niedziela, 23 lutego 2014

31 - Dziewczyno, powinnaś wiedzieć, dla kogo tracisz głowę.



Nieuchronnie zbliżała się godzina, na którą zaplanowane było przyjęcie. Znalazłam odrobinę czasu, aby wrócić do pokoju i się odświeżyć. Na nadgarstku wciąż wyczuć mogłam ten zapach. Zapach Toma.
Wwiercając wzrok w taflę lustra, postanowiłam spróbować poukładać sobie w głowie. To jego dom. Pani Haller to jego matka. Nigdy wcześniej nie mówił mi, że jest tak chorobliwie bogaty ! Może dlatego, że rzadko rozmawialiśmy normalnie...w ogóle rzadko rozmawialiśmy. Jak mogłam dać się wplątać w to wszystko ? Nie miałam dotąd pojęcia, jak bardzo namieszałam moją obecnością tutaj. Tom nie wyglądał na zadowolonego. Był tak samo zaskoczony, jak ja.
W pokoju rozniósł się dźwięk telefonu. Podeszłam i widząc na wyświetlaczu to samo zdjęcie czekoladowookiego, zrobiło mi się słabo. Usiadłam na łóżku i trzęsącą się dłonią wcisnęłam zieloną słuchawkę.
- Halo ?
- Nie mówiłaś, że wyjeżdżasz. Jego surowy ton, pogłębił mdłości.
- Gregor ja...
- Chcesz to zakończyć w ten sposób ?
- Nie. Wtrąciłam, tracąc kontakt z rzeczywistością, próbując nie płakać.
- Gdzie jesteś ? Na jego pytanie, do pokoju weszła Grette, rzucając mi pobłażliwe spojrzenie.
- Gregor...Przepraszam. Wydukałam, rozłączając się i wybuchając niepohamowaną salwą dzikiego płaczu.
Blondynka dopadła do mnie, chowając w ramionach, aczkolwiek w tym wypadku nawet to nie pomogło. To koniec. Wpatrując się ślepo
w numer wciąż widniejący na wyświetlaczu, próbowałam złapać choć jeden pełny wdech.
- Musisz to zrobić. Powiedziała, nadal mnie do siebie przytulając.
- Wiem. Odparłam i gładząc przez chwilę koniuszkiem palca, przycisk usuwający kontakt, w końcu to zrobiłam. Nie poczułam jednak żadnej ulgi. To była tylko i wyłącznie moja wina.
On starał się, jak mógł, a ja to schrzaniłam.
- Musimy iść. Ucałowała mój policzek, mankietem koszuli ocierając łzę pałętającą się po nim, po czym poderwała mnie z miejsca
i trzymając dłonie na moich obojczykach, poprowadziła do wyjścia.
- On tam jest ? Zapytałam, dochodząc do schodów i łapiąc spojrzenia kilku mężczyzn w garniturach na miarę, przechadzających się po salonie.
- Nie sam. Odrzekła z przekąsem, popychając mnie lekko.

Tessa obrzuciła nas zniecierpliwionym spojrzeniem. Niedobrze.
Chwytając w dłonie wielką wazę z czymś na podobieństwo ponczu,
ruszyłam do wielkiego holu, patrząc co jakiś czas pod nogi. Omijałam wzrokiem każdego. Jedyne, co dostrzegłam, to Panią Haller spokojnie przechadzającą się wśród gości. Postawiłam szklaną wazę na stole, na którym wcześniej stały kwiaty i już miałam iść z powrotem do kuchni po małe szklaneczki, ale unosząc wzrok, od razu tego pożałowałam.
Blondyn stał przy schodach, z kieliszkiem szampana, w objęciach rudowłosej piękności. Coś zacisnęło się we mnie, a nogi odmówiły posłuszeństwa. Kompletnie nie przejmował się moją obecnością i to paradoksalnie bolało najbardziej.
Przecież sama go ignorowałaś. Podświadomy głos zrównał mnie
z ziemią. Zakręciło mi się w głowie, chciałam natychmiast zniknąć. Podążyłam do kuchni, mijając się z Tessą, która wyraźnie wyczuła, że coś nie gra.
- Dobrze się czujesz ?
- Tak, w porządku. Powiedziałam cicho, układając na srebrnej tacy, małe szklane pojemniczki do ponczu i razem z nią ponownie wchodząc do jaskini lwa.
Przyjęcie trwało w najlepsze. Napełniałam puste kieliszki po winie
i szampanie, odnosiłam brudne talerze i siliłam się na szczerze wyglądający, uśmiech. Jednakże ten, kto mnie znał, wiedział, że do szczerości mu daleko. Trzymając w dłoniach butelkę z drogim trunkiem, rozglądałam się za tym, czyj kieliszek został opróżniony. Zagryzając dolną wargę, błagałam o szybki koniec tego horroru, który siał spustoszenie w moim wnętrzu.
- Mogę prosić ? Niebieskooki wyrósł przede mną, jak spod ziemi, lustrując mnie tym przenikliwym wzrokiem, który wydawał się znać mnie na wylot. Starając się nie dać poznać po sobie jakichkolwiek emocji, dolałam szampana do pustego kieliszka, natychmiast odwracając wzrok.
- Jesteś spięta. Szepnął, nieznacznie zmniejszając odległość między nami. Moje ciało zareagowało natychmiast. Odsunęłam się, patrząc na niego z można by rzec przerażoną twarzą.
- Nie wolno mi rozmawiać z gośćmi. Oznajmiłam, aczkolwiek była to najbardziej niepewnie brzmiąca kwestia, jaką w życiu powiedziałam.
- Z gośćmi nie. Uśmiechnął się szelmowsko, upijając spory łyk alkoholu.
- Przepraszam. Muszę iść. Ponownie przygryzłam wargę, tym razem czując ból, po czym odwróciłam się, zmierzając do kuchni. Miałam dość.
Grette widząc te męczarnie, zabrała ode mnie butelkę, znikając po chwili w tłumie garniturów i szykownych sukien. Usiadłam przy stole
i widząc otwartą butelkę szampana, chwyciłam ją i pociągnęłam z niej kilka łyków, po chwili odstawiając na miejsce. Nie przetrwam tu dłużej. Nie w jego obecności. Nie pod jednym dachem z tym aroganckim, wyrachowanym dupkiem.
Nie zapominaj, kto toczył bitwę na dwa fronty. Słysząc to, przytwierdziłam czoło do blatu kontuaru, próbując uciszyć wyrzuty sumienia.

Dochodziła 22:00. Towarzystwo się przerzedzało. Tessa weszła do kuchni i widząc mnie w tej pozycji, podeszła bliżej.
- Na dzisiaj koniec. Idź się położyć. Mruknęła, wkładając brudne talerze do jednej ze zmywarek.
- Tessa, przepraszam. Wstałam, rzucając jej smutne spojrzenie.
- Idź, jutro to posprzątamy. Wysiliła się na lekki uśmiech, powracając do tego, co robiła wcześniej.
W naszym pokoju było tak cicho. Za cicho. Dopiero teraz słyszałam wszystko, co miała do powiedzenia mi moja wewnętrzna przyjaciółka. Beształa mnie ile wlezie. Miałam nadzieję, że wodą ugaszę jej chęć wyżycia się na mnie.
Wzięłam zimny, orzeźwiający prysznic i przebrałam się w piżamę, wskakując pod kołdrę. Byłam wyczerpana. Ale nie przez pracę. Niepokój psychiczny dał mi popalić o wiele bardziej. Nim zdążyłam zauważyć, zostałam wciągnięta w objęcia Morfeusza.
Ale to nie była spokojna noc. Uniosłam się na łokciach, rozglądając się po pomieszczeniu. Panował mrok, a Grette dawno już smacznie spała. Żołądek nie dawał mi spokoju. Burczało w nim niemiłosiernie i dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że nie jadłam nic prócz śniadania.
Cichutko wysunęłam się z łóżka, narzucając na siebie szlafrok blondynki i ostrożnie wymykając się z pokoju. Musiałam szczególnie uważać, aby przypadkiem nie wyłożyć się na śliskich schodach również pokrytych mrokiem.
Docierając do kuchni, podążyłam do lodówki, nie zapalając światła. Chciałam zostać niezauważona i sądziłam, że znaki świetlne mi w tym nie pomogą. Otworzyłam jej drzwi, pochylając się i lustrując wzrokiem jej wnętrze. Kanapka z pomidorem. To na nią miałam ochotę.
- Głodna ? Usłyszałam, a tuż po tym kuchnia rozbłysła, pogrążona
w świetle lampy. Podskoczyłam, natychmiast zatrzaskując drzwi lodówki i przywierając do niej plecami.
W drzwiach stał wyraźnie rozbawiony Tom.
Zacisnęłam wargi, przymykając na chwilę oczy.
- Cierpisz na bezsenność ? Wycharczałam, zabierając szklankę
i nalewając do niej wody, po czym wypijając prawie całą jej zawartość.
- Mógłbym zapytać o to samo. Podszedł bliżej i w tym właśnie momencie zorientowałam się, że zagradza mi jedyną drogę ucieczki.
- Wybacz, ale nie mam ochoty na rozmowę.
- A ja ? Owszem. Odparł, wciąż zmniejszając odległość pomiędzy nami. Po plecach przeszedł mnie zimny dreszcz. Jego wzrok był niecodzienny. Dziwny i przenikliwy. Zły.
Kiedy zbliżył się na niebezpieczną odległość, odskoczyłam, jak oparzona, co jeszcze bardziej go rozbawiło. Jednak nie ja byłam jego celem. Otworzył lodówkę i wyciągnął z niej masło i dorodnego, czerwonego pomidora, a z szafki obok, pachnący jeszcze chleb.
Milczałam, obserwując każdy jego ruch. Położył produkty na kontuarze i zasiadł przy nim, przerzucając wzrok na mnie.
- Masz ochotę ?
Chciałam powiedzieć nie, ale pustka w żołądku odbiła się na mojej godności.
- Poproszę. Wycedziłam, niepewnie zajmując miejsce naprzeciw Toma. Boląca warga nie zniwelowała potrzeby jej przygryzania. Musiałam teraz schować do kieszeni dumę i spróbować zachowywać się całkiem normalnie. Nie sądziłam, że rozsmarowywanie masła na kromce chleba może być tak fascynujące. Robiłam wszystko, by nie patrzeć na jego twarz z tym znienawidzonym szelmowskim uśmiechem.
- Ciągle mnie zaskakujesz. Oznajmił nagle, wstając i ujmując w dłoń duży nóż kuchenny.
Święty Barnabo. Jest trzecia w nocy, jesteśmy tu całkiem sami, a Tom stoi przede mną z nożem w dłoni. Przełknęłam ślinę, zaczynając bawić się falbanką serwetki ułożonej równo na kontuarze, tuż pod półmiskiem z jabłkami.
- Możesz odłożyć ten nóż ? Wymamrotałam, obrzucając go nerwowym spojrzeniem.
- Ten ? Wzniósł go jeszcze wyżej, wyraźnie tłumiąc ten perfidny uśmiech. Ujął w dłoń czerwone warzywo i przekroił je na pół, spoglądając na mnie z zaciekawieniem. Wzdrygnęłam się.
- Twój kochaś nie przyjechał po Ciebie ? Wymijając mnie, stanął tuż za plecami, a mnie znów zrobiło się słabo. Sięgnął po talerzyk, kładąc go przede mną w taki sposób, że wewnętrzną stroną ramienia, dotykał teraz mojego własnego. Krew wrzała w moich żyłach, ale nie byłam
w stanie się ruszyć. Dokładnie ważyłam teraz każde słowo, które miałam zamiar wypowiedzieć.
- Zerwaliśmy.
- Naprawdę ? W jego głosie brzmiał teraz sarkazm, odbijający się
w mojej głowie.
Ponownie zjawił się przede mną, przekrzywiając nieco głowę na lewy bok.
- Co było tego powodem ?
Nie mogłam dać mu tej satysfakcji. Nie mogłam powiedzieć, że jedynym powodem był on. Nie wiem nawet czy dałabym radę to wydukać.
- Różnice charakterów. Oznajmiłam, jak tylko mogłam najpewniej, wpatrując się w to, jak na talerzyku układa połówkę pomidora
i umazaną masłem, kromkę chleba tostowego.
- Ciekawe. Mruknął, wgryzając się w warzywo.
- Kim była ta dziewczyna ? Wypaliłam nagle, a kiedy spotkałam się
z iskierkami, które pojawiły się w jego lazurowych oczach, od razu tego pożałowałam.
- Znajoma. Odrzekł spokojnie, dalej się we mnie wpatrując.
- Ciągle się do Ciebie kleiła. Kolejna porażka płynąca z moich ust. Kompletnie straciłam apetyt, karcąc się w duchu.
- Jesteś zazdrosna ? Silił się na nieokazywanie rozbawienia, co jeszcze bardziej potęgowało u mnie ogólne zażenowanie.
- Nie. Udzieliłam natychmiastowej odpowiedzi, chcąc zachować resztki godności.
- Tak myślałem. Nie jesz ?
Spojrzałam najpierw na niego, a potem na jedzenie stojące przed moim nosem.
- Straciłam apetyt. Za to on w ekspresowym tempie pochłonął swoją porcję, odstawiając talerz i znów na mnie patrząc.
- O czym myślisz ? Zapytał, opierając podbródek na dłoni, mając teraz wgląd w moje wystraszone oczy.
- O tym, że dawno już powinnam być w łóżku. Zsunęłam się ze stołka, próbując wyminąć Toma, ale nie dał mi najmniejszej szansy.
Zagryzłam wargę, próbując dotlenić umysł, ale było to teraz trudniejsze, niż sądziłam.
Znów dopadła mnie ta niemoc. Wykonanie jakiegokolwiek ruchu, graniczyło z cudem. Pozwoliłam, by zagrodził mi drogę swoimi ramionami, opierając dłonie o kontuar po obydwu stronach mojego ciała. Czułam się teraz, jak w klatce, próżni. Nikt nie usłyszałby moich krzyków.
- Sama ? Szepnął, zbliżając wargi do mojego ucha i muskając jego płatek.
Nogi się pode mną ugięły. Fala gorąca owładnęła moje ciało,
a pulsujący ból głowy, rozsadzał czaszkę.
Nawet gdybym chciała teraz zacząć krzyczeć, nie mogłam. Głos uwiązł mi w gardle i jedyne co mogłam z siebie wydać to pojedynczy jęk kapitulacji.
Blondyn nie zamierzał przestać. Badał teraz zarys mojej szczęki, zapoznając się ze smakiem każdego milimetra mojej skóry, docierając w końcu do kącika ust. Miałam zamknięte oczy, a mimo to czułam, że się uśmiecha.
- Gdzie się podziała waleczna Sonja ? Kiedy to usłyszałam, musiałam na niego spojrzeć. Jego usta nadal były niebezpiecznie blisko moich, czułam na nich każdy jego ciepły oddech. Patrzył na mnie lodowatymi oczyma i teraz to ja chciałam wiedzieć, o czym myśli.
- Obezwładniasz mnie. Wycedziłam, odwracając wzrok i kładąc dłoń na jego nadgarstku, spróbowałam zepchnąć jego rękę z kontuaru. Zaskoczył mnie brak oporu z jego strony. Wyswobodziłam się
i natychmiast podążyłam ku wyjściu. Dopiero po dotarciu pod drzwi mojego pokoju, zorientowałam się, że całą drogę pokonałam pędząc, jak oszalała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz