niedziela, 16 lutego 2014

29 - Ale czyż nie byliśmy niezniszczalni ?

Taka niespodzianka na miły wieczór :-)

Zaśnieżona polna droga, prowadząca wgłąb zalesionego terenu. Dopiero teraz poczułam dreszcze, które przechodziły falami po moim karku i plecach. Przed naszymi oczami ukazała się ogromna, stalowa brama z kwiatowymi motywami. Heinrich za pomocą przycisku otworzył okno i powiedział kilka słów po norwesku do stojącego obok bramy urządzenia. Obie wpatrywałyśmy się w to całe przedstawienie, jak zaczarowane.
Po chwili brama zatrzeszczała i zaczęła się otwierać, powoli i ze spokojem. Ja zdecydowanie nie byłam spokojna. Im więcej cech bogactwa, tym bardziej czułam, że tu nie pasuję.
Heinrich ponownie wprawił samochód w ruch, wjeżdżając na teren posiadłości, gdzie cała droga otulona była rzędami świerków i innych drzew zasłaniających wszystko dookoła.
Miałam ochotę wyskoczyć z samochodu i biec ile sił w nogach, by
w końcu dowiedzieć się, co mnie czeka. Ciekawość była jedynym silniejszym uczuciem od Strachu. I wtedy z twarzą przylepioną do szyby, zobaczyłam to. Wielki gmach wyglądający, jak pałac. Jego blado żółty kolor, półkoliste schody prowadzące do masywnych, podwójnych frontowych drzwi, ciągnący się przez całą szerokość budynku, balkon z białą balustradą. Zaśnieżona fontanna na środku podjazdu. To wszystko sprawiało niesamowite wrażenie.
- To najpiękniejszy dom, jaki w życiu widziałam ! Grette aż zapiszczała
z podniecenia i gdy Heinrich się zatrzymał, wyskoczyła z wozu, stając twarzą w twarz z tym kolosem.
Przez chwilę nie mogłam się ruszyć. Pan Wellstig skierował się na tył samochodu, otwierając bagażnik i wydostając nasze bagaże. Biorąc głęboki wdech, otworzyłam drzwi i wysiadłam, stając ramię w ramię
z Grette.
- Widzisz to, co ja ? Zapytała cicho.
- Obawiam się, że tak. Wyszeptałam, nie próbując nawet zakłócić tej ciszy panującej dookoła.
Nie wiedziałam w tej chwili, jak zinterpretować moje odczucia. Spełnienie marzeń ? Czy może najbardziej skrywanych lęków. Stałyśmy tam, jak wryte, do momentu, kiedy w drzwiach nie pojawiła się ubrana na czarno, z przepasanym, białym fartuszkiem w talii, kobieta.
- Pensjonarki ? Zapytała donośnym, znudzonym głosem, patrząc to na nas, to na Pana Wellstiga.
- Tak ! Wyrwała się Grette, chwytając moją rękę i ruszając w jej stronę.
Czy mogło mnie jeszcze coś zaskoczyć ? Owszem. Tessa, jak się później okazało otworzyła obydwie części ciemno mahoniowych drzwi
i ujrzałyśmy wnętrze pałacu.
Ogromny hol, cały z białego marmuru z domieszkami czarnych motywów. Na środku szklany stół z olbrzymim wazonem mieszczącym niezliczoną ilość herbacianych róż.
Równie marmurowe schody po obydwu stronach pomieszczenia. Po prawej półkoliste przejście do jadalni i takie samo, prowadzące, jak mniemam do salonu.
Nie mogłam oderwać wzroku od tego dzieła sztuki architektonicznej. Wszystko było doskonale wyważone i dopracowane w każdym najdrobniejszym szczególe.
Kobieta zamknęła za nami drzwi. Wyglądała, jakby musiała włożyć
w to nie lada wysiłek.
- Pani Haller zaraz do was przyjdzie. Oznajmiła chłodno, kierując się do kuchni.
Obydwie ściskając w dłoniach nasze dane osobowe i list motywacyjny, błagałyśmy w duchu, by Pani Haller miała choć odrobinę wyrozumiałości. A to tylko dlatego, że nie miałyśmy pieniędzy na powrót do domu.
- A co, jak się nie uda ? Usłyszałam nagle, a po plecach przeszły mnie ciarki. Ta opcja nie wchodziła w grę.
- Nawet tak nie myśl. Szepnęłam, a kiedy w drzwiach na piętrze pojawiła się jakaś postać, zamarłam, a serce podeszło mi do gardła.
Była to kobieta. Z gracją schodziła po schodach, trzymając dłoń na białej poręczy. Poczułam, że nogi mam jak z waty. Sonja, dlaczego się denerwujesz ? Chciałabym wiedzieć.
Kobieta stanęła przed nami i dopiero teraz mogłam się jej lepiej przyjrzeć. Blond włosy do ramion, symetryczna twarz z niepierwszymi oznakami przemijania. Szykowna i elegancka. Ołówkowa spódnica i garsonka na miarę w kolorze ecru. Na szyi dostrzegłam połyskujący, złoty wisiorek z dziwnym symbolem. Trzy litery. TTT. Dało mi do myślenia, co mogły oznaczać. Pierwsze litery imion ? Czyich ?
- Witajcie. Mam nadzieje, że wasza podróż minęła bez większych problemów. Tone Haller. Powiedziała protekcjonalnym tonem, wysilając się na nikły uśmiech i słaby, kobiecy uścisk
dłoni. - Zapraszam do gabinetu.
Ruszyłyśmy w jej ślady, co jakiś czas rzucając sobie przerażone spojrzenia.
Gabinet mieścił się na parterze. Zaciemnione pomieszczenie z równie ogorzałymi meblami, zapewne od lat traktowanymi pastami konserwującymi. Wyczułam nutkę wanilii i cytrusa.
- Siadajcie. Wskazała na dwa czarne, skórzane fotele, a sama zajęła miejsce za biurkiem.
Pospiesznie zajęłyśmy miejsca, nie wiedząc na czym skupić wzrok. Ja postanowiłam patrzeć na tę kobietę. Byłam nią zafascynowana. Bił od niej wewnętrzny spokój i profesjonalizm. Położyłyśmy nasze CV na blacie biurka, a kobieta niespiesznie je wertowała, co jakiś czas na nas spoglądając.
- Jak widać nie macie zbyt dużego doświadczenia w tej branży. Wytłumaczę pokrótce. Odłożyła nasze dokumenty tożsamości i splotła palce, kładąc dłonie przed sobą. - Rolą pensjonarki jest usługiwanie. Nie chodzi tu o codzienne, przyziemne sprawy. W naszym domu często mają miejsca przyjęcia biznesowe. Liczy się profesjonalizm. Nakrycie do stołu i to aby gościom niczego nie brakowało. Rozumiecie ?
Zgodnie pokiwałyśmy głową.
- Zakwaterowanie i wyżywienie zostanie odliczone od waszej pensji. Co powiecie na...Zastanowiła się przez chwilę, jeszcze raz przeglądając nasze listy motywacyjne. - Trzydzieści euro za dzień pracy ? W tym tygodniowo odliczane będzie pięć procent od całości.
No tak. Żadna z nas nie pomyślała wcześniej, by zapoznać się z rynkiem pracy. Ale trzy dyszki na dzień ?
Ponownie pokiwałyśmy głową. Ta kobieta mogłaby pomyśleć, że zabrakło nam języków w ustach.
- Cieszę się. Tessa zapozna was z wszystkim. Potrzebuję tylko waszych podpisów. Tutaj macie umowę.
Wręczyła kartkę każdej z nas, wstając i prostując żakiet
na brzuchu. - Mam nadzieję, że nasza współpraca przebiegnie bezproblemowo. Mówiąc to, otworzyła drzwi i stanęła w nich, gestem ręki zapraszając do wyjścia.

Tessa Miller. Służy i gotuje u Państwa Haller już 7 lat. Oczywiście ma do pomocy kilka pobocznych kucharek, ale to ona rządzi. Wyjaśniła nam wszystko. Prawie wszystko. Pracę rozpoczynamy każdego
dnia o 08:00. Nasz strój składa się z czarnej ołówkowej spódnicy do kolan, białej koszuli, koniecznie wpuszczonej w środek i białego fartuszka
z falbanką na obrzeżach. Włosy spięte mając być w mocny kok, by zapobiec wpadki z włosami np. w talerzu z zupą.
Dowiedziałyśmy się od niej niewiele więcej, niż od Heinricha. Ma trzech synów. Rzadko bywają tutaj, ale zjawiają się co jakiś czas, by korzystać z uroków tutejszych stoków narciarskich i nieskazitelnie czystego powietrza.
Podążając długim korytarzem osadzonym na piętrze, zatrzymała się przed drzwiami na samym jego końcu.
Wręczyła nam dwa klucze, a trzecim otworzyła drzwi. To był nasz pokój. Dość duży. Oliwkowy kolor ścian, jasne panele na podłodze
i włochaty dywan na samym jej środku. Okna zasłonięte były ciężkimi kotarami w kolorze ścian. Przy jednej z nich mieściły się trzy łóżka jednoosobowe, a przy każdym stał mały nocny stolik z lampką. Jasna szafa i białe drzwi prowadzące do łazienki. Było lepiej, niż sądziłam.
- Zaczynacie od jutra. Zapoznajcie się z umową i dostarczcie mi ją po podpisaniu. Tessa już miała wychodzić, jednak cofnęła się i znów stanęła na środku pokoju. - Jutro pojawi się syn Pani Haller, szykuje też ona przyjęcie, dużo pracy. Dodała i skierowała się do wyjścia.
Popatrzyłyśmy na siebie, trawiąc każde wydarzenie i słowo, tego dnia.
- Dostałyśmy pracę. Grette uśmiechnęła się szeroko, po chwili wskakując na łóżko i zaczynając tańczyć, jak szalona. Było łatwiej, niż myślałam. Pierwsze wrażenie jest nawet dobre. Wszyscy starali się być mili, a to już coś. Podeszłam do szafy i otworzyłam ją. Sześć wieszaków. Na każdym komplet : koszula, spódnica i fartuch. Wyciągnęłam jeden
z nich i przyłożyłam do ciała.
- Jak wyglądam ?
- Jak uczennica szkoły katolickiej dla dziewcząt. Skwitowała. - Co za pomysł z tymi wdziankami ? Przewróciła oczyma, opadając na łóżko.
- Nie są takie złe. Obejrzałam dokładnie mój strój, uśmiechając się lekko. I znowu przeczucie, że czegoś nie zrobiłam. Telefon !
Odwiesiłam szybko komplet z powrotem do szafy, dopadając do czarnej torebki i wyszukując w niej telefon. Rozładowany. Kolejną rzeczą, jaką z niej wyciągnęłam, była ładowarka. Podłączyłam go do niej
i oczekując aż zaskoczy, wzięłam głęboki wdech.
- Czekasz na telefon od Gregora ?
- Nie...ja..Zaczęłam się jąkać. Kto, jak kto, ale Grette wiedziała, że to czyste kłamstwo. Miałam nadzieję, że chociaż próbował się ze mną skontaktować. Kiedy telefon wreszcie obudził się i wydał z siebie tę irytującą melodyjkę wstępną, dostrzegłam tylko kilka nieodebranych połączeń od mamy. Zero wieści od Gregora.
Odpuścił mnie sobie. To już dwa dni. Zacisnęłam powieki, próbując nie uronić ani łzy. Tutaj wszystko miało się zmienić, łącznie z tym, że miałam nie mieć więcej powodów do płaczu.
Odłożyłam telefon na stolik i chowając twarz w dłoniach, odetchnęłam głęboko. Grette, wiedząc już, co się święci, podeszła i zamknęła mnie
w swoich objęciach.
- Wszystko będzie dobrze. Wiesz, co musimy zrobić.
- Co ? Wyszeptałam, próbując zapanować nad mimowolnym szlochem.
- Skończ z tym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz