Rejestrowałam każdą upływającą godzinę, moment, w którym z mroku wyłaniała się szarość budzącego się do życia dnia. Nie zmrużyłam oka. Tak trudno było zasnąć, wiedząc, że ten stan niczego nie zmieni. Jego bliskość była wtedy tak przerażająco zachęcająca, fascynująca...odrażająca.
Uniosłam się na łokciach spoglądając na śpiącą słodko Grette. Tak bardzo chciałam być teraz na jej miejscu. Nie mieszkać pod jednym dachem z człowiekiem, do którego ciągnie mnie, jak plus do minusa. Wyślizgnęłam się spod kołdry i nie zważając na to, która jest godzina, ubrałam się w pośpiechu, chcąc choć na chwilę wyrwać się z czterech ścian, które przyprawiały mnie o gęsią skórkę.
Jeansy, ciepły sweter, kurtka i szalik. Trzymając w ręku buty, cicho zamknęłam za sobą drzwi mając na celu uniknięcie rozmowy z Gretts. Im mniej wie, tym lepiej dla niej.
Śnieg prószył pozostawiając po sobie trwałe ślady panującej teraz pory roku. Przejmujące zimno ogarnęło moje ciało, ale ani trochę nie chciałam wracać. Nie zdążyłam zwiedzić kompleksu rezydencji Hallerów, teraz miałam na to świetną okazję. Krocząc oznaczoną przez wjeżdżające pod dom, samochody, ścieżką, podążyłam wgłąb lasu okalającego cały teren zabudowany. Oddychając głęboko, dopiero teraz mogłam poczuć, jak nabieram racjonalności. To nie może wymknąć się spod kontroli. Jakby na to nie patrzeć, jest moim pracodawcą, kimś kogo z całego serca nie cierpię za to, jaki jest. Muszę coś wymyślić, muszę zdusić w zarodku chęć przywarcia do jego ust i nie wypuszczenia go z ramion nawet na setną sekundy.
A co z Gregorem ? Do niego na początku czułam przecież to samo...
- Nie. To było zupełnie co innego. Mruknęłam pod nosem przerywając ciszę zakłócaną jedynie hardymi świstami wiatru. Gregor to zupełnie inna bajka. On wiedział, czego chce. Wygrać, dojść do celu w każdym tego słowa znaczeniu. Mogłabym przypuścić, że to dało mu pewną przewagę w byciu chamem. To tylko przypuszczenia.
- Przecież to moja wina. Donośne stwierdzenie, które wcale nie sprawiło, że poczułam się lepiej, rozniosło się między drzewami, docierając do mnie teraz ze wszystkich stron.
- A w jakiej kwestii ? Od moich głośnych rozmyślań oderwał mnie znajomy mi głos za mną. Odwróciłam się, stając twarzą w twarz z moim koszmarem. Mam kłopoty.
Blondyn uśmiechał się lekko, opierając wyciągniętą ręką o jedno
z drzew, wpatrując się we mnie, niczym w wyrocznię, która zawsze mówi tylko i wyłącznie mądre i życiowe sentencje.
- Nie dam się znowu podpuścić. Możesz pomarzyć. Lepiej zacząć ostro,
a nóż wycofa się i da mi święty spokój ?.
- Podpuścić ? W nocy błagałaś o pocałunek...
- Zamilcz ! Wydarłam się, pozwalając echu popłynąć. Chwyciłam się za głowę, przymykając powieki, próbując zebrać myśli w jedną spójną całość. - Chcę przepracować tu swoje, wyjechać i nie musieć więcej oglądać Twojej twarzy. Rzuciłam cicho i w ciąż trzymając dłonie na skroniach, ruszyłam w kierunku rezydencji.
Nadzieja, że tym razem chłopak odpuści i pozwoli mi choć raz w życiu poczuć, że jednak jestem coś warta, była nikła tak, jak ta o spokojnym dotarciu do domu.
Poczułam na ramieniu gwałtowne szarpnięcie, a potem chropowatą korę drzewa wbijającą się w moje plecy, pomimo grubego materiału kurtki. Przez chwilę straciłam równowagę i kontakt z rzeczywistością, wlepiając przerażone spojrzenie w jego lazurowe, spokojne tęczówki. Niewiele myśląc wbił się z impetem w moje wargi, odcinając ten poszukiwany przeze mnie dopływ jasnego myślenia.
Miałeś tak czasem ? Potrzebowałeś tego tak bardzo, że żadna siła nie była w stanie odwieść Cię od tego, choć dobrze wiedziałeś, że to najgorszy z możliwych sposobów na wyjście z tego ogromnego bagna, w którym utkwiłeś. Siła nie do pokonania.
Ułożyłam zziębnięte dłonie na torsie Toma, poddając się zupełnie jego władaniu. Opór był bezcelowy, niepotrzebny. To mogłoby trwać wiecznie. Czułam jego ręce wsuwające się pod materiał kurtki
i wełnianego swetra, jednak nawet nie zareagowałam na zetknięcie się ze sobą lodu jego dłoni z moją ciepłą skórą. Podświadomie z utęsknieniem oczekiwałam tej jednej chwili, po której znów spojrzał na moją twarz odmienionymi oczyma.
- Nadal chcesz o mnie zapomnieć ?
Na to pytanie nie mogłam odpowiedzieć, nie teraz, nie będąc w takim stanie. Mimo silnej woli, pokręciłam przecząco głową, wtulając się
w niego najmocniej, jak tylko mogłam. Cel ? Czuć jego ciepło jak najdłużej się da.
- Gdyby miało nie być jutra, powiedziałabym, że nie chcę. Spuściłam wzrok zagryzając wargę, jakby to miała być dla mnie jedyna cielesna kara za moje słowa. Wszystko ma przecież swój koniec, jasne Sonja ?
Musisz odbić się od dna w momencie, kiedy on czuje, że ma Cię w garści.
I wtedy przestałam czuć jego ciepło, ciepłe, lazurowe tęczówki zamieniły się w lodowate barwy najciemniejszej głębi oceanu. Usłyszałam westchnięcie i choć już dawno przestałam się w niego wpatrywać, poczułam, jak bezradnie wzrusza ramionami.
Jaki to miało sens ? Chcieć to móc ? Co za baran to wymyślił ? Bardzo chcę, najbardziej. Jednak tak bardzo nie mogę. Powstrzymuje mnie niewidzialna siła mówiąca, że to byłaby zbyt pochopna decyzja, najgorsza, jaką dotąd podjęłam. On zwyczajnie nie jest mi pisany. Nie będę z nim szczęśliwa. Wystarczy, że usilnie to sobie wmówię i wszystko będzie w porządku.
W domu Haller'ów zwyczaj podawania śniadania przypadał o godzinie 08:30. Cała rodzina, przynajmniej ta obecna w rezydencji zbierała się
w kompleksie jadalnym, by zasiąść przy stole i wymieniać między sobą pojedyncze zdania. Sama zastanawiałam się, czy było to spowodowane faktem, że spędzali ze sobą tak mało czasu, że zwyczajnie nie mieli tematów do rozmów, czy może dbali o swój układ trawienny i woleli
w spokoju przeżuć każdy kęs.
Podawanie napojów padło dziś na mnie. To nie był dobry pomysł zważywszy na to, że od samego wspomnienia tego, co działo się kilka godzin wcześniej, trzęsły mi się ręce. Chciałam mimo to pokonać lęk
i pewnym krokiem trzymając w dłoniach pokaźny dzbanek z sokiem, przekroczyłam próg jadalni nie zwracając uwagi na domowników. Robiłam wszystko, niczym maszyna, robot pozbawiony uczuć. Gdyby tylko byli w stanie odgadnąć, co działo się w środku. Miałam wrażenie, że jeden z nich wszystko wie. Wie, jak teraz się czuję. Czułam jego wzrok i zaciskając każdy mięsień w moim ciele, próbowałam się nie rozpłakać.
- Wyjeżdżam dzisiaj. Muszę załatwić jeszcze kilka spraw...tu i ówdzie. Podjął nagle blondyn, nad którego szklanką pochylałam się właśnie. Cała krew odpłynęła z moich nóg, a ręce straciły nośność.
Pani Haller, jak widać nie przejęła się tym tak bardzo, jak ja.
Moje powieki nie dawały rady powstrzymywać natłoku łez, które powoli wydostawały się, torując sobie drogę po moich policzkach.
- Sonju, wszystko w porządku ? Pani Haller spowodowała, że wszyscy podnieśli wzrok na mnie.
Odchrząknęłam, nerwowo pocierając nadgarstkiem poczerwieniały policzek.
- Tak. Wysiliłam się na nikły uśmiech, jak najszybciej kierując się do kuchni. Obrzuciłam przelotnym spojrzeniem Grette, która o nic nie musiała już pytać, po czym, jak najszybciej bocznym przejściem skierowałam się na górę. Tego było za wiele.
Nacisnęłam klamkę, powoli wchodząc do środka. Jak za pierwszym razem. Jak wtedy, kiedy niczego nieświadoma naruszyłam jego prywatną sferę.
Całe pomieszczenie przesiąknięte było jego zapachem. Wszystko wydawało się nie mieć tu najmniejszego znaczenia, było takie błahe. Ostrożnie ułożyłam się miękkiej pościeli, starając się nie poplamić jej zmieszaną ze łzami maskarą spływającą z rzęs.
Zbyt długo się oszukiwałam. Dałam bezwzględnie się uwieść, ale nie przeszkadzało mi to do czasu, kiedy nie spróbowałam z tym walczyć. Marny pomysł. Fatalne zauroczenie, które nie ma prawa mieć przyszłości.
Zasnęłam ? Czy może aż nazbyt zatraciłam się w próbach odnalezienia powodu, dla którego teraz nie mogę przestać myśleć o Tomie. Jeśli to ma być miłość, to nie mogę się zgodzić, by nie dawała mi prawa wyboru.
Żadnych ale, musi być tak, jak ona chce. Taka nikła jednostka, jak ja nie ma nic do powiedzenia w tej kwestii. Chciałam być silna, ale szybko sprowadziła mnie do parteru i pokazał, kto jest szefem.
Zacisnęłam powieki słysząc szczęk poruszającej się klamki. Niech się dzieje, co chce. Nie chcę już nad tym panować.
Nie usłyszałam ani słowa. Żadnego "Wynoś się !" ani budującej riposty w jego stylu. Jedynie spokojny przybliżający się z każdą chwilą oddech. Przymknęłam oczy pod wpływem uginającego się pod jego ciężarem materaca i palców, które niespiesznie zaczęły sunąć po moim ramieniu.
Bałam się spojrzeć mu w oczy. Za wszelką cenę nie chciałam tego robić.
- Wiedziałem, że wrócisz. Szepnął wprost do mojego ucha, powodując, że całkiem zapomniałam o oddychaniu.
Odruchowo złapałam jego dłoń, zaciskając ją mocno. Trzymam się
z całych sił. Nie spojrzę w dół, nie otworzę oczu.