piątek, 21 listopada 2014

Popełniaj tyle błędów, ile się da..

"Gdybym jeszcze raz mogła przeżyć życie, spróbowałabym robić więcej błędów. Nie chciałabym już być tak perfekcyjna, wolałabym być częściej odprężona. Byłabym bardziej zwariowana, mogłabym na palcach jednej ręki wymienić rzeczy, które należałoby brać naprawdę serio. Ryzykowałabym więcej, podróżowałabym więcej, zdobyłabym więcej szczytów i obejrzała więcej zachodów słońca. Jadłabym więcej lodów, a mniej sałatek. Byłam jedną z tych mądrych osób, które przeżyły każdą minutę swojego życia przewidująco i rozsądnie, godzinę po godzinie, dzień po dniu.
O tak, były piękne i szczęśliwe momenty, ale gdybym mogła zaczynać od nowa, spróbowałabym mieć więcej dobrych chwil. Jeśli jeszcze tego nie wiesz - z nich mianowicie składa się życie: tylko z chwil, z tą obecną włącznie.
Gdybym mogła przeżyć życie jeszcze raz, od początku wiosny do późnej jesieni chodziłabym na bosaka. Wiele bym sobie odpuściła, częściej leżała w słońcu.
Ale widzisz...mam 85 lat i wiem, że wkrótce umrę."

Cytat z książki "Sven Hannawald. Triumf. Upadek. Powrót do życia"

Odmienił moje spojrzenie na rzeczywistość. Może i wam pomoże. :-)

czwartek, 20 listopada 2014

36 - Idę spać...i wyobrażam sobie, że jesteś tuż obok.

Światła w oknach i przewijający się w środku ludzie jeszcze bardziej dały mi do myślenia. Co ja tu robię ?!
To miał być nasz wspólny wieczór, bez świadków i twarzy, które prawdopodobnie zobaczę pierwszy raz w życiu. Wysiadłam, spoglądając ukradkiem na Gregora. 
- Proszę Cię, uśmiechnij się. Skierował do mnie. Zależało mu na tym, by ten wieczór był udany. Nie mogłam znów unosić się honorem
i pokazywać, że stać mnie na dziecięce humorki. 
Uniosłam kąciki ust ku górze, biorąc głęboki wdech. 
- Ile osób zaprosiłeś ? 
Gregor podszedł do mnie, muskając lekko moje czoło, jakby chciał dodać mi otuchy przed odpowiedzią. 
- Czy to ważne ? Mika zgromadził tu pewnie pół Innsbrucka. Ale nie denerwuj się, wyglądasz zjawiskowo. 
Jakże znany mu gest przewrócenia oczyma. 
- Czas się zabawić Panno Zahovic. 
- Jasne.. Wplotłam palce w jego własne, powoli zmierzając do wejścia. Przypomniało mi się nagle, jak wyglądała moja ostatnia wizyta tutaj. Zapomnij o tym jak najszybciej. To wcale nie pomoże. 
Kiedy chłopak otworzył drzwi, przede mną wyrósł nagle tłum ludzi, krzyczących, piszczących i zdecydowanie pogrążonych w spijaniu drinków i tańcu. 
Nikt nawet nie zauważył, że gospodarz imprezy właśnie się pojawił. Nikt poza Miką, który równie szybko pojawił się przy nas wręczając obojgu dobrze znane plastikowe kubki z procentową zawartością. 
Nie będę o nic pytać. Zdam się na los. Powtarzając to w myślach kilka razy, upiłam kilka łyków szczypiącego w gardle napoju, pozbywając się płaszcza i spoglądając na bruneta. 
- Nie tańczysz, wiem. Szepnął mi do ucha, pociągając mnie za rękę
w stronę miejsca wytyczonego do właśnie tego zajęcia. 
- Mam wrażenie, że teraz będę robić tylko i wyłącznie rzeczy, których nigdy nie robię. 
- Wiesz..przyrzekłem sobie, że zapłacisz za swoje grzeszki. Mówiąc to, zbliżył się do mnie pocierając końcem nosa o skórę na mojej szyi. Mimowolnie przeszedł mnie dreszcz, nie wiedzieć tylko czy z powodu obaw związanych z "zapłatą", czy może dlatego, że tak dawno nie czułam na sobie jego oddechu. 
- Jak długo mam się przed Tobą korzyć ? Spojrzałam na jego twarz. Odpowiedź brzmiała : Długo. 
- Grette nie wróciła z Tobą ? 
- Właściwie to..pokłóciłyśmy się. Nie chcę teraz o tym rozmawiać. Odwróciłam wzrok, wychylając całą zawartość mojego kubeczka. 
I to dziwne uczucie pulsowania w skroniach powróciło. 
- Pójdę po drinka. Mówiąc to, Greg ucałował mój policzek, kierując się do kuchni. Opadłam na kanapę obok blondynki, swoją drogą nieźle już wstawionej. Uśmiechnęłam się do niej, od razu szukając wzrokiem Miki bądź też innej osoby, którą znam i nie jest w stanie kompletnego upojenia. 
Dlaczego mam wrażenie, że zaraz zwymiotuję ? Muzyka zdawała się odbijać w mojej głowie, niczym piłeczka kauczukowa. Zerwałam się i przepychając przez tłok w salonie, otworzyłam drzwi werandy, czując przyjemny chłód i ukojenie. 
Zamknęłam je za sobą, chcąc zniwelować to dudnienie w głowie. Oparta o drewnianą balustradę, próbowałam wyrównać oddech. 
Co się dzieje ? Jeden drink nie mógł przecież zwalić mnie z nóg. Śnieg przykleił się do moich rąk, opartych o barierkę, ale tym razem ani trochę mi to nie przeszkadzało. Chłód w tym wypadku był wybawieniem. 
Nie popsuję mu wieczoru. Sonja, weź się w garść ! 
- To tylko urojenia. Wyszeptałam i przytrzymując się jeszcze przez chwilę ściany obok drzwi, weszłam nimi do środka. Gregor od razu zjawił się przy mnie, patrząc na mnie badawczo. 
- Wszystko w porządku. Mruknęłam, odbierając od niego kolejnego drinka, tym razem w połyskującej różnymi kolorami szklance. 
- Mika ma tutaj niezłe pole do popisu. Najlepszy organizator imprez..też mi coś. Żachnął się Gregor, po chwili parskając śmiechem. 
Do mnie jednak słowa docierały, jakby z kilkuminutowym opóźnieniem. Bruno Mars ze swoim Grenade dudnił coraz głośniej
i głośniej..Obserwowałam, jak szklanka wymyka się z moich rąk, rozpryskując na tysiące małych kawałeczków. 
- Sonja ?! Gregor przytrzymując mnie, wyraźnie zafrasowany, ujął moją twarz w dłonie wwiercając się wzrokiem w moje oczy. - Kiepsko wyglądasz..

Wpatrywałam się w biel sufitu. Miękka pościel otulała mnie szczelnie,
a brunet siedząc obok, coś czytał. 
- Co to ? Zapytałam, wskazując wzrokiem na książkę. Nie odpowiedział mi, a po chwili przekartkował i spojrzał na mnie przelotnie. 
- Gdy spojrzę na tę posadzkę, widzę jej rysy odbijające się w płytach. Widzę ją w każdym obłoku, w każdym drzewie, napełnia sobą mroki nocy, objawia mi się dniem wszędzie, gdzie spojrzę. Obraz jej otacza mnie bezustannie! W każdej najpospolitszej twarzy, męskiej czy kobiecej, nawet w mojej własnej, widzę rysy jej twarzy. Cały świat jest straszliwie przepełniony wspomnieniami tej, która istniała i którą stracił...
Wsłuchiwałam się w każde słowo, wzrokiem wodząc po twarzy Gregora, tak bardzo pogrążonej w odczytywaniu tych słów. Kiedy skończył, jeszcze długo wpatrywał się w tekst, jakby wstydził się wtedy spojrzeć na mnie. 
- Kocham Cię. Uwalniając się z ograniczającej moje ruchy, pościeli, uklękłam na skraju łóżka, ujmując w dłonie jego twarz. Uniósł wzrok, uśmiechając się lekko. 
Ta chwila mogłaby trwać i trwać. Ale już po chwili brutalnie wyrwano nas z tego transu. Ktoś dobijał się do drzwi sypialni Gregora, by zaraz wtargnąć do niej i powitać nas przejmującym fałszem jakiejś piosenki. 
- Impreza jest na dole ! Gregor zerwał się z miejsca i popychając delikwenta, zatrzasnął za nim drzwi. - Miałaś rację. Ta impreza to niewypał. 
- Nie. Jest dobrze, naprawdę. Zbierając w sobie siły, wstałam, podchodząc do chłopaka i uśmiechając się delikatnie, pogładziłam po jego policzku. - Chodźmy do nich, a jutro ja coś wymyślę. 
Widząc jego uśmiech, poczułam się lepiej.
Tłum zdawał się przerzedzić. Większość zasnęła w przypadkowych miejscach, a Mika przełączał utwór po pięciosekundowym odsłuchaniu go. Byłam naprawdę zmęczona. Przecież nie robiłam nic, co miałoby mnie tak doszczętnie wyeksploatować. Gregor kulturalnie wyprosił resztę niedobitków, a gdy ostatni z nich wyszedł, opadł na kanapę przyglądając mi się w ciszy.
Tak, cisza była teraz prawdziwym ukojeniem. Zbierając z podłogi puste puszki po piwie zastanawiałam się, co miał znaczyć ten wyskok mojego organizmu. Czyżby jemu też nie przypadł do gustu plan Gregora ? 
- Powinnaś pójść do lekarza. Rzucił nagle ni stąd ni zowąd. - Jeśli chcesz, mogę pójść z Tobą.
- Gregor..nie widzę powodu. Po prostu źle się poczułam i tyle. Nie dramatyzuj.
Usiadłam obok niego, poklepując po kolanie. Właściwie sama nie miałam pojęcia, co o tym myśleć. Przez chwilę czułam się, jakby ktoś zrzucił mi na plecy kilkutonowy głaz.
- Ty też nie wyglądasz najlepiej. Powinieneś się położyć. Zadzwonię po ojca. Jednak Gregor, kiedy tylko to usłyszał, ożywił się, chwytając moją rękę sięgającą po telefon.
- Chyba nie będą mieli nic przeciwko, jeśli zanocujesz dziś tutaj. Mówiąc to, zbliżył swoje wargi do mojego ramienia, muskając je kilkakrotnie.
Oczywiście. Do Ciebie Gregorze nie będą mieć żadnego "ale", za ta ja ? Będę zmuszona do słuchania opowiadań mamy o tym, jak cudownie byłoby mieć wnuka.
Nie minęło dużo czasu, a oboje, wtuleni w siebie zasnęliśmy na salonowej sofie pośród sterty pustych plastikowych kubków, butelek, puszek i innych śmieci.

Mimo wszystko to był udany wieczór. Mimo niespodziewanych anomalii mojego samopoczucia i tego bałaganu wokół nas. Otworzyłam oczy, rozglądając się po pomieszczeniu. Słońca jak nie było tak nie było, a Gregor ani myślał się obudzić. Obróciłam się na bok podkładając rękę pod głowę i starając się wydawać z siebie jak najmniej odgłosów, słuchałam spokojnego oddechu bruneta. To był jeden z najlepszych poranków w moim życiu. Z gmatwaniny myśli, z której jeszcze niedawno nie potrafiłam się wydostać, nie pozostało już nic. Wszystko czyste i przejrzyste. Potarłam nadgarstkiem swędzący nos, uśmiechając się do siebie. 
- Wszystko będzie dobrze. Wyszeptałam, ukradkiem spoglądając na Gregora.
Nos nadal nie przestawał swędzieć, więc potarłam go ponownie
i dopiero wtedy zorientowałam się, że na mojej dłoni pojawiła się krew. Rozdziawiłam usta w grymasie zdziwienia, przykładając dłoń do nosa, by jeszcze raz sprawdzić, czy to aby na pewno nie są urojenia.
Zerwałam się i nadal próbując zachować ciszę, pognałam do łazienki, którą zamknęłam na cztery spusty, by pochylić się nad umywalką
i uważnie obserwować skapujące do niej krople krwi.
"Powinnaś pójść do lekarza"...To zdanie echem odbijało się w mojej głowie. Do cholery przecież nic mi nie jest. Wystarczy terapia żelazem..
Przemyłam twarz zimną wodą, przytrzymując przy nosie papierowy ręcznik.
- Sonja ? Jesteś tam ? Słysząc zaspany głos Gregora, spanikowałam. Wrzucając do sedesu zakrwawione kawałki ręcznika zaczęłam mozolnie spłukiwać wodę, by nie pozostawić żadnego śladu.
- Wpuść mnie..
- Już ! Już.. Spojrzałam przelotnie w lustro, nerwowo pocierając nadgarstkiem koniuszek nosa. Krwotok chyba ustał, więc szybko odryglowałam drzwi próbując powitać chłopaka najbardziej naturalnym uśmiechem, na jaki było mnie stać w tej chwili.
Gregor na szczęście odwzajemnił mój uśmiech i ucałował w policzek niczego nie podejrzewając.
- Zadzwonię po tatę. Muszę...pomóc mamie w zakupach. Nie znosiłam kłamać, choć powoli się tego uczyłam. - Zadzwonię wieczorem. Mruknęłam, przemykając się ostrożnie w drzwiach.
Nie chciałam, by się martwił. Miał swoje problemy, z którymi wydawało się, że radził sobie całkiem nieźle, a przynajmniej nie przejmował się nimi w żadnym stopniu.
Chciałabym móc postępować, jak on. Zazdrościłam mu tej pewności.
Tato nie odebrał, a taksówka zjawiła się szybciej, niż przypuszczałam. Samotność, tego właśnie potrzebowałam. Uchylając drzwi do domu, przez chwilę nasłuchiwałam odgłosów dochodzących z wnętrza.
- Sonja ?! Rany Boskie mogłaś zadzwonić. Mama obrzuciła mnie podejrzliwym spojrzeniem, co zmusiło mnie do wejścia do środka.
- Gregor szybko odpłynął, przez cały czas siedziałam z nim. Mruknęłam pod nosem, za cel ustanawiając sobie jak najszybsze znalezienie się
w moim pokoju.
- Jesteś głodna ? Robię kanapki.
- Nie, dziękuję. Rzucając płaszcz na kanapę, wbiegłam po schodach na górę, zamykając się w mojej oazie spokoju. Stanęłam przed lustrem i z kosmetyczki wyciągając podkład, starałam się zatuszować sińce pod oczyma, chwilami zdawało mi się, że cała moja twarz zlewa się w jedną, niewyraźną plamę.
Przebrałam się i pakując do torby portfel z dokumentami, zeszłam na parter, uśmiechając się lekko do mamy.
- Niedługo wrócę. Jestem pod telefonem. Mój głos był stanowczy
i zdecydowany. Mama skinęła jedynie głową, wyraźnie nie mając pomysłu na zatrzymanie mnie.
Droga do najbliższej przychodni minęła mi w rytmach Snow Patrol, nie wiedzieć czemu zaczęłam się stresować. To prawda. Ostanie miesiące nie należały do tych, w których przesadnie o siebie dbałam. Stres wynikał więc najprawdopodobniej z faktu, że bałam się o to, że lekarze odkryją, jak bardzo się zapuściłam.
Istna żenada.
Mało zdecydowanym krokiem weszłam do środka, rozglądając się nerwowo po pomieszczeniu poobwieszanym plakatami na temat wirusów grypy, antybiotyków i konieczności szczepień. Siadając na jednym z krzeseł obok starszej Pani w prześmiesznym berecie, wbiłam wzrok w ścianę naprzeciw.
Nie mam pojęcia, ile czasu minęło, ale, kiedy recepcjonistka wyczytała moje nazwisko, zorientowałam, że na płytce paznokcia nie ma już śladu po czerwonym lakierze.
- Tylko spokojnie. Szepnęłam do siebie na kompletnym bezdechu, wchodząc do gabinetu.
Spod okularów spojrzała na mnie młoda kobieta odziana w biały kitel, ze stetoskopem przewieszonym przez szyję.
- Sonja, tak ? Możemy sobie mówić po imieniu ?
- Chyba tak. Zdziwiło mnie to pytanie. Próbowała stworzyć przyjacielską atmosferę ?
- Świetnie. Mam na imię Barbara. Z czym do mnie przychodzisz ?
- Nie jestem pewna. Zaczęłam, poprawiając się na krzesełku. - Jestem zmęczona, od niedawna pojawiły się przelotne krwawienia z nosa, to chyba tyle.
- Rozumiem. Odparła lekarka, notując coś w mojej karcie
pacjenta. - Niech Cię obejrzę.
Obsłuchała dokładnie moje plecy i klatkę piersiową, zajrzała do gardła, zmierzyła temperaturę i naświetliła oczy małą, podłużną latarką. Zwyczajna wizyta.
- Myślę, że to niegroźna anemia. O tej porze roku łatwo o zmiany
w funkcjonowaniu organizmu. Jednak aby mieć pewność zlecę kilka badań, dobrze ? Znów spojrzała na mnie spod dość grubych szkieł, uśmiechając się.
- Jasne. Odrzekłam nieco zrezygnowanym tonem.
Barbara wybrała jakiś numer, a po chwili usłyszałam..
- Marto podejdź tu, musimy pobrać krew i zrobić wymaz.
Pobrać krew ? Nie pisałam się na to !
- Czy to naprawdę konieczne ?
- Owszem. Musimy wiedzieć, z czym walczymy. Uśmiechnęła się ponownie, tym razem szerzej i otworzyła drzwi, w których po chwili pojawiła się długowłosa pielęgniarka, która poprowadziła mnie na pierwsze piętro przychodni.
- Tutaj pobierzemy krew, a wyniki dostarczymy do Dr Joesnberg. Powiedziała, zatrzymując się przy drzwiach laboratorium.
Zdecydowanie igła nie jest moim najlepszym przyjacielem.
Z zamkniętymi oczyma, czekałam na rychły koniec tej tortury. Myśli krążyły tylko i wyłącznie wokół Gregora. Jestem szczęśliwa, że mi wybaczył. Nic już nie zrujnuje naszej przyszłości.

Kiedy męki dobiegły końca, podziękowałam, szybko ulatniając się
z tego miejsca. Jutro wszystko się wyjaśni. To zwykła anemia, a ja nie muszę już kłamać. A gdy wrócę do domu, położę się spać. Tylko o tym marzę w tej chwili.

sobota, 15 listopada 2014

35 - Jest za dużo dymu by to zobaczyć, za dużo cierpienia by to poczuć, ale kocham cię...kocham cię. I wszystko, czym jesteś.

Mój powrót do Innsbrucka miał nieść za sobą same dobre dni. Tak też sobie założyłam. Ale jak dobrze wiemy, nie zawsze Świętego Jana. Plany zdają się nie mieć znaczenia, bo i tak nic z tego nie wychodzi,
a bycie spontanicznym najczęściej kończy się niechcianą ciążą, czy kredytem we frankach. Ale kto by się tym przejmował ?
Miałam przy sobie mamę, tatę, który jednak uznał, że lepiej mieć córkę, niż jej nie mieć. Miałam też nadzieję, że Gregor dołączy do tego grona szczęśliwych.
Grette nie odezwała się ani słowem od mojego wyjazdu. Martwiło mnie to, bo nie tak chciałam to rozstrzygnąć. Aczkolwiek, co byście zrobili na moim miejscu ?
Cudownym uczuciem było obudzić się w swoim własnym łóżku, we własnym pokoju, z własnymi zasłonami i znienawidzonym, ale własnym szumem i łoskotem wyciągu narciarskiego za oknem.
Chwyciłam w dłoń telefon, pisząc kolejnego smsa do Grette. Nie wiem, czy powinnam przepraszać, czy mam za co. Drugi sms zarezerwowany był dla Gregora.
Wyskoczyłam z łóżka, pochłaniając wzrokiem cały zapomniany już widok za oknem. Za nic w świecie nie dam sobie popsuć tego dnia. Już dawno nie czułam się tak lekko i zwiewnie.
Upięłam włosy w ciasny kok, przywdziewając ulubione jeansy i t-shirt. Drzwi mojego pokoju rozwarły się nieco, a w nich zobaczyłam głowę taty, którego mina mówiła wiele. Jednak dało się odczuć najsilniej to, że odetchnął z ulgą mając mnie przy sobie.
- Wszystko w porządku ?
Uśmiechnęłam się szeroko, potakując kilka razy i na odchodne ucałowałam jego policzek. Kwestią priorytetową był Gregor. Chciałam go przytulić, pokazać, jak bardzo mi na nim zależy i, że nigdy więcej nie wykażę się tak bezkresną głupotą.
Zbiegłam po schodach mijając mamę krzątającą się w kuchni.
- A śniadanie ?! Zawołała za mną, ale nim usłyszała odpowiedź, już zatrzaskiwałam za sobą frontowe drzwi.
Dzień był wyjątkowo ciepły, a droga na stok wydawała się być teraz
o wiele krótsza, niż zwykle.
Wsłuchując się w krzyki rozwydrzonych dzieciaków szarżujących na nartach i deskach snowboardowych, uśmiechałam się do siebie, wiedząc, że w końcu jestem na właściwym miejscu.
Dostrzegając w oddali sklep Miki, ruszyłam biegiem w jego kierunku. Jeszcze wtedy nie zastanawiałam się nad tym, co mu powiem odnośnie Grette.
Ujęłam w dłoń klamkę, po chwili czując zapach nowości i odświeżaczy powietrza. Wnętrze, jak zwykle tętniło życiem. Gromada nastolatków wpatrujących się nowej generacji sprzęt narciarski i Mika, zabiegany aczkolwiek wyluzowany, jak zawsze.
Gdy tylko mnie zobaczył, rozpostarł szeroko ramiona, wyskakując zza kontuaru i pędząc w moją stronę.
- Kogo ja widzę ! Wrzasnął, zwracając na nas uwagę wszystkich obecnych w środku. Objął mnie tak, że przez chwilę czułam, jak własne żebra atakują moje narządy wewnętrzne.
- Tak się cieszę, że wróciłaś. Tęskniliśmy. Uśmiechał się, jak dziecko. Brakowało mi tego.
- Ja też się cieszę..ale..
- Jest na zapleczu. Rzucił porozumiewawczo, wypuszczając mnie
z silnego uścisku i puszczając oczko.
Spojrzałam na niego z fałszywym wyrzutem, po chwili uśmiechając się lekko.
- Dzięki, Mika. Niewiele myśląc, podążyłam w kierunku tylnych drzwi sklepowych. Płakać ? Śmiać się ? Czułam, jak pulsowanie w skroniach staje się coraz bardziej dokuczliwe, a dłonie pocą się niemiłosiernie.
Zaraz go zobaczę. Już za moment będę mogła powiedzieć mu, jak bardzo go kocham i będą to słowa, których jestem absolutnie pewna.
Przemierzyłam ciasny korytarz zastawiony od góry do dołu nartami zawiniętymi w folię bąbelkową, otwierając drzwi i krzywiąc się nieco przez biel śniegu, która na chwilę całkowicie mnie oślepiła.
Stał przy niewielkiej grupce młodzieży pogrążony w dyskusji. Przecież to tu się poznaliśmy. Chłopak, który na początku wydawał mi się zbyt zadufanym w sobie, bym mogła pomyśleć, że mogę czuć do niego coś poza nienawiścią i obrzydzeniem. Moje nogi odmawiały mi posłuszeństwa, ale determinacja dodała odwagi.
Powolnym krokiem ruszyłam w kierunku bruneta, starając się oddychać miarowo, ale kiedy ten ostentacyjnie odwrócił się za siebie, zamarłam w bezruchu, wpatrując się w jego twarz. Znów nie mogłam nic z niej wyczytać. Przez Toma straciłam zdolność do odczytywania emocji, również u siebie.
Wydaje mi się, że widziałam przede wszystkim ukrytą radość. To mogło być jednak złudne wrażenie.
Postanowiłam postawić wszystko na jedną kartę. Albo uzna mnie za wariatkę i odrzuci albo wszystko wróci na swoje miejsce i już nigdy nie będę musiała się obawiać, że go stracę.
Wsunęłam dłonie w kieszenie kurtki, powoli podchodząc do chłopaka
i z zagubionym wzrokiem wpatrując się w jego czekoladowe oczy.
- Wróciłaś.. Rzucił bez wyrazu, odwracając wzrok i wyraźnie szukając czegoś, na czym mógłby go zawiesić.
- Przecież obiecałam. Odparłam szybko i umiejscawiając dłoń na jego policzku, zmusiłam by ponownie na mnie spojrzał. - Nawet nie masz pojęcia, ile zrozumiałam przez ten czas, jak bardzo mi Ciebie brakowało i...i jak bardzo Cię kocham. Obiecuję, że zrobię wszystko, ale wybacz mi..
Powiedziałam to ? Gregor był równie poruszony, jak ja. Ale to prawda. Potrzebowałam nietypowych środków, by zrozumieć, że jest kimś, dla kogo warto poświęcić wszystko.
Jeszcze przez chwilę parzył na mnie, jakby to, co powiedziałam, było czymś zupełnie niemożliwym. To oczekiwanie stawało się nie do zniesienia.
- Powiesz coś ? Cokolwiek ? Mam sobie pójść ??
- Zamknij się. Przewrócił oczyma, splatając ręce na mojej talii
i przyciągając do siebie. Poczułam tę miłość. Poczułam, że jedyne, czego potrzebuję, to właśnie on. I wiecie co ? Nadal zachodzę w głowę, co skłoniło mnie do podejmowania takich, a nie innych decyzji.
Szukałam sensu, a on sam pojawił się właśnie tutaj. Co Cię nie zabije, to Cię wzmocni. Ja czułam się teraz silniejsza, niż kiedykolwiek.
- No nareszcie !! Głos Miki tuż za nami zwiastował kłopoty. Nie chcąc zbytnio oddalać się od Gregora, spojrzałam z uśmiechem na blondyna, wznosząc oczy do nieba. - Trzeba to uczcić !
- Nie, Mika..
- Ja się zgadzam. Wtrącił brunet, spoglądając na mnie
z rozbawieniem. - Impreza u mnie, dzisiaj. Sonja wróciła i na pewno ma ochotę na zabawę.
Czy on próbuje mnie ukarać ? Dobrze wie, że nie nadaję się na imprezy. Milczałam w nadziei, że powie za chwilę, że to tylko głupi żart.
- Jasne, zwołam ekipę.
- Mika ! Wrzasnęłam, kiedy ten z prędkością światła pognał do sklepu.
- Powiedziałaś, że zrobisz wszystko. Tu mnie miał. Sonja, wyciągnęłaś wnioski w wielu kwestiach, ale nadal nie potrafisz korzystać z rozumu. Uśmiechnął się szelmowsko i wbijając się łapczywie w moje wargi, przygryzł tę dolną niezbyt delikatnie, co wywołało u mnie jeszcze większe obawy przed dzisiejszym wieczorem.




- Wszystko dopięte na ostatni guzik.
Dosłownie. Mama zapinając ostatni z rzędu guzików osadzonych na plecach mojej sukienki, westchnęła cicho.
- Wyglądasz, jak ja, co prawda dwadzieścia lat temu, ale nie musimy tego roztrząsać.
- Mamo, ta sukienka...
- Nic nie mów. Jest idealna na każdą okazję. Nie marudź i baw się dobrze. Mówiąc to, poklepała mnie po ramieniu, poprawiając moje starannie poskręcane w loki włosy.
- Własna matka przeciwko mnie. Burknęłam pod nosem, chwytając płaszcz i niezgrabnie narzucając go na siebie, zerknęłam na zegarek.
Dzwonek do drzwi sprawił, że nakładając szpilki na stopy, przycupnęłam przy drzwiach, tylko lekko je uchylając.
Gregor wszedł do środka, jak zwykle wyglądając nieziemsko. Kraciasta koszula z podwiniętymi do łokci rękawami i perfumeria wchodząca tuż za nim.
- Dobry wieczór Pani Zahovic. Ukłonił się w stronę mamy, spoglądając po chwili na mnie, siedzącą w kącie z miną rozkapryszonego dzieciaka.
- Jak dobrze Cię widzieć. Mama od razu wymierzyła mu dwa całusy
w policzek, a mnie zebrało się na wymioty.
- Gotowa ?
- Oczywiście. Mruknęłam, podnosząc się i zerkając kątem oka na mamę, która dumnie wzniosła kciuk w górę. Zażenowana, wyszłam nic już nie mówiąc, by nie pogarszać sprawy.
Zmierzając do samochodu, pomyślałam przez chwilę o Grette. Dlaczego jej tu nie ma ? Ona wiedziałaby, jak poprawić humor. Ahh..może dlatego, że ją wystawiłam.
- Nietęga mina. Gregor chwycił mnie za rękę, przytwierdzając do tylnych drzwi auta.
- Myślałam, że ten wieczór spędzimy razem.
- A spędzamy go osobno ?
- We dwoje...Żachnęłam się, wywracając oczyma.
- Planujesz coś ?
- Nie ! A ty ?
Zamiast odpowiedzi dostałam jedynie podejrzliwe spojrzenie zmieszane z tym okrutnym łobuzerskim uśmiechem towarzyszącym Gregorowi na każdym kroku.

wtorek, 21 października 2014

ObieSanki Sasanki ...

Tak, wiem, nie wyrobiłam się :D
Ale praca, wiecie jak to jest. Zrobię sobie herbatę i ogarnę 35 rozdział, może być ? :-)

34 - Sonja, jesteś w domu !

Ocknęłam się z przeczuciem, że to właśnie powinnam zrobić. Włączając laptop, zabukowałam pierwszy z brzegu bilet do Innsbrucka. Nie miałam zamiaru słuchać Grette. Zapewne namawiałaby mnie do dalszego pobytu w tym..piekle. Jedno było oczywiste. Nie mogła zrozumieć, że przez te ostatnie dni czułam się, jak mysz złapana we wnyki zastawiane na niedźwiedzie. Bolała najmniejsza styczność z przedmiotem należącym do Toma. Paradoks tkwił w tym, że to jego dom. Tu wszystko należało do niego. Nikt nie pozostałby przy zdrowych zmysłach będąc na moim miejscu.
Spojrzałam ukradkiem na śpiącą jeszcze blondynkę, zastanawiając się, czy sama sobie tutaj poradzi. Może lepiej, gdyby nie wiedziała, że mam plan opuszczenia tego miejsca. Kolejny bilion pytań pozostawionych bez odpowiedzi.
Podążyłam do łazienki, zmywając sen z twarzy i przeczesując ręką włosy, spojrzałam w lustro.
- Wracasz ratować własne przekonania. Nie spieprz tego. Szepnęłam, zaciskając zęby na dolnej wardze, jakbym chciała się ukarać za to, że kiedykolwiek pozwoliłam, by te zasady runęły w gruzach.
Wpakowując do walizki kolejne starty ciuchów i butów, poczułam na sobie czyiś wzrok. Wzrok mordercy.
- Mogę wiedzieć, co u diabła robisz ? Grette. Mogłam się spodziewać, że nie pójdzie mi tak łatwo.
- Grette. Stanowczo wypowiedziałam jej imię. - Postanowiłam wrócić do domu. To zdanie nie było już tak pewnie brzmiące. - Źle się tu czuję, chcę wrócić do domu, do mamy, taty...
- Do Gregora...Wtrąciła.
- Nie powiedziałam tego.
- Myślisz, że nie widzę ? Oczy Ci błyszczą, kiedy wypowiadam jego imię.
A tego, że mnie zostawiłaś na imprezie nigdy nie wybaczę.
- Gretts, posłuchaj...Westchnęłam cicho, chcąc podejść do blondynki, jednak ta wystawiła rękę przed siebie, odwracając wzrok.
- Przyjemnej podróży. Żachnęła się, gramoląc w pośpiechu z łóżka
i zamykając w łazience.
Nie miałam pojęcia, że ratowanie tego, co dotąd nazywałam przekonaniami, pozbawi mnie przyjaciółki. Czy znów muszę wybierać ?
W tym przypadku nie było sensu dłużej się nad tym zastanawiać. Im więcej gdybania, tym większa szansa, że tu zostanę, a to ostatnie czego teraz chcę.
Z łoskotem wysunęłam rączkę walizki, dopinając ją i jeszcze raz rzucając spojrzenie na drzwi łazienki.
- Nie za taką cenę. Mrucząc pod nosem, pociągnęłam za sobą walizkę ku drzwiom pokoju.

Pani Haller wodziła za mną wzrokiem, kiedy przechadzałam się nerwowo po gabinecie, próbując wymyślić jakiś lipny, ale sensowny powód, którym mogłabym uwarunkować mój wyjazd. Tak nagły.
- A więc..Twoi rodzice postanowili przepisać na Ciebie firmę już teraz ?
- Tak. Dowiedziałam się dopiero niedawno. Muszę wrócić do Innsbrucka jak najszybciej.
Nie wierzyłam, że to mówię. Koszmar stał się najlepszym sposobem na uniknięcie potyczki słownej na temat Toma i tego, co do niego czuję.
A raczej, co czułam poza odrazą i ogólną niechęcią.
Zmierzyła mnie wzrokiem, po którym przeszedł mnie zimny dreszcz, po czym podsunęła duplikat mojej umowy.
- Podpisz tutaj. Sama rezygnujesz z pracy. A to Twoje wynagrodzenie za ten okres. W kopercie dało się zauważyć czek. Drżącą dłonią podniosłam długopis, składając na dokumencie czytelny podpis, po czym zabierając kopertę, wepchnęłam ją do plecaka, obrzucając Panią Haller niepewnym spojrzeniem.
- Dziękuje, za wszystko. Wzruszyłam ramionami i dopiero, kiedy wypuściłam z dłoni klamkę drzwi gabinetowych, odetchnęłam z ulgą. Ten koszmar wreszcie się skończy. Łoskocząc obcasami o idealnie wypolerowane kafle holu, zmierzałam do wyjścia, czując, że jestem coraz bliżej celu, własnego podświadomego. Tom już nie mógł namącić mi
w głowie. Jestem na to zbyt silna.
- A jednak wyjeżdżasz ! Usłyszałam nagle za sobą, stając w miejscu, niczym posąg.
Zacisnęłam wolną dłoń w pięść, czując bielejące kostki. Nie odwracaj się ! Wiesz, co się wtedy stanie. Przegrasz !!
Z podchodzącym do gardła sercem i żołądkiem fikającym koziołki udało mi się wyrwać z tego transu i nie spojrzeć na niego. Podświadomość miała racje. Przegrałabym, gdybym po raz kolejny spojrzała za siebie. To co dzieje się dziś musiało być poprzedzone odpowiednimi bodźcami. Wyjeżdżam, bo mam ten cholerny powód i cierpię, bo ktoś mnie zranił. On.
I nienawidzę tego domu, bo wszystko tu przypomina mi, że jestem zbyt słaba, by się z nim mierzyć.
Nim zwróciłam uwagę, byłam już na zewnątrz, niezbyt ostrożnie schodząc po schodach i kierując się ku tej bramie, którą zapamiętam jako tę, co obiecała mi nowe życie, po czym zrobiła z niego kwadratowe pudełko.

Zajmując miejsce w samolocie, uznałam, że mogę być z siebie dumna. Zrezygnowałam z czegoś, co mnie pociągało, co budziło we mnie te odczucia, których dotąd nie znałam. Przeraźliwy krzyk wydobywający się z mojej głowy, potrafiłam zagłuszyć skinieniem palca.
Uśmiechając się delikatnie, przesunęłam opuszkiem po zdjęciu Gregora. Zrobiłam je wtedy, kiedy wydawał mi się jeszcze nadętym bufonem.
Co mam powiedzieć, by mi wybaczył ? Jak mogę kochać dwie osoby ?
Ta druga miłość jest nielogiczna, ale gdyby jej nie było...
Przytłumione dźwięki wydobywające się z silników aeroplanu szybko udowodniły mi, że dużo mnie to kosztowało. Przymknęłam oczy wsłuchując się w nie i przez tę chwilę traktując, jak mantrę.
Sen okazał się jedynym wybawieniem. Mogłabym spać przez wieczność...

                                                               ***


Zimne powietrze przedostawało się z otwartego włazu, tworząc na mojej skórze gęsią skórkę. Innsbruck. Wymieniając uprzejme spojrzenie z uroczą blondynką stojącą obok, przystanęłam przy wyjściu, na chwilę zatrzymując ludzi, chcących dostać się na pas startowy.
Łzy same napłynęły mi do oczu. Jak mogłam być tak głupia ? Zostawić wszystko, biec za czymś, czego nie ma ?
Ściskając w dłoni podręczną torbę, zbiegłam po stromych stopniach i nie zatrzymując się nawet na chwilę, popędziłam w stronę budynku lotniska, dziś zatłoczonego bardziej, niż zwykle.
Płakałam nie wiedząc, dlaczego. Szczęście ? A może to świadomość, że nabrałam pełne garści pokory. Wszystko teraz wydawało się piękne.
Uśmiechem witałam każdą mijaną przeze mnie osobę. Sonja, jesteś w domu !
To zdanie odbijało się w mojej głowie nawet wtedy, kiedy taksówka podjechała pod duży, drewniany dom z wielką werandą. Teraz wydawał się jeszcze większy.
- Dziękuję. Wymamrotałam do kierowcy, wciskając mu w dłoń kilka euro dziesiątek. Wysiadając, zaciągnęłam się głęboko powietrzem. To było moje powietrze.
Przypomniałam sobie ciemność i to, kiedy Gregor podjeżdżał w to samo miejsce, czekając na mnie.
Jednak nie mogłam zbyt długo się nad tym zastanawiać. Kiedy ją zobaczyłam, łzy znów potoczyły się po moich odrętwiałych z zimna policzkach.
Jak zawsze piękna, ale teraz chyba o wiele szczęśliwsza. Ruszyłam w jej kierunku, pozostawiając walizkę na środku podjazdu i wpadając w jej ramiona, odpłynęłam.
- Przepraszam, mamo...Mówiąc to, uśmiechnęłam się na samą myśl, że znów mogę poczuć jej ciepło. Tak bardzo ją kocham.

niedziela, 12 października 2014

Mini Terminarz :-)

Kolejny rozdział już w środę :-)  Obiecuję, że się wyrobię :D
I dziękuje za pochlebne komentarze, nie ma jak do was powrócić.
Poprawiacie humor <3

sobota, 4 października 2014

33 - Co za szkoda, chłopak tak piękny...z paskudnym sercem.

WITAJCIE !! Oto jest. Kontynuacja opowiadania. Mam nadzieję, że wam się spodoba.
Czeka mnie tygodniowy urlop, co skutkuje tym, że będę miała dla was więcej czasu. :-)





Czy ja śnię ? A może to wszystko to urojenie. Kto wie, do czego zdolna jest moja głowa, która nie radzi sobie z natłokiem myśli. Słoneczny dzień miał rozwiać wszelkie wątpliwości.
Plan na dziś ? Dowiedzieć się, czego chcę od życia, od siebie i od...
On wyjechał. Nie pożegnałam się.
- Masz zamiar dziś wyjść z tej łazienki ?!!! Wrzask Grette. Wracamy do normalności. Ruszyłam zostawiając w spokoju moje lustrzane odbicie
i minęłam ją w drzwiach.
- Wiesz ? Chcę zacząć od nowa. Przestać przejmować się wszystkim dookoła. Chcę skupić się na sobie.
Grette popatrzyła na mnie, jakby to co mówię było co najmniej nie do wykonania.
- Nie patrz tak na mnie ! Żachnęłam się, umiejscawiając na talii biały fartuszek i nie czekając na nią, ruszyłam do wyjścia.
Tom już nie jest w stanie mną manipulować. Jasne i czyste myśli, zero strachu i...
Dlaczego nigdy nic mi się nie udaje ? Widząc blondyna przechadzającego się po holu, westchnęłam ciężko, mając ochotę cofnąć czas i nie pakować się w kolejne deklaracje.
Dopiero po chwili zorientowałam się, że stoję, niczym słup soli wpatrując się w niego z miną zdziczałego psa.
- Cześć. Mruknęłam pod nosem ze spuszczoną głową, powołując moją nogę, by wykonała choć jeden krok i próbując go wyminąć, poczułam uścisk na nadgarstku.
- Speszona z rana ? Co takiego stało się wczoraj ?
Jego szelmowski uśmiech przyprawiał mnie o zawroty głowy. Może czas, by podświadomą agresję wyprowadzić na spacer...bez smyczy.
Niewiele myśląc cisnęłam pięścią w tors chłopaka, zaciskając wargi, by nie widział miny, która kryła nutę władzy. Ten jedynie puścił moją dłoń.
- Jak to możliwe ? Z przyzwoitego faceta, stajesz się dupkiem. Masz jakiś przełącznik ? Wyrwałam dłoń obrzucając Toma natarczywym spojrzeniem.
Pani Haller wyraźnie zaintrygowana, zjawiła się dosłownie znikąd.
- Coś się stało, Tom ?
- Nie mamo. Wszystko w porządku, prawda ? Wymierzył we mnie zaiste gromiący wzrok, zmuszając twarz do uśmiechu, który jednak ani trochę nie wyglądał na ten właściwy.
- Pójdę nakryć do stołu. Niczym posłuszna podwładna, zrezygnowanym krokiem zmierzyłam w stronę kuchni.
Grette, która już tam była spojrzała na mnie, jednak to nie był odpowiedni moment na przyjacielskie wywody. Nagle poczułam dziwną potrzebę rozmowy z Gregorem.
Ciągle mam pretensje do całego świata o to, że jestem traktowana, jak popychadło. A niby jak ja potraktowałam jego ? Obrzydzenie do własnego, wybałuszonego ego sięgnęło zenitu.

Cały poranek minął wbrew pozorom spokojnie. Tom unikał mnie szerokim łukiem, a mi było to całkiem na rękę. Nasz pokój pokrył mrok wieczoru, ze wzrokiem wbitym w ekran laptopa, dokładnie analizowałam każde zdjęcie, które zrobiłam Gregorowi. Gdzie ten czas, kiedy miałam wrażenie, że wszystko kręci się wokół niego ?
- Pójdźmy się rozerwać.
- Nie mam ochoty. Idź sama. Wymamrotałam, nie spuszczając wzroku
z uśmiechniętej twarzy ze zdjęcia.
- Masz zamiar udawać, że wszystko w porządku ? To miał być dobry wybór.
- O czym właściwie mówisz ? Dopiero teraz na nią spojrzałam, z niekrytym wyrzutem.
- Przecież wszystko kręci się wokół Toma.
- Naprawdę ?
- Wyluzuj, Sonja. Zachowujesz się, jakby wszystko straciło sens, a przecież nic się nie stało.
Grette działała czasem na nerwy, ale właściwie za każdym razem miała rację. To frustrowało mnie jeszcze bardziej.
- Dobrze. Co masz zamiar robić ?
- Odwiedzić ciekawy klub. Może nawet kogoś poznać.
- A Mika ? Zapytałam, nadal nie mogąc pojąć, jak ona sobie z tym radzi.
- Mówiłam Ci już. To nie miałoby sensu. Ubieraj się ! Zerwała się z łóżka, zatrzaskując za sobą drzwi łazienki.
Będę się oszukiwać. Tego właśnie potrzebujesz. Nie zapominaj o nim, bo kiedy tylko usilnie próbujesz, wszystko odwraca się w przeciwnym kierunku i wali, jak grom z jasnego nieba.
Nie musiałam długo czekać na Grette w seledynowej sukience, idealnie kontrastującej z jej ciemną karnacją, włosami upiętymi w długi koński ogon i szpilkami, które trzymała w ręku.
- Obiecaj mi, że ani razu nie poruszymy tematu facetów, których znamy. Rzuciła w moim kierunku, uśmiechając się pobłażliwie.
Nie musiała długo czekać na odpowiedź.
- Obiecuję.


- Ubrałaś się, jak na pogrzeb ! Wrzasnęła, totalnie zbijając mnie z tropu.
Co było złego w czarnej sukience bez dekoltu ? Chciałam czuć się choć odrobinę swobodnie. Na nogi wsunęłam trampki nijak mające się do ogólnego stroju, po czym pewnym siebie krokiem zmierzyłam do drzwi. Grette nie musiała mnie dodatkowo dobijać i chyba wyczuła aluzję, bo od razu poszła za mną.
Odgórnym założeniem było dobrze się bawić, bez tematu Toma, Gregora, czy choćby Juana.
Autobus z przesiadką w centrum miasteczka, to nie był dobry pomysł. Grette co krok ślizgając się na oblodzonym chodniku, wczepiła się w moje ramię, analizując, czy aby na pewno nie pomyliła drogi.
- Słyszysz ?
- Co ? Mruknęłam, rozglądając się po opustoszałej dzielnicy.
- Muzyka ! Wrzasnęła, pociągając mnie za sobą w stronę niezbyt przyjemnie wyglądającej, ciemnej uliczki. W oddali powitał nas jaskrawo niebieski szyld obwieszczający, że Brenneriet wita wszystkich szerokim uśmiechem i równie szerokimi barkami dwóch ochroniarzy stojących
u wejścia.
- Nie wygląda źle. Chociaż to nijak się ma do naszych klubów. Grette mimo ciętej opinii, pewnie wtargnęła do środka, od razu kierując się w stronę baru.
Ja natomiast wolałam najpierw rozejrzeć się dookoła. Kilku gości grających na saksofonach, doskonale wpasowujących się w rytm My Love. Dziewczyny w skąpych strojach, przy których ja wyglądałam, jak Eskimos opatulony w kombinezon i kilku mężczyzn kręcących się przy nich z wyraźnym zainteresowaniem.
Grette wyrosła przede mną, wciskając mi w dłonie szklankę z napojem
o dziwnym kolorze fuksji.
- Co to ?
- Pij ! Zażądała, odwracając się gwałtownie i smagając moją twarz końcówkami włosów. Czułam się, jak wyrzutek pomiędzy tymi ludźmi. Upiłam spory łyk tajemniczego płynu, odczuwając przyjemne gryzienie
w okolicach krtani. Dopiero teraz przypomniałam sobie, że dawno nie piłam, dawno też nie bawiłam się beztrosko nie myśląc o niczym.
Okazja jedna na milion.
Przysiadłam bezpiecznie w kącie, przy barze obserwując Grette, którą zdecydowanie poniósł ten wciągający rytm. Sączyłam drinka, a kiedy niespodziewanie szklanka została opróżniona, postawiłam ją na barze, patrząc, jak barman chwyta ją w dłoń i wymierza we mnie przyjazne spojrzenie.
- To samo ?! Zapytał. Poczułam, jak czerwone wypieki lądują na moich policzkach. Był nawet przystojny.
- Poproszę ! Skinęłam głową, by dokładnie zrozumiał. Nie miałam zamiaru mieszać alkoholu. Ostatnio źle się to skończyło.
- Tutejsza ?
- Nie, przyjezdna. Praca ! Odparłam, sztywno opierając łokieć na kontuarze. Plan był taki, by nie pokazać ani trochę, że się stresuję. Postawił przede mną szklankę, wkładając do niej słomkę z kolorową parasolką i kawałkiem limonki.
- Na koszt firmy. Robbie. Wyciągnął dłoń w moim kierunku, ukazując rząd białych zębów.
- S...Sonja ! Gula w moim gardle wzrosła do poziomu krytycznego. Dlaczego aż tak się denerwuję ?
- Jesteś tu sama ?
- Nie, moja koleżanka postanowiła bawić się lepiej ode mnie. Uśmiechnęłam się kwaśno, mocząc wargi w gryzącym płynie.
- A więc przyjezdna i na dodatek nie ma chłopaka. Poruszył zabawnie brwiami, obsługując jedną ze stojących obok mnie dziewczyn.
- Właściwie to mam. Wypaliłam nagle, czując, jak każda część mojego ciała zaczyna odmawiać mi posłuszeństwa, nawet język.
- Co to za chłopak skoro zostawia Cię samą w weekend ?
Doskonałe pytanie.
- Dużo pracuje i...i w ogóle jest bardzo zajęty i..muszę już iść. Ześlizgnęłam się tego "gorącego krzesła", ruszając w stronę Gretts, która na szczęście nie zdążyła zniknąć mi z oczu.
Wszak żałosne. To uczucie przesiąknęło mnie całkowicie powodując chwilami odruchy wymiotne.
Podeszłam do Grette, kusząco kręcącej biodrami, wzruszając bezradnie ramionami.
- Miałaś się dobrze bawić. Wrzasnęła, jednak nie dotarło do mnie ani jedno słowo. Wszystkie myśli skupiały się na tym, by wyrzucić z nich tę jedną
o Tomie.
Powrót do domu okazałby się najlepszym rozwiązaniem. Z drugiej strony Gregor...
Dlaczego w Hiszpanii nie miałam takich problemów ? Juan zrozumiał, że nic do niego nie czuję. Problem w tym, że nie mogę się zdecydować. Darzę uczuciem dwojga ludzi. To nienormalne, niemoralne i niedopuszczalne.
Jeszcze przez chwilę obserwując beztroską Grette, powoli zaczęłam wycofywać się ku drzwiom wyjściowym. To nie miało sensu, a oszukiwanie Grette i przede wszystkim samej siebie okazało się pomysłem spalonym na panewce.

Lillehammer nocą było ciche i spokojne, podobnie jak Innsbruck. Trampki już od godziny dawały mi się we znaki, a próbując utrzymać równowagę na śliskim chodniku, odruchowo chwytałam się latarni rozstawionych co kilka metrów.
Czekała mnie jeszcze przeprawa przez drogę ulokowaną w środku gęstego, świerkowego lasu i mogę powiedzieć, że jestem w domu. Dom to też pojęcie względne.
Zmarznięta i zmęczona, stanęłam przed drzwiami rezydencji, szukając kluczy w torebce. Grette mnie zabije. Nie odczyta nawet smsa, którego jej wysłałam.
Umieszczając klucz w dziurce, przekręciłam nim dwukrotnie, cicho otwierając drzwi i oddychając z ulgą, kiedy poczułam na skórze przejmujące ciepło. Od razu skierowałam się do mojego pokoju, po drodze pozbywając się butów.
Ta noc to jeden wielki niewypał. Wskoczyłam pod kołdrę nie zważając na sukienkę i wertując wszystkie kontakty, zatrzymałam się na G.
Chciałam to zrobić przez cały dzień. Wcisnęłam zieloną słuchawkę, nie mając pojęcia czy trzęsę się z zimna, czy może nerwy wzięły górę nad rozumem.
Pierwszy sygnał, drugi i trzeci...czwarty..
- Halo ? Usłyszałam nagle zaspany, męski głos.
Teraz nie ma już odwrotu. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 01:30. Zacisnęłam powieki, nerwowo oblizując usta i biorąc głęboki wdech.
- Halo.. Głos zmienił ton na bardziej zniecierpliwiony.
- Przepraszam, że dzwonię tak późno. Wymamrotałam. Słyszałam jego równy oddech, co jakiś czas nieznacznie się przeciągający.
- Sonja ?
- Gregor przepraszam za wszystko.
- Ja też nawaliłem.
- Nie. Wykorzystałam Cię. Nigdy nie chciałam...Urwałam w połowie, próbując ukryć szloch i ocierając łzy same napływające
do oczu. - Porozmawiasz ze mną ? Wracam do domu.
Jego milczenie bolało teraz bardziej, niż najbardziej wyszukane obelgi. Chciałam wiedzieć o czym myśli, ale nie byłby na tyle głupi, by się zdemaskować.
- Będę czekał. Oznajmił po dłuższej chwili, powodując niejaką ulgę powoli opanowującą moje ciało.
- Wrócę, jak najszybciej się da. Obiecuję.
Rozłączyłam się, kuląc w kłębek i chowając twarz w poduszkę, rozkleiłam się na dobre. Tęsknota za domem, za rodzicami, za Gregorem..okazała się zbyt silnym doznaniem. Zbyt długo sobie z tym radziłam. Chciałam zobaczyć mamę, tatę, nawet po tych słowach, jakie od niego usłyszałam.
A Tom ? To przeszłość. Przystojniak z paskudnym sercem.