienia tego, co działo się kilka godzin wcześniej, trzęsły mi się ręce. Chciałam mimo to pokonać lęk
i pewnym krokiem trzymając w dłoniach pokaźny dzbanek z sokiem, przekroczyłam próg jadalni nie zwracając uwagi na domowników. Robiłam wszystko, niczym maszyna, robot pozbawiony uczuć. Gdyby tylko byli w stanie odgadnąć, co działo się w środku. Miałam wrażenie, że jeden z nich wszystko wie. Wie, jak teraz się czuję. Czułam jego wzrok i zaciskając każdy mięsień w moim ciele, próbowałam się nie rozpłakać.
- Wyjeżdżam dzisiaj. Muszę załatwić jeszcze kilka spraw...tu i ówdzie. Podjął nagle blondyn, nad którego szklanką pochylałam się właśnie. Cała krew odpłynęła z moich nóg, a ręce straciły nośność.
Pani Haller, jak widać nie przejęła się tym tak bardzo, jak ja.
Moje powieki nie dawały rady powstrzymywać natłoku łez, które powoli wydostawały się, torując sobie drogę po moich policzkach.
- Sonju, wszystko w porządku ? Pani Haller spowodowała, że wszyscy podnieśli wzrok na mnie.
Odchrząknęłam, nerwowo pocierając nadgarstkiem poczerwieniały policzek.
- Tak. Wysiliłam się na nikły uśmiech, jak najszybciej kierując się do kuchni. Obrzuciłam przelotnym spojrzeniem Grette, która o nic nie musiała już pytać, po czym, jak najszybciej bocznym przejściem skierowałam się na górę. Tego było za wiele.

Nacisnęłam klamkę, powoli wchodząc do środka. Jak za pierwszym razem. Jak wtedy, kiedy niczego nieświadoma naruszyłam jego prywatną sferę.
Całe pomieszczenie przesiąknięte było jego zapachem. Wszystko wydawało się nie mieć tu najmniejszego znaczenia, było takie błahe. Ostrożnie ułożyłam się miękkiej pościeli, starając się nie poplamić jej zmieszaną ze łzami maskarą spływającą z rzęs.
Zbyt długo się oszukiwałam. Dałam bezwzględnie się uwieść, ale nie przeszkadzało mi to do czasu, kiedy nie spróbowałam z tym walczyć. Marny pomysł. Fatalne zauroczenie, które nie ma prawa mieć przyszłości.

Zasnęłam ? Czy może aż nazbyt zatraciłam się w próbach odnalezienia powodu, dla którego teraz nie mogę przestać myśleć o Tomie. Jeśli to ma być miłość, to nie mogę się zgodzić, by nie dawała mi prawa wyboru.
Żadnych ale, musi być tak, jak ona chce. Taka nikła jednostka, jak ja nie ma nic do powiedzenia w tej kwestii. Chciałam być silna, ale szybko sprowadziła mnie do parteru i pokazał, kto jest szefem.
Zacisnęłam powieki słysząc szczęk poruszającej się klamki. Niech się dzieje, co chce. Nie chcę już nad tym panować.
Nie usłyszałam ani słowa. Żadnego "Wynoś się !" ani budującej riposty w jego stylu. Jedynie spokojny przybliżający się z każdą chwilą oddech. Przymknęłam oczy pod wpływem uginającego się pod jego ciężarem materaca i palców, które niespiesznie zaczęły sunąć po moim ramieniu.
Bałam się spojrzeć mu w oczy. Za wszelką cenę nie chciałam tego robić.
- Wiedziałem, że wrócisz. Szepnął wprost do mojego ucha, powodując, że całkiem zapomniałam o oddychaniu.
Odruchowo złapałam jego dłoń, zaciskając ją mocno. Trzymam się
z całych sił. Nie spojrzę w dół, nie otworzę oczu.

sobota, 17 maja 2014

Wracam do pisania.

Uporawszy się z kilkoma sprawami, mam zamiar dokończyć cykl
o perypetiach Sonji i Toma.
Myślę, że do końca zostało jakieś 5, może 6 rozdziałów, dlatego też będę zamieszczać dwa tygodniowo.

Ale to nie koniec.
Myślę, że jak na razie odpuszczę sobie temat skoków, zajmę się nieco inną tematyką, niekoniecznie sportową. Ale na wszystko jest przecież czas.

Czytelnicy, przybywajcie !


środa, 9 kwietnia 2014

Dorosłość jest brutalna..

Witajcie. Jak pewnie zauważyliście długo już nic tu nie publikowałam. Związane jest to tylko i wyłącznie z faktem, iż próbuję przeżyć w tym jakże porąbanym kraju, w którym tak ciężko o pracę.
Praca się znalazła, ale pochłonęła niestety cały mój czas i trudno mi wyegzekwować choćby te dwie godziny na napisanie dalszych perypetii Sonji..
Postaram się jednak nadrobić straty aczkolwiek będą to nieco dłuższe odstępy czasowe. Mam nadzieję, że rozumiecie i mimo wszystko czasem tu zajrzycie.

POZDRAWIAM !  ♥

P.S.  Oddam w posiadanie Blog na wp.pl. Gdyby ktokolwiek był zainteresowany, proszę o kontakt na gg. Odezwę się na pewno. :-)

niedziela, 2 marca 2014

Książeczka !



Właśnie zamówiłam. Nie wiem dokładnie kiedy zjawi się kurier, ale już nie mogę się doczekać !
Recenzję i moje własne przemyślenia dodam zaraz po przeczytaniu :-)
Czy ktoś z was również już zakupił ?

niedziela, 23 lutego 2014

31 - Dziewczyno, powinnaś wiedzieć, dla kogo tracisz głowę.



Nieuchronnie zbliżała się godzina, na którą zaplanowane było przyjęcie. Znalazłam odrobinę czasu, aby wrócić do pokoju i się odświeżyć. Na nadgarstku wciąż wyczuć mogłam ten zapach. Zapach Toma.
Wwiercając wzrok w taflę lustra, postanowiłam spróbować poukładać sobie w głowie. To jego dom. Pani Haller to jego matka. Nigdy wcześniej nie mówił mi, że jest tak chorobliwie bogaty ! Może dlatego, że rzadko rozmawialiśmy normalnie...w ogóle rzadko rozmawialiśmy. Jak mogłam dać się wplątać w to wszystko ? Nie miałam dotąd pojęcia, jak bardzo namieszałam moją obecnością tutaj. Tom nie wyglądał na zadowolonego. Był tak samo zaskoczony, jak ja.
W pokoju rozniósł się dźwięk telefonu. Podeszłam i widząc na wyświetlaczu to samo zdjęcie czekoladowookiego, zrobiło mi się słabo. Usiadłam na łóżku i trzęsącą się dłonią wcisnęłam zieloną słuchawkę.
- Halo ?
- Nie mówiłaś, że wyjeżdżasz. Jego surowy ton, pogłębił mdłości.
- Gregor ja...
- Chcesz to zakończyć w ten sposób ?
- Nie. Wtrąciłam, tracąc kontakt z rzeczywistością, próbując nie płakać.
- Gdzie jesteś ? Na jego pytanie, do pokoju weszła Grette, rzucając mi pobłażliwe spojrzenie.
- Gregor...Przepraszam. Wydukałam, rozłączając się i wybuchając niepohamowaną salwą dzikiego płaczu.
Blondynka dopadła do mnie, chowając w ramionach, aczkolwiek w tym wypadku nawet to nie pomogło. To koniec. Wpatrując się ślepo
w numer wciąż widniejący na wyświetlaczu, próbowałam złapać choć jeden pełny wdech.
- Musisz to zrobić. Powiedziała, nadal mnie do siebie przytulając.
- Wiem. Odparłam i gładząc przez chwilę koniuszkiem palca, przycisk usuwający kontakt, w końcu to zrobiłam. Nie poczułam jednak żadnej ulgi. To była tylko i wyłącznie moja wina.
On starał się, jak mógł, a ja to schrzaniłam.
- Musimy iść. Ucałowała mój policzek, mankietem koszuli ocierając łzę pałętającą się po nim, po czym poderwała mnie z miejsca
i trzymając dłonie na moich obojczykach, poprowadziła do wyjścia.
- On tam jest ? Zapytałam, dochodząc do schodów i łapiąc spojrzenia kilku mężczyzn w garniturach na miarę, przechadzających się po salonie.
- Nie sam. Odrzekła z przekąsem, popychając mnie lekko.

Tessa obrzuciła nas zniecierpliwionym spojrzeniem. Niedobrze.
Chwytając w dłonie wielką wazę z czymś na podobieństwo ponczu,
ruszyłam do wielkiego holu, patrząc co jakiś czas pod nogi. Omijałam wzrokiem każdego. Jedyne, co dostrzegłam, to Panią Haller spokojnie przechadzającą się wśród gości. Postawiłam szklaną wazę na stole, na którym wcześniej stały kwiaty i już miałam iść z powrotem do kuchni po małe szklaneczki, ale unosząc wzrok, od razu tego pożałowałam.
Blondyn stał przy schodach, z kieliszkiem szampana, w objęciach rudowłosej piękności. Coś zacisnęło się we mnie, a nogi odmówiły posłuszeństwa. Kompletnie nie przejmował się moją obecnością i to paradoksalnie bolało najbardziej.
Przecież sama go ignorowałaś. Podświadomy głos zrównał mnie
z ziemią. Zakręciło mi się w głowie, chciałam natychmiast zniknąć. Podążyłam do kuchni, mijając się z Tessą, która wyraźnie wyczuła, że coś nie gra.
- Dobrze się czujesz ?
- Tak, w porządku. Powiedziałam cicho, układając na srebrnej tacy, małe szklane pojemniczki do ponczu i razem z nią ponownie wchodząc do jaskini lwa.
Przyjęcie trwało w najlepsze. Napełniałam puste kieliszki po winie
i szampanie, odnosiłam brudne talerze i siliłam się na szczerze wyglądający, uśmiech. Jednakże ten, kto mnie znał, wiedział, że do szczerości mu daleko. Trzymając w dłoniach butelkę z drogim trunkiem, rozglądałam się za tym, czyj kieliszek został opróżniony. Zagryzając dolną wargę, błagałam o szybki koniec tego horroru, który siał spustoszenie w moim wnętrzu.
- Mogę prosić ? Niebieskooki wyrósł przede mną, jak spod ziemi, lustrując mnie tym przenikliwym wzrokiem, który wydawał się znać mnie na wylot. Starając się nie dać poznać po sobie jakichkolwiek emocji, dolałam szampana do pustego kieliszka, natychmiast odwracając wzrok.
- Jesteś spięta. Szepnął, nieznacznie zmniejszając odległość między nami. Moje ciało zareagowało natychmiast. Odsunęłam się, patrząc na niego z można by rzec przerażoną twarzą.
- Nie wolno mi rozmawiać z gośćmi. Oznajmiłam, aczkolwiek była to najbardziej niepewnie brzmiąca kwestia, jaką w życiu powiedziałam.
- Z gośćmi nie. Uśmiechnął się szelmowsko, upijając spory łyk alkoholu.
- Przepraszam. Muszę iść. Ponownie przygryzłam wargę, tym razem czując ból, po czym odwróciłam się, zmierzając do kuchni. Miałam dość.
Grette widząc te męczarnie, zabrała ode mnie butelkę, znikając po chwili w tłumie garniturów i szykownych sukien. Usiadłam przy stole
i widząc otwartą butelkę szampana, chwyciłam ją i pociągnęłam z niej kilka łyków, po chwili odstawiając na miejsce. Nie przetrwam tu dłużej. Nie w jego obecności. Nie pod jednym dachem z tym aroganckim, wyrachowanym dupkiem.
Nie zapominaj, kto toczył bitwę na dwa fronty. Słysząc to, przytwierdziłam czoło do blatu kontuaru, próbując uciszyć wyrzuty sumienia.

Dochodziła 22:00. Towarzystwo się przerzedzało. Tessa weszła do kuchni i widząc mnie w tej pozycji, podeszła bliżej.
- Na dzisiaj koniec. Idź się położyć. Mruknęła, wkładając brudne talerze do jednej ze zmywarek.
- Tessa, przepraszam. Wstałam, rzucając jej smutne spojrzenie.
- Idź, jutro to posprzątamy. Wysiliła się na lekki uśmiech, powracając do tego, co robiła wcześniej.
W naszym pokoju było tak cicho. Za cicho. Dopiero teraz słyszałam wszystko, co miała do powiedzenia mi moja wewnętrzna przyjaciółka. Beształa mnie ile wlezie. Miałam nadzieję, że wodą ugaszę jej chęć wyżycia się na mnie.
Wzięłam zimny, orzeźwiający prysznic i przebrałam się w piżamę, wskakując pod kołdrę. Byłam wyczerpana. Ale nie przez pracę. Niepokój psychiczny dał mi popalić o wiele bardziej. Nim zdążyłam zauważyć, zostałam wciągnięta w objęcia Morfeusza.
Ale to nie była spokojna noc. Uniosłam się na łokciach, rozglądając się po pomieszczeniu. Panował mrok, a Grette dawno już smacznie spała. Żołądek nie dawał mi spokoju. Burczało w nim niemiłosiernie i dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że nie jadłam nic prócz śniadania.
Cichutko wysunęłam się z łóżka, narzucając na siebie szlafrok blondynki i ostrożnie wymykając się z pokoju. Musiałam szczególnie uważać, aby przypadkiem nie wyłożyć się na śliskich schodach również pokrytych mrokiem.
Docierając do kuchni, podążyłam do lodówki, nie zapalając światła. Chciałam zostać niezauważona i sądziłam, że znaki świetlne mi w tym nie pomogą. Otworzyłam jej drzwi, pochylając się i lustrując wzrokiem jej wnętrze. Kanapka z pomidorem. To na nią miałam ochotę.
- Głodna ? Usłyszałam, a tuż po tym kuchnia rozbłysła, pogrążona
w świetle lampy. Podskoczyłam, natychmiast zatrzaskując drzwi lodówki i przywierając do niej plecami.
W drzwiach stał wyraźnie rozbawiony Tom.
Zacisnęłam wargi, przymykając na chwilę oczy.
- Cierpisz na bezsenność ? Wycharczałam, zabierając szklankę
i nalewając do niej wody, po czym wypijając prawie całą jej zawartość.
- Mógłbym zapytać o to samo. Podszedł bliżej i w tym właśnie momencie zorientowałam się, że zagradza mi jedyną drogę ucieczki.
- Wybacz, ale nie mam ochoty na rozmowę.
- A ja ? Owszem. Odparł, wciąż zmniejszając odległość pomiędzy nami. Po plecach przeszedł mnie zimny dreszcz. Jego wzrok był niecodzienny. Dziwny i przenikliwy. Zły.
Kiedy zbliżył się na niebezpieczną odległość, odskoczyłam, jak oparzona, co jeszcze bardziej go rozbawiło. Jednak nie ja byłam jego celem. Otworzył lodówkę i wyciągnął z niej masło i dorodnego, czerwonego pomidora, a z szafki obok, pachnący jeszcze chleb.
Milczałam, obserwując każdy jego ruch. Położył produkty na kontuarze i zasiadł przy nim, przerzucając wzrok na mnie.
- Masz ochotę ?
Chciałam powiedzieć nie, ale pustka w żołądku odbiła się na mojej godności.
- Poproszę. Wycedziłam, niepewnie zajmując miejsce naprzeciw Toma. Boląca warga nie zniwelowała potrzeby jej przygryzania. Musiałam teraz schować do kieszeni dumę i spróbować zachowywać się całkiem normalnie. Nie sądziłam, że rozsmarowywanie masła na kromce chleba może być tak fascynujące. Robiłam wszystko, by nie patrzeć na jego twarz z tym znienawidzonym szelmowskim uśmiechem.
- Ciągle mnie zaskakujesz. Oznajmił nagle, wstając i ujmując w dłoń duży nóż kuchenny.
Święty Barnabo. Jest trzecia w nocy, jesteśmy tu całkiem sami, a Tom stoi przede mną z nożem w dłoni. Przełknęłam ślinę, zaczynając bawić się falbanką serwetki ułożonej równo na kontuarze, tuż pod półmiskiem z jabłkami.
- Możesz odłożyć ten nóż ? Wymamrotałam, obrzucając go nerwowym spojrzeniem.
- Ten ? Wzniósł go jeszcze wyżej, wyraźnie tłumiąc ten perfidny uśmiech. Ujął w dłoń czerwone warzywo i przekroił je na pół, spoglądając na mnie z zaciekawieniem. Wzdrygnęłam się.
- Twój kochaś nie przyjechał po Ciebie ? Wymijając mnie, stanął tuż za plecami, a mnie znów zrobiło się słabo. Sięgnął po talerzyk, kładąc go przede mną w taki sposób, że wewnętrzną stroną ramienia, dotykał teraz mojego własnego. Krew wrzała w moich żyłach, ale nie byłam
w stanie się ruszyć. Dokładnie ważyłam teraz każde słowo, które miałam zamiar wypowiedzieć.
- Zerwaliśmy.
- Naprawdę ? W jego głosie brzmiał teraz sarkazm, odbijający się
w mojej głowie.
Ponownie zjawił się przede mną, przekrzywiając nieco głowę na lewy bok.
- Co było tego powodem ?
Nie mogłam dać mu tej satysfakcji. Nie mogłam powiedzieć, że jedynym powodem był on. Nie wiem nawet czy dałabym radę to wydukać.
- Różnice charakterów. Oznajmiłam, jak tylko mogłam najpewniej, wpatrując się w to, jak na talerzyku układa połówkę pomidora
i umazaną masłem, kromkę chleba tostowego.
- Ciekawe. Mruknął, wgryzając się w warzywo.
- Kim była ta dziewczyna ? Wypaliłam nagle, a kiedy spotkałam się
z iskierkami, które pojawiły się w jego lazurowych oczach, od razu tego pożałowałam.
- Znajoma. Odrzekł spokojnie, dalej się we mnie wpatrując.
- Ciągle się do Ciebie kleiła. Kolejna porażka płynąca z moich ust. Kompletnie straciłam apetyt, karcąc się w duchu.
- Jesteś zazdrosna ? Silił się na nieokazywanie rozbawienia, co jeszcze bardziej potęgowało u mnie ogólne zażenowanie.
- Nie. Udzieliłam natychmiastowej odpowiedzi, chcąc zachować resztki godności.
- Tak myślałem. Nie jesz ?
Spojrzałam najpierw na niego, a potem na jedzenie stojące przed moim nosem.
- Straciłam apetyt. Za to on w ekspresowym tempie pochłonął swoją porcję, odstawiając talerz i znów na mnie patrząc.
- O czym myślisz ? Zapytał, opierając podbródek na dłoni, mając teraz wgląd w moje wystraszone oczy.
- O tym, że dawno już powinnam być w łóżku. Zsunęłam się ze stołka, próbując wyminąć Toma, ale nie dał mi najmniejszej szansy.
Zagryzłam wargę, próbując dotlenić umysł, ale było to teraz trudniejsze, niż sądziłam.
Znów dopadła mnie ta niemoc. Wykonanie jakiegokolwiek ruchu, graniczyło z cudem. Pozwoliłam, by zagrodził mi drogę swoimi ramionami, opierając dłonie o kontuar po obydwu stronach mojego ciała. Czułam się teraz, jak w klatce, próżni. Nikt nie usłyszałby moich krzyków.
- Sama ? Szepnął, zbliżając wargi do mojego ucha i muskając jego płatek.
Nogi się pode mną ugięły. Fala gorąca owładnęła moje ciało,
a pulsujący ból głowy, rozsadzał czaszkę.
Nawet gdybym chciała teraz zacząć krzyczeć, nie mogłam. Głos uwiązł mi w gardle i jedyne co mogłam z siebie wydać to pojedynczy jęk kapitulacji.
Blondyn nie zamierzał przestać. Badał teraz zarys mojej szczęki, zapoznając się ze smakiem każdego milimetra mojej skóry, docierając w końcu do kącika ust. Miałam zamknięte oczy, a mimo to czułam, że się uśmiecha.
- Gdzie się podziała waleczna Sonja ? Kiedy to usłyszałam, musiałam na niego spojrzeć. Jego usta nadal były niebezpiecznie blisko moich, czułam na nich każdy jego ciepły oddech. Patrzył na mnie lodowatymi oczyma i teraz to ja chciałam wiedzieć, o czym myśli.
- Obezwładniasz mnie. Wycedziłam, odwracając wzrok i kładąc dłoń na jego nadgarstku, spróbowałam zepchnąć jego rękę z kontuaru. Zaskoczył mnie brak oporu z jego strony. Wyswobodziłam się
i natychmiast podążyłam ku wyjściu. Dopiero po dotarciu pod drzwi mojego pokoju, zorientowałam się, że całą drogę pokonałam pędząc, jak oszalała.

środa, 19 lutego 2014

30 - Whiskówki, pulsujące skronie i dudniące serce.

Miłego czytania ;-)

Budzik zadzwonił punktualnie o 07:00. Po przepłakanej nocy, czułam się dziwnie wypoczęta. Wstałam, dając Grette jeszcze chwilę błogiego snu. Postanowiłam jej posłuchać. Skończyć z przeszłością. Teraz jedynym moim zmartwieniem było ukrycie sińców pod oczami
i spięcie moich niesfornych włosów w nienaganny kok. Kiedy już mi się to udało, ochlapałam twarz zimną wodą, wycierając dokładnie
i nakładając krem. Rzęsy przeczesałam mascarą i to był cały mój makijaż. Kolejna z żelaznych zasad. Niewidoczny make up. Ubrałam się, wpuszczając idealną rozmiarowo koszulę w spódnice i nakładając na nogi białe tenisówki.
Byłam gotowa do pracy. Mój pierwszy dzień musi być doskonały. Wszyscy muszą zobaczyć, że bardzo mi zależy i, że daję z siebie wszystko. Nałożyłam na prawy nadgarstek złoty zegarek, który dostałam od mamy na 17 urodziny i który wskazywał dwadzieścia po.
Obudziłam Grette i odprowadzając ją wzrokiem do łazienki, wyszłam
z pokoju kierując się korytarzem w stronę schodów. Miałam teraz trochę czasu, aby obejrzeć cały ten pałac. Na ścianach wisiały różnego kalibru obrazy. Oglądałam je uważnie, zastanawiając się, czy to wszystko daje im szczęście. To bogactwo i przepych, ta wieczna dyscyplina. Słysząc szczęk talerzy dochodzący z kuchni, podążyłam właśnie tam.
Przepasałam talię białym fartuszkiem, stając w wejściu i uśmiechając się promiennie do Tessy i Heinricha popijającego kawę przy kontuarze.
- Dzień dobry. Rzekłam, wchodząc i nieśmiało przygładzając materiał fartucha.
- Ranny ptaszek z Ciebie. Zjesz coś ? Tessa obdarzyła mnie uprzejmym uśmiechem, o wiele bardziej życzliwym od tego z wczoraj.
- Tak, dziękuje. Usiadłam tuż obok Heinricha, zaciągając się kuszącym zapachem świeżo parzonej kawy, której kubek tuż po chwili przed moim nosem postawiła Tessa.
- Dobrze spałaś ?
- Nie całkiem. Muszę przywyknąć do nowego miejsca. To trochę potrwa, proszę Pana. Odparłam.
- Mów mi Hein. Powiedział stanowczo mężczyzna, uśmiechając się szeroko.
- Zjedz śniadanie, dziś nie będzie czasu na jedzenie. Wtrąciła Tessa, podstawiając talerz z trzema tostami z dżemem morelowym, po czym wycierając ręce w fartuch, wyszła z kuchni. Posłusznie zabrałam się do pałaszowania tych frykasów, biorąc na poważnie jej ostrzeżenie.
- Tessa mówiła, że przyjeżdża dziś syn Pani Haller. Zaczęłam nieśmiało, próbując wybrać dobry moment, by nie mówić z pełną buzią.
- Tak. Całkiem miły człowiek, choć straszny z niego kobieciarz. Poruszył zabawnie brwiami, uśmiechając się znacząco.
- Zapamiętam. Odrzekłam, parskając po chwili śmiechem. Wtem
w drzwiach stanęła nadal zaspana Grette.
- Przegapiłam coś ? Zapytała i skinąwszy głową w kierunku Heinricha, usiadła tam, gdzie przed chwilą zajmowała miejsce, Tessa.
- Śniadanie. Zjedz, to może być dziś nasz jedyny posiłek. Rzuciłam, dokańczając ostatniego tosta i upijając kilka sporych łyków pysznej kawy.
- Zostawiam was drogie panie. Hein odstawił kubek i obdarowując nas szczerym uśmiechem, oddalił się.
- Hein powiedział, że syn Pani Haller to kobieciarz.
- Więc może czas zaprzestać zaciekłej obrony dziewictwa ?
- Grette ! Żachnęłam się, odstawiając kubek i patrząc na nią pretensjonalnie. - Idę do pracy. Wypaliłam znacząco, odwracając się na pięcie i zostawiając ją samą.
Zwariowała. Jeszcze nie zdążyłam wyplątać się z jednej jakże zawikłanej relacji, a ona mówi o następnej. Nie ma mowy. Jestem tu po to, by tego unikać. Zanim weszłam do pomieszczenia dla pracowników znajdującego się tuż obok kuchni, przybrałam coś na kształt uśmiechu. Po chwili zjawiła się też Gretts, obrzucając mnie wymownym, szelmowskim uśmiechem, który skwitowałam ponownym wywróceniem oczyma.
Tessa wręczyła mi pokaźną kupkę krwisto czerwonych serwetek,
a Grette dane było nieść białe, błyszczące i zapewne ciężkie w tej ilości, talerze. Ma za swoje. Głos w głowie wymagał ode mnie aprobaty uśmiechem zwycięstwa.
- Któraś z was pójdzie do pokoju syna Pani, wymieni ręczniki i otworzy okna. Tessa mówiąc to, wyminęła nas, palcem wskazując ogromny także ciemno mahoniowy stół, na którym miała odbyć się uczta.
- Ja pomogę tutaj, Sonja pójdzie. Wtrąciła Grette, unosząc podbródek
i zostawiając mnie samej sobie z myślą, że nie mam już nic do powiedzenia.
Tessa przerwała nagle moją bitwę o godność i wręczyła mi klucz.
- Czwarte drzwi po lewej. Mruknęła i z kieszeni fartucha wyciągając ścierkę z froty, podążyła do stołu.

Ostrożnym krokiem weszłam na górę. Pierwsze drzwi, drugie, trzecie...
Wszystko traktujesz zbyt osobiście. Musiałam przyznać rację wewnętrznej mentorce. Czwarte. Stanęłam przed nimi, wpychając klucz do zamka i zdecydowanym ruchem otwierając drzwi.
Wielkie i przestronne pomieszczenie, bardzo surowe. Mówią, że pokój odzwierciedla duszę, więc prawdopodobnie miałabym się czego bać, mając do czynienia z człowiekiem, który w nim mieszka. Zimno turkusowe ściany, jasne meble wyglądające na niezakonserwowane, proste łóżko ze stalowymi ramami i półka na ścianie naprzeciw. Półka, na której mieściło się mnóstwo trofeów różnego rodzaju.
Weszłam do środka, zamykając za sobą drzwi. Podeszłam do niej
i oglądając poszczególne medale dostrzegłam, że nie dotyczą jednej dyscypliny. Siatkówka, piłka nożna, skoki narciarskie...Tych ostatnich było zdecydowanie najwięcej. Dlaczego wszystko tutaj musi przypominać mi o tym, co zostawiłam za sobą ? Kręcąc głową, podążyłam do łazienki, zbierając czyste mogłoby się wydawać, ręczniki. Rozejrzałam się dookoła. Ciekawość wzięła górę. Żele pod prysznic, perfumy, jak w każdej łazience. Chwyciłam jeden
z flakoników i zdjęłam zatyczkę głęboko się zaciągając.
Dlaczego pachnie tak znajomo ? Niewiele myśląc, spryskałam swój nadgarstek, umieszczając zatyczkę na swoim miejscu i odstawiając flakon na półkę pod lustrem. Miesza ci się w głowie Sonju.
- Racja. Mruknęłam pod nosem, zabierając ręczniki
i wychodząc z łazienki. Przejechałam jeszcze dłonią po wierzchniej stronie pościeli, wygładzając ją i otwierając okno, zaczerpnęłam świeżego powietrza, wychodząc po chwili z tej świątyni surowości.

Kiedy wróciłam, stół był już zasłany śnieżnobiałym obrusem, a na nim dziesięć talerzy na czerwonych serwetkach. Grette rozkładała sztućce, trzymając w drugiej dłoni kartkę z instrukcją, jak poprawnie powinno się to robić.
- Jak było ? Rzuciła, wciąż wpatrując się w połyskujące widelce, noże
i łyżki.
- Pytasz, jak wrażenia po wymianie ręczników ? Usiadłam na jednym
z krzeseł, ale już po chwili wróciła Tessa, przywołując mnie do siebie, nieco wykrzywionym palcem wskazującym. Oddałam jej klucz do pokoju i odruchowo spojrzałam na zegarek.
- Tak. Jest 10:00 a my mamy opóźnienie. Mówiąc to, wręczyła mi białą, aksamitną szmatkę i poprowadziła do kuchni, gdzie na stole stało już wszelakiego rodzaju szkło. Kieliszki do wina, szampana, szklanki whiskówki i inne.
Monotonna i wydawać by się mogło, syzyfowa praca. Mimo to podjęłam się jej, mając zamiar myśleć tylko o połyskujących szkłach.
Kiedy to właśnie robiłam, do kuchni wpadły dwie dziewczęta, może rok starsze poszeptując między sobą. Jedyne co zdążyłam uchwycić, to wiadomość, że gość właśnie przed chwilą się zjawił.
Wielkie mi rzeczy. Jeśli jest taki sam, jak Państwo Haller, nie będziemy mieli okazji często go widzieć.
Wykonując drobne poprawki przy ostatnim kieliszku, włożyłam ściereczkę do kieszonki fartucha i wyszłam z kuchni w poszukiwaniu Tessy.
Przystając w drzwiach jadalni, dostrzegłam zmieszaną minę Grette.
- Coś się stało ? Gdzie Tessa ?
Grette wyglądała teraz, jakby zobaczyła ducha.
- Jest na zewnątrz. Wydukała. Nie miałam czasu się przejąć jej nagłą zmianą zachowania. Ruszyłam w kierunku drzwi wyjściowych, pociągając za ich klamkę i dopiero teraz rozumiejąc wczorajszą minę Tessy po otwieraniu tych drzwi. Były jakby zrobione ze stali. Ciężkie
i toporne.
Po spotkaniu z zimnym powietrzem, natychmiast dopadła mnie gęsia skórka, a widząc srebrne volvo na podjeździe, kręcącego się obok niego Heinricha i pochylającą się przy bagażniku Tesse, podążyłam w jej kierunku.
- Tessa, nie mam pojęcia, co zrobić z tym szkłem. Zaczęłam, podchodząc, a ona nawet na mnie nie patrząc, wcisnęła mi dwa wieszaki z jakimś ubraniem w pokrowcu.
- Zanieś to. Powiedziała, rozglądając się po okolicy. Wzruszyłam ramionami, wzdychając i wycofując się z powrotem do środka.
Czy sam nie mógł sobie tego zanieść ? Pan i władca ? Każdy ma mu nadskakiwać ? Pomyślałam, zaciskając wargi w cienką linię i próbując otworzyć te przeklęte drzwi.
- Pomogę ! Usłyszałam nagle głos za sobą i nim zdążyłam się odwrócić, rezydencja stała przede mną otworem. Jednak ciekawość znów nie pozwoliła mi odpuścić. Odwróciłam się niepewnie, zamierając.
Każdy mięsień odmówił posłuszeństwa. A oczy wpatrywały się w postać chłopaka, który także doznawał ciężkiego szoku widząc mnie.
- Sonja na litość boską, jesteś tu potrzebna ! Wykrzyknęła Tessa, jednak do mnie nic nie docierało. Wpatrywałam się w te oczy, żałując każdej chwili spędzonej tutaj. Dopiero kiedy blondyn odwrócił wzrok,
z trzęsącym się całym ciałem, wtargnęłam do środka.
Położyłam pokrowce na krześle, siadając na jego skraju i głośno oddychając. To nie może być prawda ! Dlaczego spotyka to akurat mnie ? Cholera !!!
Grette widząc w jakim stanie aktualnie się znajduję, zaniechała wykonywanej pracy i podeszła do mnie, przykucając przy moich nogach.
- Chciałam Ci powiedzieć, ale...
- Nic...nie mów. Wycedziłam przez zęby, zrywając się i wychodząc na zewnątrz.
Podbiegłam do Tessy, kompletnie ignorując spojrzenie niebieskookiego i wzięłam głęboki wdech, ale tak aby nikt nie zdołał tego zauważyć.
Tessa już miała wręczyć mi jedną walizkę, ale chłopak ubiegł ją, dosłownie wyrywając ją z jej dłoni.
- Wyluzuj Tessa. Rzucił z rozbawieniem, muskając lekko jej policzek.
Oboje musieli być do siebie przywiązani. Kobieta uśmiechnęła się, prawie od razu rumieniąc i obrzucając mnie, obserwującą całe to wydarzenie, gromiącym spojrzeniem.
Po chwili w drzwiach pojawiła się sama Pani Haller, rozpościerając ramiona.
- Tom. Uścisnęła go i ucałowawszy jego czoło, zagarnęła ramieniem do siebie, wprowadzając do domu.

Moje wyczerpanie emocjonalne sięgnęło zenitu. Uniosłam nadgarstek chcąc otrzeć zamglone oczy i wtedy znów poczułam ten zapach. Dopiero teraz wszystko zaczęło układać się w jedną całość. Jedna z liter "T" na wisiorku Pani Haller na pewno symbolizowała pierwszą literę imienia jej syna. Siedziałam w kuchni popijając melisę, którą zaparzyła Grette, od kilku minut wpatrująca się we mnie, niczym w dzieło sztuki.
- Przecież to nie koniec świata.
- Grette...bądź cicho. Wysyczałam, dopijając napar i pocierając pulsujące skronie.

niedziela, 16 lutego 2014

29 - Ale czyż nie byliśmy niezniszczalni ?

Taka niespodzianka na miły wieczór :-)

Zaśnieżona polna droga, prowadząca wgłąb zalesionego terenu. Dopiero teraz poczułam dreszcze, które przechodziły falami po moim karku i plecach. Przed naszymi oczami ukazała się ogromna, stalowa brama z kwiatowymi motywami. Heinrich za pomocą przycisku otworzył okno i powiedział kilka słów po norwesku do stojącego obok bramy urządzenia. Obie wpatrywałyśmy się w to całe przedstawienie, jak zaczarowane.
Po chwili brama zatrzeszczała i zaczęła się otwierać, powoli i ze spokojem. Ja zdecydowanie nie byłam spokojna. Im więcej cech bogactwa, tym bardziej czułam, że tu nie pasuję.
Heinrich ponownie wprawił samochód w ruch, wjeżdżając na teren posiadłości, gdzie cała droga otulona była rzędami świerków i innych drzew zasłaniających wszystko dookoła.
Miałam ochotę wyskoczyć z samochodu i biec ile sił w nogach, by
w końcu dowiedzieć się, co mnie czeka. Ciekawość była jedynym silniejszym uczuciem od Strachu. I wtedy z twarzą przylepioną do szyby, zobaczyłam to. Wielki gmach wyglądający, jak pałac. Jego blado żółty kolor, półkoliste schody prowadzące do masywnych, podwójnych frontowych drzwi, ciągnący się przez całą szerokość budynku, balkon z białą balustradą. Zaśnieżona fontanna na środku podjazdu. To wszystko sprawiało niesamowite wrażenie.
- To najpiękniejszy dom, jaki w życiu widziałam ! Grette aż zapiszczała
z podniecenia i gdy Heinrich się zatrzymał, wyskoczyła z wozu, stając twarzą w twarz z tym kolosem.
Przez chwilę nie mogłam się ruszyć. Pan Wellstig skierował się na tył samochodu, otwierając bagażnik i wydostając nasze bagaże. Biorąc głęboki wdech, otworzyłam drzwi i wysiadłam, stając ramię w ramię
z Grette.
- Widzisz to, co ja ? Zapytała cicho.
- Obawiam się, że tak. Wyszeptałam, nie próbując nawet zakłócić tej ciszy panującej dookoła.
Nie wiedziałam w tej chwili, jak zinterpretować moje odczucia. Spełnienie marzeń ? Czy może najbardziej skrywanych lęków. Stałyśmy tam, jak wryte, do momentu, kiedy w drzwiach nie pojawiła się ubrana na czarno, z przepasanym, białym fartuszkiem w talii, kobieta.
- Pensjonarki ? Zapytała donośnym, znudzonym głosem, patrząc to na nas, to na Pana Wellstiga.
- Tak ! Wyrwała się Grette, chwytając moją rękę i ruszając w jej stronę.
Czy mogło mnie jeszcze coś zaskoczyć ? Owszem. Tessa, jak się później okazało otworzyła obydwie części ciemno mahoniowych drzwi
i ujrzałyśmy wnętrze pałacu.
Ogromny hol, cały z białego marmuru z domieszkami czarnych motywów. Na środku szklany stół z olbrzymim wazonem mieszczącym niezliczoną ilość herbacianych róż.
Równie marmurowe schody po obydwu stronach pomieszczenia. Po prawej półkoliste przejście do jadalni i takie samo, prowadzące, jak mniemam do salonu.
Nie mogłam oderwać wzroku od tego dzieła sztuki architektonicznej. Wszystko było doskonale wyważone i dopracowane w każdym najdrobniejszym szczególe.
Kobieta zamknęła za nami drzwi. Wyglądała, jakby musiała włożyć
w to nie lada wysiłek.
- Pani Haller zaraz do was przyjdzie. Oznajmiła chłodno, kierując się do kuchni.
Obydwie ściskając w dłoniach nasze dane osobowe i list motywacyjny, błagałyśmy w duchu, by Pani Haller miała choć odrobinę wyrozumiałości. A to tylko dlatego, że nie miałyśmy pieniędzy na powrót do domu.
- A co, jak się nie uda ? Usłyszałam nagle, a po plecach przeszły mnie ciarki. Ta opcja nie wchodziła w grę.
- Nawet tak nie myśl. Szepnęłam, a kiedy w drzwiach na piętrze pojawiła się jakaś postać, zamarłam, a serce podeszło mi do gardła.
Była to kobieta. Z gracją schodziła po schodach, trzymając dłoń na białej poręczy. Poczułam, że nogi mam jak z waty. Sonja, dlaczego się denerwujesz ? Chciałabym wiedzieć.
Kobieta stanęła przed nami i dopiero teraz mogłam się jej lepiej przyjrzeć. Blond włosy do ramion, symetryczna twarz z niepierwszymi oznakami przemijania. Szykowna i elegancka. Ołówkowa spódnica i garsonka na miarę w kolorze ecru. Na szyi dostrzegłam połyskujący, złoty wisiorek z dziwnym symbolem. Trzy litery. TTT. Dało mi do myślenia, co mogły oznaczać. Pierwsze litery imion ? Czyich ?
- Witajcie. Mam nadzieje, że wasza podróż minęła bez większych problemów. Tone Haller. Powiedziała protekcjonalnym tonem, wysilając się na nikły uśmiech i słaby, kobiecy uścisk
dłoni. - Zapraszam do gabinetu.
Ruszyłyśmy w jej ślady, co jakiś czas rzucając sobie przerażone spojrzenia.
Gabinet mieścił się na parterze. Zaciemnione pomieszczenie z równie ogorzałymi meblami, zapewne od lat traktowanymi pastami konserwującymi. Wyczułam nutkę wanilii i cytrusa.
- Siadajcie. Wskazała na dwa czarne, skórzane fotele, a sama zajęła miejsce za biurkiem.
Pospiesznie zajęłyśmy miejsca, nie wiedząc na czym skupić wzrok. Ja postanowiłam patrzeć na tę kobietę. Byłam nią zafascynowana. Bił od niej wewnętrzny spokój i profesjonalizm. Położyłyśmy nasze CV na blacie biurka, a kobieta niespiesznie je wertowała, co jakiś czas na nas spoglądając.
- Jak widać nie macie zbyt dużego doświadczenia w tej branży. Wytłumaczę pokrótce. Odłożyła nasze dokumenty tożsamości i splotła palce, kładąc dłonie przed sobą. - Rolą pensjonarki jest usługiwanie. Nie chodzi tu o codzienne, przyziemne sprawy. W naszym domu często mają miejsca przyjęcia biznesowe. Liczy się profesjonalizm. Nakrycie do stołu i to aby gościom niczego nie brakowało. Rozumiecie ?
Zgodnie pokiwałyśmy głową.
- Zakwaterowanie i wyżywienie zostanie odliczone od waszej pensji. Co powiecie na...Zastanowiła się przez chwilę, jeszcze raz przeglądając nasze listy motywacyjne. - Trzydzieści euro za dzień pracy ? W tym tygodniowo odliczane będzie pięć procent od całości.
No tak. Żadna z nas nie pomyślała wcześniej, by zapoznać się z rynkiem pracy. Ale trzy dyszki na dzień ?
Ponownie pokiwałyśmy głową. Ta kobieta mogłaby pomyśleć, że zabrakło nam języków w ustach.
- Cieszę się. Tessa zapozna was z wszystkim. Potrzebuję tylko waszych podpisów. Tutaj macie umowę.
Wręczyła kartkę każdej z nas, wstając i prostując żakiet
na brzuchu. - Mam nadzieję, że nasza współpraca przebiegnie bezproblemowo. Mówiąc to, otworzyła drzwi i stanęła w nich, gestem ręki zapraszając do wyjścia.

Tessa Miller. Służy i gotuje u Państwa Haller już 7 lat. Oczywiście ma do pomocy kilka pobocznych kucharek, ale to ona rządzi. Wyjaśniła nam wszystko. Prawie wszystko. Pracę rozpoczynamy każdego
dnia o 08:00. Nasz strój składa się z czarnej ołówkowej spódnicy do kolan, białej koszuli, koniecznie wpuszczonej w środek i białego fartuszka
z falbanką na obrzeżach. Włosy spięte mając być w mocny kok, by zapobiec wpadki z włosami np. w talerzu z zupą.
Dowiedziałyśmy się od niej niewiele więcej, niż od Heinricha. Ma trzech synów. Rzadko bywają tutaj, ale zjawiają się co jakiś czas, by korzystać z uroków tutejszych stoków narciarskich i nieskazitelnie czystego powietrza.
Podążając długim korytarzem osadzonym na piętrze, zatrzymała się przed drzwiami na samym jego końcu.
Wręczyła nam dwa klucze, a trzecim otworzyła drzwi. To był nasz pokój. Dość duży. Oliwkowy kolor ścian, jasne panele na podłodze
i włochaty dywan na samym jej środku. Okna zasłonięte były ciężkimi kotarami w kolorze ścian. Przy jednej z nich mieściły się trzy łóżka jednoosobowe, a przy każdym stał mały nocny stolik z lampką. Jasna szafa i białe drzwi prowadzące do łazienki. Było lepiej, niż sądziłam.
- Zaczynacie od jutra. Zapoznajcie się z umową i dostarczcie mi ją po podpisaniu. Tessa już miała wychodzić, jednak cofnęła się i znów stanęła na środku pokoju. - Jutro pojawi się syn Pani Haller, szykuje też ona przyjęcie, dużo pracy. Dodała i skierowała się do wyjścia.
Popatrzyłyśmy na siebie, trawiąc każde wydarzenie i słowo, tego dnia.
- Dostałyśmy pracę. Grette uśmiechnęła się szeroko, po chwili wskakując na łóżko i zaczynając tańczyć, jak szalona. Było łatwiej, niż myślałam. Pierwsze wrażenie jest nawet dobre. Wszyscy starali się być mili, a to już coś. Podeszłam do szafy i otworzyłam ją. Sześć wieszaków. Na każdym komplet : koszula, spódnica i fartuch. Wyciągnęłam jeden
z nich i przyłożyłam do ciała.
- Jak wyglądam ?
- Jak uczennica szkoły katolickiej dla dziewcząt. Skwitowała. - Co za pomysł z tymi wdziankami ? Przewróciła oczyma, opadając na łóżko.
- Nie są takie złe. Obejrzałam dokładnie mój strój, uśmiechając się lekko. I znowu przeczucie, że czegoś nie zrobiłam. Telefon !
Odwiesiłam szybko komplet z powrotem do szafy, dopadając do czarnej torebki i wyszukując w niej telefon. Rozładowany. Kolejną rzeczą, jaką z niej wyciągnęłam, była ładowarka. Podłączyłam go do niej
i oczekując aż zaskoczy, wzięłam głęboki wdech.
- Czekasz na telefon od Gregora ?
- Nie...ja..Zaczęłam się jąkać. Kto, jak kto, ale Grette wiedziała, że to czyste kłamstwo. Miałam nadzieję, że chociaż próbował się ze mną skontaktować. Kiedy telefon wreszcie obudził się i wydał z siebie tę irytującą melodyjkę wstępną, dostrzegłam tylko kilka nieodebranych połączeń od mamy. Zero wieści od Gregora.
Odpuścił mnie sobie. To już dwa dni. Zacisnęłam powieki, próbując nie uronić ani łzy. Tutaj wszystko miało się zmienić, łącznie z tym, że miałam nie mieć więcej powodów do płaczu.
Odłożyłam telefon na stolik i chowając twarz w dłoniach, odetchnęłam głęboko. Grette, wiedząc już, co się święci, podeszła i zamknęła mnie
w swoich objęciach.
- Wszystko będzie dobrze. Wiesz, co musimy zrobić.
- Co ? Wyszeptałam, próbując zapanować nad mimowolnym szlochem.
- Skończ z tym.

sobota, 15 lutego 2014

ZŁOTY DZIEŃ !

Pragnę z całego serducha pogratulować Zbigniewowi Bródce, Justynie Kowalczyk i NASZEMU KAMILOWI.
Dzięki wam sportowcom aż chce się być Polakiem !! ;D


Blogi

Cześć wszystkim !

Jeśli posiadacie blogi z opowiadaniami (niekoniecznie dotyczącymi skoków), możecie się nimi pochwalić w komentarzu. Chętnie poczytam coś ciekawego. A nóż znajdę tam inspirację do następnych projektów ;)


28 - Pragnę przedstawić Pana Heinricha.

Taksówka zatrzymała się przy okazałym budynku sięgającym kilkunastu pięter. Wyjrzałam przez szybę, zmuszając się do uśmiechu odwzajemniającego promienienie Grette.
- Rozmawiałam z Panią Haller, a raczej jej pośredniczką. Powiedziała, że jutro ktoś po nas przyjedzie.
Wydostała się z taksówki i wręczając kierowcy dwa banknoty, szeroko się do niego uśmiechnęła. Wątpliwości nie przestały siać zamętu
w mojej głowie. Kto po nas przyjedzie ? Czy Grette wie, że równie dobrze może to być pułapka, mogą nas wywieźć i sprzedać tubylcom na Madagaskarze. Wysiadłam z żółtego środka transportu, wydostając
z bagażnika walizkę i ciągnąc ją w stronę obrotowych drzwi wejściowych hotelu Bella Beauty. Sama nazwa wskazuje, że nie może być tam obskurnie. Wyglądał na drogi.
- Gretts. Nie było tańszej miejscówki ? Wycedziłam, nie kryjąc szoku po wejściu do środka. Cały hol był w pięknym pastelowym seledynie, jasne połyskujące meble, a na nich nieznane mi gatunkowo, kwiaty, które drażniły zapachem nozdrza.
- Haller'owie stawiają. Podążyła do recepcji, uśmiechając się do pięknej, młodej blondynki za kontuarem.
Tą odpowiedzią wyperswadowała mi z głowy wszelkie inne pytania. Zapłacili za najdroższy hotel w okolicy dla swoich nowych pracownic ? Których na dodatek w ogóle nie widzieli na oczy ? Coś mi tu śmierdzi.
Mimo to postanowiłam nie dramatyzować. Usiadłam na brązowej, skórzanej kanapie, wsłuchując się w przepiękny głos Alicii Keys rozbrzmiewający w całym pomieszczeniu.
Jeśli coś ma pójść nie tak, chcę najpierw spojrzeć na minę Grette, która bez większych oporów wpakowała się w te kłopoty razem ze mną. Zamiast tego ujrzałam kolejny uśmiech z jej listy tych najbardziej irytujących.
Podała mi klucz, machając do mężczyzny w czerwonej kamizelce, podążającego do nas z wózkiem na bagaże.
W milczeniu skierowałam się do windy. Pokój 301. Jak dobrze, że nie dane nam było dostać numeru 666. Od razu bukowałabym bilet powrotny do Innsbrucka. Nie żebym wierzyła w przesądy, ale byłoby to przerażające. Grette wcisnęła przycisk 5 piętra, spoglądając na mnie badawczo.
- Czy Twój uśmiech został w Austrii ?
- Całkiem niewykluczone. Rzuciłam bez namysłu, a kiedy rozwarły się drzwi windy, ruszyłam korytarzem, rzucając okiem na numery na drzwiach.
Moja pewność siebie całkiem zniknęła. Nawet wewnętrzna przyjaciółka odwróciła się do mnie plecami nie mając zamiaru dać mi wsparcia. Blondynka doganiając mnie, zagrodziła drogę, wwiercając się we mnie palącym spojrzeniem.
- Sonja do cholery, to nie koniec świata ! Warknęła, tupiąc znacząco nogą. - Jesteś dorosła, nie zachowuj się, jak dziecko, które dopiero zaczęło rozumieć o co chodzi w życiu.
Jej słowa miały w sobie dziwną moc. Zmarszczyłam czoło, patrząc na nią z zastanowieniem.
- Kiedy nauczyłaś się mówić z sensem ? Zapytałam, próbując ukryć uśmiech.
- Wróciła Sonja, jaką znam. Przytuliła mnie natychmiast, wyrywając klucz z uścisku i prowadząc do pokoju.

O dziwo poczułam się lepiej po bezpośrednim kontakcie z jej nadal opalonymi ramionami.
Pokój w stonowanych śliwkowych barwach pogłębił uczucie, że teraz może być już tylko lepiej.
Grette od razu wskoczyła na łóżko, po uszy nakrywając się kołdrą
i szepcząc słodkie "dobranoc". Ja natomiast zamknęłam się w łazience, korzystając z chwili samotności. Mogłam na spokojnie wszystko przemyśleć. Szkoda, że nie miałam na to odrobiny więcej czasu..
Napuszczając gorącej wody do nieskazitelnie białej wanny, rozebrałam się wchodząc do niej i przyzwyczajając skórę do parzącego ukropu.
Wcale nie chcąc, zaczęłam myśleć o wysokim brunecie, którego zostawiłam bez pożegnania, z którym wciąż jestem pomimo kłótni. Ale czy na pewno ? Może i on miał dość rozkapryszonego bachora, jakim jestem.
Czas zmienić siebie i wszystko dookoła. Praca uszlachetnia. Uśmiechnęłam się na tę myśl, zamykając oczy
i chowając głowę pod wodą.
Dudnienie w mojej głowie, zmusiło mnie jednak do natychmiastowego wynurzenia się. Zaraz, zaraz, te dźwięki nie dochodzą z mojej głowy, ale zza drzwi.
Wsłuchałam się uważnie, po chwili nie musząc już tego robić, bo ktoś zwyczajnie podkręcił Single Ladies na full.
- Gretts...Wymamrotałam, pospiesznie wychodząc z wanny i owijając się ręcznikiem. Na głowie utworzyłam turban z takiego samego, białego ręcznika i wzdychając głośno otworzyłam drzwi.
Grette z do perfekcji zapamiętanym układem Beyoncé, wymachiwała wypłowiałymi od słońca Madrytu, blond włosami, biodrami rysując wszelkie figury geometryczne, tańczyła, jak oszalała w samej bieliźnie.
- Grette !! Krzyknęłam, chcąc przebić się przez dźwięki dobiegające
z głośnika pokaźnego sprzętu grającego ustawionego na komódce obok okna.
- Wiesz co, Sonja ?! Wrzasnęła, nie przestając tańczyć. - Dopiero teraz zrozumiałam, że jesteśmy zdane na siebie ! To my decydujemy ! Robimy co chcemy !!!! Jej pisk miał częstotliwość gwizdka dla psów. Rzucając się na mnie i chwytając moją dłoń, zaczęła wymachiwać nią na wszystkie strony, zmuszając moje ciało do obrotu dookoła własnej osi.
- Ja chciałabym pójść spać. Wymruczałam pod nosem, wywracając gałkami ocznymi.
- Masa facetów, imprezy, zabawa. Wyobrażasz sobie to ?
- Praca. Nie przyjechałam się tu bawić. Powiedziałam stanowczo, wydobywając dłoń z jej uścisku.
A po co właściwie tu jestem ? Głównym zamysłem było odreagowanie. Zapomnienie twarzy, uwolnienie się od ojca, chcącego wepchnąć mi do rąk biznes, którego ja nie chcę.
Widząc pochmurną teraz twarz Grette, wymiękłam. Wzdychając ciężko, uśmiechnęłam się szeroko, ujmując jej dłoń i wymownie kręcąc biodrami, drugą ręką natomiast przytrzymując poła ręcznika.
Ona znowu miała racje. Skoro mam się zmienić, muszę przestać być grzeczną dziewczyną, wszędzie widzącą zło mogące ją skrzywdzić. Koniec strachu.
- Mam nadzieję, że mają tu dobre kluby nocne. Rzuciłam, poruszając zabawnie brwiami, po czym podchodząc do wieży stereo, wyłączyłam muzykę i spojrzałam na nią znacząco. - Jeśli mamy mieć siłę na zabawę i pracę, musimy się wyspać. Przypuszczam, że bez wrażeń się jutro nie obejdzie.
Pociągnęłam za zamek walizki, wydobywając z niej za duży t-shirt
i majtki, po czym kierując się z powrotem do łazienki.

Otworzyłam oczy, rozglądając się po pokoju, nie moim pokoju.
A jednak to nie był sen. Jestem z dala od domu, z dala od dawnego życia. Uśmiechnęłam się do siebie, gramoląc z łóżka i ciskając poduszką w głowę blondynki.
- Pobudka !!
Humor zdecydowanie dopisywał. To już połowa sukcesu, prawda ?
Dużo czasu zajęło mi mentalne przygotowanie się do obcowania
z myślą, że jestem teraz zdana tylko i wyłącznie na siebie. Nie ma Gregora, nie ma Toma...Nie, nie, nie...wcale o nim nie pomyślałam.
Pomyślałaś ! Przyjaciółka umysłu nie dała za wygraną.
- Mamy pół godziny. Wymamrotała Grette, leniwie opuszczając ciepłe pielesze.
Pół godziny dzieli nas od rozpoczęcia życia na własną rękę. Brzmi obiecująco.

Pod budynek hotelu podjechał czarny Lexus suv. Samo to auto zrobiło na mnie ogromne wrażenie.
Jak obrzydliwie bogaci muszą być ci ludzie...
Drzwi auta otworzyły się, a ja złapałam się na tym, że wstrzymuję oddech. Garnitur, czarny krawat i głowa ogolona na zero.
- Wygląda, jak ojciec chrzestny. Szepnęła Grette, uśmiechając się od ucha do ucha i ruszając w stronę mężczyzny w średnim wieku.
Ojciec chrzestny. Święty Barnabo, w co ja się wpakowałam ? Dopiero teraz zaczerpnęłam powietrza, odpychając wszelkie negatywne myśli
i podążając do auta.
Wbrew przypuszczeniom, jakie miewałam przez ostatnie sekundy, mężczyzna uśmiechnął się lekko i wyciągnął dłoń w geście powitania.
- Moja godność, Heinrich Wellstig. Szofer Państwa Haller. Mam panienki dostarczyć na miejsce.
Jego akcent rozbawił mnie do tego stopnia, że musiałam zmuszać się do pozostania w stanie powagi. Obrzuciłam blondynkę przelotnym spojrzeniem i oddałam Panu Wellstig'owi moją walizkę, po czym wciąż niepewnie, wsiadłam do samochodu, zapinając pas.
Grette zajęła miejsce na przedzie, odwracając się i unosząc obydwa kciuki w górę. Triumf ? Nie miałam pojęcia, że aż tak bardzo chce dopiec Juanowi i pokazać, że jednak potrafi doprowadzić plan do końca.
Juan ! Cholera. Dopiero teraz przypomniałam sobie o rozładowanej komórce.
Heinrich zajął miejsce za kierownicą i odpalił silnik, bez pośpiechu, wręcz z ostrożnością ruszając naprzód.
- Jak długo będziemy jechać ? Chciałabym mieć jej pewność siebie, rozsiadła się wygodnie, przeglądając się w różowym lusterku z Hello Kitty. Wdawała się w pogawędki nawet z największymi sztywniakami.
- Około dwudziestu minut. Odrzekł Heinrich, lekko zachrypniętym głosem.
Dwadzieścia minut. Brzmi nieźle.
- Powie nam Pan coś o Państwie Haller ? Grette znów postanowiła przeprowadzić wywiad środowiskowy.
- To mili ludzie. Choć rzadko bywają w rezydencji.
- A coś więcej ? Wymierzyłam kuksańca w siedzenie, próbując przyprowadzić ją do porządku.
- Pani ponownie wyszła za mąż za Pana Hallera, razem prowadzą kilka firm. To ludzie mocno powiązani z biznesem. Odparł spokojnym tonem.
- Ma dzieci ? Nie znoszę dzieci, wie Pan..krzyczą, biegają dookoła
i bałaganią.
Jeszcze chwila i zejdę na zawał. Czy ona ma jakiekolwiek granice ?
- Trzech synów, ale raczej nie krzyczą i nie biegają dookoła. Odrzekł, wciąż uporczywie wpatrzony w przestrzeń przed sobą.
- O matko ! Wrzasnęła nagle, zrywając się z miejsca. - Najmocniej Pana przepraszamy, jesteśmy niewychowane. Ja nazywam się Grette Montoya, a to moja przyjaciółka Sonja Zachovic. Wyciągnęła dłoń w kierunku mężczyzny, a on po chwili uścisnął jej niewielką część.
- Masz hiszpański akcent.
- Tak, pochodzę z Madrytu. Odparła szybko, wracając do wcześniejszej pozycji.
- A Panna Zachovic ? Spojrzał badawczo w przednie lusterko, próbując uchwycić mój wzrok.
- Urodziłam się w Lublanie. Odpowiedziałam cicho, może zbyt cicho.
- Międzynarodowo. Skwitował, wracając wzrokiem na drogę.
- A Pan ? Skąd pochodzi ? Kolejna próba przyprowadzenia blondynki do porządku kopnięciem w fotel.
- Z Oslo. Mam nadzieje, że klimat wam nie przeszkadza.
- Jest wspaniale. Grette uśmiechnęła się szeroko, by po chwili dać mi satysfakcję i nie odzywać się przez resztę podróży.