wtorek, 21 października 2014

ObieSanki Sasanki ...

Tak, wiem, nie wyrobiłam się :D
Ale praca, wiecie jak to jest. Zrobię sobie herbatę i ogarnę 35 rozdział, może być ? :-)

34 - Sonja, jesteś w domu !

Ocknęłam się z przeczuciem, że to właśnie powinnam zrobić. Włączając laptop, zabukowałam pierwszy z brzegu bilet do Innsbrucka. Nie miałam zamiaru słuchać Grette. Zapewne namawiałaby mnie do dalszego pobytu w tym..piekle. Jedno było oczywiste. Nie mogła zrozumieć, że przez te ostatnie dni czułam się, jak mysz złapana we wnyki zastawiane na niedźwiedzie. Bolała najmniejsza styczność z przedmiotem należącym do Toma. Paradoks tkwił w tym, że to jego dom. Tu wszystko należało do niego. Nikt nie pozostałby przy zdrowych zmysłach będąc na moim miejscu.
Spojrzałam ukradkiem na śpiącą jeszcze blondynkę, zastanawiając się, czy sama sobie tutaj poradzi. Może lepiej, gdyby nie wiedziała, że mam plan opuszczenia tego miejsca. Kolejny bilion pytań pozostawionych bez odpowiedzi.
Podążyłam do łazienki, zmywając sen z twarzy i przeczesując ręką włosy, spojrzałam w lustro.
- Wracasz ratować własne przekonania. Nie spieprz tego. Szepnęłam, zaciskając zęby na dolnej wardze, jakbym chciała się ukarać za to, że kiedykolwiek pozwoliłam, by te zasady runęły w gruzach.
Wpakowując do walizki kolejne starty ciuchów i butów, poczułam na sobie czyiś wzrok. Wzrok mordercy.
- Mogę wiedzieć, co u diabła robisz ? Grette. Mogłam się spodziewać, że nie pójdzie mi tak łatwo.
- Grette. Stanowczo wypowiedziałam jej imię. - Postanowiłam wrócić do domu. To zdanie nie było już tak pewnie brzmiące. - Źle się tu czuję, chcę wrócić do domu, do mamy, taty...
- Do Gregora...Wtrąciła.
- Nie powiedziałam tego.
- Myślisz, że nie widzę ? Oczy Ci błyszczą, kiedy wypowiadam jego imię.
A tego, że mnie zostawiłaś na imprezie nigdy nie wybaczę.
- Gretts, posłuchaj...Westchnęłam cicho, chcąc podejść do blondynki, jednak ta wystawiła rękę przed siebie, odwracając wzrok.
- Przyjemnej podróży. Żachnęła się, gramoląc w pośpiechu z łóżka
i zamykając w łazience.
Nie miałam pojęcia, że ratowanie tego, co dotąd nazywałam przekonaniami, pozbawi mnie przyjaciółki. Czy znów muszę wybierać ?
W tym przypadku nie było sensu dłużej się nad tym zastanawiać. Im więcej gdybania, tym większa szansa, że tu zostanę, a to ostatnie czego teraz chcę.
Z łoskotem wysunęłam rączkę walizki, dopinając ją i jeszcze raz rzucając spojrzenie na drzwi łazienki.
- Nie za taką cenę. Mrucząc pod nosem, pociągnęłam za sobą walizkę ku drzwiom pokoju.

Pani Haller wodziła za mną wzrokiem, kiedy przechadzałam się nerwowo po gabinecie, próbując wymyślić jakiś lipny, ale sensowny powód, którym mogłabym uwarunkować mój wyjazd. Tak nagły.
- A więc..Twoi rodzice postanowili przepisać na Ciebie firmę już teraz ?
- Tak. Dowiedziałam się dopiero niedawno. Muszę wrócić do Innsbrucka jak najszybciej.
Nie wierzyłam, że to mówię. Koszmar stał się najlepszym sposobem na uniknięcie potyczki słownej na temat Toma i tego, co do niego czuję.
A raczej, co czułam poza odrazą i ogólną niechęcią.
Zmierzyła mnie wzrokiem, po którym przeszedł mnie zimny dreszcz, po czym podsunęła duplikat mojej umowy.
- Podpisz tutaj. Sama rezygnujesz z pracy. A to Twoje wynagrodzenie za ten okres. W kopercie dało się zauważyć czek. Drżącą dłonią podniosłam długopis, składając na dokumencie czytelny podpis, po czym zabierając kopertę, wepchnęłam ją do plecaka, obrzucając Panią Haller niepewnym spojrzeniem.
- Dziękuje, za wszystko. Wzruszyłam ramionami i dopiero, kiedy wypuściłam z dłoni klamkę drzwi gabinetowych, odetchnęłam z ulgą. Ten koszmar wreszcie się skończy. Łoskocząc obcasami o idealnie wypolerowane kafle holu, zmierzałam do wyjścia, czując, że jestem coraz bliżej celu, własnego podświadomego. Tom już nie mógł namącić mi
w głowie. Jestem na to zbyt silna.
- A jednak wyjeżdżasz ! Usłyszałam nagle za sobą, stając w miejscu, niczym posąg.
Zacisnęłam wolną dłoń w pięść, czując bielejące kostki. Nie odwracaj się ! Wiesz, co się wtedy stanie. Przegrasz !!
Z podchodzącym do gardła sercem i żołądkiem fikającym koziołki udało mi się wyrwać z tego transu i nie spojrzeć na niego. Podświadomość miała racje. Przegrałabym, gdybym po raz kolejny spojrzała za siebie. To co dzieje się dziś musiało być poprzedzone odpowiednimi bodźcami. Wyjeżdżam, bo mam ten cholerny powód i cierpię, bo ktoś mnie zranił. On.
I nienawidzę tego domu, bo wszystko tu przypomina mi, że jestem zbyt słaba, by się z nim mierzyć.
Nim zwróciłam uwagę, byłam już na zewnątrz, niezbyt ostrożnie schodząc po schodach i kierując się ku tej bramie, którą zapamiętam jako tę, co obiecała mi nowe życie, po czym zrobiła z niego kwadratowe pudełko.

Zajmując miejsce w samolocie, uznałam, że mogę być z siebie dumna. Zrezygnowałam z czegoś, co mnie pociągało, co budziło we mnie te odczucia, których dotąd nie znałam. Przeraźliwy krzyk wydobywający się z mojej głowy, potrafiłam zagłuszyć skinieniem palca.
Uśmiechając się delikatnie, przesunęłam opuszkiem po zdjęciu Gregora. Zrobiłam je wtedy, kiedy wydawał mi się jeszcze nadętym bufonem.
Co mam powiedzieć, by mi wybaczył ? Jak mogę kochać dwie osoby ?
Ta druga miłość jest nielogiczna, ale gdyby jej nie było...
Przytłumione dźwięki wydobywające się z silników aeroplanu szybko udowodniły mi, że dużo mnie to kosztowało. Przymknęłam oczy wsłuchując się w nie i przez tę chwilę traktując, jak mantrę.
Sen okazał się jedynym wybawieniem. Mogłabym spać przez wieczność...

                                                               ***


Zimne powietrze przedostawało się z otwartego włazu, tworząc na mojej skórze gęsią skórkę. Innsbruck. Wymieniając uprzejme spojrzenie z uroczą blondynką stojącą obok, przystanęłam przy wyjściu, na chwilę zatrzymując ludzi, chcących dostać się na pas startowy.
Łzy same napłynęły mi do oczu. Jak mogłam być tak głupia ? Zostawić wszystko, biec za czymś, czego nie ma ?
Ściskając w dłoni podręczną torbę, zbiegłam po stromych stopniach i nie zatrzymując się nawet na chwilę, popędziłam w stronę budynku lotniska, dziś zatłoczonego bardziej, niż zwykle.
Płakałam nie wiedząc, dlaczego. Szczęście ? A może to świadomość, że nabrałam pełne garści pokory. Wszystko teraz wydawało się piękne.
Uśmiechem witałam każdą mijaną przeze mnie osobę. Sonja, jesteś w domu !
To zdanie odbijało się w mojej głowie nawet wtedy, kiedy taksówka podjechała pod duży, drewniany dom z wielką werandą. Teraz wydawał się jeszcze większy.
- Dziękuję. Wymamrotałam do kierowcy, wciskając mu w dłoń kilka euro dziesiątek. Wysiadając, zaciągnęłam się głęboko powietrzem. To było moje powietrze.
Przypomniałam sobie ciemność i to, kiedy Gregor podjeżdżał w to samo miejsce, czekając na mnie.
Jednak nie mogłam zbyt długo się nad tym zastanawiać. Kiedy ją zobaczyłam, łzy znów potoczyły się po moich odrętwiałych z zimna policzkach.
Jak zawsze piękna, ale teraz chyba o wiele szczęśliwsza. Ruszyłam w jej kierunku, pozostawiając walizkę na środku podjazdu i wpadając w jej ramiona, odpłynęłam.
- Przepraszam, mamo...Mówiąc to, uśmiechnęłam się na samą myśl, że znów mogę poczuć jej ciepło. Tak bardzo ją kocham.

niedziela, 12 października 2014

Mini Terminarz :-)

Kolejny rozdział już w środę :-)  Obiecuję, że się wyrobię :D
I dziękuje za pochlebne komentarze, nie ma jak do was powrócić.
Poprawiacie humor <3

sobota, 4 października 2014

33 - Co za szkoda, chłopak tak piękny...z paskudnym sercem.

WITAJCIE !! Oto jest. Kontynuacja opowiadania. Mam nadzieję, że wam się spodoba.
Czeka mnie tygodniowy urlop, co skutkuje tym, że będę miała dla was więcej czasu. :-)





Czy ja śnię ? A może to wszystko to urojenie. Kto wie, do czego zdolna jest moja głowa, która nie radzi sobie z natłokiem myśli. Słoneczny dzień miał rozwiać wszelkie wątpliwości.
Plan na dziś ? Dowiedzieć się, czego chcę od życia, od siebie i od...
On wyjechał. Nie pożegnałam się.
- Masz zamiar dziś wyjść z tej łazienki ?!!! Wrzask Grette. Wracamy do normalności. Ruszyłam zostawiając w spokoju moje lustrzane odbicie
i minęłam ją w drzwiach.
- Wiesz ? Chcę zacząć od nowa. Przestać przejmować się wszystkim dookoła. Chcę skupić się na sobie.
Grette popatrzyła na mnie, jakby to co mówię było co najmniej nie do wykonania.
- Nie patrz tak na mnie ! Żachnęłam się, umiejscawiając na talii biały fartuszek i nie czekając na nią, ruszyłam do wyjścia.
Tom już nie jest w stanie mną manipulować. Jasne i czyste myśli, zero strachu i...
Dlaczego nigdy nic mi się nie udaje ? Widząc blondyna przechadzającego się po holu, westchnęłam ciężko, mając ochotę cofnąć czas i nie pakować się w kolejne deklaracje.
Dopiero po chwili zorientowałam się, że stoję, niczym słup soli wpatrując się w niego z miną zdziczałego psa.
- Cześć. Mruknęłam pod nosem ze spuszczoną głową, powołując moją nogę, by wykonała choć jeden krok i próbując go wyminąć, poczułam uścisk na nadgarstku.
- Speszona z rana ? Co takiego stało się wczoraj ?
Jego szelmowski uśmiech przyprawiał mnie o zawroty głowy. Może czas, by podświadomą agresję wyprowadzić na spacer...bez smyczy.
Niewiele myśląc cisnęłam pięścią w tors chłopaka, zaciskając wargi, by nie widział miny, która kryła nutę władzy. Ten jedynie puścił moją dłoń.
- Jak to możliwe ? Z przyzwoitego faceta, stajesz się dupkiem. Masz jakiś przełącznik ? Wyrwałam dłoń obrzucając Toma natarczywym spojrzeniem.
Pani Haller wyraźnie zaintrygowana, zjawiła się dosłownie znikąd.
- Coś się stało, Tom ?
- Nie mamo. Wszystko w porządku, prawda ? Wymierzył we mnie zaiste gromiący wzrok, zmuszając twarz do uśmiechu, który jednak ani trochę nie wyglądał na ten właściwy.
- Pójdę nakryć do stołu. Niczym posłuszna podwładna, zrezygnowanym krokiem zmierzyłam w stronę kuchni.
Grette, która już tam była spojrzała na mnie, jednak to nie był odpowiedni moment na przyjacielskie wywody. Nagle poczułam dziwną potrzebę rozmowy z Gregorem.
Ciągle mam pretensje do całego świata o to, że jestem traktowana, jak popychadło. A niby jak ja potraktowałam jego ? Obrzydzenie do własnego, wybałuszonego ego sięgnęło zenitu.

Cały poranek minął wbrew pozorom spokojnie. Tom unikał mnie szerokim łukiem, a mi było to całkiem na rękę. Nasz pokój pokrył mrok wieczoru, ze wzrokiem wbitym w ekran laptopa, dokładnie analizowałam każde zdjęcie, które zrobiłam Gregorowi. Gdzie ten czas, kiedy miałam wrażenie, że wszystko kręci się wokół niego ?
- Pójdźmy się rozerwać.
- Nie mam ochoty. Idź sama. Wymamrotałam, nie spuszczając wzroku
z uśmiechniętej twarzy ze zdjęcia.
- Masz zamiar udawać, że wszystko w porządku ? To miał być dobry wybór.
- O czym właściwie mówisz ? Dopiero teraz na nią spojrzałam, z niekrytym wyrzutem.
- Przecież wszystko kręci się wokół Toma.
- Naprawdę ?
- Wyluzuj, Sonja. Zachowujesz się, jakby wszystko straciło sens, a przecież nic się nie stało.
Grette działała czasem na nerwy, ale właściwie za każdym razem miała rację. To frustrowało mnie jeszcze bardziej.
- Dobrze. Co masz zamiar robić ?
- Odwiedzić ciekawy klub. Może nawet kogoś poznać.
- A Mika ? Zapytałam, nadal nie mogąc pojąć, jak ona sobie z tym radzi.
- Mówiłam Ci już. To nie miałoby sensu. Ubieraj się ! Zerwała się z łóżka, zatrzaskując za sobą drzwi łazienki.
Będę się oszukiwać. Tego właśnie potrzebujesz. Nie zapominaj o nim, bo kiedy tylko usilnie próbujesz, wszystko odwraca się w przeciwnym kierunku i wali, jak grom z jasnego nieba.
Nie musiałam długo czekać na Grette w seledynowej sukience, idealnie kontrastującej z jej ciemną karnacją, włosami upiętymi w długi koński ogon i szpilkami, które trzymała w ręku.
- Obiecaj mi, że ani razu nie poruszymy tematu facetów, których znamy. Rzuciła w moim kierunku, uśmiechając się pobłażliwie.
Nie musiała długo czekać na odpowiedź.
- Obiecuję.


- Ubrałaś się, jak na pogrzeb ! Wrzasnęła, totalnie zbijając mnie z tropu.
Co było złego w czarnej sukience bez dekoltu ? Chciałam czuć się choć odrobinę swobodnie. Na nogi wsunęłam trampki nijak mające się do ogólnego stroju, po czym pewnym siebie krokiem zmierzyłam do drzwi. Grette nie musiała mnie dodatkowo dobijać i chyba wyczuła aluzję, bo od razu poszła za mną.
Odgórnym założeniem było dobrze się bawić, bez tematu Toma, Gregora, czy choćby Juana.
Autobus z przesiadką w centrum miasteczka, to nie był dobry pomysł. Grette co krok ślizgając się na oblodzonym chodniku, wczepiła się w moje ramię, analizując, czy aby na pewno nie pomyliła drogi.
- Słyszysz ?
- Co ? Mruknęłam, rozglądając się po opustoszałej dzielnicy.
- Muzyka ! Wrzasnęła, pociągając mnie za sobą w stronę niezbyt przyjemnie wyglądającej, ciemnej uliczki. W oddali powitał nas jaskrawo niebieski szyld obwieszczający, że Brenneriet wita wszystkich szerokim uśmiechem i równie szerokimi barkami dwóch ochroniarzy stojących
u wejścia.
- Nie wygląda źle. Chociaż to nijak się ma do naszych klubów. Grette mimo ciętej opinii, pewnie wtargnęła do środka, od razu kierując się w stronę baru.
Ja natomiast wolałam najpierw rozejrzeć się dookoła. Kilku gości grających na saksofonach, doskonale wpasowujących się w rytm My Love. Dziewczyny w skąpych strojach, przy których ja wyglądałam, jak Eskimos opatulony w kombinezon i kilku mężczyzn kręcących się przy nich z wyraźnym zainteresowaniem.
Grette wyrosła przede mną, wciskając mi w dłonie szklankę z napojem
o dziwnym kolorze fuksji.
- Co to ?
- Pij ! Zażądała, odwracając się gwałtownie i smagając moją twarz końcówkami włosów. Czułam się, jak wyrzutek pomiędzy tymi ludźmi. Upiłam spory łyk tajemniczego płynu, odczuwając przyjemne gryzienie
w okolicach krtani. Dopiero teraz przypomniałam sobie, że dawno nie piłam, dawno też nie bawiłam się beztrosko nie myśląc o niczym.
Okazja jedna na milion.
Przysiadłam bezpiecznie w kącie, przy barze obserwując Grette, którą zdecydowanie poniósł ten wciągający rytm. Sączyłam drinka, a kiedy niespodziewanie szklanka została opróżniona, postawiłam ją na barze, patrząc, jak barman chwyta ją w dłoń i wymierza we mnie przyjazne spojrzenie.
- To samo ?! Zapytał. Poczułam, jak czerwone wypieki lądują na moich policzkach. Był nawet przystojny.
- Poproszę ! Skinęłam głową, by dokładnie zrozumiał. Nie miałam zamiaru mieszać alkoholu. Ostatnio źle się to skończyło.
- Tutejsza ?
- Nie, przyjezdna. Praca ! Odparłam, sztywno opierając łokieć na kontuarze. Plan był taki, by nie pokazać ani trochę, że się stresuję. Postawił przede mną szklankę, wkładając do niej słomkę z kolorową parasolką i kawałkiem limonki.
- Na koszt firmy. Robbie. Wyciągnął dłoń w moim kierunku, ukazując rząd białych zębów.
- S...Sonja ! Gula w moim gardle wzrosła do poziomu krytycznego. Dlaczego aż tak się denerwuję ?
- Jesteś tu sama ?
- Nie, moja koleżanka postanowiła bawić się lepiej ode mnie. Uśmiechnęłam się kwaśno, mocząc wargi w gryzącym płynie.
- A więc przyjezdna i na dodatek nie ma chłopaka. Poruszył zabawnie brwiami, obsługując jedną ze stojących obok mnie dziewczyn.
- Właściwie to mam. Wypaliłam nagle, czując, jak każda część mojego ciała zaczyna odmawiać mi posłuszeństwa, nawet język.
- Co to za chłopak skoro zostawia Cię samą w weekend ?
Doskonałe pytanie.
- Dużo pracuje i...i w ogóle jest bardzo zajęty i..muszę już iść. Ześlizgnęłam się tego "gorącego krzesła", ruszając w stronę Gretts, która na szczęście nie zdążyła zniknąć mi z oczu.
Wszak żałosne. To uczucie przesiąknęło mnie całkowicie powodując chwilami odruchy wymiotne.
Podeszłam do Grette, kusząco kręcącej biodrami, wzruszając bezradnie ramionami.
- Miałaś się dobrze bawić. Wrzasnęła, jednak nie dotarło do mnie ani jedno słowo. Wszystkie myśli skupiały się na tym, by wyrzucić z nich tę jedną
o Tomie.
Powrót do domu okazałby się najlepszym rozwiązaniem. Z drugiej strony Gregor...
Dlaczego w Hiszpanii nie miałam takich problemów ? Juan zrozumiał, że nic do niego nie czuję. Problem w tym, że nie mogę się zdecydować. Darzę uczuciem dwojga ludzi. To nienormalne, niemoralne i niedopuszczalne.
Jeszcze przez chwilę obserwując beztroską Grette, powoli zaczęłam wycofywać się ku drzwiom wyjściowym. To nie miało sensu, a oszukiwanie Grette i przede wszystkim samej siebie okazało się pomysłem spalonym na panewce.

Lillehammer nocą było ciche i spokojne, podobnie jak Innsbruck. Trampki już od godziny dawały mi się we znaki, a próbując utrzymać równowagę na śliskim chodniku, odruchowo chwytałam się latarni rozstawionych co kilka metrów.
Czekała mnie jeszcze przeprawa przez drogę ulokowaną w środku gęstego, świerkowego lasu i mogę powiedzieć, że jestem w domu. Dom to też pojęcie względne.
Zmarznięta i zmęczona, stanęłam przed drzwiami rezydencji, szukając kluczy w torebce. Grette mnie zabije. Nie odczyta nawet smsa, którego jej wysłałam.
Umieszczając klucz w dziurce, przekręciłam nim dwukrotnie, cicho otwierając drzwi i oddychając z ulgą, kiedy poczułam na skórze przejmujące ciepło. Od razu skierowałam się do mojego pokoju, po drodze pozbywając się butów.
Ta noc to jeden wielki niewypał. Wskoczyłam pod kołdrę nie zważając na sukienkę i wertując wszystkie kontakty, zatrzymałam się na G.
Chciałam to zrobić przez cały dzień. Wcisnęłam zieloną słuchawkę, nie mając pojęcia czy trzęsę się z zimna, czy może nerwy wzięły górę nad rozumem.
Pierwszy sygnał, drugi i trzeci...czwarty..
- Halo ? Usłyszałam nagle zaspany, męski głos.
Teraz nie ma już odwrotu. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 01:30. Zacisnęłam powieki, nerwowo oblizując usta i biorąc głęboki wdech.
- Halo.. Głos zmienił ton na bardziej zniecierpliwiony.
- Przepraszam, że dzwonię tak późno. Wymamrotałam. Słyszałam jego równy oddech, co jakiś czas nieznacznie się przeciągający.
- Sonja ?
- Gregor przepraszam za wszystko.
- Ja też nawaliłem.
- Nie. Wykorzystałam Cię. Nigdy nie chciałam...Urwałam w połowie, próbując ukryć szloch i ocierając łzy same napływające
do oczu. - Porozmawiasz ze mną ? Wracam do domu.
Jego milczenie bolało teraz bardziej, niż najbardziej wyszukane obelgi. Chciałam wiedzieć o czym myśli, ale nie byłby na tyle głupi, by się zdemaskować.
- Będę czekał. Oznajmił po dłuższej chwili, powodując niejaką ulgę powoli opanowującą moje ciało.
- Wrócę, jak najszybciej się da. Obiecuję.
Rozłączyłam się, kuląc w kłębek i chowając twarz w poduszkę, rozkleiłam się na dobre. Tęsknota za domem, za rodzicami, za Gregorem..okazała się zbyt silnym doznaniem. Zbyt długo sobie z tym radziłam. Chciałam zobaczyć mamę, tatę, nawet po tych słowach, jakie od niego usłyszałam.
A Tom ? To przeszłość. Przystojniak z paskudnym sercem.