środa, 19 lutego 2014

30 - Whiskówki, pulsujące skronie i dudniące serce.

Miłego czytania ;-)

Budzik zadzwonił punktualnie o 07:00. Po przepłakanej nocy, czułam się dziwnie wypoczęta. Wstałam, dając Grette jeszcze chwilę błogiego snu. Postanowiłam jej posłuchać. Skończyć z przeszłością. Teraz jedynym moim zmartwieniem było ukrycie sińców pod oczami
i spięcie moich niesfornych włosów w nienaganny kok. Kiedy już mi się to udało, ochlapałam twarz zimną wodą, wycierając dokładnie
i nakładając krem. Rzęsy przeczesałam mascarą i to był cały mój makijaż. Kolejna z żelaznych zasad. Niewidoczny make up. Ubrałam się, wpuszczając idealną rozmiarowo koszulę w spódnice i nakładając na nogi białe tenisówki.
Byłam gotowa do pracy. Mój pierwszy dzień musi być doskonały. Wszyscy muszą zobaczyć, że bardzo mi zależy i, że daję z siebie wszystko. Nałożyłam na prawy nadgarstek złoty zegarek, który dostałam od mamy na 17 urodziny i który wskazywał dwadzieścia po.
Obudziłam Grette i odprowadzając ją wzrokiem do łazienki, wyszłam
z pokoju kierując się korytarzem w stronę schodów. Miałam teraz trochę czasu, aby obejrzeć cały ten pałac. Na ścianach wisiały różnego kalibru obrazy. Oglądałam je uważnie, zastanawiając się, czy to wszystko daje im szczęście. To bogactwo i przepych, ta wieczna dyscyplina. Słysząc szczęk talerzy dochodzący z kuchni, podążyłam właśnie tam.
Przepasałam talię białym fartuszkiem, stając w wejściu i uśmiechając się promiennie do Tessy i Heinricha popijającego kawę przy kontuarze.
- Dzień dobry. Rzekłam, wchodząc i nieśmiało przygładzając materiał fartucha.
- Ranny ptaszek z Ciebie. Zjesz coś ? Tessa obdarzyła mnie uprzejmym uśmiechem, o wiele bardziej życzliwym od tego z wczoraj.
- Tak, dziękuje. Usiadłam tuż obok Heinricha, zaciągając się kuszącym zapachem świeżo parzonej kawy, której kubek tuż po chwili przed moim nosem postawiła Tessa.
- Dobrze spałaś ?
- Nie całkiem. Muszę przywyknąć do nowego miejsca. To trochę potrwa, proszę Pana. Odparłam.
- Mów mi Hein. Powiedział stanowczo mężczyzna, uśmiechając się szeroko.
- Zjedz śniadanie, dziś nie będzie czasu na jedzenie. Wtrąciła Tessa, podstawiając talerz z trzema tostami z dżemem morelowym, po czym wycierając ręce w fartuch, wyszła z kuchni. Posłusznie zabrałam się do pałaszowania tych frykasów, biorąc na poważnie jej ostrzeżenie.
- Tessa mówiła, że przyjeżdża dziś syn Pani Haller. Zaczęłam nieśmiało, próbując wybrać dobry moment, by nie mówić z pełną buzią.
- Tak. Całkiem miły człowiek, choć straszny z niego kobieciarz. Poruszył zabawnie brwiami, uśmiechając się znacząco.
- Zapamiętam. Odrzekłam, parskając po chwili śmiechem. Wtem
w drzwiach stanęła nadal zaspana Grette.
- Przegapiłam coś ? Zapytała i skinąwszy głową w kierunku Heinricha, usiadła tam, gdzie przed chwilą zajmowała miejsce, Tessa.
- Śniadanie. Zjedz, to może być dziś nasz jedyny posiłek. Rzuciłam, dokańczając ostatniego tosta i upijając kilka sporych łyków pysznej kawy.
- Zostawiam was drogie panie. Hein odstawił kubek i obdarowując nas szczerym uśmiechem, oddalił się.
- Hein powiedział, że syn Pani Haller to kobieciarz.
- Więc może czas zaprzestać zaciekłej obrony dziewictwa ?
- Grette ! Żachnęłam się, odstawiając kubek i patrząc na nią pretensjonalnie. - Idę do pracy. Wypaliłam znacząco, odwracając się na pięcie i zostawiając ją samą.
Zwariowała. Jeszcze nie zdążyłam wyplątać się z jednej jakże zawikłanej relacji, a ona mówi o następnej. Nie ma mowy. Jestem tu po to, by tego unikać. Zanim weszłam do pomieszczenia dla pracowników znajdującego się tuż obok kuchni, przybrałam coś na kształt uśmiechu. Po chwili zjawiła się też Gretts, obrzucając mnie wymownym, szelmowskim uśmiechem, który skwitowałam ponownym wywróceniem oczyma.
Tessa wręczyła mi pokaźną kupkę krwisto czerwonych serwetek,
a Grette dane było nieść białe, błyszczące i zapewne ciężkie w tej ilości, talerze. Ma za swoje. Głos w głowie wymagał ode mnie aprobaty uśmiechem zwycięstwa.
- Któraś z was pójdzie do pokoju syna Pani, wymieni ręczniki i otworzy okna. Tessa mówiąc to, wyminęła nas, palcem wskazując ogromny także ciemno mahoniowy stół, na którym miała odbyć się uczta.
- Ja pomogę tutaj, Sonja pójdzie. Wtrąciła Grette, unosząc podbródek
i zostawiając mnie samej sobie z myślą, że nie mam już nic do powiedzenia.
Tessa przerwała nagle moją bitwę o godność i wręczyła mi klucz.
- Czwarte drzwi po lewej. Mruknęła i z kieszeni fartucha wyciągając ścierkę z froty, podążyła do stołu.

Ostrożnym krokiem weszłam na górę. Pierwsze drzwi, drugie, trzecie...
Wszystko traktujesz zbyt osobiście. Musiałam przyznać rację wewnętrznej mentorce. Czwarte. Stanęłam przed nimi, wpychając klucz do zamka i zdecydowanym ruchem otwierając drzwi.
Wielkie i przestronne pomieszczenie, bardzo surowe. Mówią, że pokój odzwierciedla duszę, więc prawdopodobnie miałabym się czego bać, mając do czynienia z człowiekiem, który w nim mieszka. Zimno turkusowe ściany, jasne meble wyglądające na niezakonserwowane, proste łóżko ze stalowymi ramami i półka na ścianie naprzeciw. Półka, na której mieściło się mnóstwo trofeów różnego rodzaju.
Weszłam do środka, zamykając za sobą drzwi. Podeszłam do niej
i oglądając poszczególne medale dostrzegłam, że nie dotyczą jednej dyscypliny. Siatkówka, piłka nożna, skoki narciarskie...Tych ostatnich było zdecydowanie najwięcej. Dlaczego wszystko tutaj musi przypominać mi o tym, co zostawiłam za sobą ? Kręcąc głową, podążyłam do łazienki, zbierając czyste mogłoby się wydawać, ręczniki. Rozejrzałam się dookoła. Ciekawość wzięła górę. Żele pod prysznic, perfumy, jak w każdej łazience. Chwyciłam jeden
z flakoników i zdjęłam zatyczkę głęboko się zaciągając.
Dlaczego pachnie tak znajomo ? Niewiele myśląc, spryskałam swój nadgarstek, umieszczając zatyczkę na swoim miejscu i odstawiając flakon na półkę pod lustrem. Miesza ci się w głowie Sonju.
- Racja. Mruknęłam pod nosem, zabierając ręczniki
i wychodząc z łazienki. Przejechałam jeszcze dłonią po wierzchniej stronie pościeli, wygładzając ją i otwierając okno, zaczerpnęłam świeżego powietrza, wychodząc po chwili z tej świątyni surowości.

Kiedy wróciłam, stół był już zasłany śnieżnobiałym obrusem, a na nim dziesięć talerzy na czerwonych serwetkach. Grette rozkładała sztućce, trzymając w drugiej dłoni kartkę z instrukcją, jak poprawnie powinno się to robić.
- Jak było ? Rzuciła, wciąż wpatrując się w połyskujące widelce, noże
i łyżki.
- Pytasz, jak wrażenia po wymianie ręczników ? Usiadłam na jednym
z krzeseł, ale już po chwili wróciła Tessa, przywołując mnie do siebie, nieco wykrzywionym palcem wskazującym. Oddałam jej klucz do pokoju i odruchowo spojrzałam na zegarek.
- Tak. Jest 10:00 a my mamy opóźnienie. Mówiąc to, wręczyła mi białą, aksamitną szmatkę i poprowadziła do kuchni, gdzie na stole stało już wszelakiego rodzaju szkło. Kieliszki do wina, szampana, szklanki whiskówki i inne.
Monotonna i wydawać by się mogło, syzyfowa praca. Mimo to podjęłam się jej, mając zamiar myśleć tylko o połyskujących szkłach.
Kiedy to właśnie robiłam, do kuchni wpadły dwie dziewczęta, może rok starsze poszeptując między sobą. Jedyne co zdążyłam uchwycić, to wiadomość, że gość właśnie przed chwilą się zjawił.
Wielkie mi rzeczy. Jeśli jest taki sam, jak Państwo Haller, nie będziemy mieli okazji często go widzieć.
Wykonując drobne poprawki przy ostatnim kieliszku, włożyłam ściereczkę do kieszonki fartucha i wyszłam z kuchni w poszukiwaniu Tessy.
Przystając w drzwiach jadalni, dostrzegłam zmieszaną minę Grette.
- Coś się stało ? Gdzie Tessa ?
Grette wyglądała teraz, jakby zobaczyła ducha.
- Jest na zewnątrz. Wydukała. Nie miałam czasu się przejąć jej nagłą zmianą zachowania. Ruszyłam w kierunku drzwi wyjściowych, pociągając za ich klamkę i dopiero teraz rozumiejąc wczorajszą minę Tessy po otwieraniu tych drzwi. Były jakby zrobione ze stali. Ciężkie
i toporne.
Po spotkaniu z zimnym powietrzem, natychmiast dopadła mnie gęsia skórka, a widząc srebrne volvo na podjeździe, kręcącego się obok niego Heinricha i pochylającą się przy bagażniku Tesse, podążyłam w jej kierunku.
- Tessa, nie mam pojęcia, co zrobić z tym szkłem. Zaczęłam, podchodząc, a ona nawet na mnie nie patrząc, wcisnęła mi dwa wieszaki z jakimś ubraniem w pokrowcu.
- Zanieś to. Powiedziała, rozglądając się po okolicy. Wzruszyłam ramionami, wzdychając i wycofując się z powrotem do środka.
Czy sam nie mógł sobie tego zanieść ? Pan i władca ? Każdy ma mu nadskakiwać ? Pomyślałam, zaciskając wargi w cienką linię i próbując otworzyć te przeklęte drzwi.
- Pomogę ! Usłyszałam nagle głos za sobą i nim zdążyłam się odwrócić, rezydencja stała przede mną otworem. Jednak ciekawość znów nie pozwoliła mi odpuścić. Odwróciłam się niepewnie, zamierając.
Każdy mięsień odmówił posłuszeństwa. A oczy wpatrywały się w postać chłopaka, który także doznawał ciężkiego szoku widząc mnie.
- Sonja na litość boską, jesteś tu potrzebna ! Wykrzyknęła Tessa, jednak do mnie nic nie docierało. Wpatrywałam się w te oczy, żałując każdej chwili spędzonej tutaj. Dopiero kiedy blondyn odwrócił wzrok,
z trzęsącym się całym ciałem, wtargnęłam do środka.
Położyłam pokrowce na krześle, siadając na jego skraju i głośno oddychając. To nie może być prawda ! Dlaczego spotyka to akurat mnie ? Cholera !!!
Grette widząc w jakim stanie aktualnie się znajduję, zaniechała wykonywanej pracy i podeszła do mnie, przykucając przy moich nogach.
- Chciałam Ci powiedzieć, ale...
- Nic...nie mów. Wycedziłam przez zęby, zrywając się i wychodząc na zewnątrz.
Podbiegłam do Tessy, kompletnie ignorując spojrzenie niebieskookiego i wzięłam głęboki wdech, ale tak aby nikt nie zdołał tego zauważyć.
Tessa już miała wręczyć mi jedną walizkę, ale chłopak ubiegł ją, dosłownie wyrywając ją z jej dłoni.
- Wyluzuj Tessa. Rzucił z rozbawieniem, muskając lekko jej policzek.
Oboje musieli być do siebie przywiązani. Kobieta uśmiechnęła się, prawie od razu rumieniąc i obrzucając mnie, obserwującą całe to wydarzenie, gromiącym spojrzeniem.
Po chwili w drzwiach pojawiła się sama Pani Haller, rozpościerając ramiona.
- Tom. Uścisnęła go i ucałowawszy jego czoło, zagarnęła ramieniem do siebie, wprowadzając do domu.

Moje wyczerpanie emocjonalne sięgnęło zenitu. Uniosłam nadgarstek chcąc otrzeć zamglone oczy i wtedy znów poczułam ten zapach. Dopiero teraz wszystko zaczęło układać się w jedną całość. Jedna z liter "T" na wisiorku Pani Haller na pewno symbolizowała pierwszą literę imienia jej syna. Siedziałam w kuchni popijając melisę, którą zaparzyła Grette, od kilku minut wpatrująca się we mnie, niczym w dzieło sztuki.
- Przecież to nie koniec świata.
- Grette...bądź cicho. Wysyczałam, dopijając napar i pocierając pulsujące skronie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz