sobota, 9 marca 2013

4 - Viva la Innsbruck !

http://www.youtube.com/watch?v=EH9meoWmAOM


Mimo iż byłam straszliwie zmęczona, nie mogłam zmrużyć oka. Za dużo wrażeń, jak na jeden dzień. Włączyłam zatem laptopa
i sprawdziłam pocztę elektroniczną...

Juan.Martinez@.com

Masz rację, to moja wina. Nie powinienem był ci tego mówić, ale już wiesz co czuję.
Nie mógłbym spojrzeć ci w oczy wiedząc, że masz tę świadomość.
Powodzenia w życiu.
                                                     Juan.


Łzy napłynęły mi do oczu i potoczyły się po rozgrzanych policzkach. Nie chciałam wierzyć, że teraz tak po prostu mnie zostawia. Po tylu latach. Przyzwyczaiłam się do jego obecności. Chciałam, pragnęłam, żeby był.
Tymczasem zdecydował inaczej. Nie mogłam mieć mu tego za złe. Wybrał, tak jak i ja wybrałam.
W tej chwili odczuwałam nienawiść pomieszaną z poczuciem usprawiedliwienia. Jego i siebie.
Położyłam się, przykładając głowę do poduszki. Miałam ochotę mu odpisać, ale wyraźnie nie miałam na to siły. Może nawet tego nie oczekiwał. Jednym ruchem palca, usunęłam jego numer z pamięci telefonu. Oby zapomnienie o nim przyszło mi tak łatwo. Zastanawiałam się, dlaczego płaczę ? Co jest powodem wzruszenia ? Jego osoba, czy to, że teraz już nikt nie jest ode mnie uzależniony, nikt mnie nie wielbi.
Zasnęłam próbując nie pogrążać się w tych dziwacznych, nie mających sensu, koncepcjach.

http://www.youtube.com/watch?v=GHEUsGhUtgg

Był to pochmurny dzień. Promienie słoneczne nie wpadały całą zgrają przez okno, nie rozgrzewały pokoju.
Śpiew ptaków zagłuszała znana mi melodia. Bębny i ten zgredzikowy głosik Axl'a. To właśnie on wyrwał mnie ze snu. Zdecydowanie nie byłam na to gotowa. Dudnienie wyciągu narciarskiego zagłuszało moje myśli, a to nie wróżyło dobrze. Aktualnie kierowała mną nie lada złość. Ześlizgnęłam się z łóżka wraz z kołdrą, okrywającą moje
ramiona i przymknęłam okno. Lecz i tak dało się usłyszeć brzdęki...zbędne brzdęki.
Zauważając na zegarku godzinę 07:15, skierowałam się do łazienki wykonując codzienną toaletę. Zrzuciłam z siebie piżamę i nakładając za duży T-Shirt i krótkie szorty, skierowałam się do kuchni.
- Dzień dobry !
Wrzasnęłam, nie widząc nikogo na horyzoncie. Gdy nikt się jednak nie odezwał, zajrzałam do lodówki, wyciągając z niej mleko. Upiłam kilka łyków z butelki nadal rozglądając się po domu. Chwytając do ręki pomarańczę, przerzucałam ją z jednej ręki do drugiej.
Ciekawe gdzie wszyscy się podziali ?
Usiadłam na kanapie w salonie i dopiero wtedy zobaczyłam kartkę leżącą na szklanym stoliku.

" Pojechaliśmy z tatą na spotkanie. Wrócimy wieczorem, bądź grzeczna. Mama "

Wolna chata.
Wstałam po czym wyglądając przez okno nabrałam nagłej ochoty by gdzieś pójść. Ta biel za oknem wprawdzie nie wróżyła dla mnie najlepiej, przypominając wczorajszy incydent z pochłaniającą mnie zaspą, ale kto nie ryzykuje, ten traci.
Ubrałam się po "zimowemu", na głowę przyodziałam wełnianą czapę
z wielkim pomponem, okulary przeciwsłoneczne i rękawiczki. Stanęłam przed lustrem i robiąc kilka modelingowych poz, roześmiałam się sama do siebie. Nucąc jakiś dżingiel z tandetnej reklamy płatków śniadaniowych, podążyłam do drzwi.
Zamknęłam dom na klucz, wkładając go do wazonu stojącego obok drzwi.
Przystając na werandzie, rozejrzałam się dookoła. Z oddali dobiegały odgłosy stoku. Tam też chciałam się udać.
Idąc wyraźnie wydeptaną ścieżką, przypatrywałam się każdemu mijanemu drzewu, dotykałam gałęzi, z których zlatywał nadmiar białego puchu.
Wychowując się całe życie w kraju, w którym dwa centymetry śniegu na rok, to górna granica możliwości, byłam zdumiona, że teraz, tak nagle znalazłam się w miejscu, gdzie odgrywa on główną rolę, dyktuje warunki.
Opuściłam strefę lasu. Zobaczyłam wielki wyciąg narciarski, ludzi zjeżdżających w dół, piszczące dzieciaki i małą wypożyczalnię, czy też sklep w środku tego piekła.
Poszłam w tamtą stronę. Jeśli już mieszkać w Innsbrucku, to zacząć
z hukiem.
Otwierające się przede mną wrota, dźwięk dzwonków, poruszanych drzwiami i kilku facetów rozprawiających po niemiecku.
Zdjęłam okulary i rozejrzałam się dookoła. Narty, narty, narty. Jedne różniące się od drugich tylko i wyłącznie kolorem i logo.
Zainteresował mnie jeden z kasków. Czarny ze srebrnymi motywami. Wzięłam go, zakładając na głowę i przeglądając się w lustrze. Nawet, nawet.
Ale sama nic tu nie zdziałam. Odkładając zatem kask na miejsce, podeszłam do lady, przy której stał brodaty, około dzwudziestokilkuletni koleś, widocznie znający się na rzeczy.
Nie zważając na resztę klientów, z których jeden wyjątkowo zwrócił moją uwagę, uśmiechnęłam się do sprzedawcy.
- Potrzebuję nart, kijków, kasku i ochraniacza na tyłek.
Chłopak roześmiał się w głos. Z resztą nie tylko on. Wzbudziłam niemałe zainteresowanie moją wypowiedzią. Jednak ten, na którego ja zwróciłam uwagę, kompletnie ignorował sytuację rozmawiając przez telefon.
- Przyjezdna ? Nigdy wcześniej cię tu nie widziałem.
- Powiedzmy, że jestem tu nowa.
- No proszę ! A gdzie to się osiedliłaś ?
Zlustrował mnie wzrokiem, jednak cały czas się uśmiechając, wyszedł zza lady i prowadząc mnie w stronę stoiska z nartami, dawał do zrozumienia, że cały czas słucha.
- Ten drewniany dom za lasem.
- Ta willa ?
Aż przystanął, chwytając się teatralnie za głowę.
- Willa, nie willa. Dom, jak dom. Odparłam, parskając śmiechem.
- Dobrze trafiłaś. Mój sklep to gruba ryba wśród wąskich płotek.
Spojrzałam na niego z lekką ironią, po czym oboje się roześmialiśmy.
- Mika ! Wyciągnął rękę w moim kierunku, uśmiechając się szeroko.
- Sonja. Uścisnęłam jego dłoń.
- To właściwie skąd jesteś ? Pytając, wyciągnął parę nart
Fischera i przymierzył je na oko do mojego ciała.
- Pochodzę ze Słowenii, mieszkałam w Madrycie.
- Jesteś niesamowita. Odrzekł, nakładając mi na głowę kask, który wcześniej sobie upatrzyłam. Szukając kijków, musiał zagłębić się
w zaplecze sklepu.
- Kim jest ten wysoki blondyno-brunet w zasadzie, hm ?
- Który ?
Mika wyjrzał zza kotarki, przyglądając się każdemu ze stojących przy regale z butami narciarskimi, chłopakowi.
- Ten w czarnej kurtce. Dodałam, opierając się o ścianę i dyskretnie mu przyglądając.
- Aaa ! To Gregor.
- Aha...Powiedziałam zaznaczając kabotyński ton. - Coś więcej ?
- Sama go zapytaj. Powiedział, po czym wygrzebał z zaplecza nową parę kijków narciarskich i podał mi.
Chwyciłam cały sprzęt, po czym chcąc na chwilę odłożyć go na ziemię aby zapłacić, zorientowałam się, że ów obiekt mojego zainteresowania, stoi tuż obok mnie.
- Dopisz do rachunku. Skierował dość męskim głosem do ciągle uśmiechającego się Miki.
- Jasne stary.
Po tej krótkiej wymianie zdań, Gregor z całą "świtą" skierowali się do wyjścia.
- Stały bywalec ? Zapytałam, opierając się łokciami o blat, przy okazji wyciągając kartę kredytową.
- Mieszka na wschód od stoku. Miałabyś blisko.
- Bardzo zabawne. Syknęłam, śmiejąc się i podając mu magiczny prostokącik z mamoną w środku.
Podniosłam wszystko z podłogi i znów promiennie uśmiechnęłam się do niego.
Mika skasował cały zakup, darując mi ten mój wcześniej upatrzony kask, jako prezent od sklepu, zachęcający do częstych zakupów.
- Więc, Viva la Innsbruck ! Powiedziałam stając przy drzwiach wyjściowych i kiwając na pożegnanie.
- Umiesz jeździć ?
Zawołał jeszcze, zanim zdążyłam wyjść.
- Właśnie idę się nauczyć ! Zakomunikowałam donośnym głosem, wychodząc na zewnątrz.
Obok sklepu stała drewniana ławka, która była już kompletnie zajęta.
Siedział tam. Wesoły, ale wzgardliwy zarazem. Poszłam w tamtym kierunku, na uboczu siadając na śniegu i próbując zapiąć narty.
Nie sądziłam jednak, że będzie to takie trudne. Siłując się z nimi, wstawałam i siadałam na przemian, nie mogąc w żadnej pozycji poradzić sobie z zadaniem.
Po chwili jednak ujrzałam na sobie czyiś cień.
Podniosłam wzrok i zobaczyłam przed sobą tlenionego blondyna, który uważnie mi się przyglądał.
- Potrzebujesz pomocy ? Rzucił, uśmiechając się głupkowato.
- Poradzę sobie. Odparłam szybko, nadal męcząc się z zatrzaskami. Kiedy te wreszcie wskoczyły na swoje miejsce, wstałam ostrożnie podpierając się kijkami i uśmiechnęłam się do niego.
- A więc w drogę ! Wrzasnął po chwili, po czym cała horda wyminęła mnie w ekspresowym tempie. Jako ostatni z ławki podniósł się Gregor. Wyminął mnie, nieuważnie na mnie spoglądając.
Osobiście, nie zdążyłam się nawet ruszyć. Powoli, bokiem schodząc
z lekko pochylonego zbocza, starałam się nie rzucać w oczy. Nie wiem dokładnie ile mi to zajęło, ale będąc w połowie drogi, zatrzymałam się aby zaczerpnąć powietrza, którego już od chwili mi brakowało.
- Szybciej się nie da ?! Ten sam chłopak w czarnej kurtce, kompletnie mnie wtedy ignorujący zatrzymał się gwałtownie tuż przy mnie, obsypując od stóp do głów, falą śniegu.
- A ty może mógłbyś uważać. Odrzekłam, przystając i odwracając się przodem do mojego nowego towarzysza z miną pogardliwą i pełną ironii, która niejako broniła mnie przed nim. Przy okazji zaczęłam niezdarnie otrzepywać się ze śniegu.
- Śmierdzisz amatorką. Rzucił, po czym rozejrzał się dookoła prawie
w ogóle na mnie nie patrząc.
Śmierdzę ? Za kogo on się uważa ? Nikt nie będzie się do mnie odnosił
w ten sposób.
Spojrzałam na niego podejrzliwie, umiejscawiając jedną rękę na mojej talii i próbując wyglądać na bardziej pewną siebie, niż byłam w tamtej chwili.
- Za to ty nie masz za grosz samokontroli. Powiedziałam stanowczo, po czym chcąc zejść już z tej przeklętej górki, ruszyłam przed siebie.
Gregor jednak szybko mnie dogonił.
- To zbocze kończy się o tam...Wskazał palcem na dolinę, którą w rzeczy samej trudno było mi dostrzec.
- Zaczepiłeś mnie, żeby objaśniać mi mapę stoku ?
Uśmiechnęłam się sztucznie, nadal sztywno podpierając kijkami.
- Nie wiedząc, jak się hamuje, nie mając przystojnego instruktora, wątpię żebyś wyszła cało z tej przejażdżki.
- Powiedz gdzie mogę znaleźć tego przystojnego instruktora, a na pewno zahaczę o to miejsce.
Odparłam uśmiechając się z ironią.
Skromność. Chyba nigdy nie słyszał o takim zjawisku. Sam wyraz jego twarzy dawał do zrozumienia, że nie mam do czynienia z jakimś tam zwyczajnym facetem z prowincji.
- Bądź gotowa jutro.
- Co ?!  Wytrzeszczyłam oczy. Gregor tylko uraczył mnie szelmowskim uśmiechem, po czym w błyskawicznym tempie, popędził w dół, co jakiś czas odpychając się kijkami.
Stałam tam przez chwilę przyglądając się jego malejącej w oddali sylwetce. Niezmiernie mnie zdenerwował, ale mimo to, miał coś
w sobie. Chciałam dowiedzieć się co to takiego...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz