Lajkujcie !!! Ciekawe i twórcze :-)
https://www.facebook.com/pudelkazdusza?fref=ts
czwartek, 27 lutego 2014
niedziela, 23 lutego 2014
31 - Dziewczyno, powinnaś wiedzieć, dla kogo tracisz głowę.
Nieuchronnie zbliżała się godzina, na którą zaplanowane było przyjęcie. Znalazłam odrobinę czasu, aby wrócić do pokoju i się odświeżyć. Na nadgarstku wciąż wyczuć mogłam ten zapach. Zapach Toma.
Wwiercając wzrok w taflę lustra, postanowiłam spróbować poukładać sobie w głowie. To jego dom. Pani Haller to jego matka. Nigdy wcześniej nie mówił mi, że jest tak chorobliwie bogaty ! Może dlatego, że rzadko rozmawialiśmy normalnie...w ogóle rzadko rozmawialiśmy. Jak mogłam dać się wplątać w to wszystko ? Nie miałam dotąd pojęcia, jak bardzo namieszałam moją obecnością tutaj. Tom nie wyglądał na zadowolonego. Był tak samo zaskoczony, jak ja.
W pokoju rozniósł się dźwięk telefonu. Podeszłam i widząc na wyświetlaczu to samo zdjęcie czekoladowookiego, zrobiło mi się słabo. Usiadłam na łóżku i trzęsącą się dłonią wcisnęłam zieloną słuchawkę.
- Halo ?
- Nie mówiłaś, że wyjeżdżasz. Jego surowy ton, pogłębił mdłości.
- Gregor ja...
- Chcesz to zakończyć w ten sposób ?
- Nie. Wtrąciłam, tracąc kontakt z rzeczywistością, próbując nie płakać.
- Gdzie jesteś ? Na jego pytanie, do pokoju weszła Grette, rzucając mi pobłażliwe spojrzenie.
- Gregor...Przepraszam. Wydukałam, rozłączając się i wybuchając niepohamowaną salwą dzikiego płaczu.
Blondynka dopadła do mnie, chowając w ramionach, aczkolwiek w tym wypadku nawet to nie pomogło. To koniec. Wpatrując się ślepo
w numer wciąż widniejący na wyświetlaczu, próbowałam złapać choć jeden pełny wdech.
- Musisz to zrobić. Powiedziała, nadal mnie do siebie przytulając.
- Wiem. Odparłam i gładząc przez chwilę koniuszkiem palca, przycisk usuwający kontakt, w końcu to zrobiłam. Nie poczułam jednak żadnej ulgi. To była tylko i wyłącznie moja wina.
On starał się, jak mógł, a ja to schrzaniłam.
- Musimy iść. Ucałowała mój policzek, mankietem koszuli ocierając łzę pałętającą się po nim, po czym poderwała mnie z miejsca
i trzymając dłonie na moich obojczykach, poprowadziła do wyjścia.
- On tam jest ? Zapytałam, dochodząc do schodów i łapiąc spojrzenia kilku mężczyzn w garniturach na miarę, przechadzających się po salonie.
- Nie sam. Odrzekła z przekąsem, popychając mnie lekko.
Tessa obrzuciła nas zniecierpliwionym spojrzeniem. Niedobrze.
Chwytając w dłonie wielką wazę z czymś na podobieństwo ponczu,
ruszyłam do wielkiego holu, patrząc co jakiś czas pod nogi. Omijałam wzrokiem każdego. Jedyne, co dostrzegłam, to Panią Haller spokojnie przechadzającą się wśród gości. Postawiłam szklaną wazę na stole, na którym wcześniej stały kwiaty i już miałam iść z powrotem do kuchni po małe szklaneczki, ale unosząc wzrok, od razu tego pożałowałam.
Blondyn stał przy schodach, z kieliszkiem szampana, w objęciach rudowłosej piękności. Coś zacisnęło się we mnie, a nogi odmówiły posłuszeństwa. Kompletnie nie przejmował się moją obecnością i to paradoksalnie bolało najbardziej.
Przecież sama go ignorowałaś. Podświadomy głos zrównał mnie
z ziemią. Zakręciło mi się w głowie, chciałam natychmiast zniknąć. Podążyłam do kuchni, mijając się z Tessą, która wyraźnie wyczuła, że coś nie gra.
- Dobrze się czujesz ?
- Tak, w porządku. Powiedziałam cicho, układając na srebrnej tacy, małe szklane pojemniczki do ponczu i razem z nią ponownie wchodząc do jaskini lwa.
Przyjęcie trwało w najlepsze. Napełniałam puste kieliszki po winie
i szampanie, odnosiłam brudne talerze i siliłam się na szczerze wyglądający, uśmiech. Jednakże ten, kto mnie znał, wiedział, że do szczerości mu daleko. Trzymając w dłoniach butelkę z drogim trunkiem, rozglądałam się za tym, czyj kieliszek został opróżniony. Zagryzając dolną wargę, błagałam o szybki koniec tego horroru, który siał spustoszenie w moim wnętrzu.
- Mogę prosić ? Niebieskooki wyrósł przede mną, jak spod ziemi, lustrując mnie tym przenikliwym wzrokiem, który wydawał się znać mnie na wylot. Starając się nie dać poznać po sobie jakichkolwiek emocji, dolałam szampana do pustego kieliszka, natychmiast odwracając wzrok.
- Jesteś spięta. Szepnął, nieznacznie zmniejszając odległość między nami. Moje ciało zareagowało natychmiast. Odsunęłam się, patrząc na niego z można by rzec przerażoną twarzą.
- Nie wolno mi rozmawiać z gośćmi. Oznajmiłam, aczkolwiek była to najbardziej niepewnie brzmiąca kwestia, jaką w życiu powiedziałam.
- Z gośćmi nie. Uśmiechnął się szelmowsko, upijając spory łyk alkoholu.
- Przepraszam. Muszę iść. Ponownie przygryzłam wargę, tym razem czując ból, po czym odwróciłam się, zmierzając do kuchni. Miałam dość.
Grette widząc te męczarnie, zabrała ode mnie butelkę, znikając po chwili w tłumie garniturów i szykownych sukien. Usiadłam przy stole
i widząc otwartą butelkę szampana, chwyciłam ją i pociągnęłam z niej kilka łyków, po chwili odstawiając na miejsce. Nie przetrwam tu dłużej. Nie w jego obecności. Nie pod jednym dachem z tym aroganckim, wyrachowanym dupkiem.
Nie zapominaj, kto toczył bitwę na dwa fronty. Słysząc to, przytwierdziłam czoło do blatu kontuaru, próbując uciszyć wyrzuty sumienia.
Dochodziła 22:00. Towarzystwo się przerzedzało. Tessa weszła do kuchni i widząc mnie w tej pozycji, podeszła bliżej.
- Na dzisiaj koniec. Idź się położyć. Mruknęła, wkładając brudne talerze do jednej ze zmywarek.
- Tessa, przepraszam. Wstałam, rzucając jej smutne spojrzenie.
- Idź, jutro to posprzątamy. Wysiliła się na lekki uśmiech, powracając do tego, co robiła wcześniej.
W naszym pokoju było tak cicho. Za cicho. Dopiero teraz słyszałam wszystko, co miała do powiedzenia mi moja wewnętrzna przyjaciółka. Beształa mnie ile wlezie. Miałam nadzieję, że wodą ugaszę jej chęć wyżycia się na mnie.
Wzięłam zimny, orzeźwiający prysznic i przebrałam się w piżamę, wskakując pod kołdrę. Byłam wyczerpana. Ale nie przez pracę. Niepokój psychiczny dał mi popalić o wiele bardziej. Nim zdążyłam zauważyć, zostałam wciągnięta w objęcia Morfeusza.
Ale to nie była spokojna noc. Uniosłam się na łokciach, rozglądając się po pomieszczeniu. Panował mrok, a Grette dawno już smacznie spała. Żołądek nie dawał mi spokoju. Burczało w nim niemiłosiernie i dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że nie jadłam nic prócz śniadania.
Cichutko wysunęłam się z łóżka, narzucając na siebie szlafrok blondynki i ostrożnie wymykając się z pokoju. Musiałam szczególnie uważać, aby przypadkiem nie wyłożyć się na śliskich schodach również pokrytych mrokiem.
Docierając do kuchni, podążyłam do lodówki, nie zapalając światła. Chciałam zostać niezauważona i sądziłam, że znaki świetlne mi w tym nie pomogą. Otworzyłam jej drzwi, pochylając się i lustrując wzrokiem jej wnętrze. Kanapka z pomidorem. To na nią miałam ochotę.
- Głodna ? Usłyszałam, a tuż po tym kuchnia rozbłysła, pogrążona
w świetle lampy. Podskoczyłam, natychmiast zatrzaskując drzwi lodówki i przywierając do niej plecami.
W drzwiach stał wyraźnie rozbawiony Tom.
Zacisnęłam wargi, przymykając na chwilę oczy.
- Cierpisz na bezsenność ? Wycharczałam, zabierając szklankę
i nalewając do niej wody, po czym wypijając prawie całą jej zawartość.
- Mógłbym zapytać o to samo. Podszedł bliżej i w tym właśnie momencie zorientowałam się, że zagradza mi jedyną drogę ucieczki.
- Wybacz, ale nie mam ochoty na rozmowę.
- A ja ? Owszem. Odparł, wciąż zmniejszając odległość pomiędzy nami. Po plecach przeszedł mnie zimny dreszcz. Jego wzrok był niecodzienny. Dziwny i przenikliwy. Zły.
Kiedy zbliżył się na niebezpieczną odległość, odskoczyłam, jak oparzona, co jeszcze bardziej go rozbawiło. Jednak nie ja byłam jego celem. Otworzył lodówkę i wyciągnął z niej masło i dorodnego, czerwonego pomidora, a z szafki obok, pachnący jeszcze chleb.
Milczałam, obserwując każdy jego ruch. Położył produkty na kontuarze i zasiadł przy nim, przerzucając wzrok na mnie.
- Masz ochotę ?
Chciałam powiedzieć nie, ale pustka w żołądku odbiła się na mojej godności.
- Poproszę. Wycedziłam, niepewnie zajmując miejsce naprzeciw Toma. Boląca warga nie zniwelowała potrzeby jej przygryzania. Musiałam teraz schować do kieszeni dumę i spróbować zachowywać się całkiem normalnie. Nie sądziłam, że rozsmarowywanie masła na kromce chleba może być tak fascynujące. Robiłam wszystko, by nie patrzeć na jego twarz z tym znienawidzonym szelmowskim uśmiechem.
- Ciągle mnie zaskakujesz. Oznajmił nagle, wstając i ujmując w dłoń duży nóż kuchenny.
Święty Barnabo. Jest trzecia w nocy, jesteśmy tu całkiem sami, a Tom stoi przede mną z nożem w dłoni. Przełknęłam ślinę, zaczynając bawić się falbanką serwetki ułożonej równo na kontuarze, tuż pod półmiskiem z jabłkami.
- Możesz odłożyć ten nóż ? Wymamrotałam, obrzucając go nerwowym spojrzeniem.
- Ten ? Wzniósł go jeszcze wyżej, wyraźnie tłumiąc ten perfidny uśmiech. Ujął w dłoń czerwone warzywo i przekroił je na pół, spoglądając na mnie z zaciekawieniem. Wzdrygnęłam się.
- Twój kochaś nie przyjechał po Ciebie ? Wymijając mnie, stanął tuż za plecami, a mnie znów zrobiło się słabo. Sięgnął po talerzyk, kładąc go przede mną w taki sposób, że wewnętrzną stroną ramienia, dotykał teraz mojego własnego. Krew wrzała w moich żyłach, ale nie byłam
w stanie się ruszyć. Dokładnie ważyłam teraz każde słowo, które miałam zamiar wypowiedzieć.
- Zerwaliśmy.
- Naprawdę ? W jego głosie brzmiał teraz sarkazm, odbijający się
w mojej głowie.
Ponownie zjawił się przede mną, przekrzywiając nieco głowę na lewy bok.
- Co było tego powodem ?
Nie mogłam dać mu tej satysfakcji. Nie mogłam powiedzieć, że jedynym powodem był on. Nie wiem nawet czy dałabym radę to wydukać.
- Różnice charakterów. Oznajmiłam, jak tylko mogłam najpewniej, wpatrując się w to, jak na talerzyku układa połówkę pomidora
i umazaną masłem, kromkę chleba tostowego.
- Ciekawe. Mruknął, wgryzając się w warzywo.
- Kim była ta dziewczyna ? Wypaliłam nagle, a kiedy spotkałam się
z iskierkami, które pojawiły się w jego lazurowych oczach, od razu tego pożałowałam.
- Znajoma. Odrzekł spokojnie, dalej się we mnie wpatrując.
- Ciągle się do Ciebie kleiła. Kolejna porażka płynąca z moich ust. Kompletnie straciłam apetyt, karcąc się w duchu.
- Jesteś zazdrosna ? Silił się na nieokazywanie rozbawienia, co jeszcze bardziej potęgowało u mnie ogólne zażenowanie.
- Nie. Udzieliłam natychmiastowej odpowiedzi, chcąc zachować resztki godności.
- Tak myślałem. Nie jesz ?
Spojrzałam najpierw na niego, a potem na jedzenie stojące przed moim nosem.
- Straciłam apetyt. Za to on w ekspresowym tempie pochłonął swoją porcję, odstawiając talerz i znów na mnie patrząc.
- O czym myślisz ? Zapytał, opierając podbródek na dłoni, mając teraz wgląd w moje wystraszone oczy.
- O tym, że dawno już powinnam być w łóżku. Zsunęłam się ze stołka, próbując wyminąć Toma, ale nie dał mi najmniejszej szansy.
Zagryzłam wargę, próbując dotlenić umysł, ale było to teraz trudniejsze, niż sądziłam.
Znów dopadła mnie ta niemoc. Wykonanie jakiegokolwiek ruchu, graniczyło z cudem. Pozwoliłam, by zagrodził mi drogę swoimi ramionami, opierając dłonie o kontuar po obydwu stronach mojego ciała. Czułam się teraz, jak w klatce, próżni. Nikt nie usłyszałby moich krzyków.
- Sama ? Szepnął, zbliżając wargi do mojego ucha i muskając jego płatek.
Nogi się pode mną ugięły. Fala gorąca owładnęła moje ciało,
a pulsujący ból głowy, rozsadzał czaszkę.
Nawet gdybym chciała teraz zacząć krzyczeć, nie mogłam. Głos uwiązł mi w gardle i jedyne co mogłam z siebie wydać to pojedynczy jęk kapitulacji.
Blondyn nie zamierzał przestać. Badał teraz zarys mojej szczęki, zapoznając się ze smakiem każdego milimetra mojej skóry, docierając w końcu do kącika ust. Miałam zamknięte oczy, a mimo to czułam, że się uśmiecha.
- Gdzie się podziała waleczna Sonja ? Kiedy to usłyszałam, musiałam na niego spojrzeć. Jego usta nadal były niebezpiecznie blisko moich, czułam na nich każdy jego ciepły oddech. Patrzył na mnie lodowatymi oczyma i teraz to ja chciałam wiedzieć, o czym myśli.
- Obezwładniasz mnie. Wycedziłam, odwracając wzrok i kładąc dłoń na jego nadgarstku, spróbowałam zepchnąć jego rękę z kontuaru. Zaskoczył mnie brak oporu z jego strony. Wyswobodziłam się
i natychmiast podążyłam ku wyjściu. Dopiero po dotarciu pod drzwi mojego pokoju, zorientowałam się, że całą drogę pokonałam pędząc, jak oszalała.
sobota, 22 lutego 2014
piątek, 21 lutego 2014
środa, 19 lutego 2014
30 - Whiskówki, pulsujące skronie i dudniące serce.
Miłego czytania ;-)
Budzik zadzwonił punktualnie o 07:00. Po przepłakanej nocy, czułam się dziwnie wypoczęta. Wstałam, dając Grette jeszcze chwilę błogiego snu. Postanowiłam jej posłuchać. Skończyć z przeszłością. Teraz jedynym moim zmartwieniem było ukrycie sińców pod oczami
i spięcie moich niesfornych włosów w nienaganny kok. Kiedy już mi się to udało, ochlapałam twarz zimną wodą, wycierając dokładnie
i nakładając krem. Rzęsy przeczesałam mascarą i to był cały mój makijaż. Kolejna z żelaznych zasad. Niewidoczny make up. Ubrałam się, wpuszczając idealną rozmiarowo koszulę w spódnice i nakładając na nogi białe tenisówki.
Byłam gotowa do pracy. Mój pierwszy dzień musi być doskonały. Wszyscy muszą zobaczyć, że bardzo mi zależy i, że daję z siebie wszystko. Nałożyłam na prawy nadgarstek złoty zegarek, który dostałam od mamy na 17 urodziny i który wskazywał dwadzieścia po.
Obudziłam Grette i odprowadzając ją wzrokiem do łazienki, wyszłam
z pokoju kierując się korytarzem w stronę schodów. Miałam teraz trochę czasu, aby obejrzeć cały ten pałac. Na ścianach wisiały różnego kalibru obrazy. Oglądałam je uważnie, zastanawiając się, czy to wszystko daje im szczęście. To bogactwo i przepych, ta wieczna dyscyplina. Słysząc szczęk talerzy dochodzący z kuchni, podążyłam właśnie tam.
Przepasałam talię białym fartuszkiem, stając w wejściu i uśmiechając się promiennie do Tessy i Heinricha popijającego kawę przy kontuarze.
- Dzień dobry. Rzekłam, wchodząc i nieśmiało przygładzając materiał fartucha.
- Ranny ptaszek z Ciebie. Zjesz coś ? Tessa obdarzyła mnie uprzejmym uśmiechem, o wiele bardziej życzliwym od tego z wczoraj.
- Tak, dziękuje. Usiadłam tuż obok Heinricha, zaciągając się kuszącym zapachem świeżo parzonej kawy, której kubek tuż po chwili przed moim nosem postawiła Tessa.
- Dobrze spałaś ?
- Nie całkiem. Muszę przywyknąć do nowego miejsca. To trochę potrwa, proszę Pana. Odparłam.
- Mów mi Hein. Powiedział stanowczo mężczyzna, uśmiechając się szeroko.
- Zjedz śniadanie, dziś nie będzie czasu na jedzenie. Wtrąciła Tessa, podstawiając talerz z trzema tostami z dżemem morelowym, po czym wycierając ręce w fartuch, wyszła z kuchni. Posłusznie zabrałam się do pałaszowania tych frykasów, biorąc na poważnie jej ostrzeżenie.
- Tessa mówiła, że przyjeżdża dziś syn Pani Haller. Zaczęłam nieśmiało, próbując wybrać dobry moment, by nie mówić z pełną buzią.
- Tak. Całkiem miły człowiek, choć straszny z niego kobieciarz. Poruszył zabawnie brwiami, uśmiechając się znacząco.
- Zapamiętam. Odrzekłam, parskając po chwili śmiechem. Wtem
w drzwiach stanęła nadal zaspana Grette.
- Przegapiłam coś ? Zapytała i skinąwszy głową w kierunku Heinricha, usiadła tam, gdzie przed chwilą zajmowała miejsce, Tessa.
- Śniadanie. Zjedz, to może być dziś nasz jedyny posiłek. Rzuciłam, dokańczając ostatniego tosta i upijając kilka sporych łyków pysznej kawy.
- Zostawiam was drogie panie. Hein odstawił kubek i obdarowując nas szczerym uśmiechem, oddalił się.
- Hein powiedział, że syn Pani Haller to kobieciarz.
- Więc może czas zaprzestać zaciekłej obrony dziewictwa ?
- Grette ! Żachnęłam się, odstawiając kubek i patrząc na nią pretensjonalnie. - Idę do pracy. Wypaliłam znacząco, odwracając się na pięcie i zostawiając ją samą.
Zwariowała. Jeszcze nie zdążyłam wyplątać się z jednej jakże zawikłanej relacji, a ona mówi o następnej. Nie ma mowy. Jestem tu po to, by tego unikać. Zanim weszłam do pomieszczenia dla pracowników znajdującego się tuż obok kuchni, przybrałam coś na kształt uśmiechu. Po chwili zjawiła się też Gretts, obrzucając mnie wymownym, szelmowskim uśmiechem, który skwitowałam ponownym wywróceniem oczyma.
Tessa wręczyła mi pokaźną kupkę krwisto czerwonych serwetek,
a Grette dane było nieść białe, błyszczące i zapewne ciężkie w tej ilości, talerze. Ma za swoje. Głos w głowie wymagał ode mnie aprobaty uśmiechem zwycięstwa.
- Któraś z was pójdzie do pokoju syna Pani, wymieni ręczniki i otworzy okna. Tessa mówiąc to, wyminęła nas, palcem wskazując ogromny także ciemno mahoniowy stół, na którym miała odbyć się uczta.
- Ja pomogę tutaj, Sonja pójdzie. Wtrąciła Grette, unosząc podbródek
i zostawiając mnie samej sobie z myślą, że nie mam już nic do powiedzenia.
Tessa przerwała nagle moją bitwę o godność i wręczyła mi klucz.
- Czwarte drzwi po lewej. Mruknęła i z kieszeni fartucha wyciągając ścierkę z froty, podążyła do stołu.
Ostrożnym krokiem weszłam na górę. Pierwsze drzwi, drugie, trzecie...
Wszystko traktujesz zbyt osobiście. Musiałam przyznać rację wewnętrznej mentorce. Czwarte. Stanęłam przed nimi, wpychając klucz do zamka i zdecydowanym ruchem otwierając drzwi.
Wielkie i przestronne pomieszczenie, bardzo surowe. Mówią, że pokój odzwierciedla duszę, więc prawdopodobnie miałabym się czego bać, mając do czynienia z człowiekiem, który w nim mieszka. Zimno turkusowe ściany, jasne meble wyglądające na niezakonserwowane, proste łóżko ze stalowymi ramami i półka na ścianie naprzeciw. Półka, na której mieściło się mnóstwo trofeów różnego rodzaju.
Weszłam do środka, zamykając za sobą drzwi. Podeszłam do niej
i oglądając poszczególne medale dostrzegłam, że nie dotyczą jednej dyscypliny. Siatkówka, piłka nożna, skoki narciarskie...Tych ostatnich było zdecydowanie najwięcej. Dlaczego wszystko tutaj musi przypominać mi o tym, co zostawiłam za sobą ? Kręcąc głową, podążyłam do łazienki, zbierając czyste mogłoby się wydawać, ręczniki. Rozejrzałam się dookoła. Ciekawość wzięła górę. Żele pod prysznic, perfumy, jak w każdej łazience. Chwyciłam jeden
z flakoników i zdjęłam zatyczkę głęboko się zaciągając.
Dlaczego pachnie tak znajomo ? Niewiele myśląc, spryskałam swój nadgarstek, umieszczając zatyczkę na swoim miejscu i odstawiając flakon na półkę pod lustrem. Miesza ci się w głowie Sonju.
- Racja. Mruknęłam pod nosem, zabierając ręczniki
i wychodząc z łazienki. Przejechałam jeszcze dłonią po wierzchniej stronie pościeli, wygładzając ją i otwierając okno, zaczerpnęłam świeżego powietrza, wychodząc po chwili z tej świątyni surowości.
Kiedy wróciłam, stół był już zasłany śnieżnobiałym obrusem, a na nim dziesięć talerzy na czerwonych serwetkach. Grette rozkładała sztućce, trzymając w drugiej dłoni kartkę z instrukcją, jak poprawnie powinno się to robić.
- Jak było ? Rzuciła, wciąż wpatrując się w połyskujące widelce, noże
i łyżki.
- Pytasz, jak wrażenia po wymianie ręczników ? Usiadłam na jednym
z krzeseł, ale już po chwili wróciła Tessa, przywołując mnie do siebie, nieco wykrzywionym palcem wskazującym. Oddałam jej klucz do pokoju i odruchowo spojrzałam na zegarek.
- Tak. Jest 10:00 a my mamy opóźnienie. Mówiąc to, wręczyła mi białą, aksamitną szmatkę i poprowadziła do kuchni, gdzie na stole stało już wszelakiego rodzaju szkło. Kieliszki do wina, szampana, szklanki whiskówki i inne.
Monotonna i wydawać by się mogło, syzyfowa praca. Mimo to podjęłam się jej, mając zamiar myśleć tylko o połyskujących szkłach.
Kiedy to właśnie robiłam, do kuchni wpadły dwie dziewczęta, może rok starsze poszeptując między sobą. Jedyne co zdążyłam uchwycić, to wiadomość, że gość właśnie przed chwilą się zjawił.
Wielkie mi rzeczy. Jeśli jest taki sam, jak Państwo Haller, nie będziemy mieli okazji często go widzieć.
Wykonując drobne poprawki przy ostatnim kieliszku, włożyłam ściereczkę do kieszonki fartucha i wyszłam z kuchni w poszukiwaniu Tessy.
Przystając w drzwiach jadalni, dostrzegłam zmieszaną minę Grette.
- Coś się stało ? Gdzie Tessa ?
Grette wyglądała teraz, jakby zobaczyła ducha.
- Jest na zewnątrz. Wydukała. Nie miałam czasu się przejąć jej nagłą zmianą zachowania. Ruszyłam w kierunku drzwi wyjściowych, pociągając za ich klamkę i dopiero teraz rozumiejąc wczorajszą minę Tessy po otwieraniu tych drzwi. Były jakby zrobione ze stali. Ciężkie
i toporne.
Po spotkaniu z zimnym powietrzem, natychmiast dopadła mnie gęsia skórka, a widząc srebrne volvo na podjeździe, kręcącego się obok niego Heinricha i pochylającą się przy bagażniku Tesse, podążyłam w jej kierunku.
- Tessa, nie mam pojęcia, co zrobić z tym szkłem. Zaczęłam, podchodząc, a ona nawet na mnie nie patrząc, wcisnęła mi dwa wieszaki z jakimś ubraniem w pokrowcu.
- Zanieś to. Powiedziała, rozglądając się po okolicy. Wzruszyłam ramionami, wzdychając i wycofując się z powrotem do środka.
Czy sam nie mógł sobie tego zanieść ? Pan i władca ? Każdy ma mu nadskakiwać ? Pomyślałam, zaciskając wargi w cienką linię i próbując otworzyć te przeklęte drzwi.
- Pomogę ! Usłyszałam nagle głos za sobą i nim zdążyłam się odwrócić, rezydencja stała przede mną otworem. Jednak ciekawość znów nie pozwoliła mi odpuścić. Odwróciłam się niepewnie, zamierając.
Każdy mięsień odmówił posłuszeństwa. A oczy wpatrywały się w postać chłopaka, który także doznawał ciężkiego szoku widząc mnie.
- Sonja na litość boską, jesteś tu potrzebna ! Wykrzyknęła Tessa, jednak do mnie nic nie docierało. Wpatrywałam się w te oczy, żałując każdej chwili spędzonej tutaj. Dopiero kiedy blondyn odwrócił wzrok,
z trzęsącym się całym ciałem, wtargnęłam do środka.
Położyłam pokrowce na krześle, siadając na jego skraju i głośno oddychając. To nie może być prawda ! Dlaczego spotyka to akurat mnie ? Cholera !!!
Grette widząc w jakim stanie aktualnie się znajduję, zaniechała wykonywanej pracy i podeszła do mnie, przykucając przy moich nogach.
- Chciałam Ci powiedzieć, ale...
- Nic...nie mów. Wycedziłam przez zęby, zrywając się i wychodząc na zewnątrz.
Podbiegłam do Tessy, kompletnie ignorując spojrzenie niebieskookiego i wzięłam głęboki wdech, ale tak aby nikt nie zdołał tego zauważyć.
Tessa już miała wręczyć mi jedną walizkę, ale chłopak ubiegł ją, dosłownie wyrywając ją z jej dłoni.
- Wyluzuj Tessa. Rzucił z rozbawieniem, muskając lekko jej policzek.
Oboje musieli być do siebie przywiązani. Kobieta uśmiechnęła się, prawie od razu rumieniąc i obrzucając mnie, obserwującą całe to wydarzenie, gromiącym spojrzeniem.
Po chwili w drzwiach pojawiła się sama Pani Haller, rozpościerając ramiona.
- Tom. Uścisnęła go i ucałowawszy jego czoło, zagarnęła ramieniem do siebie, wprowadzając do domu.
Moje wyczerpanie emocjonalne sięgnęło zenitu. Uniosłam nadgarstek chcąc otrzeć zamglone oczy i wtedy znów poczułam ten zapach. Dopiero teraz wszystko zaczęło układać się w jedną całość. Jedna z liter "T" na wisiorku Pani Haller na pewno symbolizowała pierwszą literę imienia jej syna. Siedziałam w kuchni popijając melisę, którą zaparzyła Grette, od kilku minut wpatrująca się we mnie, niczym w dzieło sztuki.
- Przecież to nie koniec świata.
- Grette...bądź cicho. Wysyczałam, dopijając napar i pocierając pulsujące skronie.
Budzik zadzwonił punktualnie o 07:00. Po przepłakanej nocy, czułam się dziwnie wypoczęta. Wstałam, dając Grette jeszcze chwilę błogiego snu. Postanowiłam jej posłuchać. Skończyć z przeszłością. Teraz jedynym moim zmartwieniem było ukrycie sińców pod oczami
i spięcie moich niesfornych włosów w nienaganny kok. Kiedy już mi się to udało, ochlapałam twarz zimną wodą, wycierając dokładnie
i nakładając krem. Rzęsy przeczesałam mascarą i to był cały mój makijaż. Kolejna z żelaznych zasad. Niewidoczny make up. Ubrałam się, wpuszczając idealną rozmiarowo koszulę w spódnice i nakładając na nogi białe tenisówki.
Byłam gotowa do pracy. Mój pierwszy dzień musi być doskonały. Wszyscy muszą zobaczyć, że bardzo mi zależy i, że daję z siebie wszystko. Nałożyłam na prawy nadgarstek złoty zegarek, który dostałam od mamy na 17 urodziny i który wskazywał dwadzieścia po.
Obudziłam Grette i odprowadzając ją wzrokiem do łazienki, wyszłam
z pokoju kierując się korytarzem w stronę schodów. Miałam teraz trochę czasu, aby obejrzeć cały ten pałac. Na ścianach wisiały różnego kalibru obrazy. Oglądałam je uważnie, zastanawiając się, czy to wszystko daje im szczęście. To bogactwo i przepych, ta wieczna dyscyplina. Słysząc szczęk talerzy dochodzący z kuchni, podążyłam właśnie tam.
Przepasałam talię białym fartuszkiem, stając w wejściu i uśmiechając się promiennie do Tessy i Heinricha popijającego kawę przy kontuarze.
- Dzień dobry. Rzekłam, wchodząc i nieśmiało przygładzając materiał fartucha.
- Ranny ptaszek z Ciebie. Zjesz coś ? Tessa obdarzyła mnie uprzejmym uśmiechem, o wiele bardziej życzliwym od tego z wczoraj.
- Tak, dziękuje. Usiadłam tuż obok Heinricha, zaciągając się kuszącym zapachem świeżo parzonej kawy, której kubek tuż po chwili przed moim nosem postawiła Tessa.
- Dobrze spałaś ?
- Nie całkiem. Muszę przywyknąć do nowego miejsca. To trochę potrwa, proszę Pana. Odparłam.
- Mów mi Hein. Powiedział stanowczo mężczyzna, uśmiechając się szeroko.
- Zjedz śniadanie, dziś nie będzie czasu na jedzenie. Wtrąciła Tessa, podstawiając talerz z trzema tostami z dżemem morelowym, po czym wycierając ręce w fartuch, wyszła z kuchni. Posłusznie zabrałam się do pałaszowania tych frykasów, biorąc na poważnie jej ostrzeżenie.
- Tessa mówiła, że przyjeżdża dziś syn Pani Haller. Zaczęłam nieśmiało, próbując wybrać dobry moment, by nie mówić z pełną buzią.
- Tak. Całkiem miły człowiek, choć straszny z niego kobieciarz. Poruszył zabawnie brwiami, uśmiechając się znacząco.
- Zapamiętam. Odrzekłam, parskając po chwili śmiechem. Wtem
w drzwiach stanęła nadal zaspana Grette.
- Przegapiłam coś ? Zapytała i skinąwszy głową w kierunku Heinricha, usiadła tam, gdzie przed chwilą zajmowała miejsce, Tessa.
- Śniadanie. Zjedz, to może być dziś nasz jedyny posiłek. Rzuciłam, dokańczając ostatniego tosta i upijając kilka sporych łyków pysznej kawy.
- Zostawiam was drogie panie. Hein odstawił kubek i obdarowując nas szczerym uśmiechem, oddalił się.
- Hein powiedział, że syn Pani Haller to kobieciarz.
- Więc może czas zaprzestać zaciekłej obrony dziewictwa ?
- Grette ! Żachnęłam się, odstawiając kubek i patrząc na nią pretensjonalnie. - Idę do pracy. Wypaliłam znacząco, odwracając się na pięcie i zostawiając ją samą.
Zwariowała. Jeszcze nie zdążyłam wyplątać się z jednej jakże zawikłanej relacji, a ona mówi o następnej. Nie ma mowy. Jestem tu po to, by tego unikać. Zanim weszłam do pomieszczenia dla pracowników znajdującego się tuż obok kuchni, przybrałam coś na kształt uśmiechu. Po chwili zjawiła się też Gretts, obrzucając mnie wymownym, szelmowskim uśmiechem, który skwitowałam ponownym wywróceniem oczyma.
Tessa wręczyła mi pokaźną kupkę krwisto czerwonych serwetek,
a Grette dane było nieść białe, błyszczące i zapewne ciężkie w tej ilości, talerze. Ma za swoje. Głos w głowie wymagał ode mnie aprobaty uśmiechem zwycięstwa.
- Któraś z was pójdzie do pokoju syna Pani, wymieni ręczniki i otworzy okna. Tessa mówiąc to, wyminęła nas, palcem wskazując ogromny także ciemno mahoniowy stół, na którym miała odbyć się uczta.
- Ja pomogę tutaj, Sonja pójdzie. Wtrąciła Grette, unosząc podbródek
i zostawiając mnie samej sobie z myślą, że nie mam już nic do powiedzenia.
Tessa przerwała nagle moją bitwę o godność i wręczyła mi klucz.
- Czwarte drzwi po lewej. Mruknęła i z kieszeni fartucha wyciągając ścierkę z froty, podążyła do stołu.
Ostrożnym krokiem weszłam na górę. Pierwsze drzwi, drugie, trzecie...
Wszystko traktujesz zbyt osobiście. Musiałam przyznać rację wewnętrznej mentorce. Czwarte. Stanęłam przed nimi, wpychając klucz do zamka i zdecydowanym ruchem otwierając drzwi.
Wielkie i przestronne pomieszczenie, bardzo surowe. Mówią, że pokój odzwierciedla duszę, więc prawdopodobnie miałabym się czego bać, mając do czynienia z człowiekiem, który w nim mieszka. Zimno turkusowe ściany, jasne meble wyglądające na niezakonserwowane, proste łóżko ze stalowymi ramami i półka na ścianie naprzeciw. Półka, na której mieściło się mnóstwo trofeów różnego rodzaju.
Weszłam do środka, zamykając za sobą drzwi. Podeszłam do niej
i oglądając poszczególne medale dostrzegłam, że nie dotyczą jednej dyscypliny. Siatkówka, piłka nożna, skoki narciarskie...Tych ostatnich było zdecydowanie najwięcej. Dlaczego wszystko tutaj musi przypominać mi o tym, co zostawiłam za sobą ? Kręcąc głową, podążyłam do łazienki, zbierając czyste mogłoby się wydawać, ręczniki. Rozejrzałam się dookoła. Ciekawość wzięła górę. Żele pod prysznic, perfumy, jak w każdej łazience. Chwyciłam jeden
z flakoników i zdjęłam zatyczkę głęboko się zaciągając.
Dlaczego pachnie tak znajomo ? Niewiele myśląc, spryskałam swój nadgarstek, umieszczając zatyczkę na swoim miejscu i odstawiając flakon na półkę pod lustrem. Miesza ci się w głowie Sonju.
- Racja. Mruknęłam pod nosem, zabierając ręczniki
i wychodząc z łazienki. Przejechałam jeszcze dłonią po wierzchniej stronie pościeli, wygładzając ją i otwierając okno, zaczerpnęłam świeżego powietrza, wychodząc po chwili z tej świątyni surowości.
Kiedy wróciłam, stół był już zasłany śnieżnobiałym obrusem, a na nim dziesięć talerzy na czerwonych serwetkach. Grette rozkładała sztućce, trzymając w drugiej dłoni kartkę z instrukcją, jak poprawnie powinno się to robić.
- Jak było ? Rzuciła, wciąż wpatrując się w połyskujące widelce, noże
i łyżki.
- Pytasz, jak wrażenia po wymianie ręczników ? Usiadłam na jednym
z krzeseł, ale już po chwili wróciła Tessa, przywołując mnie do siebie, nieco wykrzywionym palcem wskazującym. Oddałam jej klucz do pokoju i odruchowo spojrzałam na zegarek.
- Tak. Jest 10:00 a my mamy opóźnienie. Mówiąc to, wręczyła mi białą, aksamitną szmatkę i poprowadziła do kuchni, gdzie na stole stało już wszelakiego rodzaju szkło. Kieliszki do wina, szampana, szklanki whiskówki i inne.
Monotonna i wydawać by się mogło, syzyfowa praca. Mimo to podjęłam się jej, mając zamiar myśleć tylko o połyskujących szkłach.
Kiedy to właśnie robiłam, do kuchni wpadły dwie dziewczęta, może rok starsze poszeptując między sobą. Jedyne co zdążyłam uchwycić, to wiadomość, że gość właśnie przed chwilą się zjawił.
Wielkie mi rzeczy. Jeśli jest taki sam, jak Państwo Haller, nie będziemy mieli okazji często go widzieć.
Wykonując drobne poprawki przy ostatnim kieliszku, włożyłam ściereczkę do kieszonki fartucha i wyszłam z kuchni w poszukiwaniu Tessy.
Przystając w drzwiach jadalni, dostrzegłam zmieszaną minę Grette.
- Coś się stało ? Gdzie Tessa ?
Grette wyglądała teraz, jakby zobaczyła ducha.
- Jest na zewnątrz. Wydukała. Nie miałam czasu się przejąć jej nagłą zmianą zachowania. Ruszyłam w kierunku drzwi wyjściowych, pociągając za ich klamkę i dopiero teraz rozumiejąc wczorajszą minę Tessy po otwieraniu tych drzwi. Były jakby zrobione ze stali. Ciężkie
i toporne.
Po spotkaniu z zimnym powietrzem, natychmiast dopadła mnie gęsia skórka, a widząc srebrne volvo na podjeździe, kręcącego się obok niego Heinricha i pochylającą się przy bagażniku Tesse, podążyłam w jej kierunku.
- Tessa, nie mam pojęcia, co zrobić z tym szkłem. Zaczęłam, podchodząc, a ona nawet na mnie nie patrząc, wcisnęła mi dwa wieszaki z jakimś ubraniem w pokrowcu.
- Zanieś to. Powiedziała, rozglądając się po okolicy. Wzruszyłam ramionami, wzdychając i wycofując się z powrotem do środka.
Czy sam nie mógł sobie tego zanieść ? Pan i władca ? Każdy ma mu nadskakiwać ? Pomyślałam, zaciskając wargi w cienką linię i próbując otworzyć te przeklęte drzwi.
- Pomogę ! Usłyszałam nagle głos za sobą i nim zdążyłam się odwrócić, rezydencja stała przede mną otworem. Jednak ciekawość znów nie pozwoliła mi odpuścić. Odwróciłam się niepewnie, zamierając.
Każdy mięsień odmówił posłuszeństwa. A oczy wpatrywały się w postać chłopaka, który także doznawał ciężkiego szoku widząc mnie.
- Sonja na litość boską, jesteś tu potrzebna ! Wykrzyknęła Tessa, jednak do mnie nic nie docierało. Wpatrywałam się w te oczy, żałując każdej chwili spędzonej tutaj. Dopiero kiedy blondyn odwrócił wzrok,
z trzęsącym się całym ciałem, wtargnęłam do środka.
Położyłam pokrowce na krześle, siadając na jego skraju i głośno oddychając. To nie może być prawda ! Dlaczego spotyka to akurat mnie ? Cholera !!!
Grette widząc w jakim stanie aktualnie się znajduję, zaniechała wykonywanej pracy i podeszła do mnie, przykucając przy moich nogach.
- Chciałam Ci powiedzieć, ale...
- Nic...nie mów. Wycedziłam przez zęby, zrywając się i wychodząc na zewnątrz.
Podbiegłam do Tessy, kompletnie ignorując spojrzenie niebieskookiego i wzięłam głęboki wdech, ale tak aby nikt nie zdołał tego zauważyć.
Tessa już miała wręczyć mi jedną walizkę, ale chłopak ubiegł ją, dosłownie wyrywając ją z jej dłoni.
- Wyluzuj Tessa. Rzucił z rozbawieniem, muskając lekko jej policzek.
Oboje musieli być do siebie przywiązani. Kobieta uśmiechnęła się, prawie od razu rumieniąc i obrzucając mnie, obserwującą całe to wydarzenie, gromiącym spojrzeniem.
Po chwili w drzwiach pojawiła się sama Pani Haller, rozpościerając ramiona.
- Tom. Uścisnęła go i ucałowawszy jego czoło, zagarnęła ramieniem do siebie, wprowadzając do domu.
Moje wyczerpanie emocjonalne sięgnęło zenitu. Uniosłam nadgarstek chcąc otrzeć zamglone oczy i wtedy znów poczułam ten zapach. Dopiero teraz wszystko zaczęło układać się w jedną całość. Jedna z liter "T" na wisiorku Pani Haller na pewno symbolizowała pierwszą literę imienia jej syna. Siedziałam w kuchni popijając melisę, którą zaparzyła Grette, od kilku minut wpatrująca się we mnie, niczym w dzieło sztuki.
- Przecież to nie koniec świata.
- Grette...bądź cicho. Wysyczałam, dopijając napar i pocierając pulsujące skronie.
niedziela, 16 lutego 2014
29 - Ale czyż nie byliśmy niezniszczalni ?
Taka niespodzianka na miły wieczór :-)
Zaśnieżona polna droga, prowadząca wgłąb zalesionego terenu. Dopiero teraz poczułam dreszcze, które przechodziły falami po moim karku i plecach. Przed naszymi oczami ukazała się ogromna, stalowa brama z kwiatowymi motywami. Heinrich za pomocą przycisku otworzył okno i powiedział kilka słów po norwesku do stojącego obok bramy urządzenia. Obie wpatrywałyśmy się w to całe przedstawienie, jak zaczarowane.
Po chwili brama zatrzeszczała i zaczęła się otwierać, powoli i ze spokojem. Ja zdecydowanie nie byłam spokojna. Im więcej cech bogactwa, tym bardziej czułam, że tu nie pasuję.
Heinrich ponownie wprawił samochód w ruch, wjeżdżając na teren posiadłości, gdzie cała droga otulona była rzędami świerków i innych drzew zasłaniających wszystko dookoła.
Miałam ochotę wyskoczyć z samochodu i biec ile sił w nogach, by
w końcu dowiedzieć się, co mnie czeka. Ciekawość była jedynym silniejszym uczuciem od Strachu. I wtedy z twarzą przylepioną do szyby, zobaczyłam to. Wielki gmach wyglądający, jak pałac. Jego blado żółty kolor, półkoliste schody prowadzące do masywnych, podwójnych frontowych drzwi, ciągnący się przez całą szerokość budynku, balkon z białą balustradą. Zaśnieżona fontanna na środku podjazdu. To wszystko sprawiało niesamowite wrażenie.
- To najpiękniejszy dom, jaki w życiu widziałam ! Grette aż zapiszczała
z podniecenia i gdy Heinrich się zatrzymał, wyskoczyła z wozu, stając twarzą w twarz z tym kolosem.
Przez chwilę nie mogłam się ruszyć. Pan Wellstig skierował się na tył samochodu, otwierając bagażnik i wydostając nasze bagaże. Biorąc głęboki wdech, otworzyłam drzwi i wysiadłam, stając ramię w ramię
z Grette.
- Widzisz to, co ja ? Zapytała cicho.
- Obawiam się, że tak. Wyszeptałam, nie próbując nawet zakłócić tej ciszy panującej dookoła.
Nie wiedziałam w tej chwili, jak zinterpretować moje odczucia. Spełnienie marzeń ? Czy może najbardziej skrywanych lęków. Stałyśmy tam, jak wryte, do momentu, kiedy w drzwiach nie pojawiła się ubrana na czarno, z przepasanym, białym fartuszkiem w talii, kobieta.
- Pensjonarki ? Zapytała donośnym, znudzonym głosem, patrząc to na nas, to na Pana Wellstiga.
- Tak ! Wyrwała się Grette, chwytając moją rękę i ruszając w jej stronę.
Czy mogło mnie jeszcze coś zaskoczyć ? Owszem. Tessa, jak się później okazało otworzyła obydwie części ciemno mahoniowych drzwi
i ujrzałyśmy wnętrze pałacu.
Ogromny hol, cały z białego marmuru z domieszkami czarnych motywów. Na środku szklany stół z olbrzymim wazonem mieszczącym niezliczoną ilość herbacianych róż.
Równie marmurowe schody po obydwu stronach pomieszczenia. Po prawej półkoliste przejście do jadalni i takie samo, prowadzące, jak mniemam do salonu.
Nie mogłam oderwać wzroku od tego dzieła sztuki architektonicznej. Wszystko było doskonale wyważone i dopracowane w każdym najdrobniejszym szczególe.
Kobieta zamknęła za nami drzwi. Wyglądała, jakby musiała włożyć
w to nie lada wysiłek.
- Pani Haller zaraz do was przyjdzie. Oznajmiła chłodno, kierując się do kuchni.
Obydwie ściskając w dłoniach nasze dane osobowe i list motywacyjny, błagałyśmy w duchu, by Pani Haller miała choć odrobinę wyrozumiałości. A to tylko dlatego, że nie miałyśmy pieniędzy na powrót do domu.
- A co, jak się nie uda ? Usłyszałam nagle, a po plecach przeszły mnie ciarki. Ta opcja nie wchodziła w grę.
- Nawet tak nie myśl. Szepnęłam, a kiedy w drzwiach na piętrze pojawiła się jakaś postać, zamarłam, a serce podeszło mi do gardła.
Była to kobieta. Z gracją schodziła po schodach, trzymając dłoń na białej poręczy. Poczułam, że nogi mam jak z waty. Sonja, dlaczego się denerwujesz ? Chciałabym wiedzieć.
Kobieta stanęła przed nami i dopiero teraz mogłam się jej lepiej przyjrzeć. Blond włosy do ramion, symetryczna twarz z niepierwszymi oznakami przemijania. Szykowna i elegancka. Ołówkowa spódnica i garsonka na miarę w kolorze ecru. Na szyi dostrzegłam połyskujący, złoty wisiorek z dziwnym symbolem. Trzy litery. TTT. Dało mi do myślenia, co mogły oznaczać. Pierwsze litery imion ? Czyich ?
- Witajcie. Mam nadzieje, że wasza podróż minęła bez większych problemów. Tone Haller. Powiedziała protekcjonalnym tonem, wysilając się na nikły uśmiech i słaby, kobiecy uścisk
dłoni. - Zapraszam do gabinetu.
Ruszyłyśmy w jej ślady, co jakiś czas rzucając sobie przerażone spojrzenia.
Gabinet mieścił się na parterze. Zaciemnione pomieszczenie z równie ogorzałymi meblami, zapewne od lat traktowanymi pastami konserwującymi. Wyczułam nutkę wanilii i cytrusa.
- Siadajcie. Wskazała na dwa czarne, skórzane fotele, a sama zajęła miejsce za biurkiem.
Pospiesznie zajęłyśmy miejsca, nie wiedząc na czym skupić wzrok. Ja postanowiłam patrzeć na tę kobietę. Byłam nią zafascynowana. Bił od niej wewnętrzny spokój i profesjonalizm. Położyłyśmy nasze CV na blacie biurka, a kobieta niespiesznie je wertowała, co jakiś czas na nas spoglądając.
- Jak widać nie macie zbyt dużego doświadczenia w tej branży. Wytłumaczę pokrótce. Odłożyła nasze dokumenty tożsamości i splotła palce, kładąc dłonie przed sobą. - Rolą pensjonarki jest usługiwanie. Nie chodzi tu o codzienne, przyziemne sprawy. W naszym domu często mają miejsca przyjęcia biznesowe. Liczy się profesjonalizm. Nakrycie do stołu i to aby gościom niczego nie brakowało. Rozumiecie ?
Zgodnie pokiwałyśmy głową.
- Zakwaterowanie i wyżywienie zostanie odliczone od waszej pensji. Co powiecie na...Zastanowiła się przez chwilę, jeszcze raz przeglądając nasze listy motywacyjne. - Trzydzieści euro za dzień pracy ? W tym tygodniowo odliczane będzie pięć procent od całości.
No tak. Żadna z nas nie pomyślała wcześniej, by zapoznać się z rynkiem pracy. Ale trzy dyszki na dzień ?
Ponownie pokiwałyśmy głową. Ta kobieta mogłaby pomyśleć, że zabrakło nam języków w ustach.
- Cieszę się. Tessa zapozna was z wszystkim. Potrzebuję tylko waszych podpisów. Tutaj macie umowę.
Wręczyła kartkę każdej z nas, wstając i prostując żakiet
na brzuchu. - Mam nadzieję, że nasza współpraca przebiegnie bezproblemowo. Mówiąc to, otworzyła drzwi i stanęła w nich, gestem ręki zapraszając do wyjścia.
Tessa Miller. Służy i gotuje u Państwa Haller już 7 lat. Oczywiście ma do pomocy kilka pobocznych kucharek, ale to ona rządzi. Wyjaśniła nam wszystko. Prawie wszystko. Pracę rozpoczynamy każdego
dnia o 08:00. Nasz strój składa się z czarnej ołówkowej spódnicy do kolan, białej koszuli, koniecznie wpuszczonej w środek i białego fartuszka
z falbanką na obrzeżach. Włosy spięte mając być w mocny kok, by zapobiec wpadki z włosami np. w talerzu z zupą.
Dowiedziałyśmy się od niej niewiele więcej, niż od Heinricha. Ma trzech synów. Rzadko bywają tutaj, ale zjawiają się co jakiś czas, by korzystać z uroków tutejszych stoków narciarskich i nieskazitelnie czystego powietrza.
Podążając długim korytarzem osadzonym na piętrze, zatrzymała się przed drzwiami na samym jego końcu.
Wręczyła nam dwa klucze, a trzecim otworzyła drzwi. To był nasz pokój. Dość duży. Oliwkowy kolor ścian, jasne panele na podłodze
i włochaty dywan na samym jej środku. Okna zasłonięte były ciężkimi kotarami w kolorze ścian. Przy jednej z nich mieściły się trzy łóżka jednoosobowe, a przy każdym stał mały nocny stolik z lampką. Jasna szafa i białe drzwi prowadzące do łazienki. Było lepiej, niż sądziłam.
- Zaczynacie od jutra. Zapoznajcie się z umową i dostarczcie mi ją po podpisaniu. Tessa już miała wychodzić, jednak cofnęła się i znów stanęła na środku pokoju. - Jutro pojawi się syn Pani Haller, szykuje też ona przyjęcie, dużo pracy. Dodała i skierowała się do wyjścia.
Popatrzyłyśmy na siebie, trawiąc każde wydarzenie i słowo, tego dnia.
- Dostałyśmy pracę. Grette uśmiechnęła się szeroko, po chwili wskakując na łóżko i zaczynając tańczyć, jak szalona. Było łatwiej, niż myślałam. Pierwsze wrażenie jest nawet dobre. Wszyscy starali się być mili, a to już coś. Podeszłam do szafy i otworzyłam ją. Sześć wieszaków. Na każdym komplet : koszula, spódnica i fartuch. Wyciągnęłam jeden
z nich i przyłożyłam do ciała.
- Jak wyglądam ?
- Jak uczennica szkoły katolickiej dla dziewcząt. Skwitowała. - Co za pomysł z tymi wdziankami ? Przewróciła oczyma, opadając na łóżko.
- Nie są takie złe. Obejrzałam dokładnie mój strój, uśmiechając się lekko. I znowu przeczucie, że czegoś nie zrobiłam. Telefon !
Odwiesiłam szybko komplet z powrotem do szafy, dopadając do czarnej torebki i wyszukując w niej telefon. Rozładowany. Kolejną rzeczą, jaką z niej wyciągnęłam, była ładowarka. Podłączyłam go do niej
i oczekując aż zaskoczy, wzięłam głęboki wdech.
- Czekasz na telefon od Gregora ?
- Nie...ja..Zaczęłam się jąkać. Kto, jak kto, ale Grette wiedziała, że to czyste kłamstwo. Miałam nadzieję, że chociaż próbował się ze mną skontaktować. Kiedy telefon wreszcie obudził się i wydał z siebie tę irytującą melodyjkę wstępną, dostrzegłam tylko kilka nieodebranych połączeń od mamy. Zero wieści od Gregora.
Odpuścił mnie sobie. To już dwa dni. Zacisnęłam powieki, próbując nie uronić ani łzy. Tutaj wszystko miało się zmienić, łącznie z tym, że miałam nie mieć więcej powodów do płaczu.
Odłożyłam telefon na stolik i chowając twarz w dłoniach, odetchnęłam głęboko. Grette, wiedząc już, co się święci, podeszła i zamknęła mnie
w swoich objęciach.
- Wszystko będzie dobrze. Wiesz, co musimy zrobić.
- Co ? Wyszeptałam, próbując zapanować nad mimowolnym szlochem.
- Skończ z tym.
Zaśnieżona polna droga, prowadząca wgłąb zalesionego terenu. Dopiero teraz poczułam dreszcze, które przechodziły falami po moim karku i plecach. Przed naszymi oczami ukazała się ogromna, stalowa brama z kwiatowymi motywami. Heinrich za pomocą przycisku otworzył okno i powiedział kilka słów po norwesku do stojącego obok bramy urządzenia. Obie wpatrywałyśmy się w to całe przedstawienie, jak zaczarowane.
Po chwili brama zatrzeszczała i zaczęła się otwierać, powoli i ze spokojem. Ja zdecydowanie nie byłam spokojna. Im więcej cech bogactwa, tym bardziej czułam, że tu nie pasuję.
Heinrich ponownie wprawił samochód w ruch, wjeżdżając na teren posiadłości, gdzie cała droga otulona była rzędami świerków i innych drzew zasłaniających wszystko dookoła.
Miałam ochotę wyskoczyć z samochodu i biec ile sił w nogach, by
w końcu dowiedzieć się, co mnie czeka. Ciekawość była jedynym silniejszym uczuciem od Strachu. I wtedy z twarzą przylepioną do szyby, zobaczyłam to. Wielki gmach wyglądający, jak pałac. Jego blado żółty kolor, półkoliste schody prowadzące do masywnych, podwójnych frontowych drzwi, ciągnący się przez całą szerokość budynku, balkon z białą balustradą. Zaśnieżona fontanna na środku podjazdu. To wszystko sprawiało niesamowite wrażenie.
- To najpiękniejszy dom, jaki w życiu widziałam ! Grette aż zapiszczała
z podniecenia i gdy Heinrich się zatrzymał, wyskoczyła z wozu, stając twarzą w twarz z tym kolosem.
Przez chwilę nie mogłam się ruszyć. Pan Wellstig skierował się na tył samochodu, otwierając bagażnik i wydostając nasze bagaże. Biorąc głęboki wdech, otworzyłam drzwi i wysiadłam, stając ramię w ramię
z Grette.
- Widzisz to, co ja ? Zapytała cicho.
- Obawiam się, że tak. Wyszeptałam, nie próbując nawet zakłócić tej ciszy panującej dookoła.
Nie wiedziałam w tej chwili, jak zinterpretować moje odczucia. Spełnienie marzeń ? Czy może najbardziej skrywanych lęków. Stałyśmy tam, jak wryte, do momentu, kiedy w drzwiach nie pojawiła się ubrana na czarno, z przepasanym, białym fartuszkiem w talii, kobieta.
- Pensjonarki ? Zapytała donośnym, znudzonym głosem, patrząc to na nas, to na Pana Wellstiga.
- Tak ! Wyrwała się Grette, chwytając moją rękę i ruszając w jej stronę.
Czy mogło mnie jeszcze coś zaskoczyć ? Owszem. Tessa, jak się później okazało otworzyła obydwie części ciemno mahoniowych drzwi
i ujrzałyśmy wnętrze pałacu.
Ogromny hol, cały z białego marmuru z domieszkami czarnych motywów. Na środku szklany stół z olbrzymim wazonem mieszczącym niezliczoną ilość herbacianych róż.
Równie marmurowe schody po obydwu stronach pomieszczenia. Po prawej półkoliste przejście do jadalni i takie samo, prowadzące, jak mniemam do salonu.
Nie mogłam oderwać wzroku od tego dzieła sztuki architektonicznej. Wszystko było doskonale wyważone i dopracowane w każdym najdrobniejszym szczególe.
Kobieta zamknęła za nami drzwi. Wyglądała, jakby musiała włożyć
w to nie lada wysiłek.
- Pani Haller zaraz do was przyjdzie. Oznajmiła chłodno, kierując się do kuchni.
Obydwie ściskając w dłoniach nasze dane osobowe i list motywacyjny, błagałyśmy w duchu, by Pani Haller miała choć odrobinę wyrozumiałości. A to tylko dlatego, że nie miałyśmy pieniędzy na powrót do domu.
- A co, jak się nie uda ? Usłyszałam nagle, a po plecach przeszły mnie ciarki. Ta opcja nie wchodziła w grę.
- Nawet tak nie myśl. Szepnęłam, a kiedy w drzwiach na piętrze pojawiła się jakaś postać, zamarłam, a serce podeszło mi do gardła.
Była to kobieta. Z gracją schodziła po schodach, trzymając dłoń na białej poręczy. Poczułam, że nogi mam jak z waty. Sonja, dlaczego się denerwujesz ? Chciałabym wiedzieć.
Kobieta stanęła przed nami i dopiero teraz mogłam się jej lepiej przyjrzeć. Blond włosy do ramion, symetryczna twarz z niepierwszymi oznakami przemijania. Szykowna i elegancka. Ołówkowa spódnica i garsonka na miarę w kolorze ecru. Na szyi dostrzegłam połyskujący, złoty wisiorek z dziwnym symbolem. Trzy litery. TTT. Dało mi do myślenia, co mogły oznaczać. Pierwsze litery imion ? Czyich ?
- Witajcie. Mam nadzieje, że wasza podróż minęła bez większych problemów. Tone Haller. Powiedziała protekcjonalnym tonem, wysilając się na nikły uśmiech i słaby, kobiecy uścisk
dłoni. - Zapraszam do gabinetu.
Ruszyłyśmy w jej ślady, co jakiś czas rzucając sobie przerażone spojrzenia.
Gabinet mieścił się na parterze. Zaciemnione pomieszczenie z równie ogorzałymi meblami, zapewne od lat traktowanymi pastami konserwującymi. Wyczułam nutkę wanilii i cytrusa.
- Siadajcie. Wskazała na dwa czarne, skórzane fotele, a sama zajęła miejsce za biurkiem.
Pospiesznie zajęłyśmy miejsca, nie wiedząc na czym skupić wzrok. Ja postanowiłam patrzeć na tę kobietę. Byłam nią zafascynowana. Bił od niej wewnętrzny spokój i profesjonalizm. Położyłyśmy nasze CV na blacie biurka, a kobieta niespiesznie je wertowała, co jakiś czas na nas spoglądając.
- Jak widać nie macie zbyt dużego doświadczenia w tej branży. Wytłumaczę pokrótce. Odłożyła nasze dokumenty tożsamości i splotła palce, kładąc dłonie przed sobą. - Rolą pensjonarki jest usługiwanie. Nie chodzi tu o codzienne, przyziemne sprawy. W naszym domu często mają miejsca przyjęcia biznesowe. Liczy się profesjonalizm. Nakrycie do stołu i to aby gościom niczego nie brakowało. Rozumiecie ?
Zgodnie pokiwałyśmy głową.
- Zakwaterowanie i wyżywienie zostanie odliczone od waszej pensji. Co powiecie na...Zastanowiła się przez chwilę, jeszcze raz przeglądając nasze listy motywacyjne. - Trzydzieści euro za dzień pracy ? W tym tygodniowo odliczane będzie pięć procent od całości.
No tak. Żadna z nas nie pomyślała wcześniej, by zapoznać się z rynkiem pracy. Ale trzy dyszki na dzień ?
Ponownie pokiwałyśmy głową. Ta kobieta mogłaby pomyśleć, że zabrakło nam języków w ustach.
- Cieszę się. Tessa zapozna was z wszystkim. Potrzebuję tylko waszych podpisów. Tutaj macie umowę.
Wręczyła kartkę każdej z nas, wstając i prostując żakiet
na brzuchu. - Mam nadzieję, że nasza współpraca przebiegnie bezproblemowo. Mówiąc to, otworzyła drzwi i stanęła w nich, gestem ręki zapraszając do wyjścia.
Tessa Miller. Służy i gotuje u Państwa Haller już 7 lat. Oczywiście ma do pomocy kilka pobocznych kucharek, ale to ona rządzi. Wyjaśniła nam wszystko. Prawie wszystko. Pracę rozpoczynamy każdego
dnia o 08:00. Nasz strój składa się z czarnej ołówkowej spódnicy do kolan, białej koszuli, koniecznie wpuszczonej w środek i białego fartuszka
z falbanką na obrzeżach. Włosy spięte mając być w mocny kok, by zapobiec wpadki z włosami np. w talerzu z zupą.
Dowiedziałyśmy się od niej niewiele więcej, niż od Heinricha. Ma trzech synów. Rzadko bywają tutaj, ale zjawiają się co jakiś czas, by korzystać z uroków tutejszych stoków narciarskich i nieskazitelnie czystego powietrza.
Podążając długim korytarzem osadzonym na piętrze, zatrzymała się przed drzwiami na samym jego końcu.
Wręczyła nam dwa klucze, a trzecim otworzyła drzwi. To był nasz pokój. Dość duży. Oliwkowy kolor ścian, jasne panele na podłodze
i włochaty dywan na samym jej środku. Okna zasłonięte były ciężkimi kotarami w kolorze ścian. Przy jednej z nich mieściły się trzy łóżka jednoosobowe, a przy każdym stał mały nocny stolik z lampką. Jasna szafa i białe drzwi prowadzące do łazienki. Było lepiej, niż sądziłam.
- Zaczynacie od jutra. Zapoznajcie się z umową i dostarczcie mi ją po podpisaniu. Tessa już miała wychodzić, jednak cofnęła się i znów stanęła na środku pokoju. - Jutro pojawi się syn Pani Haller, szykuje też ona przyjęcie, dużo pracy. Dodała i skierowała się do wyjścia.
Popatrzyłyśmy na siebie, trawiąc każde wydarzenie i słowo, tego dnia.
- Dostałyśmy pracę. Grette uśmiechnęła się szeroko, po chwili wskakując na łóżko i zaczynając tańczyć, jak szalona. Było łatwiej, niż myślałam. Pierwsze wrażenie jest nawet dobre. Wszyscy starali się być mili, a to już coś. Podeszłam do szafy i otworzyłam ją. Sześć wieszaków. Na każdym komplet : koszula, spódnica i fartuch. Wyciągnęłam jeden
z nich i przyłożyłam do ciała.
- Jak wyglądam ?
- Jak uczennica szkoły katolickiej dla dziewcząt. Skwitowała. - Co za pomysł z tymi wdziankami ? Przewróciła oczyma, opadając na łóżko.
- Nie są takie złe. Obejrzałam dokładnie mój strój, uśmiechając się lekko. I znowu przeczucie, że czegoś nie zrobiłam. Telefon !
Odwiesiłam szybko komplet z powrotem do szafy, dopadając do czarnej torebki i wyszukując w niej telefon. Rozładowany. Kolejną rzeczą, jaką z niej wyciągnęłam, była ładowarka. Podłączyłam go do niej
i oczekując aż zaskoczy, wzięłam głęboki wdech.
- Czekasz na telefon od Gregora ?
- Nie...ja..Zaczęłam się jąkać. Kto, jak kto, ale Grette wiedziała, że to czyste kłamstwo. Miałam nadzieję, że chociaż próbował się ze mną skontaktować. Kiedy telefon wreszcie obudził się i wydał z siebie tę irytującą melodyjkę wstępną, dostrzegłam tylko kilka nieodebranych połączeń od mamy. Zero wieści od Gregora.
Odpuścił mnie sobie. To już dwa dni. Zacisnęłam powieki, próbując nie uronić ani łzy. Tutaj wszystko miało się zmienić, łącznie z tym, że miałam nie mieć więcej powodów do płaczu.
Odłożyłam telefon na stolik i chowając twarz w dłoniach, odetchnęłam głęboko. Grette, wiedząc już, co się święci, podeszła i zamknęła mnie
w swoich objęciach.
- Wszystko będzie dobrze. Wiesz, co musimy zrobić.
- Co ? Wyszeptałam, próbując zapanować nad mimowolnym szlochem.
- Skończ z tym.
sobota, 15 lutego 2014
ZŁOTY DZIEŃ !
Pragnę z całego serducha pogratulować Zbigniewowi Bródce, Justynie Kowalczyk i NASZEMU KAMILOWI.
Dzięki wam sportowcom aż chce się być Polakiem !! ;D
Dzięki wam sportowcom aż chce się być Polakiem !! ;D
Blogi
Cześć wszystkim !
Jeśli posiadacie blogi z opowiadaniami (niekoniecznie dotyczącymi skoków), możecie się nimi pochwalić w komentarzu. Chętnie poczytam coś ciekawego. A nóż znajdę tam inspirację do następnych projektów ;)
Jeśli posiadacie blogi z opowiadaniami (niekoniecznie dotyczącymi skoków), możecie się nimi pochwalić w komentarzu. Chętnie poczytam coś ciekawego. A nóż znajdę tam inspirację do następnych projektów ;)
28 - Pragnę przedstawić Pana Heinricha.
Taksówka zatrzymała się przy okazałym budynku sięgającym kilkunastu pięter. Wyjrzałam przez szybę, zmuszając się do uśmiechu odwzajemniającego promienienie Grette.
- Rozmawiałam z Panią Haller, a raczej jej pośredniczką. Powiedziała, że jutro ktoś po nas przyjedzie.
Wydostała się z taksówki i wręczając kierowcy dwa banknoty, szeroko się do niego uśmiechnęła. Wątpliwości nie przestały siać zamętu
w mojej głowie. Kto po nas przyjedzie ? Czy Grette wie, że równie dobrze może to być pułapka, mogą nas wywieźć i sprzedać tubylcom na Madagaskarze. Wysiadłam z żółtego środka transportu, wydostając
z bagażnika walizkę i ciągnąc ją w stronę obrotowych drzwi wejściowych hotelu Bella Beauty. Sama nazwa wskazuje, że nie może być tam obskurnie. Wyglądał na drogi.
- Gretts. Nie było tańszej miejscówki ? Wycedziłam, nie kryjąc szoku po wejściu do środka. Cały hol był w pięknym pastelowym seledynie, jasne połyskujące meble, a na nich nieznane mi gatunkowo, kwiaty, które drażniły zapachem nozdrza.
- Haller'owie stawiają. Podążyła do recepcji, uśmiechając się do pięknej, młodej blondynki za kontuarem.
Tą odpowiedzią wyperswadowała mi z głowy wszelkie inne pytania. Zapłacili za najdroższy hotel w okolicy dla swoich nowych pracownic ? Których na dodatek w ogóle nie widzieli na oczy ? Coś mi tu śmierdzi.
Mimo to postanowiłam nie dramatyzować. Usiadłam na brązowej, skórzanej kanapie, wsłuchując się w przepiękny głos Alicii Keys rozbrzmiewający w całym pomieszczeniu.
Jeśli coś ma pójść nie tak, chcę najpierw spojrzeć na minę Grette, która bez większych oporów wpakowała się w te kłopoty razem ze mną. Zamiast tego ujrzałam kolejny uśmiech z jej listy tych najbardziej irytujących.
Podała mi klucz, machając do mężczyzny w czerwonej kamizelce, podążającego do nas z wózkiem na bagaże.
W milczeniu skierowałam się do windy. Pokój 301. Jak dobrze, że nie dane nam było dostać numeru 666. Od razu bukowałabym bilet powrotny do Innsbrucka. Nie żebym wierzyła w przesądy, ale byłoby to przerażające. Grette wcisnęła przycisk 5 piętra, spoglądając na mnie badawczo.
- Czy Twój uśmiech został w Austrii ?
- Całkiem niewykluczone. Rzuciłam bez namysłu, a kiedy rozwarły się drzwi windy, ruszyłam korytarzem, rzucając okiem na numery na drzwiach.
Moja pewność siebie całkiem zniknęła. Nawet wewnętrzna przyjaciółka odwróciła się do mnie plecami nie mając zamiaru dać mi wsparcia. Blondynka doganiając mnie, zagrodziła drogę, wwiercając się we mnie palącym spojrzeniem.
- Sonja do cholery, to nie koniec świata ! Warknęła, tupiąc znacząco nogą. - Jesteś dorosła, nie zachowuj się, jak dziecko, które dopiero zaczęło rozumieć o co chodzi w życiu.
Jej słowa miały w sobie dziwną moc. Zmarszczyłam czoło, patrząc na nią z zastanowieniem.
- Kiedy nauczyłaś się mówić z sensem ? Zapytałam, próbując ukryć uśmiech.
- Wróciła Sonja, jaką znam. Przytuliła mnie natychmiast, wyrywając klucz z uścisku i prowadząc do pokoju.
O dziwo poczułam się lepiej po bezpośrednim kontakcie z jej nadal opalonymi ramionami.
Pokój w stonowanych śliwkowych barwach pogłębił uczucie, że teraz może być już tylko lepiej.
Grette od razu wskoczyła na łóżko, po uszy nakrywając się kołdrą
i szepcząc słodkie "dobranoc". Ja natomiast zamknęłam się w łazience, korzystając z chwili samotności. Mogłam na spokojnie wszystko przemyśleć. Szkoda, że nie miałam na to odrobiny więcej czasu..
Napuszczając gorącej wody do nieskazitelnie białej wanny, rozebrałam się wchodząc do niej i przyzwyczajając skórę do parzącego ukropu.
Wcale nie chcąc, zaczęłam myśleć o wysokim brunecie, którego zostawiłam bez pożegnania, z którym wciąż jestem pomimo kłótni. Ale czy na pewno ? Może i on miał dość rozkapryszonego bachora, jakim jestem.
Czas zmienić siebie i wszystko dookoła. Praca uszlachetnia. Uśmiechnęłam się na tę myśl, zamykając oczy
i chowając głowę pod wodą.
Dudnienie w mojej głowie, zmusiło mnie jednak do natychmiastowego wynurzenia się. Zaraz, zaraz, te dźwięki nie dochodzą z mojej głowy, ale zza drzwi.
Wsłuchałam się uważnie, po chwili nie musząc już tego robić, bo ktoś zwyczajnie podkręcił Single Ladies na full.
- Gretts...Wymamrotałam, pospiesznie wychodząc z wanny i owijając się ręcznikiem. Na głowie utworzyłam turban z takiego samego, białego ręcznika i wzdychając głośno otworzyłam drzwi.
Grette z do perfekcji zapamiętanym układem Beyoncé, wymachiwała wypłowiałymi od słońca Madrytu, blond włosami, biodrami rysując wszelkie figury geometryczne, tańczyła, jak oszalała w samej bieliźnie.
- Grette !! Krzyknęłam, chcąc przebić się przez dźwięki dobiegające
z głośnika pokaźnego sprzętu grającego ustawionego na komódce obok okna.
- Wiesz co, Sonja ?! Wrzasnęła, nie przestając tańczyć. - Dopiero teraz zrozumiałam, że jesteśmy zdane na siebie ! To my decydujemy ! Robimy co chcemy !!!! Jej pisk miał częstotliwość gwizdka dla psów. Rzucając się na mnie i chwytając moją dłoń, zaczęła wymachiwać nią na wszystkie strony, zmuszając moje ciało do obrotu dookoła własnej osi.
- Ja chciałabym pójść spać. Wymruczałam pod nosem, wywracając gałkami ocznymi.
- Masa facetów, imprezy, zabawa. Wyobrażasz sobie to ?
- Praca. Nie przyjechałam się tu bawić. Powiedziałam stanowczo, wydobywając dłoń z jej uścisku.
A po co właściwie tu jestem ? Głównym zamysłem było odreagowanie. Zapomnienie twarzy, uwolnienie się od ojca, chcącego wepchnąć mi do rąk biznes, którego ja nie chcę.
Widząc pochmurną teraz twarz Grette, wymiękłam. Wzdychając ciężko, uśmiechnęłam się szeroko, ujmując jej dłoń i wymownie kręcąc biodrami, drugą ręką natomiast przytrzymując poła ręcznika.
Ona znowu miała racje. Skoro mam się zmienić, muszę przestać być grzeczną dziewczyną, wszędzie widzącą zło mogące ją skrzywdzić. Koniec strachu.
- Mam nadzieję, że mają tu dobre kluby nocne. Rzuciłam, poruszając zabawnie brwiami, po czym podchodząc do wieży stereo, wyłączyłam muzykę i spojrzałam na nią znacząco. - Jeśli mamy mieć siłę na zabawę i pracę, musimy się wyspać. Przypuszczam, że bez wrażeń się jutro nie obejdzie.
Pociągnęłam za zamek walizki, wydobywając z niej za duży t-shirt
i majtki, po czym kierując się z powrotem do łazienki.
Otworzyłam oczy, rozglądając się po pokoju, nie moim pokoju.
A jednak to nie był sen. Jestem z dala od domu, z dala od dawnego życia. Uśmiechnęłam się do siebie, gramoląc z łóżka i ciskając poduszką w głowę blondynki.
- Pobudka !!
Humor zdecydowanie dopisywał. To już połowa sukcesu, prawda ?
Dużo czasu zajęło mi mentalne przygotowanie się do obcowania
z myślą, że jestem teraz zdana tylko i wyłącznie na siebie. Nie ma Gregora, nie ma Toma...Nie, nie, nie...wcale o nim nie pomyślałam.
Pomyślałaś ! Przyjaciółka umysłu nie dała za wygraną.
- Mamy pół godziny. Wymamrotała Grette, leniwie opuszczając ciepłe pielesze.
Pół godziny dzieli nas od rozpoczęcia życia na własną rękę. Brzmi obiecująco.
Pod budynek hotelu podjechał czarny Lexus suv. Samo to auto zrobiło na mnie ogromne wrażenie.
Jak obrzydliwie bogaci muszą być ci ludzie...
Drzwi auta otworzyły się, a ja złapałam się na tym, że wstrzymuję oddech. Garnitur, czarny krawat i głowa ogolona na zero.
- Wygląda, jak ojciec chrzestny. Szepnęła Grette, uśmiechając się od ucha do ucha i ruszając w stronę mężczyzny w średnim wieku.
Ojciec chrzestny. Święty Barnabo, w co ja się wpakowałam ? Dopiero teraz zaczerpnęłam powietrza, odpychając wszelkie negatywne myśli
i podążając do auta.
Wbrew przypuszczeniom, jakie miewałam przez ostatnie sekundy, mężczyzna uśmiechnął się lekko i wyciągnął dłoń w geście powitania.
- Moja godność, Heinrich Wellstig. Szofer Państwa Haller. Mam panienki dostarczyć na miejsce.
Jego akcent rozbawił mnie do tego stopnia, że musiałam zmuszać się do pozostania w stanie powagi. Obrzuciłam blondynkę przelotnym spojrzeniem i oddałam Panu Wellstig'owi moją walizkę, po czym wciąż niepewnie, wsiadłam do samochodu, zapinając pas.
Grette zajęła miejsce na przedzie, odwracając się i unosząc obydwa kciuki w górę. Triumf ? Nie miałam pojęcia, że aż tak bardzo chce dopiec Juanowi i pokazać, że jednak potrafi doprowadzić plan do końca.
Juan ! Cholera. Dopiero teraz przypomniałam sobie o rozładowanej komórce.
Heinrich zajął miejsce za kierownicą i odpalił silnik, bez pośpiechu, wręcz z ostrożnością ruszając naprzód.
- Jak długo będziemy jechać ? Chciałabym mieć jej pewność siebie, rozsiadła się wygodnie, przeglądając się w różowym lusterku z Hello Kitty. Wdawała się w pogawędki nawet z największymi sztywniakami.
- Około dwudziestu minut. Odrzekł Heinrich, lekko zachrypniętym głosem.
Dwadzieścia minut. Brzmi nieźle.
- Powie nam Pan coś o Państwie Haller ? Grette znów postanowiła przeprowadzić wywiad środowiskowy.
- To mili ludzie. Choć rzadko bywają w rezydencji.
- A coś więcej ? Wymierzyłam kuksańca w siedzenie, próbując przyprowadzić ją do porządku.
- Pani ponownie wyszła za mąż za Pana Hallera, razem prowadzą kilka firm. To ludzie mocno powiązani z biznesem. Odparł spokojnym tonem.
- Ma dzieci ? Nie znoszę dzieci, wie Pan..krzyczą, biegają dookoła
i bałaganią.
Jeszcze chwila i zejdę na zawał. Czy ona ma jakiekolwiek granice ?
- Trzech synów, ale raczej nie krzyczą i nie biegają dookoła. Odrzekł, wciąż uporczywie wpatrzony w przestrzeń przed sobą.
- O matko ! Wrzasnęła nagle, zrywając się z miejsca. - Najmocniej Pana przepraszamy, jesteśmy niewychowane. Ja nazywam się Grette Montoya, a to moja przyjaciółka Sonja Zachovic. Wyciągnęła dłoń w kierunku mężczyzny, a on po chwili uścisnął jej niewielką część.
- Masz hiszpański akcent.
- Tak, pochodzę z Madrytu. Odparła szybko, wracając do wcześniejszej pozycji.
- A Panna Zachovic ? Spojrzał badawczo w przednie lusterko, próbując uchwycić mój wzrok.
- Urodziłam się w Lublanie. Odpowiedziałam cicho, może zbyt cicho.
- Międzynarodowo. Skwitował, wracając wzrokiem na drogę.
- A Pan ? Skąd pochodzi ? Kolejna próba przyprowadzenia blondynki do porządku kopnięciem w fotel.
- Z Oslo. Mam nadzieje, że klimat wam nie przeszkadza.
- Jest wspaniale. Grette uśmiechnęła się szeroko, by po chwili dać mi satysfakcję i nie odzywać się przez resztę podróży.
- Rozmawiałam z Panią Haller, a raczej jej pośredniczką. Powiedziała, że jutro ktoś po nas przyjedzie.
Wydostała się z taksówki i wręczając kierowcy dwa banknoty, szeroko się do niego uśmiechnęła. Wątpliwości nie przestały siać zamętu
w mojej głowie. Kto po nas przyjedzie ? Czy Grette wie, że równie dobrze może to być pułapka, mogą nas wywieźć i sprzedać tubylcom na Madagaskarze. Wysiadłam z żółtego środka transportu, wydostając
z bagażnika walizkę i ciągnąc ją w stronę obrotowych drzwi wejściowych hotelu Bella Beauty. Sama nazwa wskazuje, że nie może być tam obskurnie. Wyglądał na drogi.
- Gretts. Nie było tańszej miejscówki ? Wycedziłam, nie kryjąc szoku po wejściu do środka. Cały hol był w pięknym pastelowym seledynie, jasne połyskujące meble, a na nich nieznane mi gatunkowo, kwiaty, które drażniły zapachem nozdrza.
- Haller'owie stawiają. Podążyła do recepcji, uśmiechając się do pięknej, młodej blondynki za kontuarem.
Tą odpowiedzią wyperswadowała mi z głowy wszelkie inne pytania. Zapłacili za najdroższy hotel w okolicy dla swoich nowych pracownic ? Których na dodatek w ogóle nie widzieli na oczy ? Coś mi tu śmierdzi.
Mimo to postanowiłam nie dramatyzować. Usiadłam na brązowej, skórzanej kanapie, wsłuchując się w przepiękny głos Alicii Keys rozbrzmiewający w całym pomieszczeniu.
Jeśli coś ma pójść nie tak, chcę najpierw spojrzeć na minę Grette, która bez większych oporów wpakowała się w te kłopoty razem ze mną. Zamiast tego ujrzałam kolejny uśmiech z jej listy tych najbardziej irytujących.
Podała mi klucz, machając do mężczyzny w czerwonej kamizelce, podążającego do nas z wózkiem na bagaże.
W milczeniu skierowałam się do windy. Pokój 301. Jak dobrze, że nie dane nam było dostać numeru 666. Od razu bukowałabym bilet powrotny do Innsbrucka. Nie żebym wierzyła w przesądy, ale byłoby to przerażające. Grette wcisnęła przycisk 5 piętra, spoglądając na mnie badawczo.
- Czy Twój uśmiech został w Austrii ?
- Całkiem niewykluczone. Rzuciłam bez namysłu, a kiedy rozwarły się drzwi windy, ruszyłam korytarzem, rzucając okiem na numery na drzwiach.
Moja pewność siebie całkiem zniknęła. Nawet wewnętrzna przyjaciółka odwróciła się do mnie plecami nie mając zamiaru dać mi wsparcia. Blondynka doganiając mnie, zagrodziła drogę, wwiercając się we mnie palącym spojrzeniem.
- Sonja do cholery, to nie koniec świata ! Warknęła, tupiąc znacząco nogą. - Jesteś dorosła, nie zachowuj się, jak dziecko, które dopiero zaczęło rozumieć o co chodzi w życiu.
Jej słowa miały w sobie dziwną moc. Zmarszczyłam czoło, patrząc na nią z zastanowieniem.
- Kiedy nauczyłaś się mówić z sensem ? Zapytałam, próbując ukryć uśmiech.
- Wróciła Sonja, jaką znam. Przytuliła mnie natychmiast, wyrywając klucz z uścisku i prowadząc do pokoju.
O dziwo poczułam się lepiej po bezpośrednim kontakcie z jej nadal opalonymi ramionami.
Pokój w stonowanych śliwkowych barwach pogłębił uczucie, że teraz może być już tylko lepiej.
Grette od razu wskoczyła na łóżko, po uszy nakrywając się kołdrą
i szepcząc słodkie "dobranoc". Ja natomiast zamknęłam się w łazience, korzystając z chwili samotności. Mogłam na spokojnie wszystko przemyśleć. Szkoda, że nie miałam na to odrobiny więcej czasu..
Napuszczając gorącej wody do nieskazitelnie białej wanny, rozebrałam się wchodząc do niej i przyzwyczajając skórę do parzącego ukropu.
Wcale nie chcąc, zaczęłam myśleć o wysokim brunecie, którego zostawiłam bez pożegnania, z którym wciąż jestem pomimo kłótni. Ale czy na pewno ? Może i on miał dość rozkapryszonego bachora, jakim jestem.
Czas zmienić siebie i wszystko dookoła. Praca uszlachetnia. Uśmiechnęłam się na tę myśl, zamykając oczy
i chowając głowę pod wodą.
Dudnienie w mojej głowie, zmusiło mnie jednak do natychmiastowego wynurzenia się. Zaraz, zaraz, te dźwięki nie dochodzą z mojej głowy, ale zza drzwi.
Wsłuchałam się uważnie, po chwili nie musząc już tego robić, bo ktoś zwyczajnie podkręcił Single Ladies na full.
- Gretts...Wymamrotałam, pospiesznie wychodząc z wanny i owijając się ręcznikiem. Na głowie utworzyłam turban z takiego samego, białego ręcznika i wzdychając głośno otworzyłam drzwi.
Grette z do perfekcji zapamiętanym układem Beyoncé, wymachiwała wypłowiałymi od słońca Madrytu, blond włosami, biodrami rysując wszelkie figury geometryczne, tańczyła, jak oszalała w samej bieliźnie.
- Grette !! Krzyknęłam, chcąc przebić się przez dźwięki dobiegające
z głośnika pokaźnego sprzętu grającego ustawionego na komódce obok okna.
- Wiesz co, Sonja ?! Wrzasnęła, nie przestając tańczyć. - Dopiero teraz zrozumiałam, że jesteśmy zdane na siebie ! To my decydujemy ! Robimy co chcemy !!!! Jej pisk miał częstotliwość gwizdka dla psów. Rzucając się na mnie i chwytając moją dłoń, zaczęła wymachiwać nią na wszystkie strony, zmuszając moje ciało do obrotu dookoła własnej osi.
- Ja chciałabym pójść spać. Wymruczałam pod nosem, wywracając gałkami ocznymi.
- Masa facetów, imprezy, zabawa. Wyobrażasz sobie to ?
- Praca. Nie przyjechałam się tu bawić. Powiedziałam stanowczo, wydobywając dłoń z jej uścisku.
A po co właściwie tu jestem ? Głównym zamysłem było odreagowanie. Zapomnienie twarzy, uwolnienie się od ojca, chcącego wepchnąć mi do rąk biznes, którego ja nie chcę.
Widząc pochmurną teraz twarz Grette, wymiękłam. Wzdychając ciężko, uśmiechnęłam się szeroko, ujmując jej dłoń i wymownie kręcąc biodrami, drugą ręką natomiast przytrzymując poła ręcznika.
Ona znowu miała racje. Skoro mam się zmienić, muszę przestać być grzeczną dziewczyną, wszędzie widzącą zło mogące ją skrzywdzić. Koniec strachu.
- Mam nadzieję, że mają tu dobre kluby nocne. Rzuciłam, poruszając zabawnie brwiami, po czym podchodząc do wieży stereo, wyłączyłam muzykę i spojrzałam na nią znacząco. - Jeśli mamy mieć siłę na zabawę i pracę, musimy się wyspać. Przypuszczam, że bez wrażeń się jutro nie obejdzie.
Pociągnęłam za zamek walizki, wydobywając z niej za duży t-shirt
i majtki, po czym kierując się z powrotem do łazienki.
Otworzyłam oczy, rozglądając się po pokoju, nie moim pokoju.
A jednak to nie był sen. Jestem z dala od domu, z dala od dawnego życia. Uśmiechnęłam się do siebie, gramoląc z łóżka i ciskając poduszką w głowę blondynki.
- Pobudka !!
Humor zdecydowanie dopisywał. To już połowa sukcesu, prawda ?
Dużo czasu zajęło mi mentalne przygotowanie się do obcowania
z myślą, że jestem teraz zdana tylko i wyłącznie na siebie. Nie ma Gregora, nie ma Toma...Nie, nie, nie...wcale o nim nie pomyślałam.
Pomyślałaś ! Przyjaciółka umysłu nie dała za wygraną.
- Mamy pół godziny. Wymamrotała Grette, leniwie opuszczając ciepłe pielesze.
Pół godziny dzieli nas od rozpoczęcia życia na własną rękę. Brzmi obiecująco.
Pod budynek hotelu podjechał czarny Lexus suv. Samo to auto zrobiło na mnie ogromne wrażenie.
Jak obrzydliwie bogaci muszą być ci ludzie...
Drzwi auta otworzyły się, a ja złapałam się na tym, że wstrzymuję oddech. Garnitur, czarny krawat i głowa ogolona na zero.
- Wygląda, jak ojciec chrzestny. Szepnęła Grette, uśmiechając się od ucha do ucha i ruszając w stronę mężczyzny w średnim wieku.
Ojciec chrzestny. Święty Barnabo, w co ja się wpakowałam ? Dopiero teraz zaczerpnęłam powietrza, odpychając wszelkie negatywne myśli
i podążając do auta.
Wbrew przypuszczeniom, jakie miewałam przez ostatnie sekundy, mężczyzna uśmiechnął się lekko i wyciągnął dłoń w geście powitania.
- Moja godność, Heinrich Wellstig. Szofer Państwa Haller. Mam panienki dostarczyć na miejsce.
Jego akcent rozbawił mnie do tego stopnia, że musiałam zmuszać się do pozostania w stanie powagi. Obrzuciłam blondynkę przelotnym spojrzeniem i oddałam Panu Wellstig'owi moją walizkę, po czym wciąż niepewnie, wsiadłam do samochodu, zapinając pas.
Grette zajęła miejsce na przedzie, odwracając się i unosząc obydwa kciuki w górę. Triumf ? Nie miałam pojęcia, że aż tak bardzo chce dopiec Juanowi i pokazać, że jednak potrafi doprowadzić plan do końca.
Juan ! Cholera. Dopiero teraz przypomniałam sobie o rozładowanej komórce.
Heinrich zajął miejsce za kierownicą i odpalił silnik, bez pośpiechu, wręcz z ostrożnością ruszając naprzód.
- Jak długo będziemy jechać ? Chciałabym mieć jej pewność siebie, rozsiadła się wygodnie, przeglądając się w różowym lusterku z Hello Kitty. Wdawała się w pogawędki nawet z największymi sztywniakami.
- Około dwudziestu minut. Odrzekł Heinrich, lekko zachrypniętym głosem.
Dwadzieścia minut. Brzmi nieźle.
- Powie nam Pan coś o Państwie Haller ? Grette znów postanowiła przeprowadzić wywiad środowiskowy.
- To mili ludzie. Choć rzadko bywają w rezydencji.
- A coś więcej ? Wymierzyłam kuksańca w siedzenie, próbując przyprowadzić ją do porządku.
- Pani ponownie wyszła za mąż za Pana Hallera, razem prowadzą kilka firm. To ludzie mocno powiązani z biznesem. Odparł spokojnym tonem.
- Ma dzieci ? Nie znoszę dzieci, wie Pan..krzyczą, biegają dookoła
i bałaganią.
Jeszcze chwila i zejdę na zawał. Czy ona ma jakiekolwiek granice ?
- Trzech synów, ale raczej nie krzyczą i nie biegają dookoła. Odrzekł, wciąż uporczywie wpatrzony w przestrzeń przed sobą.
- O matko ! Wrzasnęła nagle, zrywając się z miejsca. - Najmocniej Pana przepraszamy, jesteśmy niewychowane. Ja nazywam się Grette Montoya, a to moja przyjaciółka Sonja Zachovic. Wyciągnęła dłoń w kierunku mężczyzny, a on po chwili uścisnął jej niewielką część.
- Masz hiszpański akcent.
- Tak, pochodzę z Madrytu. Odparła szybko, wracając do wcześniejszej pozycji.
- A Panna Zachovic ? Spojrzał badawczo w przednie lusterko, próbując uchwycić mój wzrok.
- Urodziłam się w Lublanie. Odpowiedziałam cicho, może zbyt cicho.
- Międzynarodowo. Skwitował, wracając wzrokiem na drogę.
- A Pan ? Skąd pochodzi ? Kolejna próba przyprowadzenia blondynki do porządku kopnięciem w fotel.
- Z Oslo. Mam nadzieje, że klimat wam nie przeszkadza.
- Jest wspaniale. Grette uśmiechnęła się szeroko, by po chwili dać mi satysfakcję i nie odzywać się przez resztę podróży.
czwartek, 13 lutego 2014
27 - Dancin' all night long, czyli, jak Sonja staje się kobietą niezależną.
Długa przerwa. Sprawy prywatne w pełni wyprostowane, a więc mogę zamieścić tu coś dla was.
Nowa dawka weny, nowe pomysły. Mam nadzieje, że nadal jesteście :-)
Grette wtargnęła za mną do pokoju. W popłochu, natłoku informacji, którymi chciała się ze mną podzielić, paradoksalnie zauważyłam
u niej trudność z wycedzeniem choćby jednego słowa. No tak...Nie była pewna, czy po tej jakże pasjonującej kłótni, powinna mi mówić cokolwiek.
- Grette, wszystko w porządku. Mów. Usiadłam na skraju łóżka, wpatrując się w jej pociemniałe ekscytacją i zażenowaniem, oczy.
- Postanowiłam nie wracać do Madrytu. Znalazłam to. Podając mi złożoną w pół, wymiętą kartkę, oparła się o drzwi, wyglądając jakby przechodziła coś w deseń szoku pourazowego.
Nie wraca do domu ? Co też u licha wymyśliła ? Właśnie w tym momencie poczułam, że boję się przeczytać treść tego świstka. Rozłożyłam kartkę, a moim oczom ukazał się mały obrazek domu. Domu ? Wyglądało to raczej, jak rezydencja choć...niewiele więcej mogłam dostrzec przez niezbyt wyraźną fotografię.
REZYDENCJA PAŃSTWA HALLER PRAGNIE ZAOFEROWAĆ POSADĘ PENSJONARKI (MAX 3 OSOBY). ODPOWIEDZIALNOŚĆ, RZETELNOŚĆ
I PODSTAWOWE ZNAJOMOŚCI KOMUNIKACJI ORAZ SAVOIR-VIVRE.
Czy ona mówi poważnie ? Pensjonarka ? Usługiwanie
bogatym ludziom ?
- Gretts...Wymamrotałam, przerzucając na nią nieco zmieszany wzrok. Nie potrafiłam sobie nawet wyobrazić, jak miałoby to wyglądać.
- To wielka szansa. Nowy kraj, nowe znajomości, oderwiemy się od tego wszystkiego !
W jej głosie podniecenie sięgało granic. Mam przechlapane.
- Muszę to przemyśleć. Przeanalizować za i przeciw.
- Za i przeciw ? Nie potrafisz nawet powiedzieć Gregorowi, że nic do niego nie czujesz.
To zabolało. Ukłuło w sam środek. Obrzuciłam ją wymownym spojrzeniem, po którym jej twarz natychmiast pobladła.
- Proszę, zgódź się, dla mnie. Klękając tuż przed moimi nogami, przybrała minę zbitego psa, który pragnie znaleźć oazę spokoju
i przytulny dom.
- Przestań tak na mnie patrzeć ! Żachnęłam się, smagając ją kartką po policzku.
- Zrobię co zechcesz. Poderwała się z kolan, wywlekając z szafy moją walizkę. - Chciałaś wyjechać, obie tego potrzebujemy. Poukładasz sobie w głowie.
- A co z Miką ? Spojrzałam na nią badawczo, przenosząc wzrok na ogłoszenie, czytając je uważnie i zastanawiając przy okazji, w jak głębokie tym razem bagno wchodzę.
- To zamknięty temat. Z resztą...Prychnęła, machnąwszy ręką. - To i tak by się nie udało, prawda ?
Nie pytając o pozwolenie, pozbawiła komodę jednej z szuflad, dosłownie wsypując zawartość do walizki.
- Norwegia ?!!! Wrzasnęłam nagle, tkwiąc wzrokiem na tych kilku, jakże znaczących dla mnie literach.
- Drobny szczegół. Blondynka przewróciła oczyma, powracając do poprzedniej czynności i to samo robiąc z drugą i trzecią szufladą.
- Który pominęłaś. Bąknęłam, padając plecami na łóżku i próbując zebrać myśli.
Biedna owieczka, czyli ja, pozostawiona na pastwę krwiożerczego lwa, czyli...ta rola nie została jeszcze obsadzona, choć wśród nominowanych na pewno znajdzie się Grette.
- Pytam czysto teoretycznie. Zaczęłam konstruktywnie, unosząc się na łokciach i zbierając rozochocone spojrzenie przyjaciółki. Choć nie wiem, czy po czymś takim powinnam ją jeszcze tak nazywać. - Kiedy mamy się tam stawić ?
- O nic się nie martw. Zabukowałam bilety. Powiedziała to tonem, jakby dla niej było to zupełną rutyną.
- Więc dlaczego pytałaś mnie o zdanie, skoro wszystko wcześniej sama załatwiłaś ?
- Bo ty wolałaś przechodzić kryzys w związku na jakimś kompletnym odludziu, zamiast myśleć o swojej przyszłości. Uśmiechnęła się tak wymownie, że poczułam nagłe mdłości i ścisk w okolicach skroni.
Przyszłość ? Trudno się na niej skupić, kiedy okazuje się, że walka
z samą sobą jest na starcie przegrana.
Ale może Grette ma rację. Wyrwać się stąd choć na chwilę. Być z daleka od bodźców, które ciągną mnie na dno.
- Zgadzam się. Wypaliłam, nim zdążyłam się utwierdzić w przekonaniu, że to dobry pomysł.
- Oczywiście, że się zgadzasz. Odparła spokojnie, wsuwając szufladę
z powrotem do komody. - Dokończ. Nie zabieraj wszystkiego, dobry pretekst żeby pójść na zakupy. Mrugnęła do mnie znacząco, ignorując mój nadal posępny i dumający wyraz twarzy.
- Zaraz ! A gdzie jest Juan ? Zerwałam się, podążając do drzwi.
- Wyjechał. Nie żebym miała z tym coś wspólnego.
- Grette ?! Warknęłam, bombardując ją gromiącym spojrzeniem.
- Powiedziałam mu o naszym..moim planie, a on uznał go za idiotyczny, więc...
- Dziwi Cię to ? Niedowierzanie malowało się na mojej twarzy. Wyciągając telefon, już miałam do niego zadzwonić, ale blondynka wykazując się niemałym refleksem, wyrwała mi go z ręki.
- Zadzwonisz, jak będziemy na miejscu. Nie chcę dawać mu satysfakcji. Poza tym...widzicie się nie ostatni raz. Oznajmiła zachęcająco, po chwili oddając mi urządzenie i uśmiechnęła się w ten sam sposób.
Kapitulacja. Nawet wewnętrzna wojowniczka zwinęła zabawki i zaszyła się w kącie mojej głowy.
Co mogłam zrobić ? Mój ojciec uważał, że nie nadaję się do niczego, bo nie powiedziałam mu o nieplanowanym wypadzie, który i tak skończył się totalną klapą. Jedyne co wiedziałam to to, że nie chcę podporządkowywać się jego planom, nie chcę też upewniać Gregora, że Tom...że nic dla mnie nie znaczy. Niech to się skończy. Teraz.
Jedyne co teraz musiałam zrobić, to stanąć twarzą w twarz z mamą
i tatą, powiedzieć im, że przemyślałam ich słowa i zamierzam podjąć, mam nadzieję, dobrą decyzję.
Łoskot kółek walizki, obijających się o powierzchnię schodów przyprawiał mnie o palpitacje serca. Grette idąc tuż za mną, jakby wyczuła, że każdy mój mięsień naprężył się niemiłosiernie, szybkim masażem jedną dłonią dodała mi otuchy.
Stawiając bagaż przy wejściu do kuchni, rozejrzałam się widząc siedzącą na kanapie mamę z twarzą schowaną w dłoniach. Uniosła głowę, rzucając mi przepraszające spojrzenie, po czym zerwała się
z miejsca podchodząc i zamykając mnie w swoich wątłych ramionach.
Fala żalu ogarnęła całe moje ciało, a pod powiekami zaczęły wzbierać łzy. Przymknęłam je odruchowo, nie chcąc teraz płakać.
- Kochanie. Tak bardzo Cię przepraszam. Wyszeptała, opierając czoło
o moje własne. Wiedziałam, że wpatruje się w moje oczy, ale ja nie byłam w stanie tego odwzajemnić. Grette, układając dłoń na moim ramieniu, ruszyła do wyjścia nic nie mówiąc.
- To nie Twoja wina, mamo. Tato ma rację. Zawiedliście się na mnie. Nie sprostam jego wymaganiom, nie chcę..Wyrzuciłam z siebie, dramatycznie zaciągając się powietrzem i wydając z siebie coś na kształt cichego westchnienia.
- Jestem z Ciebie dumna. Nie zapominaj o tym. Jej ramiona jeszcze bardziej zacisnęły się na moim ciele, przyciskając do siebie. - Zadzwoń. Wiedz, że Cię kochamy, bez względu na wszystko.
- Zadzwonię. Ucięłam, automatycznie wywijając się z jej uścisku. Nie mogłam tego przedłużać. Rozpacz coraz bardziej wzbierała, a to nie był dobry moment na jej uwidocznienie.
Ruszyłam do drzwi, zabierając w pośpiechu płaszcz, ściskając w dłoni rączkę walizki, tak, że wręcz czułam bielejące kostki.
- Obudź się ! Szturchnięcie i ten znienawidzony, irytujący głos blondynki. Otworzyłam oczy, lustrując wzrokiem podnoszących się
z miejsc pasażerów lotu Austrian Airlines.
Nie wierzę, że to robię. Grette obrzuciła mnie podekscytowanym spojrzeniem, które bez dwóch zdań wygrało potyczkę z przerażeniem
i niepewnością na mojej twarzy.
- Zaczynamy nowe życie. Szepnęła mi do ucha, wyskakując z rzędu foteli i kierując się do odzianej na niebiesko stewardessy stojącej przy włazie wyjściowym.
Nowe życie...Nie miałam nic do starego. Było nawet okay. Pomijając fakt, że kompletnie się w nim pogubiłam. Odpinając pas, wstałam rozprostowując zastałe kończyny i z rezerwą ruszając za nią.
Śnieg. Niby nic nowego. Jednak czułam to powietrze. Inne powietrze. Zupełnie nieprzesiąknięte plątaniną wydarzeń. Wszystko będzie
w porządku, Sonja. Oho...wewnętrzna dobra znajoma potwierdziła, że wybrała się w podróż razem ze mną. Nie wiedzieć dlaczego, w jakiś sposób dodała mi pewności siebie. Uśmiechając się przyjaźnie do szczerzącej się blond, niebieskiej postaci, wyszłam na zewnątrz, patrząc pod nogi.
- Tu...jest...NIEBIAŃSKO !!! Wrzasnęła Gretts, rozpościerając ręce
i unosząc głowę ku niebu.
- Od kiedy lubisz zimno ?
- Od teraz ! Odparła bez zastanowienia, ujmując mój nadgarstek
i pociągając za sobą.
Lotnisko w Oslo było ogromne. Aczkolwiek ludzi było tam mniej, niż się tego spodziewałam. Bez większych problemów dostałyśmy się do taśmy, która po chwili dowiozła nasze bagaże tuż pod nasze nosy. Telefon w kieszeni sygnalizował o wyczerpującej się baterii, ale nie
o tym teraz myślałam.
Praca. Ludzie, którymi będę się otaczać. Jacy oni będą ? Grette wodziła wzrokiem za taksówką, która po chwili podjechała pod budynek lotniska zwiedziona jej zamaszystymi ruchami ręki.
- Jesteś pewna, że wiesz, co robisz ? Rzuciłam, upychając walizkę
w bagażniku, rzucając jej przejmujące spojrzenie.
- Sonja. Ujęła w dłonie moje ramiona, potrząsając mną kilka
razy. - Ciesz się tym. Baw się. Zapomnij.
Nowa dawka weny, nowe pomysły. Mam nadzieje, że nadal jesteście :-)
Grette wtargnęła za mną do pokoju. W popłochu, natłoku informacji, którymi chciała się ze mną podzielić, paradoksalnie zauważyłam
u niej trudność z wycedzeniem choćby jednego słowa. No tak...Nie była pewna, czy po tej jakże pasjonującej kłótni, powinna mi mówić cokolwiek.
- Grette, wszystko w porządku. Mów. Usiadłam na skraju łóżka, wpatrując się w jej pociemniałe ekscytacją i zażenowaniem, oczy.
- Postanowiłam nie wracać do Madrytu. Znalazłam to. Podając mi złożoną w pół, wymiętą kartkę, oparła się o drzwi, wyglądając jakby przechodziła coś w deseń szoku pourazowego.
Nie wraca do domu ? Co też u licha wymyśliła ? Właśnie w tym momencie poczułam, że boję się przeczytać treść tego świstka. Rozłożyłam kartkę, a moim oczom ukazał się mały obrazek domu. Domu ? Wyglądało to raczej, jak rezydencja choć...niewiele więcej mogłam dostrzec przez niezbyt wyraźną fotografię.
REZYDENCJA PAŃSTWA HALLER PRAGNIE ZAOFEROWAĆ POSADĘ PENSJONARKI (MAX 3 OSOBY). ODPOWIEDZIALNOŚĆ, RZETELNOŚĆ
I PODSTAWOWE ZNAJOMOŚCI KOMUNIKACJI ORAZ SAVOIR-VIVRE.
Czy ona mówi poważnie ? Pensjonarka ? Usługiwanie
bogatym ludziom ?
- Gretts...Wymamrotałam, przerzucając na nią nieco zmieszany wzrok. Nie potrafiłam sobie nawet wyobrazić, jak miałoby to wyglądać.
- To wielka szansa. Nowy kraj, nowe znajomości, oderwiemy się od tego wszystkiego !
W jej głosie podniecenie sięgało granic. Mam przechlapane.
- Muszę to przemyśleć. Przeanalizować za i przeciw.
- Za i przeciw ? Nie potrafisz nawet powiedzieć Gregorowi, że nic do niego nie czujesz.
To zabolało. Ukłuło w sam środek. Obrzuciłam ją wymownym spojrzeniem, po którym jej twarz natychmiast pobladła.
- Proszę, zgódź się, dla mnie. Klękając tuż przed moimi nogami, przybrała minę zbitego psa, który pragnie znaleźć oazę spokoju
i przytulny dom.
- Przestań tak na mnie patrzeć ! Żachnęłam się, smagając ją kartką po policzku.
- Zrobię co zechcesz. Poderwała się z kolan, wywlekając z szafy moją walizkę. - Chciałaś wyjechać, obie tego potrzebujemy. Poukładasz sobie w głowie.
- A co z Miką ? Spojrzałam na nią badawczo, przenosząc wzrok na ogłoszenie, czytając je uważnie i zastanawiając przy okazji, w jak głębokie tym razem bagno wchodzę.
- To zamknięty temat. Z resztą...Prychnęła, machnąwszy ręką. - To i tak by się nie udało, prawda ?
Nie pytając o pozwolenie, pozbawiła komodę jednej z szuflad, dosłownie wsypując zawartość do walizki.
- Norwegia ?!!! Wrzasnęłam nagle, tkwiąc wzrokiem na tych kilku, jakże znaczących dla mnie literach.
- Drobny szczegół. Blondynka przewróciła oczyma, powracając do poprzedniej czynności i to samo robiąc z drugą i trzecią szufladą.
- Który pominęłaś. Bąknęłam, padając plecami na łóżku i próbując zebrać myśli.
Biedna owieczka, czyli ja, pozostawiona na pastwę krwiożerczego lwa, czyli...ta rola nie została jeszcze obsadzona, choć wśród nominowanych na pewno znajdzie się Grette.
- Pytam czysto teoretycznie. Zaczęłam konstruktywnie, unosząc się na łokciach i zbierając rozochocone spojrzenie przyjaciółki. Choć nie wiem, czy po czymś takim powinnam ją jeszcze tak nazywać. - Kiedy mamy się tam stawić ?
- O nic się nie martw. Zabukowałam bilety. Powiedziała to tonem, jakby dla niej było to zupełną rutyną.
- Więc dlaczego pytałaś mnie o zdanie, skoro wszystko wcześniej sama załatwiłaś ?
- Bo ty wolałaś przechodzić kryzys w związku na jakimś kompletnym odludziu, zamiast myśleć o swojej przyszłości. Uśmiechnęła się tak wymownie, że poczułam nagłe mdłości i ścisk w okolicach skroni.
Przyszłość ? Trudno się na niej skupić, kiedy okazuje się, że walka
z samą sobą jest na starcie przegrana.
Ale może Grette ma rację. Wyrwać się stąd choć na chwilę. Być z daleka od bodźców, które ciągną mnie na dno.
- Zgadzam się. Wypaliłam, nim zdążyłam się utwierdzić w przekonaniu, że to dobry pomysł.
- Oczywiście, że się zgadzasz. Odparła spokojnie, wsuwając szufladę
z powrotem do komody. - Dokończ. Nie zabieraj wszystkiego, dobry pretekst żeby pójść na zakupy. Mrugnęła do mnie znacząco, ignorując mój nadal posępny i dumający wyraz twarzy.
- Zaraz ! A gdzie jest Juan ? Zerwałam się, podążając do drzwi.
- Wyjechał. Nie żebym miała z tym coś wspólnego.
- Grette ?! Warknęłam, bombardując ją gromiącym spojrzeniem.
- Powiedziałam mu o naszym..moim planie, a on uznał go za idiotyczny, więc...
- Dziwi Cię to ? Niedowierzanie malowało się na mojej twarzy. Wyciągając telefon, już miałam do niego zadzwonić, ale blondynka wykazując się niemałym refleksem, wyrwała mi go z ręki.
- Zadzwonisz, jak będziemy na miejscu. Nie chcę dawać mu satysfakcji. Poza tym...widzicie się nie ostatni raz. Oznajmiła zachęcająco, po chwili oddając mi urządzenie i uśmiechnęła się w ten sam sposób.
Kapitulacja. Nawet wewnętrzna wojowniczka zwinęła zabawki i zaszyła się w kącie mojej głowy.
Co mogłam zrobić ? Mój ojciec uważał, że nie nadaję się do niczego, bo nie powiedziałam mu o nieplanowanym wypadzie, który i tak skończył się totalną klapą. Jedyne co wiedziałam to to, że nie chcę podporządkowywać się jego planom, nie chcę też upewniać Gregora, że Tom...że nic dla mnie nie znaczy. Niech to się skończy. Teraz.
Jedyne co teraz musiałam zrobić, to stanąć twarzą w twarz z mamą
i tatą, powiedzieć im, że przemyślałam ich słowa i zamierzam podjąć, mam nadzieję, dobrą decyzję.
Łoskot kółek walizki, obijających się o powierzchnię schodów przyprawiał mnie o palpitacje serca. Grette idąc tuż za mną, jakby wyczuła, że każdy mój mięsień naprężył się niemiłosiernie, szybkim masażem jedną dłonią dodała mi otuchy.
Stawiając bagaż przy wejściu do kuchni, rozejrzałam się widząc siedzącą na kanapie mamę z twarzą schowaną w dłoniach. Uniosła głowę, rzucając mi przepraszające spojrzenie, po czym zerwała się
z miejsca podchodząc i zamykając mnie w swoich wątłych ramionach.
Fala żalu ogarnęła całe moje ciało, a pod powiekami zaczęły wzbierać łzy. Przymknęłam je odruchowo, nie chcąc teraz płakać.
- Kochanie. Tak bardzo Cię przepraszam. Wyszeptała, opierając czoło
o moje własne. Wiedziałam, że wpatruje się w moje oczy, ale ja nie byłam w stanie tego odwzajemnić. Grette, układając dłoń na moim ramieniu, ruszyła do wyjścia nic nie mówiąc.
- To nie Twoja wina, mamo. Tato ma rację. Zawiedliście się na mnie. Nie sprostam jego wymaganiom, nie chcę..Wyrzuciłam z siebie, dramatycznie zaciągając się powietrzem i wydając z siebie coś na kształt cichego westchnienia.
- Jestem z Ciebie dumna. Nie zapominaj o tym. Jej ramiona jeszcze bardziej zacisnęły się na moim ciele, przyciskając do siebie. - Zadzwoń. Wiedz, że Cię kochamy, bez względu na wszystko.
- Zadzwonię. Ucięłam, automatycznie wywijając się z jej uścisku. Nie mogłam tego przedłużać. Rozpacz coraz bardziej wzbierała, a to nie był dobry moment na jej uwidocznienie.
Ruszyłam do drzwi, zabierając w pośpiechu płaszcz, ściskając w dłoni rączkę walizki, tak, że wręcz czułam bielejące kostki.
- Obudź się ! Szturchnięcie i ten znienawidzony, irytujący głos blondynki. Otworzyłam oczy, lustrując wzrokiem podnoszących się
z miejsc pasażerów lotu Austrian Airlines.
Nie wierzę, że to robię. Grette obrzuciła mnie podekscytowanym spojrzeniem, które bez dwóch zdań wygrało potyczkę z przerażeniem
i niepewnością na mojej twarzy.
- Zaczynamy nowe życie. Szepnęła mi do ucha, wyskakując z rzędu foteli i kierując się do odzianej na niebiesko stewardessy stojącej przy włazie wyjściowym.
Nowe życie...Nie miałam nic do starego. Było nawet okay. Pomijając fakt, że kompletnie się w nim pogubiłam. Odpinając pas, wstałam rozprostowując zastałe kończyny i z rezerwą ruszając za nią.
Śnieg. Niby nic nowego. Jednak czułam to powietrze. Inne powietrze. Zupełnie nieprzesiąknięte plątaniną wydarzeń. Wszystko będzie
w porządku, Sonja. Oho...wewnętrzna dobra znajoma potwierdziła, że wybrała się w podróż razem ze mną. Nie wiedzieć dlaczego, w jakiś sposób dodała mi pewności siebie. Uśmiechając się przyjaźnie do szczerzącej się blond, niebieskiej postaci, wyszłam na zewnątrz, patrząc pod nogi.
- Tu...jest...NIEBIAŃSKO !!! Wrzasnęła Gretts, rozpościerając ręce
i unosząc głowę ku niebu.
- Od kiedy lubisz zimno ?
- Od teraz ! Odparła bez zastanowienia, ujmując mój nadgarstek
i pociągając za sobą.
Lotnisko w Oslo było ogromne. Aczkolwiek ludzi było tam mniej, niż się tego spodziewałam. Bez większych problemów dostałyśmy się do taśmy, która po chwili dowiozła nasze bagaże tuż pod nasze nosy. Telefon w kieszeni sygnalizował o wyczerpującej się baterii, ale nie
o tym teraz myślałam.
Praca. Ludzie, którymi będę się otaczać. Jacy oni będą ? Grette wodziła wzrokiem za taksówką, która po chwili podjechała pod budynek lotniska zwiedziona jej zamaszystymi ruchami ręki.
- Jesteś pewna, że wiesz, co robisz ? Rzuciłam, upychając walizkę
w bagażniku, rzucając jej przejmujące spojrzenie.
- Sonja. Ujęła w dłonie moje ramiona, potrząsając mną kilka
razy. - Ciesz się tym. Baw się. Zapomnij.
Subskrybuj:
Posty (Atom)