sobota, 15 lutego 2014

28 - Pragnę przedstawić Pana Heinricha.

Taksówka zatrzymała się przy okazałym budynku sięgającym kilkunastu pięter. Wyjrzałam przez szybę, zmuszając się do uśmiechu odwzajemniającego promienienie Grette.
- Rozmawiałam z Panią Haller, a raczej jej pośredniczką. Powiedziała, że jutro ktoś po nas przyjedzie.
Wydostała się z taksówki i wręczając kierowcy dwa banknoty, szeroko się do niego uśmiechnęła. Wątpliwości nie przestały siać zamętu
w mojej głowie. Kto po nas przyjedzie ? Czy Grette wie, że równie dobrze może to być pułapka, mogą nas wywieźć i sprzedać tubylcom na Madagaskarze. Wysiadłam z żółtego środka transportu, wydostając
z bagażnika walizkę i ciągnąc ją w stronę obrotowych drzwi wejściowych hotelu Bella Beauty. Sama nazwa wskazuje, że nie może być tam obskurnie. Wyglądał na drogi.
- Gretts. Nie było tańszej miejscówki ? Wycedziłam, nie kryjąc szoku po wejściu do środka. Cały hol był w pięknym pastelowym seledynie, jasne połyskujące meble, a na nich nieznane mi gatunkowo, kwiaty, które drażniły zapachem nozdrza.
- Haller'owie stawiają. Podążyła do recepcji, uśmiechając się do pięknej, młodej blondynki za kontuarem.
Tą odpowiedzią wyperswadowała mi z głowy wszelkie inne pytania. Zapłacili za najdroższy hotel w okolicy dla swoich nowych pracownic ? Których na dodatek w ogóle nie widzieli na oczy ? Coś mi tu śmierdzi.
Mimo to postanowiłam nie dramatyzować. Usiadłam na brązowej, skórzanej kanapie, wsłuchując się w przepiękny głos Alicii Keys rozbrzmiewający w całym pomieszczeniu.
Jeśli coś ma pójść nie tak, chcę najpierw spojrzeć na minę Grette, która bez większych oporów wpakowała się w te kłopoty razem ze mną. Zamiast tego ujrzałam kolejny uśmiech z jej listy tych najbardziej irytujących.
Podała mi klucz, machając do mężczyzny w czerwonej kamizelce, podążającego do nas z wózkiem na bagaże.
W milczeniu skierowałam się do windy. Pokój 301. Jak dobrze, że nie dane nam było dostać numeru 666. Od razu bukowałabym bilet powrotny do Innsbrucka. Nie żebym wierzyła w przesądy, ale byłoby to przerażające. Grette wcisnęła przycisk 5 piętra, spoglądając na mnie badawczo.
- Czy Twój uśmiech został w Austrii ?
- Całkiem niewykluczone. Rzuciłam bez namysłu, a kiedy rozwarły się drzwi windy, ruszyłam korytarzem, rzucając okiem na numery na drzwiach.
Moja pewność siebie całkiem zniknęła. Nawet wewnętrzna przyjaciółka odwróciła się do mnie plecami nie mając zamiaru dać mi wsparcia. Blondynka doganiając mnie, zagrodziła drogę, wwiercając się we mnie palącym spojrzeniem.
- Sonja do cholery, to nie koniec świata ! Warknęła, tupiąc znacząco nogą. - Jesteś dorosła, nie zachowuj się, jak dziecko, które dopiero zaczęło rozumieć o co chodzi w życiu.
Jej słowa miały w sobie dziwną moc. Zmarszczyłam czoło, patrząc na nią z zastanowieniem.
- Kiedy nauczyłaś się mówić z sensem ? Zapytałam, próbując ukryć uśmiech.
- Wróciła Sonja, jaką znam. Przytuliła mnie natychmiast, wyrywając klucz z uścisku i prowadząc do pokoju.

O dziwo poczułam się lepiej po bezpośrednim kontakcie z jej nadal opalonymi ramionami.
Pokój w stonowanych śliwkowych barwach pogłębił uczucie, że teraz może być już tylko lepiej.
Grette od razu wskoczyła na łóżko, po uszy nakrywając się kołdrą
i szepcząc słodkie "dobranoc". Ja natomiast zamknęłam się w łazience, korzystając z chwili samotności. Mogłam na spokojnie wszystko przemyśleć. Szkoda, że nie miałam na to odrobiny więcej czasu..
Napuszczając gorącej wody do nieskazitelnie białej wanny, rozebrałam się wchodząc do niej i przyzwyczajając skórę do parzącego ukropu.
Wcale nie chcąc, zaczęłam myśleć o wysokim brunecie, którego zostawiłam bez pożegnania, z którym wciąż jestem pomimo kłótni. Ale czy na pewno ? Może i on miał dość rozkapryszonego bachora, jakim jestem.
Czas zmienić siebie i wszystko dookoła. Praca uszlachetnia. Uśmiechnęłam się na tę myśl, zamykając oczy
i chowając głowę pod wodą.
Dudnienie w mojej głowie, zmusiło mnie jednak do natychmiastowego wynurzenia się. Zaraz, zaraz, te dźwięki nie dochodzą z mojej głowy, ale zza drzwi.
Wsłuchałam się uważnie, po chwili nie musząc już tego robić, bo ktoś zwyczajnie podkręcił Single Ladies na full.
- Gretts...Wymamrotałam, pospiesznie wychodząc z wanny i owijając się ręcznikiem. Na głowie utworzyłam turban z takiego samego, białego ręcznika i wzdychając głośno otworzyłam drzwi.
Grette z do perfekcji zapamiętanym układem Beyoncé, wymachiwała wypłowiałymi od słońca Madrytu, blond włosami, biodrami rysując wszelkie figury geometryczne, tańczyła, jak oszalała w samej bieliźnie.
- Grette !! Krzyknęłam, chcąc przebić się przez dźwięki dobiegające
z głośnika pokaźnego sprzętu grającego ustawionego na komódce obok okna.
- Wiesz co, Sonja ?! Wrzasnęła, nie przestając tańczyć. - Dopiero teraz zrozumiałam, że jesteśmy zdane na siebie ! To my decydujemy ! Robimy co chcemy !!!! Jej pisk miał częstotliwość gwizdka dla psów. Rzucając się na mnie i chwytając moją dłoń, zaczęła wymachiwać nią na wszystkie strony, zmuszając moje ciało do obrotu dookoła własnej osi.
- Ja chciałabym pójść spać. Wymruczałam pod nosem, wywracając gałkami ocznymi.
- Masa facetów, imprezy, zabawa. Wyobrażasz sobie to ?
- Praca. Nie przyjechałam się tu bawić. Powiedziałam stanowczo, wydobywając dłoń z jej uścisku.
A po co właściwie tu jestem ? Głównym zamysłem było odreagowanie. Zapomnienie twarzy, uwolnienie się od ojca, chcącego wepchnąć mi do rąk biznes, którego ja nie chcę.
Widząc pochmurną teraz twarz Grette, wymiękłam. Wzdychając ciężko, uśmiechnęłam się szeroko, ujmując jej dłoń i wymownie kręcąc biodrami, drugą ręką natomiast przytrzymując poła ręcznika.
Ona znowu miała racje. Skoro mam się zmienić, muszę przestać być grzeczną dziewczyną, wszędzie widzącą zło mogące ją skrzywdzić. Koniec strachu.
- Mam nadzieję, że mają tu dobre kluby nocne. Rzuciłam, poruszając zabawnie brwiami, po czym podchodząc do wieży stereo, wyłączyłam muzykę i spojrzałam na nią znacząco. - Jeśli mamy mieć siłę na zabawę i pracę, musimy się wyspać. Przypuszczam, że bez wrażeń się jutro nie obejdzie.
Pociągnęłam za zamek walizki, wydobywając z niej za duży t-shirt
i majtki, po czym kierując się z powrotem do łazienki.

Otworzyłam oczy, rozglądając się po pokoju, nie moim pokoju.
A jednak to nie był sen. Jestem z dala od domu, z dala od dawnego życia. Uśmiechnęłam się do siebie, gramoląc z łóżka i ciskając poduszką w głowę blondynki.
- Pobudka !!
Humor zdecydowanie dopisywał. To już połowa sukcesu, prawda ?
Dużo czasu zajęło mi mentalne przygotowanie się do obcowania
z myślą, że jestem teraz zdana tylko i wyłącznie na siebie. Nie ma Gregora, nie ma Toma...Nie, nie, nie...wcale o nim nie pomyślałam.
Pomyślałaś ! Przyjaciółka umysłu nie dała za wygraną.
- Mamy pół godziny. Wymamrotała Grette, leniwie opuszczając ciepłe pielesze.
Pół godziny dzieli nas od rozpoczęcia życia na własną rękę. Brzmi obiecująco.

Pod budynek hotelu podjechał czarny Lexus suv. Samo to auto zrobiło na mnie ogromne wrażenie.
Jak obrzydliwie bogaci muszą być ci ludzie...
Drzwi auta otworzyły się, a ja złapałam się na tym, że wstrzymuję oddech. Garnitur, czarny krawat i głowa ogolona na zero.
- Wygląda, jak ojciec chrzestny. Szepnęła Grette, uśmiechając się od ucha do ucha i ruszając w stronę mężczyzny w średnim wieku.
Ojciec chrzestny. Święty Barnabo, w co ja się wpakowałam ? Dopiero teraz zaczerpnęłam powietrza, odpychając wszelkie negatywne myśli
i podążając do auta.
Wbrew przypuszczeniom, jakie miewałam przez ostatnie sekundy, mężczyzna uśmiechnął się lekko i wyciągnął dłoń w geście powitania.
- Moja godność, Heinrich Wellstig. Szofer Państwa Haller. Mam panienki dostarczyć na miejsce.
Jego akcent rozbawił mnie do tego stopnia, że musiałam zmuszać się do pozostania w stanie powagi. Obrzuciłam blondynkę przelotnym spojrzeniem i oddałam Panu Wellstig'owi moją walizkę, po czym wciąż niepewnie, wsiadłam do samochodu, zapinając pas.
Grette zajęła miejsce na przedzie, odwracając się i unosząc obydwa kciuki w górę. Triumf ? Nie miałam pojęcia, że aż tak bardzo chce dopiec Juanowi i pokazać, że jednak potrafi doprowadzić plan do końca.
Juan ! Cholera. Dopiero teraz przypomniałam sobie o rozładowanej komórce.
Heinrich zajął miejsce za kierownicą i odpalił silnik, bez pośpiechu, wręcz z ostrożnością ruszając naprzód.
- Jak długo będziemy jechać ? Chciałabym mieć jej pewność siebie, rozsiadła się wygodnie, przeglądając się w różowym lusterku z Hello Kitty. Wdawała się w pogawędki nawet z największymi sztywniakami.
- Około dwudziestu minut. Odrzekł Heinrich, lekko zachrypniętym głosem.
Dwadzieścia minut. Brzmi nieźle.
- Powie nam Pan coś o Państwie Haller ? Grette znów postanowiła przeprowadzić wywiad środowiskowy.
- To mili ludzie. Choć rzadko bywają w rezydencji.
- A coś więcej ? Wymierzyłam kuksańca w siedzenie, próbując przyprowadzić ją do porządku.
- Pani ponownie wyszła za mąż za Pana Hallera, razem prowadzą kilka firm. To ludzie mocno powiązani z biznesem. Odparł spokojnym tonem.
- Ma dzieci ? Nie znoszę dzieci, wie Pan..krzyczą, biegają dookoła
i bałaganią.
Jeszcze chwila i zejdę na zawał. Czy ona ma jakiekolwiek granice ?
- Trzech synów, ale raczej nie krzyczą i nie biegają dookoła. Odrzekł, wciąż uporczywie wpatrzony w przestrzeń przed sobą.
- O matko ! Wrzasnęła nagle, zrywając się z miejsca. - Najmocniej Pana przepraszamy, jesteśmy niewychowane. Ja nazywam się Grette Montoya, a to moja przyjaciółka Sonja Zachovic. Wyciągnęła dłoń w kierunku mężczyzny, a on po chwili uścisnął jej niewielką część.
- Masz hiszpański akcent.
- Tak, pochodzę z Madrytu. Odparła szybko, wracając do wcześniejszej pozycji.
- A Panna Zachovic ? Spojrzał badawczo w przednie lusterko, próbując uchwycić mój wzrok.
- Urodziłam się w Lublanie. Odpowiedziałam cicho, może zbyt cicho.
- Międzynarodowo. Skwitował, wracając wzrokiem na drogę.
- A Pan ? Skąd pochodzi ? Kolejna próba przyprowadzenia blondynki do porządku kopnięciem w fotel.
- Z Oslo. Mam nadzieje, że klimat wam nie przeszkadza.
- Jest wspaniale. Grette uśmiechnęła się szeroko, by po chwili dać mi satysfakcję i nie odzywać się przez resztę podróży.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz