sobota, 15 listopada 2014

35 - Jest za dużo dymu by to zobaczyć, za dużo cierpienia by to poczuć, ale kocham cię...kocham cię. I wszystko, czym jesteś.

Mój powrót do Innsbrucka miał nieść za sobą same dobre dni. Tak też sobie założyłam. Ale jak dobrze wiemy, nie zawsze Świętego Jana. Plany zdają się nie mieć znaczenia, bo i tak nic z tego nie wychodzi,
a bycie spontanicznym najczęściej kończy się niechcianą ciążą, czy kredytem we frankach. Ale kto by się tym przejmował ?
Miałam przy sobie mamę, tatę, który jednak uznał, że lepiej mieć córkę, niż jej nie mieć. Miałam też nadzieję, że Gregor dołączy do tego grona szczęśliwych.
Grette nie odezwała się ani słowem od mojego wyjazdu. Martwiło mnie to, bo nie tak chciałam to rozstrzygnąć. Aczkolwiek, co byście zrobili na moim miejscu ?
Cudownym uczuciem było obudzić się w swoim własnym łóżku, we własnym pokoju, z własnymi zasłonami i znienawidzonym, ale własnym szumem i łoskotem wyciągu narciarskiego za oknem.
Chwyciłam w dłoń telefon, pisząc kolejnego smsa do Grette. Nie wiem, czy powinnam przepraszać, czy mam za co. Drugi sms zarezerwowany był dla Gregora.
Wyskoczyłam z łóżka, pochłaniając wzrokiem cały zapomniany już widok za oknem. Za nic w świecie nie dam sobie popsuć tego dnia. Już dawno nie czułam się tak lekko i zwiewnie.
Upięłam włosy w ciasny kok, przywdziewając ulubione jeansy i t-shirt. Drzwi mojego pokoju rozwarły się nieco, a w nich zobaczyłam głowę taty, którego mina mówiła wiele. Jednak dało się odczuć najsilniej to, że odetchnął z ulgą mając mnie przy sobie.
- Wszystko w porządku ?
Uśmiechnęłam się szeroko, potakując kilka razy i na odchodne ucałowałam jego policzek. Kwestią priorytetową był Gregor. Chciałam go przytulić, pokazać, jak bardzo mi na nim zależy i, że nigdy więcej nie wykażę się tak bezkresną głupotą.
Zbiegłam po schodach mijając mamę krzątającą się w kuchni.
- A śniadanie ?! Zawołała za mną, ale nim usłyszała odpowiedź, już zatrzaskiwałam za sobą frontowe drzwi.
Dzień był wyjątkowo ciepły, a droga na stok wydawała się być teraz
o wiele krótsza, niż zwykle.
Wsłuchując się w krzyki rozwydrzonych dzieciaków szarżujących na nartach i deskach snowboardowych, uśmiechałam się do siebie, wiedząc, że w końcu jestem na właściwym miejscu.
Dostrzegając w oddali sklep Miki, ruszyłam biegiem w jego kierunku. Jeszcze wtedy nie zastanawiałam się nad tym, co mu powiem odnośnie Grette.
Ujęłam w dłoń klamkę, po chwili czując zapach nowości i odświeżaczy powietrza. Wnętrze, jak zwykle tętniło życiem. Gromada nastolatków wpatrujących się nowej generacji sprzęt narciarski i Mika, zabiegany aczkolwiek wyluzowany, jak zawsze.
Gdy tylko mnie zobaczył, rozpostarł szeroko ramiona, wyskakując zza kontuaru i pędząc w moją stronę.
- Kogo ja widzę ! Wrzasnął, zwracając na nas uwagę wszystkich obecnych w środku. Objął mnie tak, że przez chwilę czułam, jak własne żebra atakują moje narządy wewnętrzne.
- Tak się cieszę, że wróciłaś. Tęskniliśmy. Uśmiechał się, jak dziecko. Brakowało mi tego.
- Ja też się cieszę..ale..
- Jest na zapleczu. Rzucił porozumiewawczo, wypuszczając mnie
z silnego uścisku i puszczając oczko.
Spojrzałam na niego z fałszywym wyrzutem, po chwili uśmiechając się lekko.
- Dzięki, Mika. Niewiele myśląc, podążyłam w kierunku tylnych drzwi sklepowych. Płakać ? Śmiać się ? Czułam, jak pulsowanie w skroniach staje się coraz bardziej dokuczliwe, a dłonie pocą się niemiłosiernie.
Zaraz go zobaczę. Już za moment będę mogła powiedzieć mu, jak bardzo go kocham i będą to słowa, których jestem absolutnie pewna.
Przemierzyłam ciasny korytarz zastawiony od góry do dołu nartami zawiniętymi w folię bąbelkową, otwierając drzwi i krzywiąc się nieco przez biel śniegu, która na chwilę całkowicie mnie oślepiła.
Stał przy niewielkiej grupce młodzieży pogrążony w dyskusji. Przecież to tu się poznaliśmy. Chłopak, który na początku wydawał mi się zbyt zadufanym w sobie, bym mogła pomyśleć, że mogę czuć do niego coś poza nienawiścią i obrzydzeniem. Moje nogi odmawiały mi posłuszeństwa, ale determinacja dodała odwagi.
Powolnym krokiem ruszyłam w kierunku bruneta, starając się oddychać miarowo, ale kiedy ten ostentacyjnie odwrócił się za siebie, zamarłam w bezruchu, wpatrując się w jego twarz. Znów nie mogłam nic z niej wyczytać. Przez Toma straciłam zdolność do odczytywania emocji, również u siebie.
Wydaje mi się, że widziałam przede wszystkim ukrytą radość. To mogło być jednak złudne wrażenie.
Postanowiłam postawić wszystko na jedną kartę. Albo uzna mnie za wariatkę i odrzuci albo wszystko wróci na swoje miejsce i już nigdy nie będę musiała się obawiać, że go stracę.
Wsunęłam dłonie w kieszenie kurtki, powoli podchodząc do chłopaka
i z zagubionym wzrokiem wpatrując się w jego czekoladowe oczy.
- Wróciłaś.. Rzucił bez wyrazu, odwracając wzrok i wyraźnie szukając czegoś, na czym mógłby go zawiesić.
- Przecież obiecałam. Odparłam szybko i umiejscawiając dłoń na jego policzku, zmusiłam by ponownie na mnie spojrzał. - Nawet nie masz pojęcia, ile zrozumiałam przez ten czas, jak bardzo mi Ciebie brakowało i...i jak bardzo Cię kocham. Obiecuję, że zrobię wszystko, ale wybacz mi..
Powiedziałam to ? Gregor był równie poruszony, jak ja. Ale to prawda. Potrzebowałam nietypowych środków, by zrozumieć, że jest kimś, dla kogo warto poświęcić wszystko.
Jeszcze przez chwilę parzył na mnie, jakby to, co powiedziałam, było czymś zupełnie niemożliwym. To oczekiwanie stawało się nie do zniesienia.
- Powiesz coś ? Cokolwiek ? Mam sobie pójść ??
- Zamknij się. Przewrócił oczyma, splatając ręce na mojej talii
i przyciągając do siebie. Poczułam tę miłość. Poczułam, że jedyne, czego potrzebuję, to właśnie on. I wiecie co ? Nadal zachodzę w głowę, co skłoniło mnie do podejmowania takich, a nie innych decyzji.
Szukałam sensu, a on sam pojawił się właśnie tutaj. Co Cię nie zabije, to Cię wzmocni. Ja czułam się teraz silniejsza, niż kiedykolwiek.
- No nareszcie !! Głos Miki tuż za nami zwiastował kłopoty. Nie chcąc zbytnio oddalać się od Gregora, spojrzałam z uśmiechem na blondyna, wznosząc oczy do nieba. - Trzeba to uczcić !
- Nie, Mika..
- Ja się zgadzam. Wtrącił brunet, spoglądając na mnie
z rozbawieniem. - Impreza u mnie, dzisiaj. Sonja wróciła i na pewno ma ochotę na zabawę.
Czy on próbuje mnie ukarać ? Dobrze wie, że nie nadaję się na imprezy. Milczałam w nadziei, że powie za chwilę, że to tylko głupi żart.
- Jasne, zwołam ekipę.
- Mika ! Wrzasnęłam, kiedy ten z prędkością światła pognał do sklepu.
- Powiedziałaś, że zrobisz wszystko. Tu mnie miał. Sonja, wyciągnęłaś wnioski w wielu kwestiach, ale nadal nie potrafisz korzystać z rozumu. Uśmiechnął się szelmowsko i wbijając się łapczywie w moje wargi, przygryzł tę dolną niezbyt delikatnie, co wywołało u mnie jeszcze większe obawy przed dzisiejszym wieczorem.




- Wszystko dopięte na ostatni guzik.
Dosłownie. Mama zapinając ostatni z rzędu guzików osadzonych na plecach mojej sukienki, westchnęła cicho.
- Wyglądasz, jak ja, co prawda dwadzieścia lat temu, ale nie musimy tego roztrząsać.
- Mamo, ta sukienka...
- Nic nie mów. Jest idealna na każdą okazję. Nie marudź i baw się dobrze. Mówiąc to, poklepała mnie po ramieniu, poprawiając moje starannie poskręcane w loki włosy.
- Własna matka przeciwko mnie. Burknęłam pod nosem, chwytając płaszcz i niezgrabnie narzucając go na siebie, zerknęłam na zegarek.
Dzwonek do drzwi sprawił, że nakładając szpilki na stopy, przycupnęłam przy drzwiach, tylko lekko je uchylając.
Gregor wszedł do środka, jak zwykle wyglądając nieziemsko. Kraciasta koszula z podwiniętymi do łokci rękawami i perfumeria wchodząca tuż za nim.
- Dobry wieczór Pani Zahovic. Ukłonił się w stronę mamy, spoglądając po chwili na mnie, siedzącą w kącie z miną rozkapryszonego dzieciaka.
- Jak dobrze Cię widzieć. Mama od razu wymierzyła mu dwa całusy
w policzek, a mnie zebrało się na wymioty.
- Gotowa ?
- Oczywiście. Mruknęłam, podnosząc się i zerkając kątem oka na mamę, która dumnie wzniosła kciuk w górę. Zażenowana, wyszłam nic już nie mówiąc, by nie pogarszać sprawy.
Zmierzając do samochodu, pomyślałam przez chwilę o Grette. Dlaczego jej tu nie ma ? Ona wiedziałaby, jak poprawić humor. Ahh..może dlatego, że ją wystawiłam.
- Nietęga mina. Gregor chwycił mnie za rękę, przytwierdzając do tylnych drzwi auta.
- Myślałam, że ten wieczór spędzimy razem.
- A spędzamy go osobno ?
- We dwoje...Żachnęłam się, wywracając oczyma.
- Planujesz coś ?
- Nie ! A ty ?
Zamiast odpowiedzi dostałam jedynie podejrzliwe spojrzenie zmieszane z tym okrutnym łobuzerskim uśmiechem towarzyszącym Gregorowi na każdym kroku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz