środa, 27 lutego 2013

2 - Fajnie, że będziecie tęsknić - powiedziała, płacząc.

http://www.youtube.com/watch?v=7q2SlKu6WDM

When my days look low,
pull me in close and don't let me go.
Make love to me...
Nawet głos Beyonce nie pomagał mi dziś wydrzeć się z kompletnego letargu, w którym byłam przez ostatnie dwa dni. To były najszybciej biegnące dni w moim życiu.
Opróżniając kolejną szufladę komody w moim pokoju, coraz gorzej się czułam. Coś rozsadzało mnie od środka. Jutro przecież miałam wyjechać. Opuścić mój dom, miejsce, w którym się wychowałam.
Na samą myśl o tym zbierało mi się na płacz. Włożyłam resztę moich rzeczy do walizki zapinając ją i wystawiając na zewnątrz.
Wróciłam do pokoju i opierając się o ścianę przy drzwiach, zsunęłam po niej, obserwując dokładnie każdy kąt pomieszczenia. Żakardowo amarantowe ściany, zdjęcia krajobrazów, które sama zrobiłam. Długa do podłogi, biała zasłona w oknie. Nie mogłam się pogodzić z tym, że już tego nie zobaczę.
Wolałam stamtąd wyjść. Zamknęłam za sobą drzwi, powolnym, ospałym krokiem schodząc na dół.
Tato widząc mnie w takim stanie, podszedł i przytulił mnie do siebie najmocniej, jak tylko potrafił zarazem potajemnie wkładając do kieszeni moich spodni, telefon wcześniej przez niego skonfiskowany.
- Masz na dziś jakieś plany ?
Szepnął, zerkając na mnie.
- Grette organizuje imprezę pożegnalną.
- To miło z jej strony. Tylko nie zabaluj, wyjeżdżamy jutro z samego rana.
Dodał, po czym ucałował moje czoło, klepiąc pocieszająco po ramieniu.
Czując, że wcześniej włożył mi coś do kieszeni, wyjęłam z niej mój telefon. Ale nawet jego widok mnie nie cieszył.
Stojąc tak w holu, usłyszałam dzwonek do drzwi. Niewiele myśląc, podeszłam do nich i otworzyłam, widząc w nich Juana.
- Nie mieliśmy zobaczyć się dopiero wieczorem ?
Rzuciłam, opierając się o zewnętrzną stronę drzwi i lustrując go wzrokiem.
- Prawda, mieliśmy. Jutro wyjeżdżasz...Uciął, świdrując wzrokiem kołatkę umiejscowioną na moich drzwiach.
- Tak, to już jutro. Westchnęłam, pogrążając się w zamyśleniu.
- Spakowana ?
- Zostało jeszcze kilka rzeczy. Przyszedłeś zapytać czy jestem spakowana ?
Po raz pierwszy tego dnia na mojej twarzy zaistniał nikły uśmiech.
- Nie... Również się uśmiechnął. -  Możemy się przejść ?
Zapytał nagle, lekko się odsuwając i wzrokiem kierując w stronę plaży.
- Dobrze...Odparłam, zamykając za sobą drzwi i podążając za wysokim, brunetem. Szliśmy tak przez chwilę środkiem chodnika. Co jakiś tracąc równowagę, zeskakiwałam z krawężnika. - Jesteś jakiś milczący. Spojrzałam na niego. To było trudne, bo był o dwie głowy wyższy ode mnie. Pomimo tego, lubiłam na niego patrzeć. Lubiłam, jak zawstydzał się, kiedy tylko dopiekałam mu w jakiejś kwestii.
- Nie mam powodów do radości.
- To nie koniec świata...
- Sonja.. Przystanął nagle, chwytając mój nadgarstek i palcem rysując na nim jakiś znak. - Oddałbym wszystko, żebyś kiedyś mnie pokochała. Ale nie tak, jak kocha się brata, ale tak, jak ja kocham ciebie.
- Juan...Zacisnęłam dłonie w pięści, tak, że zbielały mi kostki. Musiałam z tym skończyć. Nie dawać mu więcej złudnej nadziei. - Jutro wyjeżdżam. To nie miałoby sensu.
- Jakoś dalibyśmy radę. Mówiąc to, chwycił moje dłonie, ciągle zaciśnięte, jak do ataku i przejmująco spojrzał mi w oczy. Jego gorzko czekoladowe tęczówki miały w sobie wielką tajemnicę. Nie mogłam go rozgryźć.
- Ale ja nie chcę. Szepnęłam, spuszczając wzrok.
- Nigdy nie chciałaś...Odrzekł, po czym tak po prostu puścił moje dłonie i zostawiając mnie na środku ulicy, bez słowa odszedł. Nawet nie próbowałam go zatrzymywać.
Nie potrzebował żadnych wyjaśnień. To dobrze, bo mogłyby złamać mu serce. Był moim przyjacielem, najlepszym, ale tylko nim.
Zawróciłam z drogi prowadzącej na plażę i nadal idąc krawężnikiem, patrzyłam przed siebie, rozkładając ręce, niczym do lotu.
Chciałam wzbić się na tyle, aby nikt nigdy mnie nie dostrzegł. Dolecieć do Słońca i okrążyć Ziemię.
Przejeżdżający z łoskotem samochód terenowy, oderwał mnie od moich marzeń. Teraz jednym z nich było to, żeby cała ta farsa z wyjazdem, była tylko marą senną.
Wróciłam do domu w nieznośnym nastroju. Nie miałam ochoty na całą tą imprezę na moją cześć. Nigdy nie lubiłam być w centrum zainteresowania, a teraz jeszcze ta sprawa z Juanem. Jednak wreszcie miałam to za sobą. Powiedziałam mu to co leżało mi na sercu, on mnie chyba także.
Całą resztę dnia przesiedziałam przed telewizorem w salonie, objadając się truskawkowymi chrupkami i co jakiś czas sącząc mrożoną herbatę.
- Już 20:00
Powiedziała donośnym głosem mama, która akurat także gdzieś się wybierała. Krzątała się nerwowo po kuchni, szukając sama nie wiedząc czego.
- Mamo podwieziesz mnie ?
- Nie mogę kochanie ! Już jestem spóźniona.
Odrzekła szybko, a widząc moją minę wolała zaszyć się w garderobie.
Mając świadomość, że nie mogę spóźnić się na własne przyjęcie, leniwie zwlekłam się ze skórzanej kanapy.
Nadal odczuwałam odrazę, ból i nienawiść, kiedy miałam wejść do mojego pokoju, ale unikanie problemu samo w sobie stwarza kolejny problem.
Zahartowana psychicznie zapewnieniami, że dam radę, weszłam do środka i z ostatniej zapełnionej jeszcze szafki, wyjęłam czarną, dopasowaną sukienkę. Włosy przeczesałam ręką, nałożyłam kilka warstw maskary i z czarnymi szpilkami w prawej dłoni, po schodach skierowałam się ku parterowi.
Wykonałam jeszcze telefon do Grette. W końcu musiałam jakoś się tam dostać. Knajpa nosiła nazwę ''Russo'' i podobno był to renomowany klub. Czy to prawda ? Nie mam pojęcia. Nigdy tam nie byłam.
Około 21:00 przyjechała Grette i Susan. Susan to siostra Juana. Zemdliło mnie gdy wychodząc z domu, zobaczyłam ją siedzącą na przednim miejscu dla pasażera. Mimo to musiałam się wreszcie ruszyć. Nałożyłam szpilki na stopy i małymi kroczkami
podreptałam w kierunku czarnego subaru.
Otworzyłam drzwi i od razu buchnął we mnie smród dymu tytoniowego.
- Mówiłam ci żebyś nie paliła. Cześć Susan.
Powiedziałam stanowczo, lustrując wzrokiem Grette, zarazem wsiadając do środka i witając się z uroczą brunetką.
- Muszę się odstresować. Mam większą tremę, niż ty.
- Czym się tak przejmujesz ?
- Światła, muzyka, jedzenie, drinki...to wszystko na mojej głowie !
Wrzasnęła, z piskiem opon ruszając przed siebie.
- Juan ci nie pomagał ? Dociekałam.
- Pomagał. Ale dziś go nie będzie.
- Podobno źle się czuje.
Dodała Susan, majstrując przy odtwarzaczu mp3.
Oparłam czoło o szybę, przyglądając się migającym drzewom.
- Nie martwi cię, że się z nim nie pożegnasz ?
Wtrąciła po chwili Grette odwracając się praktycznie przodem do mnie.
- Już się pożegnałam.
- Ale jak t....
- Uważaj, jak jedziesz !! Wrzasnęłyśmy nagle z Susan,
a Grette z nadmiernym poziomem adrenaliny przez przypadek włączyła światła alarmowe.
- Nie będziesz więcej prowadzić. Zasądziła Susan, po czym resztę podróży przebyłyśmy śmiejąc się i dokazując.

Wjeżdżając w dzielnicę klubu, dało się usłyszeć głośną muzykę. Ilość samochodów na parkingu, robiło wrażenie. Zaparkowałyśmy tuż przy wejściu do klubu.
Na pierwszy rzut oka ? Byłoby wszystko w porządku gdyby nie fakt, że nie znałam połowy z tych ludzi, których zaprosiła Grette.
- Grett czy to na pewno ten klub ?
Zapytałam cicho, chwytając ją pod rękę.
- Oczywiście. Odparła błyskawicznie i wraz z Susan, zaciągnęły mnie do środka.
Muszę przyznać, że wystrój zrobił na mnie olbrzymie wrażenie.
Papryczki chilli przywieszone na każdym z krzeseł. A nad moją głową wielki napis ''Zadzwoń czasem''.
Zachciało mi się płakać, wyć i lamentować. Grupka znanych mi z widzenia osób dopadła do mnie wywlekając mnie na środek i wznosząc toast z musującego szampana, na moją cześć. Czułam się
głupio, ale z drugiej strony byłam im obrzydliwie wdzięczna. Pamiętali o mnie. Jestem pewna, że ja nie zrobiłabym czegoś podobnego.
Wzniosłam w górę kieliszek podany mi przez jednego z gości
i uśmiechnęłam się przez łzy.
- Fajnie, że będziecie tęsknić.
Po tym zdaniu już na dobre puściły mi hamulce. Rozpłakałam się jak dziecko.

2 komentarze: