czwartek, 20 listopada 2014

36 - Idę spać...i wyobrażam sobie, że jesteś tuż obok.

Światła w oknach i przewijający się w środku ludzie jeszcze bardziej dały mi do myślenia. Co ja tu robię ?!
To miał być nasz wspólny wieczór, bez świadków i twarzy, które prawdopodobnie zobaczę pierwszy raz w życiu. Wysiadłam, spoglądając ukradkiem na Gregora. 
- Proszę Cię, uśmiechnij się. Skierował do mnie. Zależało mu na tym, by ten wieczór był udany. Nie mogłam znów unosić się honorem
i pokazywać, że stać mnie na dziecięce humorki. 
Uniosłam kąciki ust ku górze, biorąc głęboki wdech. 
- Ile osób zaprosiłeś ? 
Gregor podszedł do mnie, muskając lekko moje czoło, jakby chciał dodać mi otuchy przed odpowiedzią. 
- Czy to ważne ? Mika zgromadził tu pewnie pół Innsbrucka. Ale nie denerwuj się, wyglądasz zjawiskowo. 
Jakże znany mu gest przewrócenia oczyma. 
- Czas się zabawić Panno Zahovic. 
- Jasne.. Wplotłam palce w jego własne, powoli zmierzając do wejścia. Przypomniało mi się nagle, jak wyglądała moja ostatnia wizyta tutaj. Zapomnij o tym jak najszybciej. To wcale nie pomoże. 
Kiedy chłopak otworzył drzwi, przede mną wyrósł nagle tłum ludzi, krzyczących, piszczących i zdecydowanie pogrążonych w spijaniu drinków i tańcu. 
Nikt nawet nie zauważył, że gospodarz imprezy właśnie się pojawił. Nikt poza Miką, który równie szybko pojawił się przy nas wręczając obojgu dobrze znane plastikowe kubki z procentową zawartością. 
Nie będę o nic pytać. Zdam się na los. Powtarzając to w myślach kilka razy, upiłam kilka łyków szczypiącego w gardle napoju, pozbywając się płaszcza i spoglądając na bruneta. 
- Nie tańczysz, wiem. Szepnął mi do ucha, pociągając mnie za rękę
w stronę miejsca wytyczonego do właśnie tego zajęcia. 
- Mam wrażenie, że teraz będę robić tylko i wyłącznie rzeczy, których nigdy nie robię. 
- Wiesz..przyrzekłem sobie, że zapłacisz za swoje grzeszki. Mówiąc to, zbliżył się do mnie pocierając końcem nosa o skórę na mojej szyi. Mimowolnie przeszedł mnie dreszcz, nie wiedzieć tylko czy z powodu obaw związanych z "zapłatą", czy może dlatego, że tak dawno nie czułam na sobie jego oddechu. 
- Jak długo mam się przed Tobą korzyć ? Spojrzałam na jego twarz. Odpowiedź brzmiała : Długo. 
- Grette nie wróciła z Tobą ? 
- Właściwie to..pokłóciłyśmy się. Nie chcę teraz o tym rozmawiać. Odwróciłam wzrok, wychylając całą zawartość mojego kubeczka. 
I to dziwne uczucie pulsowania w skroniach powróciło. 
- Pójdę po drinka. Mówiąc to, Greg ucałował mój policzek, kierując się do kuchni. Opadłam na kanapę obok blondynki, swoją drogą nieźle już wstawionej. Uśmiechnęłam się do niej, od razu szukając wzrokiem Miki bądź też innej osoby, którą znam i nie jest w stanie kompletnego upojenia. 
Dlaczego mam wrażenie, że zaraz zwymiotuję ? Muzyka zdawała się odbijać w mojej głowie, niczym piłeczka kauczukowa. Zerwałam się i przepychając przez tłok w salonie, otworzyłam drzwi werandy, czując przyjemny chłód i ukojenie. 
Zamknęłam je za sobą, chcąc zniwelować to dudnienie w głowie. Oparta o drewnianą balustradę, próbowałam wyrównać oddech. 
Co się dzieje ? Jeden drink nie mógł przecież zwalić mnie z nóg. Śnieg przykleił się do moich rąk, opartych o barierkę, ale tym razem ani trochę mi to nie przeszkadzało. Chłód w tym wypadku był wybawieniem. 
Nie popsuję mu wieczoru. Sonja, weź się w garść ! 
- To tylko urojenia. Wyszeptałam i przytrzymując się jeszcze przez chwilę ściany obok drzwi, weszłam nimi do środka. Gregor od razu zjawił się przy mnie, patrząc na mnie badawczo. 
- Wszystko w porządku. Mruknęłam, odbierając od niego kolejnego drinka, tym razem w połyskującej różnymi kolorami szklance. 
- Mika ma tutaj niezłe pole do popisu. Najlepszy organizator imprez..też mi coś. Żachnął się Gregor, po chwili parskając śmiechem. 
Do mnie jednak słowa docierały, jakby z kilkuminutowym opóźnieniem. Bruno Mars ze swoim Grenade dudnił coraz głośniej
i głośniej..Obserwowałam, jak szklanka wymyka się z moich rąk, rozpryskując na tysiące małych kawałeczków. 
- Sonja ?! Gregor przytrzymując mnie, wyraźnie zafrasowany, ujął moją twarz w dłonie wwiercając się wzrokiem w moje oczy. - Kiepsko wyglądasz..

Wpatrywałam się w biel sufitu. Miękka pościel otulała mnie szczelnie,
a brunet siedząc obok, coś czytał. 
- Co to ? Zapytałam, wskazując wzrokiem na książkę. Nie odpowiedział mi, a po chwili przekartkował i spojrzał na mnie przelotnie. 
- Gdy spojrzę na tę posadzkę, widzę jej rysy odbijające się w płytach. Widzę ją w każdym obłoku, w każdym drzewie, napełnia sobą mroki nocy, objawia mi się dniem wszędzie, gdzie spojrzę. Obraz jej otacza mnie bezustannie! W każdej najpospolitszej twarzy, męskiej czy kobiecej, nawet w mojej własnej, widzę rysy jej twarzy. Cały świat jest straszliwie przepełniony wspomnieniami tej, która istniała i którą stracił...
Wsłuchiwałam się w każde słowo, wzrokiem wodząc po twarzy Gregora, tak bardzo pogrążonej w odczytywaniu tych słów. Kiedy skończył, jeszcze długo wpatrywał się w tekst, jakby wstydził się wtedy spojrzeć na mnie. 
- Kocham Cię. Uwalniając się z ograniczającej moje ruchy, pościeli, uklękłam na skraju łóżka, ujmując w dłonie jego twarz. Uniósł wzrok, uśmiechając się lekko. 
Ta chwila mogłaby trwać i trwać. Ale już po chwili brutalnie wyrwano nas z tego transu. Ktoś dobijał się do drzwi sypialni Gregora, by zaraz wtargnąć do niej i powitać nas przejmującym fałszem jakiejś piosenki. 
- Impreza jest na dole ! Gregor zerwał się z miejsca i popychając delikwenta, zatrzasnął za nim drzwi. - Miałaś rację. Ta impreza to niewypał. 
- Nie. Jest dobrze, naprawdę. Zbierając w sobie siły, wstałam, podchodząc do chłopaka i uśmiechając się delikatnie, pogładziłam po jego policzku. - Chodźmy do nich, a jutro ja coś wymyślę. 
Widząc jego uśmiech, poczułam się lepiej.
Tłum zdawał się przerzedzić. Większość zasnęła w przypadkowych miejscach, a Mika przełączał utwór po pięciosekundowym odsłuchaniu go. Byłam naprawdę zmęczona. Przecież nie robiłam nic, co miałoby mnie tak doszczętnie wyeksploatować. Gregor kulturalnie wyprosił resztę niedobitków, a gdy ostatni z nich wyszedł, opadł na kanapę przyglądając mi się w ciszy.
Tak, cisza była teraz prawdziwym ukojeniem. Zbierając z podłogi puste puszki po piwie zastanawiałam się, co miał znaczyć ten wyskok mojego organizmu. Czyżby jemu też nie przypadł do gustu plan Gregora ? 
- Powinnaś pójść do lekarza. Rzucił nagle ni stąd ni zowąd. - Jeśli chcesz, mogę pójść z Tobą.
- Gregor..nie widzę powodu. Po prostu źle się poczułam i tyle. Nie dramatyzuj.
Usiadłam obok niego, poklepując po kolanie. Właściwie sama nie miałam pojęcia, co o tym myśleć. Przez chwilę czułam się, jakby ktoś zrzucił mi na plecy kilkutonowy głaz.
- Ty też nie wyglądasz najlepiej. Powinieneś się położyć. Zadzwonię po ojca. Jednak Gregor, kiedy tylko to usłyszał, ożywił się, chwytając moją rękę sięgającą po telefon.
- Chyba nie będą mieli nic przeciwko, jeśli zanocujesz dziś tutaj. Mówiąc to, zbliżył swoje wargi do mojego ramienia, muskając je kilkakrotnie.
Oczywiście. Do Ciebie Gregorze nie będą mieć żadnego "ale", za ta ja ? Będę zmuszona do słuchania opowiadań mamy o tym, jak cudownie byłoby mieć wnuka.
Nie minęło dużo czasu, a oboje, wtuleni w siebie zasnęliśmy na salonowej sofie pośród sterty pustych plastikowych kubków, butelek, puszek i innych śmieci.

Mimo wszystko to był udany wieczór. Mimo niespodziewanych anomalii mojego samopoczucia i tego bałaganu wokół nas. Otworzyłam oczy, rozglądając się po pomieszczeniu. Słońca jak nie było tak nie było, a Gregor ani myślał się obudzić. Obróciłam się na bok podkładając rękę pod głowę i starając się wydawać z siebie jak najmniej odgłosów, słuchałam spokojnego oddechu bruneta. To był jeden z najlepszych poranków w moim życiu. Z gmatwaniny myśli, z której jeszcze niedawno nie potrafiłam się wydostać, nie pozostało już nic. Wszystko czyste i przejrzyste. Potarłam nadgarstkiem swędzący nos, uśmiechając się do siebie. 
- Wszystko będzie dobrze. Wyszeptałam, ukradkiem spoglądając na Gregora.
Nos nadal nie przestawał swędzieć, więc potarłam go ponownie
i dopiero wtedy zorientowałam się, że na mojej dłoni pojawiła się krew. Rozdziawiłam usta w grymasie zdziwienia, przykładając dłoń do nosa, by jeszcze raz sprawdzić, czy to aby na pewno nie są urojenia.
Zerwałam się i nadal próbując zachować ciszę, pognałam do łazienki, którą zamknęłam na cztery spusty, by pochylić się nad umywalką
i uważnie obserwować skapujące do niej krople krwi.
"Powinnaś pójść do lekarza"...To zdanie echem odbijało się w mojej głowie. Do cholery przecież nic mi nie jest. Wystarczy terapia żelazem..
Przemyłam twarz zimną wodą, przytrzymując przy nosie papierowy ręcznik.
- Sonja ? Jesteś tam ? Słysząc zaspany głos Gregora, spanikowałam. Wrzucając do sedesu zakrwawione kawałki ręcznika zaczęłam mozolnie spłukiwać wodę, by nie pozostawić żadnego śladu.
- Wpuść mnie..
- Już ! Już.. Spojrzałam przelotnie w lustro, nerwowo pocierając nadgarstkiem koniuszek nosa. Krwotok chyba ustał, więc szybko odryglowałam drzwi próbując powitać chłopaka najbardziej naturalnym uśmiechem, na jaki było mnie stać w tej chwili.
Gregor na szczęście odwzajemnił mój uśmiech i ucałował w policzek niczego nie podejrzewając.
- Zadzwonię po tatę. Muszę...pomóc mamie w zakupach. Nie znosiłam kłamać, choć powoli się tego uczyłam. - Zadzwonię wieczorem. Mruknęłam, przemykając się ostrożnie w drzwiach.
Nie chciałam, by się martwił. Miał swoje problemy, z którymi wydawało się, że radził sobie całkiem nieźle, a przynajmniej nie przejmował się nimi w żadnym stopniu.
Chciałabym móc postępować, jak on. Zazdrościłam mu tej pewności.
Tato nie odebrał, a taksówka zjawiła się szybciej, niż przypuszczałam. Samotność, tego właśnie potrzebowałam. Uchylając drzwi do domu, przez chwilę nasłuchiwałam odgłosów dochodzących z wnętrza.
- Sonja ?! Rany Boskie mogłaś zadzwonić. Mama obrzuciła mnie podejrzliwym spojrzeniem, co zmusiło mnie do wejścia do środka.
- Gregor szybko odpłynął, przez cały czas siedziałam z nim. Mruknęłam pod nosem, za cel ustanawiając sobie jak najszybsze znalezienie się
w moim pokoju.
- Jesteś głodna ? Robię kanapki.
- Nie, dziękuję. Rzucając płaszcz na kanapę, wbiegłam po schodach na górę, zamykając się w mojej oazie spokoju. Stanęłam przed lustrem i z kosmetyczki wyciągając podkład, starałam się zatuszować sińce pod oczyma, chwilami zdawało mi się, że cała moja twarz zlewa się w jedną, niewyraźną plamę.
Przebrałam się i pakując do torby portfel z dokumentami, zeszłam na parter, uśmiechając się lekko do mamy.
- Niedługo wrócę. Jestem pod telefonem. Mój głos był stanowczy
i zdecydowany. Mama skinęła jedynie głową, wyraźnie nie mając pomysłu na zatrzymanie mnie.
Droga do najbliższej przychodni minęła mi w rytmach Snow Patrol, nie wiedzieć czemu zaczęłam się stresować. To prawda. Ostanie miesiące nie należały do tych, w których przesadnie o siebie dbałam. Stres wynikał więc najprawdopodobniej z faktu, że bałam się o to, że lekarze odkryją, jak bardzo się zapuściłam.
Istna żenada.
Mało zdecydowanym krokiem weszłam do środka, rozglądając się nerwowo po pomieszczeniu poobwieszanym plakatami na temat wirusów grypy, antybiotyków i konieczności szczepień. Siadając na jednym z krzeseł obok starszej Pani w prześmiesznym berecie, wbiłam wzrok w ścianę naprzeciw.
Nie mam pojęcia, ile czasu minęło, ale, kiedy recepcjonistka wyczytała moje nazwisko, zorientowałam, że na płytce paznokcia nie ma już śladu po czerwonym lakierze.
- Tylko spokojnie. Szepnęłam do siebie na kompletnym bezdechu, wchodząc do gabinetu.
Spod okularów spojrzała na mnie młoda kobieta odziana w biały kitel, ze stetoskopem przewieszonym przez szyję.
- Sonja, tak ? Możemy sobie mówić po imieniu ?
- Chyba tak. Zdziwiło mnie to pytanie. Próbowała stworzyć przyjacielską atmosferę ?
- Świetnie. Mam na imię Barbara. Z czym do mnie przychodzisz ?
- Nie jestem pewna. Zaczęłam, poprawiając się na krzesełku. - Jestem zmęczona, od niedawna pojawiły się przelotne krwawienia z nosa, to chyba tyle.
- Rozumiem. Odparła lekarka, notując coś w mojej karcie
pacjenta. - Niech Cię obejrzę.
Obsłuchała dokładnie moje plecy i klatkę piersiową, zajrzała do gardła, zmierzyła temperaturę i naświetliła oczy małą, podłużną latarką. Zwyczajna wizyta.
- Myślę, że to niegroźna anemia. O tej porze roku łatwo o zmiany
w funkcjonowaniu organizmu. Jednak aby mieć pewność zlecę kilka badań, dobrze ? Znów spojrzała na mnie spod dość grubych szkieł, uśmiechając się.
- Jasne. Odrzekłam nieco zrezygnowanym tonem.
Barbara wybrała jakiś numer, a po chwili usłyszałam..
- Marto podejdź tu, musimy pobrać krew i zrobić wymaz.
Pobrać krew ? Nie pisałam się na to !
- Czy to naprawdę konieczne ?
- Owszem. Musimy wiedzieć, z czym walczymy. Uśmiechnęła się ponownie, tym razem szerzej i otworzyła drzwi, w których po chwili pojawiła się długowłosa pielęgniarka, która poprowadziła mnie na pierwsze piętro przychodni.
- Tutaj pobierzemy krew, a wyniki dostarczymy do Dr Joesnberg. Powiedziała, zatrzymując się przy drzwiach laboratorium.
Zdecydowanie igła nie jest moim najlepszym przyjacielem.
Z zamkniętymi oczyma, czekałam na rychły koniec tej tortury. Myśli krążyły tylko i wyłącznie wokół Gregora. Jestem szczęśliwa, że mi wybaczył. Nic już nie zrujnuje naszej przyszłości.

Kiedy męki dobiegły końca, podziękowałam, szybko ulatniając się
z tego miejsca. Jutro wszystko się wyjaśni. To zwykła anemia, a ja nie muszę już kłamać. A gdy wrócę do domu, położę się spać. Tylko o tym marzę w tej chwili.

2 komentarze:

  1. Hej Katarzyna, przepraszam, ze dopiero teraz komentuje, ale wczesniej nie mialam czasu. :) co sie z ta Sonja dzieje? :|

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj kochana! :* kiedy cos nowego?

    OdpowiedzUsuń