Pogoda w Kuusamo nie rozpieszcza. Niestety kwalifikacje się nie odbędą, z czego jestem bardzo niezadowolona, podobnie pewnie jest
z pozostałymi kibicami.
Może jutro uda się uratować honor finów :-) Jestem dobrej
myśli. A wy ?
sobota, 30 listopada 2013
piątek, 29 listopada 2013
Nieobliczalnie
Gregor Schlierenzauer zwycięzcą. Z 15 miejsca załapać się na pierwsze ? Nie lada wyczyn.
Gratuluję Marinusowi Krausowi, który wykazał się bardzo chłodną głową. :-)
Powodzenia w Lillehammer chłopcy !!
Gratuluję Marinusowi Krausowi, który wykazał się bardzo chłodną głową. :-)
Powodzenia w Lillehammer chłopcy !!
czwartek, 28 listopada 2013
21 - Jestem królową katastrofy.
Znów nieco wcześniej, niż planowałam, ale skoro mogę sobie na to pozwolić, to czemu nie :D
Rozdział pisałam przy małej pomocy magnetyzującego głosu Lucii.
http://www.youtube.com/watch?v=Z87arO2T-Yo
Kompletnie zapominając o całym świecie, pospiesznie wróciłam do domu.
Zatrzaskując za sobą drzwi mojego pokoju, zacisnęłam wargi, próbując się uspokoić. Jak on ma czelność mi wypominać takie rzeczy ?!! Przy jego znajomych !!
Zeszłam do salonu, wyciągając z szafki truskawkowe chrupki
i pochłaniając je z prędkością światła, upatrzyłam sobie dłuższą wskazówkę zegara, śledząc ją wzrokiem.
Nie mam pojęcia ile tak przesiedziałam, ale nim zorientowałam się, że opakowanie jest puste, w domu zjawiła się rozzłoszczona Grette.
- Dzwoniłam do ciebie ! Czemu nie odbierasz ? Stanęła na środku salonu, trzymając w ręku telefon i patrząc na mnie złowrogim wzrokiem.
- Przepraszam, nie słyszałam. Odpowiedziałam wymijająco.
- Co się z tobą dzieje ? Czuję, jakbym rozmawiała z duchem. Zdejmując kurtkę i rzucając ją na salonową kanapę, podeszła do mnie, kładąc dłoń na moim ramieniu i przypatrując mi się z niejaką troską w oczach.
- Nic mi nie jest. Mam zły dzień. Odparłam, odwracając wzrok.
- Co się stało z moją dawną Sonją ? Przez żal wymalowany na jej niebieskich tęczówkach, zachciało mi się płakać. Nie wiem co się stało
z dawną mną. Chyba odeszła, ulotniła się z dniem, kiedy się tu zjawiłam. Już miałam zacząć uspokajać ją, kiedy słysząc dobiegający
z sypialni rodziców głos mamy wołający moje imię, zerwałam się
z miejsca, ruszając na górę.
Nie czekając, wtargnęłam do pokoju i widząc mamę stojącą bezradnie na jej środku, zmarszczyłam czoło.
- Co się dzieje ?
- Schlierenzauerowie zaprosili mnie i ojca na kolacje.
- To cudownie. Uniosłam brwi, dziwnie jej się przyglądając. Cudownie ? Byłam tam raz i więcej nie miałam zamiaru wracać do tych ludzi.
- Nie mogę znaleźć mojej sukienki. Sonju, ostatnio rzadko rozmawiamy, nie sądzisz ?
Usiadła na łóżku, gładząc miejsce obok siebie. Chcąc nie chcąc, musiałam się przysiąść. Wydawało mi się wtedy, że dobór ubioru, był tylko pretekstem.
- To przeze mnie mamo. Przepraszam. Rzekłam cicho.
- Kochanie, jeśli jest coś o czym powinnam wiedzieć, powiedz.
- Nie. Wszystko jest w porządku. Po prostu....trochę się pogubiłam. Spojrzałam na nią rozżalona, wtulając się w jej ramię.
- Wiesz, że zawsze możemy porozmawiać. Możesz mi powiedzieć, co cię gryzie.
- Ale mamo...dam sobie radę. Odrzekłam nagle, czując, że nie powinnam wywlekać na wierzch całej tej sytuacji. - W czarnej będzie ci do twarzy. Chwyciłam do ręki pierwszą lepszą kreację, kładąc ją na kolanach mamy, chcąc jak najszybciej odejść od mojego tematu.
- Tak myślisz ? Nie jest zbyt wulgarna ?
- Nie. Zmusiłam się do uśmiechu i z lekkim wahaniem skierowałam się do drzwi.
Skoro nawet ona czuje, że coś ze mną nie tak, to chyba rzeczywiście muszę zacząć nad sobą panować. Gdybym tylko wiedziała, jak to zrobić.
Wchodząc do mojego pokoju, znów spotkałam się ze smutną miną Grette.
- Powiesz mi wreszcie o co chodzi ? Rzuciła pewnym głosem.
- Jakbyś się czuła, nie wiedząc co czujesz ? Spytałam, kładąc się na łóżku i wgapiając w nią. Moje pytanie wywołało u niej nie lada zaskoczenie.
- Jakbym się czuła ? Myślę, że byłby to pewien ambaras.
- Ambaras...Powtórzyłam cicho, przymykając oczy. - A jakbyś się go pozbyła ?
- Rany, powiedz o co dokładnie chodzi, wtedy ci pomogę. Żachnęła się, opadając bezradnie na fotel.
- Kocham Gregora. Powiedziałam stanowczo, nabierając masę powietrza do ust, próbując jakoś załagodzić ten chaos w mojej głowie, który według moich odczuć udzielał się również blondynce.
- To chyba dobrze. Wtrąciła Gretts.
- Byłoby świetnie, gdyby nie pojawił się ktoś, kto kompletnie zamazuje to uczucie. Dodałam po chwili, spoglądając na nią niepewnie.
- Ktoś ? Ożywiła się nieco, w jej oczach znów można było dostrzec te dziwne iskierki, które pojawiały się zawsze wtedy, kiedy miała nadejść jakaś katastrofa.
- Byłam skłonna zostawić wszystko i wszystkich, dla niego.
- To znaczy ?
- Chciałam wyjechać ! Powiedziałam donośnym głosem. - Z nim...
- Gregor wie ?
- Oszalałaś ? Wstając natychmiast i pukając się w czoło, obdarowałam ją głupkowatym spojrzeniem.
- To dlaczego z nim jesteś, skoro jest ktoś inny ? Grette, drapiąc się po czole, wyraźnie zainteresowała się problemem.
- Nie chcę dawać satysfakcji. Odparłam, opierając się o komodę
i wpatrując w zdjęcie moje i Grega.
- Komu ?
- Sobie...Tomowi.
- O ! Ten ktoś ma imię. Rzuciła Grette zachęcającym, teatralnym głosem. - Ten Tom...gdzie on teraz jest ?
- To kumpel Gregora. Schowałam twarz w dłoniach, czując, że się pogrążam. Grette rozdziawiła usta ze zdziwienia. Sądząc po jej minie, byłam na straconej pozycji. - Powiedz coś. Dodałam po chwili, spoglądając na nią.
- Sytuacja bez wyjścia. Odparła cicho.
- Dzięki za pomoc ! Rzuciłam oburzona.
- Sama się w to wpakowałaś, nie wyżywaj się na mnie. Blondynka naburmuszyła się, odwracając do mnie plecami i wpatrując w padający za oknem, śnieg.
- Przepraszam. Burknęłam. - Lepiej zastanówmy się co włożyć na to przyjęcie. Dodałam po chwili, próbując rozluźnić atmosferę. - Co powiesz na tę ?
Chwyciłam czerwoną, kusą sukienkę, przykładając ją do ciała i pozując. Grette rzuciła okiem, a po chwili na jej twarzy znów pojawił się uśmiech.
- Idealna.
Grette miała racje. Z tej sytuacji nie było wyjścia. Na horyzoncie żadnego sposobu uniknięcia cierpienia.
Godziny mijały, a ja z każdą, czułam się coraz gorzej, co było widoczne nawet w lustrze.
Tym razem nawet kąpiel nie przyszła z pomocą. Czerwona sukienka układała się idealnie na moim ciele, a czerwone szpilki dodały charakteru całej stylizacji. Grette w obcisłej szarej kreacji również prezentowała się zjawiskowo.
- Chodźmy już. Rzuciłam zniecierpliwiona, mając już dość wgapiania się w przeglądającą się po raz setny w lustrze, Grette.
- No idę, idę. Wymamrotała, popychając mnie ciałem do wyjścia.
- A gdzie Juan ?
- Mamy się spotkać na miejscu. Odparła, kierując się do wyjścia, przy okazji naciągając żakiet na nagie ramiona. Również to zrobiłam
i żegnając się jeszcze z rodzicami, życząc im miłego wieczoru, udałam się na zewnątrz.
- No i gdzie on jest ? Grette drepcząc w miejscu w próbie rozgrzania, spojrzała na mnie z lekkim grymasem.
- Zaraz się zjawi, nie marudź. Przewróciłam oczyma, wypatrując zielonego, sportowego auta.
Po krótkiej chwili, zza drzew dostrzegłam łunę reflektorowych świateł. Samochód z impetem podjechał pod dom. Muszę przyznać, że Gregor wie, jak zrobić wrażenie.
Grette spojrzała na mnie z niemałą aprobatą, ruszając naprzód. Gregor wysiadł z auta, uśmiechając się czarująco. Wyglądał nieziemsko. Ciemne jeansy, wsadzona w nie biała koszula z dwoma rozpiętymi guzikami i zmierzwione ciemne włosy.
Blondynka podeszła do niego i szeroko się uśmiechnęła.
- Więc to ty jesteś Gregor. Wyciągnęła dłoń w jego kierunku.
- To ja. Roześmiał się, ściskając jej dłoń. Zmieszana obserwowałam ich przez chwilę. Niepotrzebnie mówiłam jej o Tomie. Teraz wyszłam na idiotkę.
Pozbywając się szybko tej myśli, zeszłam po schodach i podchodząc do nich, przytuliłam się do Grega.
- To Grette, opowiadałam ci o niej.
- Miło poznać. Odrzekł pewnym głosem. - Wsiadajcie, chyba nie chcecie się spóźnić.
- Jasne, że nie. Grette wyćwierkała melodyjnym głosem, wsiadając do samochodu.
- Pięknie wyglądasz. Gregor puszczając mi oko, uroczo się uśmiechnął, otwierając drzwi od strony pasażera.
W klubowych rytmach You make me, w ciągu piętnastu minut dotarliśmy na miejsce. Moim oczom ukazał się gmach z kolorowym szyldem nad głównym wejściem. Przed nim stał rząd zaśnieżonych, drewnianych ławek, a obok dwa drzewka z połyskującymi ozdobami
i roziskrzonymi, pomarańczowymi lampkami.
- Podziwiajcie moje dzieło ! Wrzasnęła Gretts, szybko wysiadając i nie czekając na nas, drobnymi kroczkami potruchtała w stronę wejścia, gdzie czekał już wystrojony w czerwoną muchę, Mika.
- Jaki z ciebie gentleman. Ucałowała go w policzek i kiwając w naszą stronę, oboje weszli do środka.
Wysiadłam z samochodu co jakiś czas rzucając Gregorowi zmieszane spojrzenie.
- Nie jestem pewna czy chcę tam iść. Rzuciłam cicho, opierając się
o drzwi auta.
Gregor marszcząc czoło, podszedł do mnie i obejmując mnie w talii, uśmiechnął się lekko.
- Przecież nikt cię tam nie zje. Obiecuję, że spędzimy tam godzinę, może dwie, a wtedy zrobimy co zechcesz. Jego zachęcający uśmiech wprawił mnie w takie zakłopotanie, że nie byłam w stanie mu odmówić.
Chwytając pod rękę, poprowadził mnie do wejścia. Duchota, która panowała we wnętrzu od razu stała się nie do zniesienia. Zdjęłam żakiet podając go Gregorowi, a on spokojnie poprowadził mnie do stolika. Było tam mnóstwo ludzi. Wśród dziewczyn rewia mody, jedna chcąc wyglądać lepiej od drugiej, wymyślała bardziej ekstrawaganckie
i bardziej kuse stylizacje. Prawie natychmiast obok nas zjawili się Grette i Mika.
- Pójdziemy po coś do picia ! Wrzasnął Greg, chcąc jakoś przebić się przez dudniącą z głośników, muzykę.
Skinęłam głową. Grette przysiadła się obok i objęła mnie, przyglądając się tańczącym na parkiecie, parom.
- Tom tu będzie ? Usłyszałam po chwili z jej ust. W jednej chwili zrobiło mi się niedobrze. Spojrzałam na nią paraliżującym wzrokiem, a już po chwili rozglądałam się dookoła.
- Mam nadzieję, że nie. Odparłam, przygryzając nerwowo dolną wargę.
- Chciałabym go poznać. Uśmiechnęła się zawadiacko, szturchając mnie lekko.
- Gretts !! Wrzasnęłam, posyłając jej mroźne spojrzenie.
- No co ?!! Mówię tak tylko. Wyluzuj Sonja, potrzebujesz rozrywki. Mówiąc to, chwyciła mnie za nadgarstek i siłą zaciągnęła
na parkiet. - Pokaż co potrafisz mała ! Już po chwili wirowała w tańcu
z jakimś przypadkowym brunetem.
Stałam tak na środku parkietu kompletnie nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Muzyka nie pozwalała mi zebrać myśli. Wszyscy dookoła skakali w rytm zapodawanych bitów, tymczasem ja szukałam drogi ucieczki.
Gdy w końcu, z trudem wydostałam się tego piekła, usiadłam
z powrotem przy stoliku, obserwując wejście.
Nie było go w klubie, czyli jeszcze nie przyszedł. Może w ogóle się nie pojawi, oby.
- Co tak dumasz ?! Przed moimi oczyma, jak spod ziemi wyrósł Gregor
z dwoma wysokimi szklankami w dłoniach. - Pij ! Rozluźnisz się. Podał mi jedną z nich, wzrokiem nalegając abym w całości ją opróżniła.
Niewiele myśląc przechyliłam szklankę z niebieskim płynem, wypijając od razu całą jej zawartość. Nie wiem czy był to akt desperacji, czy może moje pragnienie.
Gregor naśladując mnie, odstawił pustą szklankę na stolik i wyciągnął dłoń w moim kierunku.
- Potrzebujesz zabawy ! Nagle wszyscy, prócz mnie wiedzą, czego potrzebuję. Chwyciłam go za rękę, ostatni raz przenosząc wzrok na frontowe drzwi. Na szczęście nikt nimi nie wchodził od dłuższego czasu.
Brunet poprowadził mnie na parkiet, zarzucając sobie moje ręce, na szyi i nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Uśmiechnij się. Powiedział wprost do mojego ucha, a ja niczym posłuszny pies, natychmiast się uśmiechnęłam. - To jakaś katastrofa ! Nigdy nie widziałem bardziej sztucznego uśmiechu. Gregor parsknął śmiechem, gładząc mój policzek.
- Tak ! Jestem królową katastrofy.
Rozdział pisałam przy małej pomocy magnetyzującego głosu Lucii.
http://www.youtube.com/watch?v=Z87arO2T-Yo
Kompletnie zapominając o całym świecie, pospiesznie wróciłam do domu.
Zatrzaskując za sobą drzwi mojego pokoju, zacisnęłam wargi, próbując się uspokoić. Jak on ma czelność mi wypominać takie rzeczy ?!! Przy jego znajomych !!
Zeszłam do salonu, wyciągając z szafki truskawkowe chrupki
i pochłaniając je z prędkością światła, upatrzyłam sobie dłuższą wskazówkę zegara, śledząc ją wzrokiem.
Nie mam pojęcia ile tak przesiedziałam, ale nim zorientowałam się, że opakowanie jest puste, w domu zjawiła się rozzłoszczona Grette.
- Dzwoniłam do ciebie ! Czemu nie odbierasz ? Stanęła na środku salonu, trzymając w ręku telefon i patrząc na mnie złowrogim wzrokiem.
- Przepraszam, nie słyszałam. Odpowiedziałam wymijająco.
- Co się z tobą dzieje ? Czuję, jakbym rozmawiała z duchem. Zdejmując kurtkę i rzucając ją na salonową kanapę, podeszła do mnie, kładąc dłoń na moim ramieniu i przypatrując mi się z niejaką troską w oczach.
- Nic mi nie jest. Mam zły dzień. Odparłam, odwracając wzrok.
- Co się stało z moją dawną Sonją ? Przez żal wymalowany na jej niebieskich tęczówkach, zachciało mi się płakać. Nie wiem co się stało
z dawną mną. Chyba odeszła, ulotniła się z dniem, kiedy się tu zjawiłam. Już miałam zacząć uspokajać ją, kiedy słysząc dobiegający
z sypialni rodziców głos mamy wołający moje imię, zerwałam się
z miejsca, ruszając na górę.
Nie czekając, wtargnęłam do pokoju i widząc mamę stojącą bezradnie na jej środku, zmarszczyłam czoło.
- Co się dzieje ?
- Schlierenzauerowie zaprosili mnie i ojca na kolacje.
- To cudownie. Uniosłam brwi, dziwnie jej się przyglądając. Cudownie ? Byłam tam raz i więcej nie miałam zamiaru wracać do tych ludzi.
- Nie mogę znaleźć mojej sukienki. Sonju, ostatnio rzadko rozmawiamy, nie sądzisz ?
Usiadła na łóżku, gładząc miejsce obok siebie. Chcąc nie chcąc, musiałam się przysiąść. Wydawało mi się wtedy, że dobór ubioru, był tylko pretekstem.
- To przeze mnie mamo. Przepraszam. Rzekłam cicho.
- Kochanie, jeśli jest coś o czym powinnam wiedzieć, powiedz.
- Nie. Wszystko jest w porządku. Po prostu....trochę się pogubiłam. Spojrzałam na nią rozżalona, wtulając się w jej ramię.
- Wiesz, że zawsze możemy porozmawiać. Możesz mi powiedzieć, co cię gryzie.
- Ale mamo...dam sobie radę. Odrzekłam nagle, czując, że nie powinnam wywlekać na wierzch całej tej sytuacji. - W czarnej będzie ci do twarzy. Chwyciłam do ręki pierwszą lepszą kreację, kładąc ją na kolanach mamy, chcąc jak najszybciej odejść od mojego tematu.
- Tak myślisz ? Nie jest zbyt wulgarna ?
- Nie. Zmusiłam się do uśmiechu i z lekkim wahaniem skierowałam się do drzwi.
Skoro nawet ona czuje, że coś ze mną nie tak, to chyba rzeczywiście muszę zacząć nad sobą panować. Gdybym tylko wiedziała, jak to zrobić.
Wchodząc do mojego pokoju, znów spotkałam się ze smutną miną Grette.
- Powiesz mi wreszcie o co chodzi ? Rzuciła pewnym głosem.
- Jakbyś się czuła, nie wiedząc co czujesz ? Spytałam, kładąc się na łóżku i wgapiając w nią. Moje pytanie wywołało u niej nie lada zaskoczenie.
- Jakbym się czuła ? Myślę, że byłby to pewien ambaras.
- Ambaras...Powtórzyłam cicho, przymykając oczy. - A jakbyś się go pozbyła ?
- Rany, powiedz o co dokładnie chodzi, wtedy ci pomogę. Żachnęła się, opadając bezradnie na fotel.
- Kocham Gregora. Powiedziałam stanowczo, nabierając masę powietrza do ust, próbując jakoś załagodzić ten chaos w mojej głowie, który według moich odczuć udzielał się również blondynce.
- To chyba dobrze. Wtrąciła Gretts.
- Byłoby świetnie, gdyby nie pojawił się ktoś, kto kompletnie zamazuje to uczucie. Dodałam po chwili, spoglądając na nią niepewnie.
- Ktoś ? Ożywiła się nieco, w jej oczach znów można było dostrzec te dziwne iskierki, które pojawiały się zawsze wtedy, kiedy miała nadejść jakaś katastrofa.
- Byłam skłonna zostawić wszystko i wszystkich, dla niego.
- To znaczy ?
- Chciałam wyjechać ! Powiedziałam donośnym głosem. - Z nim...
- Gregor wie ?
- Oszalałaś ? Wstając natychmiast i pukając się w czoło, obdarowałam ją głupkowatym spojrzeniem.
- To dlaczego z nim jesteś, skoro jest ktoś inny ? Grette, drapiąc się po czole, wyraźnie zainteresowała się problemem.
- Nie chcę dawać satysfakcji. Odparłam, opierając się o komodę
i wpatrując w zdjęcie moje i Grega.
- Komu ?
- Sobie...Tomowi.
- O ! Ten ktoś ma imię. Rzuciła Grette zachęcającym, teatralnym głosem. - Ten Tom...gdzie on teraz jest ?
- To kumpel Gregora. Schowałam twarz w dłoniach, czując, że się pogrążam. Grette rozdziawiła usta ze zdziwienia. Sądząc po jej minie, byłam na straconej pozycji. - Powiedz coś. Dodałam po chwili, spoglądając na nią.
- Sytuacja bez wyjścia. Odparła cicho.
- Dzięki za pomoc ! Rzuciłam oburzona.
- Sama się w to wpakowałaś, nie wyżywaj się na mnie. Blondynka naburmuszyła się, odwracając do mnie plecami i wpatrując w padający za oknem, śnieg.
- Przepraszam. Burknęłam. - Lepiej zastanówmy się co włożyć na to przyjęcie. Dodałam po chwili, próbując rozluźnić atmosferę. - Co powiesz na tę ?
Chwyciłam czerwoną, kusą sukienkę, przykładając ją do ciała i pozując. Grette rzuciła okiem, a po chwili na jej twarzy znów pojawił się uśmiech.
- Idealna.
Grette miała racje. Z tej sytuacji nie było wyjścia. Na horyzoncie żadnego sposobu uniknięcia cierpienia.
Godziny mijały, a ja z każdą, czułam się coraz gorzej, co było widoczne nawet w lustrze.
Tym razem nawet kąpiel nie przyszła z pomocą. Czerwona sukienka układała się idealnie na moim ciele, a czerwone szpilki dodały charakteru całej stylizacji. Grette w obcisłej szarej kreacji również prezentowała się zjawiskowo.
- Chodźmy już. Rzuciłam zniecierpliwiona, mając już dość wgapiania się w przeglądającą się po raz setny w lustrze, Grette.
- No idę, idę. Wymamrotała, popychając mnie ciałem do wyjścia.
- A gdzie Juan ?
- Mamy się spotkać na miejscu. Odparła, kierując się do wyjścia, przy okazji naciągając żakiet na nagie ramiona. Również to zrobiłam
i żegnając się jeszcze z rodzicami, życząc im miłego wieczoru, udałam się na zewnątrz.
- No i gdzie on jest ? Grette drepcząc w miejscu w próbie rozgrzania, spojrzała na mnie z lekkim grymasem.
- Zaraz się zjawi, nie marudź. Przewróciłam oczyma, wypatrując zielonego, sportowego auta.
Po krótkiej chwili, zza drzew dostrzegłam łunę reflektorowych świateł. Samochód z impetem podjechał pod dom. Muszę przyznać, że Gregor wie, jak zrobić wrażenie.
Grette spojrzała na mnie z niemałą aprobatą, ruszając naprzód. Gregor wysiadł z auta, uśmiechając się czarująco. Wyglądał nieziemsko. Ciemne jeansy, wsadzona w nie biała koszula z dwoma rozpiętymi guzikami i zmierzwione ciemne włosy.
Blondynka podeszła do niego i szeroko się uśmiechnęła.
- Więc to ty jesteś Gregor. Wyciągnęła dłoń w jego kierunku.
- To ja. Roześmiał się, ściskając jej dłoń. Zmieszana obserwowałam ich przez chwilę. Niepotrzebnie mówiłam jej o Tomie. Teraz wyszłam na idiotkę.
Pozbywając się szybko tej myśli, zeszłam po schodach i podchodząc do nich, przytuliłam się do Grega.
- To Grette, opowiadałam ci o niej.
- Miło poznać. Odrzekł pewnym głosem. - Wsiadajcie, chyba nie chcecie się spóźnić.
- Jasne, że nie. Grette wyćwierkała melodyjnym głosem, wsiadając do samochodu.
- Pięknie wyglądasz. Gregor puszczając mi oko, uroczo się uśmiechnął, otwierając drzwi od strony pasażera.
W klubowych rytmach You make me, w ciągu piętnastu minut dotarliśmy na miejsce. Moim oczom ukazał się gmach z kolorowym szyldem nad głównym wejściem. Przed nim stał rząd zaśnieżonych, drewnianych ławek, a obok dwa drzewka z połyskującymi ozdobami
i roziskrzonymi, pomarańczowymi lampkami.
- Podziwiajcie moje dzieło ! Wrzasnęła Gretts, szybko wysiadając i nie czekając na nas, drobnymi kroczkami potruchtała w stronę wejścia, gdzie czekał już wystrojony w czerwoną muchę, Mika.
- Jaki z ciebie gentleman. Ucałowała go w policzek i kiwając w naszą stronę, oboje weszli do środka.
Wysiadłam z samochodu co jakiś czas rzucając Gregorowi zmieszane spojrzenie.
- Nie jestem pewna czy chcę tam iść. Rzuciłam cicho, opierając się
o drzwi auta.
Gregor marszcząc czoło, podszedł do mnie i obejmując mnie w talii, uśmiechnął się lekko.
- Przecież nikt cię tam nie zje. Obiecuję, że spędzimy tam godzinę, może dwie, a wtedy zrobimy co zechcesz. Jego zachęcający uśmiech wprawił mnie w takie zakłopotanie, że nie byłam w stanie mu odmówić.
Chwytając pod rękę, poprowadził mnie do wejścia. Duchota, która panowała we wnętrzu od razu stała się nie do zniesienia. Zdjęłam żakiet podając go Gregorowi, a on spokojnie poprowadził mnie do stolika. Było tam mnóstwo ludzi. Wśród dziewczyn rewia mody, jedna chcąc wyglądać lepiej od drugiej, wymyślała bardziej ekstrawaganckie
i bardziej kuse stylizacje. Prawie natychmiast obok nas zjawili się Grette i Mika.
- Pójdziemy po coś do picia ! Wrzasnął Greg, chcąc jakoś przebić się przez dudniącą z głośników, muzykę.
Skinęłam głową. Grette przysiadła się obok i objęła mnie, przyglądając się tańczącym na parkiecie, parom.
- Tom tu będzie ? Usłyszałam po chwili z jej ust. W jednej chwili zrobiło mi się niedobrze. Spojrzałam na nią paraliżującym wzrokiem, a już po chwili rozglądałam się dookoła.
- Mam nadzieję, że nie. Odparłam, przygryzając nerwowo dolną wargę.
- Chciałabym go poznać. Uśmiechnęła się zawadiacko, szturchając mnie lekko.
- Gretts !! Wrzasnęłam, posyłając jej mroźne spojrzenie.
- No co ?!! Mówię tak tylko. Wyluzuj Sonja, potrzebujesz rozrywki. Mówiąc to, chwyciła mnie za nadgarstek i siłą zaciągnęła
na parkiet. - Pokaż co potrafisz mała ! Już po chwili wirowała w tańcu
z jakimś przypadkowym brunetem.
Stałam tak na środku parkietu kompletnie nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Muzyka nie pozwalała mi zebrać myśli. Wszyscy dookoła skakali w rytm zapodawanych bitów, tymczasem ja szukałam drogi ucieczki.
Gdy w końcu, z trudem wydostałam się tego piekła, usiadłam
z powrotem przy stoliku, obserwując wejście.
Nie było go w klubie, czyli jeszcze nie przyszedł. Może w ogóle się nie pojawi, oby.
- Co tak dumasz ?! Przed moimi oczyma, jak spod ziemi wyrósł Gregor
z dwoma wysokimi szklankami w dłoniach. - Pij ! Rozluźnisz się. Podał mi jedną z nich, wzrokiem nalegając abym w całości ją opróżniła.
Niewiele myśląc przechyliłam szklankę z niebieskim płynem, wypijając od razu całą jej zawartość. Nie wiem czy był to akt desperacji, czy może moje pragnienie.
Gregor naśladując mnie, odstawił pustą szklankę na stolik i wyciągnął dłoń w moim kierunku.
- Potrzebujesz zabawy ! Nagle wszyscy, prócz mnie wiedzą, czego potrzebuję. Chwyciłam go za rękę, ostatni raz przenosząc wzrok na frontowe drzwi. Na szczęście nikt nimi nie wchodził od dłuższego czasu.
Brunet poprowadził mnie na parkiet, zarzucając sobie moje ręce, na szyi i nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Uśmiechnij się. Powiedział wprost do mojego ucha, a ja niczym posłuszny pies, natychmiast się uśmiechnęłam. - To jakaś katastrofa ! Nigdy nie widziałem bardziej sztucznego uśmiechu. Gregor parsknął śmiechem, gładząc mój policzek.
- Tak ! Jestem królową katastrofy.
Pogromcy Kuusamo
Jeśli kochacie skoki narciarskie, na pewno dobrze wiecie, że Rukatunturi w Kuusamo to bardzo wymagająca skocznia, żaden Polak nigdy nie wygrał na niej zawodów pucharu.
Przed Krzysztofem Biegunem nie lada wyzwanie. Całą ekipę mocno wspieram i czuję, że w tym roku możemy osiągnąć więcej, znacznie więcej. Dalej czekam na decyzję jury w sprawie dzisiejszych kwalifikacji. Skijumping.pl podaje, że warunki są wyjątkowo trudne.
Miejmy jednak nadzieje, że wszystko odbędzie się zgodnie z planem.
Przed Krzysztofem Biegunem nie lada wyzwanie. Całą ekipę mocno wspieram i czuję, że w tym roku możemy osiągnąć więcej, znacznie więcej. Dalej czekam na decyzję jury w sprawie dzisiejszych kwalifikacji. Skijumping.pl podaje, że warunki są wyjątkowo trudne.
Miejmy jednak nadzieje, że wszystko odbędzie się zgodnie z planem.
środa, 27 listopada 2013
Kocham Biel !
Witajcie ! Cóż mogę powiedzieć, to był owocny dzień, nowy rozdział będzie pisany na nowym, wymarzonym BIAŁYM sprzęcie :D (Dziękuje Tatusiu !)
Już jutro kwalifikacje w Kuusamo, nie mogę się doczekać. Wycofanie
z kadry Bardala i Hildziaka mało nie spowodowało u mnie furii. Wściekłość nie do opsiania. ;-/
Ale co możemy zrobić ? Mam nadzieje, że Stoeckl jakoś ogarnie naszych Norków i wszystko wróci do normy. :-)
Miłego wieczoru ptysie :-*
Już jutro kwalifikacje w Kuusamo, nie mogę się doczekać. Wycofanie
z kadry Bardala i Hildziaka mało nie spowodowało u mnie furii. Wściekłość nie do opsiania. ;-/
Ale co możemy zrobić ? Mam nadzieje, że Stoeckl jakoś ogarnie naszych Norków i wszystko wróci do normy. :-)
Miłego wieczoru ptysie :-*
poniedziałek, 25 listopada 2013
20 - Koszmarze, wróciłeś ?
Trochę wcześniej, niż to miałam zamiar uczynić, wypuszczam kolejny rozdział, mam nadzieje, że się spodoba. :-)
Choć Grette i Juan zarzekali się, że była to świetna impreza, ja byłam zdania, że była to jedna wielka klapa.
Sebastian poczuł się urażony moją postawą. Przyznaję, broniłam Gregora, bo tak naprawdę, jak widać kompletnie nic o nim nie wiem.
W życiu nie czułam się aż tak bardzo wystawiona do wiatru, choć właściwie nikt nic mi nie zrobił. Czy mieliście tak kiedyś ? Czy świadomość, że ktoś bliski jest wam tak odmiennie obcy, pozwalała wam normalnie funkcjonować ? Zagubiona...taka właśnie jestem.
Nieubłaganie nadszedł dzień przyjazdu skoczków do Innsbrucka. Ten miesiąc był jakby wycięty z mojego życiorysu. Dni mijały, a ja widziałam jedynie wyrywane kartki z kalendarza. Chciałam wreszcie móc przytulić się do Gregora i zapomnieć o tej całej sprawie, która przez ostatnie dwie noce spędzała mi sen z powiek.
Grette ochoczo dodawała kolejne składniki do swojego specjału, omleta a'la Gretts, co jakiś czas rzucając mi rozpromienione spojrzenie, które gasło po starciu z moim ponurym, półmrocznym wzrokiem. Siedząc na stołku kuchennym tuż obok Juana, który dziś również był uśmiechnięty, a to pewnie za sprawą randki z Jess, przypatrywałam się im z lekkim zmieszaniem.
Dlaczego się nie cieszę ? Dziś wreszcie po długim rozstaniu zobaczę mojego chłopaka. Jednak ta myśl ani trochę nie pomogła mi się uśmiechnąć.
- Rozchmurz się ! Powiedziała stanowczo Grette, podsuwając mi pod nos talerz z omletem, który bądź co bądź wyglądał, jak potraktowane blenderem ziemniaki.
Uśmiechnęłam się nikle, grzebiąc widelcem w daniu. Nie miałam ochoty na jedzenie.
- Dziewczyny, będę musiał was opuścić. Rzucił po chwili Juan, wstając
i sięgając po kurtkę. - Umówiłem się z Jess. Spotkamy się na imprezie ?
- Jasne. Odrzekła Grette.
- Jakiej imprezie ? Podniosłam wzrok, próbując zrozumieć, o czym mówią.
- Mika organizuje dziś przyjęcie. Nie wiem dla kogo, ale jesteśmy zaproszeni. Roześmiała się Grette, po czym wkładając do ust pokaźną porcję omleta, pospiesznie podążyła na górę.
- Nie wiedziałam. Spojrzałam na Juana, który obdarował mnie wyrozumiałym spojrzeniem, lecz już po chwili zniknął za frontowymi drzwiami.
Impreza ? Jak zwykle dowiaduję się ostatnia. Odsunęłam od siebie tę papkę zaserwowaną przez Gretts i również udałam się na górę.
- Ty też gdzieś się wybierasz ? Stanęłam w drzwiach mojego pokoju
i widząc Grette przebierającą w stercie ubrań, zmarszczyłam czoło.
- Tak. Mika poprosił mnie o pomoc w przygotowaniu sali. Mam nadzieje, że się nie gniewasz.
- Nie. Położyłam się na łóżku, przymykając oczy.
- Nie jesteś zazdrosna o Jess ? Grette mówiąc to parsknęła niekontrolowanym śmiechem.
- Ani trochę. Również się roześmiałam - Cieszę się, że Juan ma z nią tyle wspólnego.
Wreszcie da mi spokój, pomyślałam, w duchu kręcąc głową. To dziwne, ale nagle zaczęło brakować mi samotności. Chwili na przemyślenie wszystkiego, na zastanowienie się, co dalej ?
Dźwięk telefonu znów przerwał moją próbę skupienia się. Uniosłam go w górę i widząc na wyświetlaczu uśmiechniętą na zdjęciu twarz Gregora, natychmiast odebrałam.
- Tak ?
- Właśnie idę na pierwszy trening. Może przyjedziesz ? W jego głosie czułam nutę ekscytacji pomieszanej z ogólnym zmęczeniem materiału.
- Dobrze. Odparłam krótko.
- Kocham cię. Dodał po chwili, po czym szybko się rozłączył. On mnie kocha. Właśnie przed chwilą mi to oznajmił. Wewnętrzna wojowniczka nakazywała skakać ze szczęścia, no, ale cóż...rzadko jej słuchałam.
12:30 nie wskazywała najlepiej. Moi rodzice mieli wrócić przed 14:00. Dom był w nie najgorszym stanie, więc chyba nie będą źli, jeśli znów zniknę na kilka godzin. Ostatnio rzadko z nimi rozmawiałam. Przestałam czuć więź między nami, między mną a mamą powstała jedna, wielka czarna dziura.
- Gregor ? Grette przymierzając kolejną z rzędu bluzkę, wreszcie utkwiła swój wzrok na mojej osobie.
- Tak. Muszę się zbierać. Mam jechać pod Bergisel. Mówiąc to zerwałam się, niczym oparzona, zdejmując bluzkę w drodze do łazienki.
Ten dzień to jakiś koszmar. Nie rozmawiałam z nim od tygodnia,
a kiedy w końcu zadzwonił, wypowiedziałam jedynie dwa słowa. Sonja ! Weź się w garść ! Alter ego apelowało, coraz jaśniej dając do zrozumienia, że popadam w paranoję.
Szybka kąpiel w kokosowym olejku, ciepły, miękki ręcznik i rześka głowa. To nieprawdopodobne, jak woda wygładza zmysły.
Ciemne jeansy, biała bokserka pod karmelowym, luźnym swetrem. Włosy w artystycznym nieładzie. Trudno uwierzyć, że jeszcze przed chwilą przedstawiałam wrak człowieka.
Kiedy wyszłam z łazienki, Grette właśnie zbierała się do wyjścia. Odziana w różową kurtkę i śniegowce tego samego koloru, uśmiechnęła się promiennie.
- Zadzwonię. Rzuciła, po czym wyszła pospiesznym krokiem.
Skinęłam głową, pakując do torby telefon, rękawiczki i pomadkę ochronną. Założyłam płaszcz i owijając się zielonym szalikiem
z porobionymi z frędzelków, warkoczykami, co było efektem braku zajęcia, również opuściłam mój pokój.
Po drodze sprawdziłam czy aby na pewno dom jest w dopuszczalnym do użytku stanie, po czym zamykając drzwi na klucz, ostrożnie zeszłam po oblodzonych stopniach werandy.
Mróz dziś szczególnie dawał się we znaki. Czułam go na moich odsłoniętych policzkach i nosie, który momentalnie zrobił się purpurowy.
Mimo to, postanowiłam się przejść. Do przystanku niedaleka droga, więc przy okazji mogłam przeanalizować przyczyny mojego karygodnego humoru.
Skrzypiący pod podeszwami, świeży śnieg wprawił mnie w przyjemny stan. Kto by pomyślał, że lekiem na depresyjne, schizofreniczne postrzeganie świata, okaże się śnieg, zamiast słońca, jak to miało miejsce w Madrycie.
Obserwowałam spadające z nieba, wielgaśne płatki owego białego puchu, zastanawiając się, jak skończy się ten dzień. Nie miałam ochoty na imprezę, na gapiących się ludzi. Wolałam ten wieczór spędzić tylko w jego obecności.
Widząc podjeżdżający pod przystanek autobus, ruszyłam szybkim krokiem, w jego stronę. Wsiadając w ostatniej chwili, wymieniłam
z kierowcą porozumiewawcze spojrzenie, kasując przy okazji bilet. Zajęłam miejsce na przodzie i wkładając do uszu, słuchawki, pogrążyłam się w spokojnych rytmach Sóley.
Podróż wydawała się być krótsza, niż zwykle. Autobus zatrzymał się na przystanku, przy niewielkim zagajniku. Wysiadłam i czując wiejący wiatr, poprawiłam szal, który swoimi końcami smagał mnie po twarzy.
Powolnym krokiem podążyłam naprzód. Widząc pokaźne grupy ludzi
z flagami poszczególnych krajów, wiedziałam, że idę w dobrym kierunku. Nie byłam w tej części miasta, więc ciekawiło mnie każde drzewo, każdy budynek.
Po kilkunastu metrach, zza zagajnika wyłonił się olbrzymi obiekt skoczni narciarskiej. Zaparło mi dech w piersiach. Na ekranie telewizora wyglądało to nieco inaczej, mniej przerażająco.
Niewielki obręb został oddzielony od reszty terenu, żelazną barierką. Zza niej dało się dostrzec drewniane domki z naklejonymi na ich drzwiach flagami. Finlandia, Austria, Norwegia, Słowenia. Pasmo tych malutkich jednopomieszczeniowych budynków ciągnęło się
w nieskończoność. Zapowiadało się ciekawie.
Podeszłam bliżej. Przerośnięty, łysy mężczyzna w oficerskich butach, bluzie z napisem security, wpuszczał po kolei każdego, sprawdzając bilety.
Bilety ? Ja nie miałam biletu. Podchodząc do barierki, rozejrzałam się po owym terenie. Mnóstwo skoczków z nartami opartymi na ramieniu, kręcących się tam i z powrotem.
- Chyba go tu nie znajdę. Szepnęłam do siebie, wkładając ręce do kieszeni, nadal obserwując.
Jednak po jakimś czasie sterczenia w mrozie dostrzegłam coś, co przykuło moją uwagę. Wysoki brunet, podążający w moim kierunku,
z torbą na ramieniu i długaśnymi nartami na drugim.
Uśmiechnęłam się szeroko na jego widok. Jego uśmiech promieniał już z odległości.
- Panna Zachovic ! Wrzasnął, podbiegając, stawiając narty na ziemi
i opierając je o barierkę, jednym susem przeskoczył przez nią i zamknął mnie w swoich objęciach.
- Pan Schlierenzauer. Szepnęłam, wtulając się w niego najmocniej, jak tylko potrafiłam. Ochroniarz obrzucił nas obojętnym spojrzeniem. Poczułam nad nim nagłą przewagę. Bo widzisz panie osiłku, ja nie potrzebuję biletu, pomyślałam uśmiechając się.
- Tęskniłem. Uchylając się, lekko uniósł mój podbródek, wymierzając celny, krótki lecz namiętny pocałunek w moje spierzchnięte od mrozu, usta.
- Ja też. Oderwałam się od niego, przyglądając się jego twarzy, którą teraz trzymałam w dłoniach.
- Gotowa na wieczór ?
- Myślałam, że...
- Wiem i przepraszam, ale muszę tam być, to przyjęcie dla wszystkich ekip. Puścił mi smutne spojrzenie, po chwili znów
się uśmiechając. - Godzinka albo dwie, nie zepsuje tego wieczoru, prawda ?
Westchnęłam cicho, uśmiechając się nieśmiało.
- No dobrze. Przewróciłam oczyma, znów przykładając skroń do jego torsu.
- Przyjadę po ciebie o 19:00. Muszę jeszcze wpaść do domu.
- Ile masz teraz czasu ? Spojrzałam na niego od razu smutniejąc na myśl, że znów mnie opuści.
- Niewiele. Ale obiecuję, że czas szybko zleci.
- Chyba tobie. Roześmiałam się, gładząc dłonią po jego zimnym policzku.
- Chodź ! Poznam cię z resztą ! Powiedział donośnym głosem, zabierając narty i znów przeskakując na drugą stronę żelaznej barykady.
- Gregor, ale...
- Nie marudź !
- Oh !! Żachnęłam się i z jego małą pomocą, również pokonałam barierkę, spoglądając na bezradnego w tej sytuacji ochroniarza.
Podążyłam za Gregorem, który pewnym krokiem ruszył w stronę jednego z drewnianych domków.
Już po chwili zauważyłam wychodzącego z niego blondyna.
- Morgi ! Wrzasnął Gregor, wznosząc rękę w górę. Podchodząc do chłopaka, uśmiechnęłam się szeroko, odsłaniając zęby. - Poznaj Sonję.
- To ty ! Greg ciągle o tobie gada, aż nie chce się tego słuchać. Roześmiał się blondyn, ściskając przyjaźnie moją dłoń. - Thomas.
- Mówi o mnie ? Zdziwiłam się, spoglądając na bruneta, który wyraźnie się speszył. - Miło cię poznać.
- Gdzie reszta ? Spytał Gregor, marszcząc czoło.
- Na górze, tobie też radzę tam jechać.
- Ojej, przeszkadzam. Natychmiast się wycofałam, obrzucając obojga niepewnym spojrzeniem.
- Poczekaj tu. Rzucił Gregor, udając się wraz z Thomasem w stronę obiektu. Nim zdążyłam głęboko zaprotestować, obaj zniknęli z mojego pola widzenia.
- No pięknie. Żachnęłam się, zrezygnowana, siadając na jednym
z drewnianych stopni, prowadzących do domku Austriaków.
"Poczekaj tu." Ile mam czekać ? Godzinę ? Bo jeśli tak, wracam do domu. Tyłek mi odmarza już teraz, a przecież siedzę tu niespełna kilkanaście sekund.
Chcąc jakoś urozmaicić sobie ten czas oczekiwania na Gregora, postanowiłam pozwiedzać. Wstałam, otrzepałam z szalika puch, który zdążył na niego napadać, kiedy to tkwiłam w miejscu i ruszyłam
w stronę miasteczka skoczków.
Mijałam kolejne domki, co jakiś czas stając się obiektem obserwacji poszczególnych zawodników.
Nagle, czując wibracje telefonu w mojej torbie, przystanęłam
i rozpoczynając poszukiwania, kompletnie przestałam się interesować tym, co dzieje się dookoła.
Szukać telefonu w mojej torebce, to jak poszukiwania szczęścia w worku bez dna.
- OOH !! Westchnęłam głośno, ze złością, nadal czując, że telefon daje
o sobie znać.
- Uważaj ! Ktoś za mną wrzasnął, a już po chwili poczułam piekący ból
w okolicy prawego pośladka.
- HEEJ ! Wrzasnęłam pretensjonalnie, za niechając poszukiwań komórki i odwracając się.
To co zobaczyłam, zwaliło mnie z nóg. Wysoki, szczupły blondyn
o prostych, średniej długości włosach, przyglądał mi się ze skwaszoną
i nieco zdziwioną miną.
Obok mnie leżała niebieska piłka do siatkówki. Przedmiot, którym zostałam potraktowana.
Pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy ? "Wiej, Sonja ! Wiej !" Aczkolwiek nie miałam zamiaru dawać mu satysfakcji.
Obok niego stało jeszcze kilku chłopaków, w takich samych czerwonych kurtkach. Wszyscy przyglądali się z zaciekawieniem całej tej farsie. Obrzuciłam ich przelotnym spojrzeniem, unosząc podbródek, dodając sobie pewności siebie. Podniosłam piłkę ostatkiem sił, które pozostały w fazie niezszokowanej i biorąc głęboki wdech, ruszyłam naprzód.
Przystając przy niebieskookim, podałam mu ją i z grobową miną, odwróciłam się na pięcie, mając plan, który zakładał natychmiastową ewakuację. Jednak moja próba zakończyła się fiaskiem.
Stanął naprzeciw mnie z wymalowanym na twarzy szerokim uśmiechem.
- Znów się spotykamy. Rzucił melodyjnie, uwidaczniając przeurocze dołeczki w obydwu policzkach.
- Niestety. Mruknęłam, próbując wyminąć osobnika, który nadal zagradzał mi drogę.
- Gdybym chciał cię unikać, nie przyszedłbym pod twój dom. Mówiąc to, blondyn parsknął śmiechem.
Nie przyszło mi do głowy, że mogę go tu spotkać. Ależ ja głupia ! Nie mając pomysłu, jak wybrnąć z tego impasu, uśmiechnęłam się szyderczo i nic nie mówiąc, wyminęłam go, manewrując kilka razy na boki.
- A jednak wtedy nie przyszłaś ! Usłyszałam za sobą jego donośny, pewny i nieco ironiczny głos.
I wtedy coś uwolniło się z klatki, głęboko schowanej we mnie. Poczułam nieogarniętą złość. Moje policzki zaczęły piec z gorąca, a zmarznięte dłonie zacisnęły się w pięści.
Odwróciłam się i pewnym krokiem podeszłam do chłopaka, który lekko zmieszany moją nagłą zmianą zachowania, stanął w miejscu
i z niepewną miną obserwował moją twarz.
- Masz rację ! Nie przyszłam ! Po tym zdaniu, które wręcz wyrzuciłam
z siebie, nagle zamilkłam szukając odpowiednich słów, próbując być tym samym wiarygodną. - Nie jestem tania. Wysyczałam, po czym czując, że z nerwów przygryzam dolną wargę, znów obdarzyłam go widokiem moich pleców, po czym ruszając do przodu, modliłam się, żeby znów czegoś mi nie wykrzyczał.
Spotkałam się jednak z ciszą, co wbrew pozorom zaskoczyło mnie. Myślałam, że ma mi dużo do powiedzenia, zważywszy na to, że sama wcześniej nie wydawałam się zbyt wiarygodna.
To znowu się działo. Znów traciłam poczucie rzeczywistości. Znów to wrażenie, że ktoś zasłania mi cały światopogląd. Mogłabym przysiąc, że Tom, to jakiś szaman. Rzuca uroki na niewinne kobiety, potrzebujące do życia jedynie jasnych sytuacji i braku podejmowania samodzielnych decyzji.
Choć Grette i Juan zarzekali się, że była to świetna impreza, ja byłam zdania, że była to jedna wielka klapa.
Sebastian poczuł się urażony moją postawą. Przyznaję, broniłam Gregora, bo tak naprawdę, jak widać kompletnie nic o nim nie wiem.
W życiu nie czułam się aż tak bardzo wystawiona do wiatru, choć właściwie nikt nic mi nie zrobił. Czy mieliście tak kiedyś ? Czy świadomość, że ktoś bliski jest wam tak odmiennie obcy, pozwalała wam normalnie funkcjonować ? Zagubiona...taka właśnie jestem.
Nieubłaganie nadszedł dzień przyjazdu skoczków do Innsbrucka. Ten miesiąc był jakby wycięty z mojego życiorysu. Dni mijały, a ja widziałam jedynie wyrywane kartki z kalendarza. Chciałam wreszcie móc przytulić się do Gregora i zapomnieć o tej całej sprawie, która przez ostatnie dwie noce spędzała mi sen z powiek.
Grette ochoczo dodawała kolejne składniki do swojego specjału, omleta a'la Gretts, co jakiś czas rzucając mi rozpromienione spojrzenie, które gasło po starciu z moim ponurym, półmrocznym wzrokiem. Siedząc na stołku kuchennym tuż obok Juana, który dziś również był uśmiechnięty, a to pewnie za sprawą randki z Jess, przypatrywałam się im z lekkim zmieszaniem.
Dlaczego się nie cieszę ? Dziś wreszcie po długim rozstaniu zobaczę mojego chłopaka. Jednak ta myśl ani trochę nie pomogła mi się uśmiechnąć.
- Rozchmurz się ! Powiedziała stanowczo Grette, podsuwając mi pod nos talerz z omletem, który bądź co bądź wyglądał, jak potraktowane blenderem ziemniaki.
Uśmiechnęłam się nikle, grzebiąc widelcem w daniu. Nie miałam ochoty na jedzenie.
- Dziewczyny, będę musiał was opuścić. Rzucił po chwili Juan, wstając
i sięgając po kurtkę. - Umówiłem się z Jess. Spotkamy się na imprezie ?
- Jasne. Odrzekła Grette.
- Jakiej imprezie ? Podniosłam wzrok, próbując zrozumieć, o czym mówią.
- Mika organizuje dziś przyjęcie. Nie wiem dla kogo, ale jesteśmy zaproszeni. Roześmiała się Grette, po czym wkładając do ust pokaźną porcję omleta, pospiesznie podążyła na górę.
- Nie wiedziałam. Spojrzałam na Juana, który obdarował mnie wyrozumiałym spojrzeniem, lecz już po chwili zniknął za frontowymi drzwiami.
Impreza ? Jak zwykle dowiaduję się ostatnia. Odsunęłam od siebie tę papkę zaserwowaną przez Gretts i również udałam się na górę.
- Ty też gdzieś się wybierasz ? Stanęłam w drzwiach mojego pokoju
i widząc Grette przebierającą w stercie ubrań, zmarszczyłam czoło.
- Tak. Mika poprosił mnie o pomoc w przygotowaniu sali. Mam nadzieje, że się nie gniewasz.
- Nie. Położyłam się na łóżku, przymykając oczy.
- Nie jesteś zazdrosna o Jess ? Grette mówiąc to parsknęła niekontrolowanym śmiechem.
- Ani trochę. Również się roześmiałam - Cieszę się, że Juan ma z nią tyle wspólnego.
Wreszcie da mi spokój, pomyślałam, w duchu kręcąc głową. To dziwne, ale nagle zaczęło brakować mi samotności. Chwili na przemyślenie wszystkiego, na zastanowienie się, co dalej ?
Dźwięk telefonu znów przerwał moją próbę skupienia się. Uniosłam go w górę i widząc na wyświetlaczu uśmiechniętą na zdjęciu twarz Gregora, natychmiast odebrałam.
- Tak ?
- Właśnie idę na pierwszy trening. Może przyjedziesz ? W jego głosie czułam nutę ekscytacji pomieszanej z ogólnym zmęczeniem materiału.
- Dobrze. Odparłam krótko.
- Kocham cię. Dodał po chwili, po czym szybko się rozłączył. On mnie kocha. Właśnie przed chwilą mi to oznajmił. Wewnętrzna wojowniczka nakazywała skakać ze szczęścia, no, ale cóż...rzadko jej słuchałam.
12:30 nie wskazywała najlepiej. Moi rodzice mieli wrócić przed 14:00. Dom był w nie najgorszym stanie, więc chyba nie będą źli, jeśli znów zniknę na kilka godzin. Ostatnio rzadko z nimi rozmawiałam. Przestałam czuć więź między nami, między mną a mamą powstała jedna, wielka czarna dziura.
- Gregor ? Grette przymierzając kolejną z rzędu bluzkę, wreszcie utkwiła swój wzrok na mojej osobie.
- Tak. Muszę się zbierać. Mam jechać pod Bergisel. Mówiąc to zerwałam się, niczym oparzona, zdejmując bluzkę w drodze do łazienki.
Ten dzień to jakiś koszmar. Nie rozmawiałam z nim od tygodnia,
a kiedy w końcu zadzwonił, wypowiedziałam jedynie dwa słowa. Sonja ! Weź się w garść ! Alter ego apelowało, coraz jaśniej dając do zrozumienia, że popadam w paranoję.
Szybka kąpiel w kokosowym olejku, ciepły, miękki ręcznik i rześka głowa. To nieprawdopodobne, jak woda wygładza zmysły.
Ciemne jeansy, biała bokserka pod karmelowym, luźnym swetrem. Włosy w artystycznym nieładzie. Trudno uwierzyć, że jeszcze przed chwilą przedstawiałam wrak człowieka.
Kiedy wyszłam z łazienki, Grette właśnie zbierała się do wyjścia. Odziana w różową kurtkę i śniegowce tego samego koloru, uśmiechnęła się promiennie.
- Zadzwonię. Rzuciła, po czym wyszła pospiesznym krokiem.
Skinęłam głową, pakując do torby telefon, rękawiczki i pomadkę ochronną. Założyłam płaszcz i owijając się zielonym szalikiem
z porobionymi z frędzelków, warkoczykami, co było efektem braku zajęcia, również opuściłam mój pokój.
Po drodze sprawdziłam czy aby na pewno dom jest w dopuszczalnym do użytku stanie, po czym zamykając drzwi na klucz, ostrożnie zeszłam po oblodzonych stopniach werandy.
Mróz dziś szczególnie dawał się we znaki. Czułam go na moich odsłoniętych policzkach i nosie, który momentalnie zrobił się purpurowy.
Mimo to, postanowiłam się przejść. Do przystanku niedaleka droga, więc przy okazji mogłam przeanalizować przyczyny mojego karygodnego humoru.
Skrzypiący pod podeszwami, świeży śnieg wprawił mnie w przyjemny stan. Kto by pomyślał, że lekiem na depresyjne, schizofreniczne postrzeganie świata, okaże się śnieg, zamiast słońca, jak to miało miejsce w Madrycie.
Obserwowałam spadające z nieba, wielgaśne płatki owego białego puchu, zastanawiając się, jak skończy się ten dzień. Nie miałam ochoty na imprezę, na gapiących się ludzi. Wolałam ten wieczór spędzić tylko w jego obecności.
Widząc podjeżdżający pod przystanek autobus, ruszyłam szybkim krokiem, w jego stronę. Wsiadając w ostatniej chwili, wymieniłam
z kierowcą porozumiewawcze spojrzenie, kasując przy okazji bilet. Zajęłam miejsce na przodzie i wkładając do uszu, słuchawki, pogrążyłam się w spokojnych rytmach Sóley.
Podróż wydawała się być krótsza, niż zwykle. Autobus zatrzymał się na przystanku, przy niewielkim zagajniku. Wysiadłam i czując wiejący wiatr, poprawiłam szal, który swoimi końcami smagał mnie po twarzy.
Powolnym krokiem podążyłam naprzód. Widząc pokaźne grupy ludzi
z flagami poszczególnych krajów, wiedziałam, że idę w dobrym kierunku. Nie byłam w tej części miasta, więc ciekawiło mnie każde drzewo, każdy budynek.
Po kilkunastu metrach, zza zagajnika wyłonił się olbrzymi obiekt skoczni narciarskiej. Zaparło mi dech w piersiach. Na ekranie telewizora wyglądało to nieco inaczej, mniej przerażająco.
Niewielki obręb został oddzielony od reszty terenu, żelazną barierką. Zza niej dało się dostrzec drewniane domki z naklejonymi na ich drzwiach flagami. Finlandia, Austria, Norwegia, Słowenia. Pasmo tych malutkich jednopomieszczeniowych budynków ciągnęło się
w nieskończoność. Zapowiadało się ciekawie.
Podeszłam bliżej. Przerośnięty, łysy mężczyzna w oficerskich butach, bluzie z napisem security, wpuszczał po kolei każdego, sprawdzając bilety.
Bilety ? Ja nie miałam biletu. Podchodząc do barierki, rozejrzałam się po owym terenie. Mnóstwo skoczków z nartami opartymi na ramieniu, kręcących się tam i z powrotem.
- Chyba go tu nie znajdę. Szepnęłam do siebie, wkładając ręce do kieszeni, nadal obserwując.
Jednak po jakimś czasie sterczenia w mrozie dostrzegłam coś, co przykuło moją uwagę. Wysoki brunet, podążający w moim kierunku,
z torbą na ramieniu i długaśnymi nartami na drugim.
Uśmiechnęłam się szeroko na jego widok. Jego uśmiech promieniał już z odległości.
- Panna Zachovic ! Wrzasnął, podbiegając, stawiając narty na ziemi
i opierając je o barierkę, jednym susem przeskoczył przez nią i zamknął mnie w swoich objęciach.
- Pan Schlierenzauer. Szepnęłam, wtulając się w niego najmocniej, jak tylko potrafiłam. Ochroniarz obrzucił nas obojętnym spojrzeniem. Poczułam nad nim nagłą przewagę. Bo widzisz panie osiłku, ja nie potrzebuję biletu, pomyślałam uśmiechając się.
- Tęskniłem. Uchylając się, lekko uniósł mój podbródek, wymierzając celny, krótki lecz namiętny pocałunek w moje spierzchnięte od mrozu, usta.
- Ja też. Oderwałam się od niego, przyglądając się jego twarzy, którą teraz trzymałam w dłoniach.
- Gotowa na wieczór ?
- Myślałam, że...
- Wiem i przepraszam, ale muszę tam być, to przyjęcie dla wszystkich ekip. Puścił mi smutne spojrzenie, po chwili znów
się uśmiechając. - Godzinka albo dwie, nie zepsuje tego wieczoru, prawda ?
Westchnęłam cicho, uśmiechając się nieśmiało.
- No dobrze. Przewróciłam oczyma, znów przykładając skroń do jego torsu.
- Przyjadę po ciebie o 19:00. Muszę jeszcze wpaść do domu.
- Ile masz teraz czasu ? Spojrzałam na niego od razu smutniejąc na myśl, że znów mnie opuści.
- Niewiele. Ale obiecuję, że czas szybko zleci.
- Chyba tobie. Roześmiałam się, gładząc dłonią po jego zimnym policzku.
- Chodź ! Poznam cię z resztą ! Powiedział donośnym głosem, zabierając narty i znów przeskakując na drugą stronę żelaznej barykady.
- Gregor, ale...
- Nie marudź !
- Oh !! Żachnęłam się i z jego małą pomocą, również pokonałam barierkę, spoglądając na bezradnego w tej sytuacji ochroniarza.
Podążyłam za Gregorem, który pewnym krokiem ruszył w stronę jednego z drewnianych domków.
Już po chwili zauważyłam wychodzącego z niego blondyna.
- Morgi ! Wrzasnął Gregor, wznosząc rękę w górę. Podchodząc do chłopaka, uśmiechnęłam się szeroko, odsłaniając zęby. - Poznaj Sonję.
- To ty ! Greg ciągle o tobie gada, aż nie chce się tego słuchać. Roześmiał się blondyn, ściskając przyjaźnie moją dłoń. - Thomas.
- Mówi o mnie ? Zdziwiłam się, spoglądając na bruneta, który wyraźnie się speszył. - Miło cię poznać.
- Gdzie reszta ? Spytał Gregor, marszcząc czoło.
- Na górze, tobie też radzę tam jechać.
- Ojej, przeszkadzam. Natychmiast się wycofałam, obrzucając obojga niepewnym spojrzeniem.
- Poczekaj tu. Rzucił Gregor, udając się wraz z Thomasem w stronę obiektu. Nim zdążyłam głęboko zaprotestować, obaj zniknęli z mojego pola widzenia.
- No pięknie. Żachnęłam się, zrezygnowana, siadając na jednym
z drewnianych stopni, prowadzących do domku Austriaków.
"Poczekaj tu." Ile mam czekać ? Godzinę ? Bo jeśli tak, wracam do domu. Tyłek mi odmarza już teraz, a przecież siedzę tu niespełna kilkanaście sekund.
Chcąc jakoś urozmaicić sobie ten czas oczekiwania na Gregora, postanowiłam pozwiedzać. Wstałam, otrzepałam z szalika puch, który zdążył na niego napadać, kiedy to tkwiłam w miejscu i ruszyłam
w stronę miasteczka skoczków.
Mijałam kolejne domki, co jakiś czas stając się obiektem obserwacji poszczególnych zawodników.
Nagle, czując wibracje telefonu w mojej torbie, przystanęłam
i rozpoczynając poszukiwania, kompletnie przestałam się interesować tym, co dzieje się dookoła.
Szukać telefonu w mojej torebce, to jak poszukiwania szczęścia w worku bez dna.
- OOH !! Westchnęłam głośno, ze złością, nadal czując, że telefon daje
o sobie znać.
- Uważaj ! Ktoś za mną wrzasnął, a już po chwili poczułam piekący ból
w okolicy prawego pośladka.
- HEEJ ! Wrzasnęłam pretensjonalnie, za niechając poszukiwań komórki i odwracając się.
To co zobaczyłam, zwaliło mnie z nóg. Wysoki, szczupły blondyn
o prostych, średniej długości włosach, przyglądał mi się ze skwaszoną
i nieco zdziwioną miną.
Obok mnie leżała niebieska piłka do siatkówki. Przedmiot, którym zostałam potraktowana.
Pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy ? "Wiej, Sonja ! Wiej !" Aczkolwiek nie miałam zamiaru dawać mu satysfakcji.
Obok niego stało jeszcze kilku chłopaków, w takich samych czerwonych kurtkach. Wszyscy przyglądali się z zaciekawieniem całej tej farsie. Obrzuciłam ich przelotnym spojrzeniem, unosząc podbródek, dodając sobie pewności siebie. Podniosłam piłkę ostatkiem sił, które pozostały w fazie niezszokowanej i biorąc głęboki wdech, ruszyłam naprzód.
Przystając przy niebieskookim, podałam mu ją i z grobową miną, odwróciłam się na pięcie, mając plan, który zakładał natychmiastową ewakuację. Jednak moja próba zakończyła się fiaskiem.
Stanął naprzeciw mnie z wymalowanym na twarzy szerokim uśmiechem.
- Znów się spotykamy. Rzucił melodyjnie, uwidaczniając przeurocze dołeczki w obydwu policzkach.
- Niestety. Mruknęłam, próbując wyminąć osobnika, który nadal zagradzał mi drogę.
- Gdybym chciał cię unikać, nie przyszedłbym pod twój dom. Mówiąc to, blondyn parsknął śmiechem.
Nie przyszło mi do głowy, że mogę go tu spotkać. Ależ ja głupia ! Nie mając pomysłu, jak wybrnąć z tego impasu, uśmiechnęłam się szyderczo i nic nie mówiąc, wyminęłam go, manewrując kilka razy na boki.
- A jednak wtedy nie przyszłaś ! Usłyszałam za sobą jego donośny, pewny i nieco ironiczny głos.
I wtedy coś uwolniło się z klatki, głęboko schowanej we mnie. Poczułam nieogarniętą złość. Moje policzki zaczęły piec z gorąca, a zmarznięte dłonie zacisnęły się w pięści.
Odwróciłam się i pewnym krokiem podeszłam do chłopaka, który lekko zmieszany moją nagłą zmianą zachowania, stanął w miejscu
i z niepewną miną obserwował moją twarz.
- Masz rację ! Nie przyszłam ! Po tym zdaniu, które wręcz wyrzuciłam
z siebie, nagle zamilkłam szukając odpowiednich słów, próbując być tym samym wiarygodną. - Nie jestem tania. Wysyczałam, po czym czując, że z nerwów przygryzam dolną wargę, znów obdarzyłam go widokiem moich pleców, po czym ruszając do przodu, modliłam się, żeby znów czegoś mi nie wykrzyczał.
Spotkałam się jednak z ciszą, co wbrew pozorom zaskoczyło mnie. Myślałam, że ma mi dużo do powiedzenia, zważywszy na to, że sama wcześniej nie wydawałam się zbyt wiarygodna.
To znowu się działo. Znów traciłam poczucie rzeczywistości. Znów to wrażenie, że ktoś zasłania mi cały światopogląd. Mogłabym przysiąc, że Tom, to jakiś szaman. Rzuca uroki na niewinne kobiety, potrzebujące do życia jedynie jasnych sytuacji i braku podejmowania samodzielnych decyzji.
niedziela, 24 listopada 2013
Skandal !!!
Właśnie przez takie sytuacje mam ochotę rzucić kilka obelg na Austriaków. Krzysiu Biegun wykonał swoją robotę na 102 ! Ale przecież pan Hofer nie pozwoli mu wygrać, byłoby to zbyt absurdalne. : /
sobota, 23 listopada 2013
Wielki niedosyt
No cóż...skocznia w Klingenthal znów pokazała pazurki. Warunki kiepskie, wiatr przekraczający 7m/s nie wróżył najlepiej. Po pierwszej
i decydującej serii Polacy uplasowali się na 4 miejscu. Wielka szkoda, że pogoda uniemożliwiła walkę o podium.
Nie traćmy jednak nadziei, jutro rywalizacja indywidualna. Wszystko może się zdarzyć.
Piotrze ! Jesteś moim bohaterem ! :D
i decydującej serii Polacy uplasowali się na 4 miejscu. Wielka szkoda, że pogoda uniemożliwiła walkę o podium.
Nie traćmy jednak nadziei, jutro rywalizacja indywidualna. Wszystko może się zdarzyć.
19 - Po co nosić maskę, gdy nie ma się już twarzy ?
Mam nadzieje, że rozdział będzie się podobał :-)
Mijały kolejne tygodnie. Rzadko rozmawiałam z Gregorem. Teraz nie mogę, Mam trening czy Jestem zmęczony, budziło we mnie niesamowitą złość, która z czasem przerodziła się w obojętność. Czy mnie to martwiło ? Oczywiście. Co weekend okupowałam miejsce przed telewizorem, trzymając kciuki, zarazem odwracając wzrok, kiedy na ekranie pojawiał się uśmiechnięty blondyn. Moja mama również kibicowała, zastanawiając się też, skąd u mnie taka nagła miłość do skoków narciarskich. Tak naprawdę nie wiedziałam o nich nic. Liczyła się tylko lokata wyświetlona w środku małego kwadraciku, zaraz obok not, na które w ogóle nie zwracałam uwagi.
Większość tygodnia spędzałam zaś z Sebastianem i Jess, która okazała się być świetną, otwartą i pewną siebie dziewczyną. Kilka godzin dziennie poświęcałam też rodzicom, głównie tacie, który nadal usilnie próbował zachęcić mnie do wizji prowadzenia jego firmy.
Ja natomiast odliczałam dni do przyjazdu skoczków do Innsbrucka. Tego dnia oczekiwałam tak bardzo, że nic nie było w stanie wybić mi
z głowy mojego planu spędzenia z Gregorem całego jego wolnego czasu, nawet moja rosnąca indyferencja. Byłam w stanie poświęcić dla niego wszystko, bez wyjątku.
Jednak dziś nie myślałam o jego przyjeździe. Zaprosiłam do siebie Sebastiana, Jess i Mikę, na małą wieczorną posiadówkę przy grzanym piwie. To byli moi jedyni przyjaciele tutaj i nie chciałam wyjść na nieuprzejmą i zamkniętą w sobie. Jednocześnie tak bardzo tęskniłam za Grette i Juanem. Marzyłam o tym, aby dziś mogli być tu ze mną.
Razem z mamą i naszym szoferem Marcelem, którego tata zwerbował już pierwszego dnia pobytu w Innsbrucku, pojechaliśmy na zakupy. Świeża sałata, pomidory, ser feta, ananasy w puszce, mnóstwo chipsów, popcornu i moich ulubionych truskawkowych chrupek.
Przygotowując smakołyki na dzisiejszy wieczór, świetnie bawiłam się
z mamą. Słuchając kawałków Pitbulla, podrygiwałyśmy
i wtórowałyśmy mu, dławiąc się ze śmiechu.
- Cieszę się, że masz tutaj nowych znajomych. Mama, chwytając mnie za rękę, szeroko się uśmiechnęła.
- Ja też się cieszę, choć kogoś tu brakuje. Spuściłam wzrok, a moja mina przywdziała smutny wyraz.
- Już niedługo się zobaczycie. Schowała mnie w swoich ramionach, całując czubek głowy.
Uśmiechnęłam się lekko i już miałam zabierać się z powrotem do pracy, kiedy nagle do drzwi zadzwonił dzwonek. Czyżbym nie powiadomiła ich, o której godzinie mają się zjawić ?
- Otworzę ! Zawołałam, wycierając ręce w różowy fartuszek i pędząc do drzwi.
Uchyliłam je najpierw, wtykając głowę w szczelinę pomiędzy. To co zobaczyłam, mało nie wywołało u mnie palpitacji serca. W progu stała dość wysoka blondynka o bardzo kobiecych kształtach, opierająca się
o wielką różową walizkę, a obok ? Wysoki, opalony brunet, również
z pokaźnym bagażem.
- Macie tu okropne drogi ! Nieźle mnie wytrzęsło ! Powiedziała pretensjonalnym głosem, uśmiechając się szeroko.
- Grette !!!! Juan !!!! Wrzasnęłam, rzucając się na dziewczynę z takim impetem, że tak wpadła wprost na chłopaka. - Tak się cieszę, że tu jesteście !!! Okropnie tęskniłam !!
- Gdzie się podziewasz całymi dniami ? Można dzwonić i dzwonić ! Grette obrzuciła mnie groźnym spojrzeniem, a ja będąc całkowicie oszołomioną, tylko przepraszająco się uśmiechnęłam.
Juan milcząc, uśmiechał się nieśmiało, ciągle mnie obserwując. Podeszłam i obdarowując go radosnym uśmiechem, który od kilkudziesięciu sekund nie schodził mi z twarzy, przytuliłam się do niego najmocniej, jak tylko mogłam.
- Tęskniłem. Rzucił cicho, zagarniając mnie wyrzeźbionym ramieniem.
- Długo mamy tu stać ? Wtrąciła Gretts, psując całą tę piękną chwilę. Swoją drogą, brakowało mi tej jej bezpośredniości.
- Jasne. Otworzyłam drzwi i puściłam przodem moich gości. - Czujcie się, jak u siebie.
- Kochanie ?! Kto to ?! Zawołała mama, wychylając się zza kuchennej wyspy.
- Dzień dobry Pani Zachovic ! Wrzasnęła Grette, prawie natychmiast lądując w objęciach nieźle zdziwionej mamy.
- Grette. Juan ! Tak się cieszę. Mama, uśmiechnięta od ucha do ucha, tuliła obojga.
Byłam wniebowzięta ! Nie da się opisać uczucia, które towarzyszy, kiedy przyjaciele, których musiałam opuścić, nagle się zjawiają. Ciepło i wielka radość w sercu rozpierała całe moje ciało i umysł. Nagle mogłam latać !
- Na długo jesteście ? Wtrąciłam się tym wszystkim uściskom
i wymianom poglądów mamy na temat wyglądu każdego z nich.
- Tydzień. Przyjechałabym sama, ale mama nie chciała słyszeć o tym, że mam lecieć taki kawał bez nikogo znajomego.
- Nie ! Wrzasnęłam, po czym szybko się opanowując, roześmiałam, jak dziecko. - Dobrze, że jesteście, oboje. Świetnie trafiliście, poznacie moich nowych znajomych. Uśmiechnęłam się lekko, kierując obojga na górę.
- Impreza ?!! Wykrzyknęła Grette, a jej oczy nagle wypełniły się milionem iskierek. - A twoi rodzice ? Powiedziała już ciszej, lustrując mnie wzrokiem.
- Wychodzą, jeśli o to ci chodzi. Odparłam, obrzucając ją znaczącym spojrzeniem.
- Juan słyszysz ? Będzie impreza ! Gretts trąciła go łokciem, chichocząc ukradkiem.
- Yhym. Bąknął smętnie.
Poprowadziłam ich do mojego pokoju. Otworzyłam drzwi i widząc minę Grette, mimowolnie się roześmiałam.
- Jest identycznie, jak w twoim starym pokoju ! Weszła do środka, rozglądając się po całym pokoju.
Juan wszedł jako ostatni. Również wędrując wzrokiem po całym pomieszczeniu, szczególną uwagę zwrócił na jedno ze zdjęć stojące na półce, oprawione w czarną matową ramkę z czerwonym, wypukłym serduszkiem w prawym dolnym rogu.
Grette, gdy tylko nasyciła wzrok całym wyposażeniem mojego pokoju, przeniosła go na Juana. Podeszła, wlepiając spojrzenie w to samo zdjęcie.
- To Gregor ? Pytając, rzuciła okiem na moją minę.
Zdjęcie przedstawiało nasze uśmiechnięte twarze na tle jednego
z zabytkowych budynków w Innsbrucku, wtedy, kiedy pierwszy raz zjawił się u mnie. Westchnęłam głośno, uśmiechając się.
- Tak. Pojutrze będziecie mieli okazję go poznać. Rzuciłam od niechcenia, po czym chcąc zająć Juana czymś innym, pociągnęłam go za rękę, wychodząc z pokoju. - Pomożesz mojej mamie ? My za chwilę dołączymy.
- Jasne. Odparł bez życia, zbiegając po schodach, do kuchni.
Ja tymczasem wróciłam do pokoju i spojrzałam z pełną powagą na Grette.
- Nie przeszło mu jeszcze ?
- Ani trochę, wiesz jak cieszył się na ten przyjazd ? Ciągle o tobie mówił, miałam tego dość już po godzinie.
Przewróciła oczyma, przytulając się do mnie. - Tęskniłam wariatko.
A mówiłaś, że nigdy się nie zakochasz.
Uśmiechnęłam się na samą myśl o naszej rozmowie na plaży. Niektóre kwestie mojego nastawienia, nie uległy zmianie, jednak czułam się nieco odmieniona.
- Nie przejmuj się nim, to duży chłopiec, poradzi sobie. Dodała blondwłosa.
- Mam nadzieje. Oparłam czoło o jej obojczyk, stukając nim w niego kilka razy. - Chodźmy im pomóc. Odkleiłam się od niej, ciągnąc ją za rękę, podobnie, jak jeszcze przed chwilą, Juana.
Dochodziła 19:00. Wszystko było już gotowe, nawet specjalne zamówienie Miki, koreczki z oliwek.
- Sonja, chciałabym mieć pewność, że nie spalisz domu. Mama spojrzała na mnie z powagą, po chwili, która zamieniła się w dziki śmiech obojga rodziców.
- Możesz mieć pewność. Bawcie się dobrze. Ucałowałam ich policzki, stojąc przy drzwiach i wręcz nalegając ciałem, aby już wyszli.
- Wy też dobrze się bawcie. Nie przeholuj z alkoholem.
- Dobrze mamo. Odpowiedziałam tak, jakbym miała wyuczoną formułkę, którą powtarzałam przed każdym ich wyjściem. Tak z resztą było.
Mama w drodze do samochodu, jeszcze kilka razy przystawała
i patrzyła na mnie tym ostrzegawczym spojrzeniem, po którym po plecach przechodziły mi ciarki.
Zatrzasnąwszy za nią drzwi, odetchnęłam z ulgą.
- Nareszcie ! Wrzasnęłam, zanosząc się śmiechem wraz z Grette. Widząc jednak Juana, w takim stanie, w jakim aktualnie się znajdował, ta radość szybko odchodziła.
- Juan, napijesz się czegoś ?
- Tak z chęcią. Uraczył mnie uśmiechem, chyba drugim przez ten cały czas.
Podałam mu butelkę piwa, drugą wręczając Gretts, która dobrała się do niej tak, jakby nie piła piwa przez rok.
- Chcesz pierwsza się załatwić ? Popatrzyłam na nią, śmiejąc się.
- Nie mam zamiaru się załatwiać. Odparła, podkręcając głośność. Ta piosenka sprawiała, że chciało mi się tańczyć. Bujając biodrami, podeszłam do drzwi chcąc sprawdzić, czy aby Mika i reszta ekipy już nie przyszli.
Otwierając je, zobaczyłam Mikę, który właśnie miał zamiar nadusić guzik dzwonka.
- Witaj ! Rzuciłam się na niego, czując, że chłopak ugina się pod ciężarem moim i alkoholu, który przytośtał ze sobą. Za nim pojawili się Jess i Sebastian.
- Wchodźcie ! Gestem ręki zaprosiłam do środka całą trójkę. Grette widząc uśmiechniętego Mikę, aż przystanęła w tańcu.
- No tak. To niemożliwe żebyście się znali. To jest Jess, Sebastian i Mika, a to ? Grette i Juan. Moi przyjaciele z Madrytu. Wszyscy wymienili uprzejme uściski. Juan wstał, całując dłoń Jess, której bardzo to zaimponowało. Usiadła nawet obok niego, od razu zagłębiając się
w rozmowę. Widziałam, że Juan odżył. Mój uśmiech również nie znikał.
Popijając piwo, co jakiś czas rzucaliśmy sobie z Sebastianem radosne uśmiechy.
Impreza się rozkręcała. Mika żywo gestykulując, pokazywał Gretts na czym polega różnica pomiędzy jazdą na nartach, snowboardem. Juan
i Jess ? Aż żal im przerywać.
Sebastian natomiast, nagle wstał z miejsca, podchodząc i racząc mnie szerokim uśmiechem.
- Możemy pogadać ?
- Tak. Chwyciłam jego dłoń i oboje podążyliśmy na górę.
- Szybko się zintegrowali. Roześmiał się spoglądając jeszcze raz zza balustrady na dobrze bawiącą się czwórkę.
- O czym chciałeś rozmawiać ? Zaprosiłam chłopaka do mojego pokoju, wygodnie siadając na fotelu. Alkohol lekko szumiał mi w głowie, ale dobrze wiedziałam, co robię.
Sebastian rozglądając się dookoła, wzrokiem napotkał to samo zdjęcie, z którym nie mógł pogodzić się Juan. To prawda, całkiem o tym zapomniałam. Miałam mu powiedzieć już wcześniej o tym, co łączy mnie z Gregorem, ale nie widziałam w jego niewiedzy nic złego.
- O nie...Burknął zrezygnowany, obrzucając mnie nadal zszokowanym spojrzeniem. - Nie mów mi tylko, że...
- Tak. Ucięłam krótko.
- Niezłych kitów musiał ci nawciskać. Mówiąc to, usiadł na skraju łóżka, na tym samym, na którym zazwyczaj siadał Gregor
i ukrył twarz w dłoniach, wyraźnie próbując się skupić.
- Byłbyś w stanie wytłumaczyć mi, dlaczego aż tak go nie cierpisz ? Spokój w moim głosie zadziwiał samą mnie.
- Nie pochwalił się ?
- Sebastianie, czym ?
- Wystawił mnie do wiatru. Poszło o dziewczynę, a z resztą nie tylko
o nią...Przerwał nagle, wzdychając ciężko.
- Słucham. Powiedziałam stanowczo, ruszając się z miejsca i siadając tuż obok niego.
- Sandra od zawsze mi się podobała. Wiedział o tym, a mimo to wszedł mi w drogę, żeby rzucić ją po dwóch tygodniach. To ma być przyjaciel ?
A może on mówi o innym Gregorze ? Robiłam wszystko, żeby jakoś go usprawiedliwić, ale faktem było to, że sprzeciwił się ich przyjaźni, postąpił, jak ostatnia świnia.
- A ten drugi powód ?
- Przez niego nie mogę profesjonalnie uprawiać snowboardu. Zawsze liczyły się tylko jego uczucia, ważne było tylko to, co on myśli. Inni się nie liczą. Dziwi mnie też, dlaczego taka dziewczyna, jak ty...
Wpatrując się w moje oczy mówił dalej. - ...inteligentna, z poczuciem humoru i dystansem do siebie, nie przesiąknięta tym chorym ego, wybrała właśnie jego.
Zrobiło się bardzo niezręcznie. Czując na sobie jego oddech, natychmiast wstałam, nerwowo chodząc po pokoju.
- Wiesz...może się zmienił. Może teraz tego żałuje.
- Żałuje ?! Wrzasnął. - Dwa lata czekałem na jedno zwykłe "przepraszam". Nadal się nie doczekałem i już chyba się nie doczekam. Wstał i podążając do wyjścia, zatrzymał się przy drzwiach,
spoglądając na mnie. - Mimo to, tobie życzę szczęścia. Mam nadzieje, że ciebie nie potraktuje w ten czy podobny sposób. Dodał, po czym wyszedł. Zbiegając po schodach, zabrał swoje rzeczy i po prostu się ulotnił. Bez słowa.
Czyżbym miała do czynienia z kreowanym przez samego Gregora, miłym, namiętnym i zrównoważonym Gregorem ? Mimo, że próbowałam ciągle wmawiać sobie, że Sebastian koloryzuje, to i tak zastanawiało mnie kilka kwestii. Zmieniło się moje wyobrażenie cudownego brązowookiego chłopaka. Na jego miejsce wszedł bezwzględny manipulator. Po co nosić maskę, gdy nie ma się
już twarzy ? Odtąd zaczęłam zadawać sobie to pytanie coraz częściej.
Mijały kolejne tygodnie. Rzadko rozmawiałam z Gregorem. Teraz nie mogę, Mam trening czy Jestem zmęczony, budziło we mnie niesamowitą złość, która z czasem przerodziła się w obojętność. Czy mnie to martwiło ? Oczywiście. Co weekend okupowałam miejsce przed telewizorem, trzymając kciuki, zarazem odwracając wzrok, kiedy na ekranie pojawiał się uśmiechnięty blondyn. Moja mama również kibicowała, zastanawiając się też, skąd u mnie taka nagła miłość do skoków narciarskich. Tak naprawdę nie wiedziałam o nich nic. Liczyła się tylko lokata wyświetlona w środku małego kwadraciku, zaraz obok not, na które w ogóle nie zwracałam uwagi.
Większość tygodnia spędzałam zaś z Sebastianem i Jess, która okazała się być świetną, otwartą i pewną siebie dziewczyną. Kilka godzin dziennie poświęcałam też rodzicom, głównie tacie, który nadal usilnie próbował zachęcić mnie do wizji prowadzenia jego firmy.
Ja natomiast odliczałam dni do przyjazdu skoczków do Innsbrucka. Tego dnia oczekiwałam tak bardzo, że nic nie było w stanie wybić mi
z głowy mojego planu spędzenia z Gregorem całego jego wolnego czasu, nawet moja rosnąca indyferencja. Byłam w stanie poświęcić dla niego wszystko, bez wyjątku.
Jednak dziś nie myślałam o jego przyjeździe. Zaprosiłam do siebie Sebastiana, Jess i Mikę, na małą wieczorną posiadówkę przy grzanym piwie. To byli moi jedyni przyjaciele tutaj i nie chciałam wyjść na nieuprzejmą i zamkniętą w sobie. Jednocześnie tak bardzo tęskniłam za Grette i Juanem. Marzyłam o tym, aby dziś mogli być tu ze mną.
Razem z mamą i naszym szoferem Marcelem, którego tata zwerbował już pierwszego dnia pobytu w Innsbrucku, pojechaliśmy na zakupy. Świeża sałata, pomidory, ser feta, ananasy w puszce, mnóstwo chipsów, popcornu i moich ulubionych truskawkowych chrupek.
Przygotowując smakołyki na dzisiejszy wieczór, świetnie bawiłam się
z mamą. Słuchając kawałków Pitbulla, podrygiwałyśmy
i wtórowałyśmy mu, dławiąc się ze śmiechu.
- Cieszę się, że masz tutaj nowych znajomych. Mama, chwytając mnie za rękę, szeroko się uśmiechnęła.
- Ja też się cieszę, choć kogoś tu brakuje. Spuściłam wzrok, a moja mina przywdziała smutny wyraz.
- Już niedługo się zobaczycie. Schowała mnie w swoich ramionach, całując czubek głowy.
Uśmiechnęłam się lekko i już miałam zabierać się z powrotem do pracy, kiedy nagle do drzwi zadzwonił dzwonek. Czyżbym nie powiadomiła ich, o której godzinie mają się zjawić ?
- Otworzę ! Zawołałam, wycierając ręce w różowy fartuszek i pędząc do drzwi.
Uchyliłam je najpierw, wtykając głowę w szczelinę pomiędzy. To co zobaczyłam, mało nie wywołało u mnie palpitacji serca. W progu stała dość wysoka blondynka o bardzo kobiecych kształtach, opierająca się
o wielką różową walizkę, a obok ? Wysoki, opalony brunet, również
z pokaźnym bagażem.
- Macie tu okropne drogi ! Nieźle mnie wytrzęsło ! Powiedziała pretensjonalnym głosem, uśmiechając się szeroko.
- Grette !!!! Juan !!!! Wrzasnęłam, rzucając się na dziewczynę z takim impetem, że tak wpadła wprost na chłopaka. - Tak się cieszę, że tu jesteście !!! Okropnie tęskniłam !!
- Gdzie się podziewasz całymi dniami ? Można dzwonić i dzwonić ! Grette obrzuciła mnie groźnym spojrzeniem, a ja będąc całkowicie oszołomioną, tylko przepraszająco się uśmiechnęłam.
Juan milcząc, uśmiechał się nieśmiało, ciągle mnie obserwując. Podeszłam i obdarowując go radosnym uśmiechem, który od kilkudziesięciu sekund nie schodził mi z twarzy, przytuliłam się do niego najmocniej, jak tylko mogłam.
- Tęskniłem. Rzucił cicho, zagarniając mnie wyrzeźbionym ramieniem.
- Długo mamy tu stać ? Wtrąciła Gretts, psując całą tę piękną chwilę. Swoją drogą, brakowało mi tej jej bezpośredniości.
- Jasne. Otworzyłam drzwi i puściłam przodem moich gości. - Czujcie się, jak u siebie.
- Kochanie ?! Kto to ?! Zawołała mama, wychylając się zza kuchennej wyspy.
- Dzień dobry Pani Zachovic ! Wrzasnęła Grette, prawie natychmiast lądując w objęciach nieźle zdziwionej mamy.
- Grette. Juan ! Tak się cieszę. Mama, uśmiechnięta od ucha do ucha, tuliła obojga.
Byłam wniebowzięta ! Nie da się opisać uczucia, które towarzyszy, kiedy przyjaciele, których musiałam opuścić, nagle się zjawiają. Ciepło i wielka radość w sercu rozpierała całe moje ciało i umysł. Nagle mogłam latać !
- Na długo jesteście ? Wtrąciłam się tym wszystkim uściskom
i wymianom poglądów mamy na temat wyglądu każdego z nich.
- Tydzień. Przyjechałabym sama, ale mama nie chciała słyszeć o tym, że mam lecieć taki kawał bez nikogo znajomego.
- Nie ! Wrzasnęłam, po czym szybko się opanowując, roześmiałam, jak dziecko. - Dobrze, że jesteście, oboje. Świetnie trafiliście, poznacie moich nowych znajomych. Uśmiechnęłam się lekko, kierując obojga na górę.
- Impreza ?!! Wykrzyknęła Grette, a jej oczy nagle wypełniły się milionem iskierek. - A twoi rodzice ? Powiedziała już ciszej, lustrując mnie wzrokiem.
- Wychodzą, jeśli o to ci chodzi. Odparłam, obrzucając ją znaczącym spojrzeniem.
- Juan słyszysz ? Będzie impreza ! Gretts trąciła go łokciem, chichocząc ukradkiem.
- Yhym. Bąknął smętnie.
Poprowadziłam ich do mojego pokoju. Otworzyłam drzwi i widząc minę Grette, mimowolnie się roześmiałam.
- Jest identycznie, jak w twoim starym pokoju ! Weszła do środka, rozglądając się po całym pokoju.
Juan wszedł jako ostatni. Również wędrując wzrokiem po całym pomieszczeniu, szczególną uwagę zwrócił na jedno ze zdjęć stojące na półce, oprawione w czarną matową ramkę z czerwonym, wypukłym serduszkiem w prawym dolnym rogu.
Grette, gdy tylko nasyciła wzrok całym wyposażeniem mojego pokoju, przeniosła go na Juana. Podeszła, wlepiając spojrzenie w to samo zdjęcie.
- To Gregor ? Pytając, rzuciła okiem na moją minę.
Zdjęcie przedstawiało nasze uśmiechnięte twarze na tle jednego
z zabytkowych budynków w Innsbrucku, wtedy, kiedy pierwszy raz zjawił się u mnie. Westchnęłam głośno, uśmiechając się.
- Tak. Pojutrze będziecie mieli okazję go poznać. Rzuciłam od niechcenia, po czym chcąc zająć Juana czymś innym, pociągnęłam go za rękę, wychodząc z pokoju. - Pomożesz mojej mamie ? My za chwilę dołączymy.
- Jasne. Odparł bez życia, zbiegając po schodach, do kuchni.
Ja tymczasem wróciłam do pokoju i spojrzałam z pełną powagą na Grette.
- Nie przeszło mu jeszcze ?
- Ani trochę, wiesz jak cieszył się na ten przyjazd ? Ciągle o tobie mówił, miałam tego dość już po godzinie.
Przewróciła oczyma, przytulając się do mnie. - Tęskniłam wariatko.
A mówiłaś, że nigdy się nie zakochasz.
Uśmiechnęłam się na samą myśl o naszej rozmowie na plaży. Niektóre kwestie mojego nastawienia, nie uległy zmianie, jednak czułam się nieco odmieniona.
- Nie przejmuj się nim, to duży chłopiec, poradzi sobie. Dodała blondwłosa.
- Mam nadzieje. Oparłam czoło o jej obojczyk, stukając nim w niego kilka razy. - Chodźmy im pomóc. Odkleiłam się od niej, ciągnąc ją za rękę, podobnie, jak jeszcze przed chwilą, Juana.
Dochodziła 19:00. Wszystko było już gotowe, nawet specjalne zamówienie Miki, koreczki z oliwek.
- Sonja, chciałabym mieć pewność, że nie spalisz domu. Mama spojrzała na mnie z powagą, po chwili, która zamieniła się w dziki śmiech obojga rodziców.
- Możesz mieć pewność. Bawcie się dobrze. Ucałowałam ich policzki, stojąc przy drzwiach i wręcz nalegając ciałem, aby już wyszli.
- Wy też dobrze się bawcie. Nie przeholuj z alkoholem.
- Dobrze mamo. Odpowiedziałam tak, jakbym miała wyuczoną formułkę, którą powtarzałam przed każdym ich wyjściem. Tak z resztą było.
Mama w drodze do samochodu, jeszcze kilka razy przystawała
i patrzyła na mnie tym ostrzegawczym spojrzeniem, po którym po plecach przechodziły mi ciarki.
Zatrzasnąwszy za nią drzwi, odetchnęłam z ulgą.
- Nareszcie ! Wrzasnęłam, zanosząc się śmiechem wraz z Grette. Widząc jednak Juana, w takim stanie, w jakim aktualnie się znajdował, ta radość szybko odchodziła.
- Juan, napijesz się czegoś ?
- Tak z chęcią. Uraczył mnie uśmiechem, chyba drugim przez ten cały czas.
Podałam mu butelkę piwa, drugą wręczając Gretts, która dobrała się do niej tak, jakby nie piła piwa przez rok.
- Chcesz pierwsza się załatwić ? Popatrzyłam na nią, śmiejąc się.
- Nie mam zamiaru się załatwiać. Odparła, podkręcając głośność. Ta piosenka sprawiała, że chciało mi się tańczyć. Bujając biodrami, podeszłam do drzwi chcąc sprawdzić, czy aby Mika i reszta ekipy już nie przyszli.
Otwierając je, zobaczyłam Mikę, który właśnie miał zamiar nadusić guzik dzwonka.
- Witaj ! Rzuciłam się na niego, czując, że chłopak ugina się pod ciężarem moim i alkoholu, który przytośtał ze sobą. Za nim pojawili się Jess i Sebastian.
- Wchodźcie ! Gestem ręki zaprosiłam do środka całą trójkę. Grette widząc uśmiechniętego Mikę, aż przystanęła w tańcu.
- No tak. To niemożliwe żebyście się znali. To jest Jess, Sebastian i Mika, a to ? Grette i Juan. Moi przyjaciele z Madrytu. Wszyscy wymienili uprzejme uściski. Juan wstał, całując dłoń Jess, której bardzo to zaimponowało. Usiadła nawet obok niego, od razu zagłębiając się
w rozmowę. Widziałam, że Juan odżył. Mój uśmiech również nie znikał.
Popijając piwo, co jakiś czas rzucaliśmy sobie z Sebastianem radosne uśmiechy.
Impreza się rozkręcała. Mika żywo gestykulując, pokazywał Gretts na czym polega różnica pomiędzy jazdą na nartach, snowboardem. Juan
i Jess ? Aż żal im przerywać.
Sebastian natomiast, nagle wstał z miejsca, podchodząc i racząc mnie szerokim uśmiechem.
- Możemy pogadać ?
- Tak. Chwyciłam jego dłoń i oboje podążyliśmy na górę.
- Szybko się zintegrowali. Roześmiał się spoglądając jeszcze raz zza balustrady na dobrze bawiącą się czwórkę.
- O czym chciałeś rozmawiać ? Zaprosiłam chłopaka do mojego pokoju, wygodnie siadając na fotelu. Alkohol lekko szumiał mi w głowie, ale dobrze wiedziałam, co robię.
Sebastian rozglądając się dookoła, wzrokiem napotkał to samo zdjęcie, z którym nie mógł pogodzić się Juan. To prawda, całkiem o tym zapomniałam. Miałam mu powiedzieć już wcześniej o tym, co łączy mnie z Gregorem, ale nie widziałam w jego niewiedzy nic złego.
- O nie...Burknął zrezygnowany, obrzucając mnie nadal zszokowanym spojrzeniem. - Nie mów mi tylko, że...
- Tak. Ucięłam krótko.
- Niezłych kitów musiał ci nawciskać. Mówiąc to, usiadł na skraju łóżka, na tym samym, na którym zazwyczaj siadał Gregor
i ukrył twarz w dłoniach, wyraźnie próbując się skupić.
- Byłbyś w stanie wytłumaczyć mi, dlaczego aż tak go nie cierpisz ? Spokój w moim głosie zadziwiał samą mnie.
- Nie pochwalił się ?
- Sebastianie, czym ?
- Wystawił mnie do wiatru. Poszło o dziewczynę, a z resztą nie tylko
o nią...Przerwał nagle, wzdychając ciężko.
- Słucham. Powiedziałam stanowczo, ruszając się z miejsca i siadając tuż obok niego.
- Sandra od zawsze mi się podobała. Wiedział o tym, a mimo to wszedł mi w drogę, żeby rzucić ją po dwóch tygodniach. To ma być przyjaciel ?
A może on mówi o innym Gregorze ? Robiłam wszystko, żeby jakoś go usprawiedliwić, ale faktem było to, że sprzeciwił się ich przyjaźni, postąpił, jak ostatnia świnia.
- A ten drugi powód ?
- Przez niego nie mogę profesjonalnie uprawiać snowboardu. Zawsze liczyły się tylko jego uczucia, ważne było tylko to, co on myśli. Inni się nie liczą. Dziwi mnie też, dlaczego taka dziewczyna, jak ty...
Wpatrując się w moje oczy mówił dalej. - ...inteligentna, z poczuciem humoru i dystansem do siebie, nie przesiąknięta tym chorym ego, wybrała właśnie jego.
Zrobiło się bardzo niezręcznie. Czując na sobie jego oddech, natychmiast wstałam, nerwowo chodząc po pokoju.
- Wiesz...może się zmienił. Może teraz tego żałuje.
- Żałuje ?! Wrzasnął. - Dwa lata czekałem na jedno zwykłe "przepraszam". Nadal się nie doczekałem i już chyba się nie doczekam. Wstał i podążając do wyjścia, zatrzymał się przy drzwiach,
spoglądając na mnie. - Mimo to, tobie życzę szczęścia. Mam nadzieje, że ciebie nie potraktuje w ten czy podobny sposób. Dodał, po czym wyszedł. Zbiegając po schodach, zabrał swoje rzeczy i po prostu się ulotnił. Bez słowa.
Czyżbym miała do czynienia z kreowanym przez samego Gregora, miłym, namiętnym i zrównoważonym Gregorem ? Mimo, że próbowałam ciągle wmawiać sobie, że Sebastian koloryzuje, to i tak zastanawiało mnie kilka kwestii. Zmieniło się moje wyobrażenie cudownego brązowookiego chłopaka. Na jego miejsce wszedł bezwzględny manipulator. Po co nosić maskę, gdy nie ma się
już twarzy ? Odtąd zaczęłam zadawać sobie to pytanie coraz częściej.
piątek, 22 listopada 2013
Kwalifikacje
Po pierwszych w tym roku kwalifikacjach zimowych mam ochotę skakać xD
Polacy ! Oby tak dalej ! Piotrek udowadnia dobrą formę, a Kamil ? Oby się tylko nie połamał :D
Polacy ! Oby tak dalej ! Piotrek udowadnia dobrą formę, a Kamil ? Oby się tylko nie połamał :D
czwartek, 21 listopada 2013
Zaczynamy zimę !
Zima z przytupem rozpocznie się już w tę sobotę. Inauguracja sezonu 2013/14. Tak długo na nią czekałam !!! Mam nadzieje, że Heia Norge da radę i będziemy mogli obejrzeć nie lada widowisko :D Już nie mogę się doczekać. !
Tym samym upamiętniając inaugurację już w sobotę dodam 19 rozdział. Mam nadzieje, że jeszcze ktoś to czyta xD
wtorek, 19 listopada 2013
18 - Dobrze ci radzę, omijaj go szerokim łukiem.
- Będę za tobą tęsknić. Wymruczałam, wtulając się w chłopaka.
- Odezwę się, jak dojedziemy do Klingenthal. Kciukiem, delikatnie uniósł mój podbródek, zbliżając się i lekko muskając kącik moich ust. Towarzyszące mi mrowienie w brzuchu odbierało mi zdolność skupienia.
Nagle tyle miałam mu do powiedzenia. Ale nie wystarczyłoby czasu. Przytuliłam go jeszcze mocniej i starałam się odwlec tę chwilę, kiedy będę widziała już tylko auto odjeżdżające z podjazdu mojego domu.
- Muszę iść. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się pocieszająco. Skinęłam głową i wyswobadzając go z objęć, odsunęłam się znacznie, pozwalając mu się oddalić.
Scena, jak z filmu romantycznego o bardzo małym budżecie. Jednak to działo się naprawdę.
- Gregor ! Dalej stojąc na jednym ze stopni, miałam nieodparte wrażenie, że się topię. Brunet dochodząc do samochodu, odwrócił się
i spojrzał na mnie. Starałam się nie płakać, ale było to trudniejsze,
niż sądziłam. - Kocham cię. Szepnęłam do siebie.
Nie mógł usłyszeć. Chciałam móc wykrzyczeć to całemu Innsbruckowi, ale ten czas wzmożonej odwagi nie nadszedł. Od kiedy stałam się tak niezdecydowaną, podatną na byle ukłucie, kukiełką ?
Pokonana przez własne lęki i zrezygnowana, pokiwałam mu ostatni raz, po czym tak po prostu straciłam go z oczu.
Wcale nie spiesząc się, ze spuszczoną głową, pokonywałam schody, prowadzące na werandę, wskakując i zeskakując na przemian.
W drzwiach stanęła mama, ubrana w błękitną pidżamę i różowy szlafrok, z lekko zmierzwionymi włosami i senną twarzą, przez chwilę mnie obserwując.
- Kochanie, zmarzniesz.
- Już idę mamo. Odpowiedziałam na jej zachrypnięty, niski głos, unosząc wzrok i oddając jej nikły uśmiech.
Jak to wszystko mogło się stać ? Zakochałam się ? Mimo, że od jutra miałam go nie widzieć przez okrągły miesiąc, nadal czułam to ciepło
w moim sercu. Miałam zamiar się nim rozkoszować, czuć je przez cały ten czas, kiedy go przy mnie nie będzie.
Weszłam do domu, od razu kierując się do mojego pokoju. Rozgrzewająca kąpiel odebrała mi wszystkie zmysły. To był ciężki dzień. Przywdziewając na siebie nocną koszulkę, wgramoliłam się do łóżka, prawie natychmiast zasypiając.
Ten przecudowny stan, w który zapada każdy wykończony człowiek, szukając w nim ukojenia jednak ani trochę mi nie pomógł. Obudził mnie codzienny warkot wyciągu narciarskiego.
Czy ten śnieg nigdy nie przestanie padać ? Zgniję w łóżku, czekając na słońce. To całkiem ciekawa perspektywa.
Na wyświetlaczu telefonu brak otrzymanych wiadomości i zero nieodebranych połączeń. Wszyscy o mnie zapomnieli ? Przewróciłam oczyma, wychodząc z łóżka. Ciekawe co u Grette. Niewiele myśląc, chwyciłam do rąk laptopa.
Ani jednego maila od niej, ani od Juana, od którego bądź co bądź nie mogłam się spodziewać już żadnego odzewu. Nadal miałam dziwne napady sugerujące mi "Zadzwoń do niego.", aczkolwiek opierałam się im i to z dobrym skutkiem. Nie zadzwoniłam, więc mogę uważać się za osobę silną...albo zbyt dumną, by przyznać się do błędu.
Dźwięki muzyki wydobywającej się z wielkich głośników stojących zazwyczaj przy sklepie Miki, odbijały się w moim pokoju, nie dając mi skupić się na czubku swojego nosa.
Odłożyłam laptopa, znów stawiając sobie jeden z tych punktów docelowych, do których i tak nigdy nie docierałam. Od dziś będę silna ! Mam niesamowitego chłopaka, który teraz walczy o to, by jego ojciec patrzył na niego, jak na człowieka, a nie luzera, ma o wiele więcej zmartwień ode mnie. Uśmiechnęłam się do siebie. Pomogła mi myśl, że ktoś przeżywa dramat, a ja nie mam zbyt wiele problemów. Jestem żałosna !
Naciągnęłam na siebie moje snowboardowe spodnie, pod grubą bluzę powędrowała czarna bokserka. Włosy związałam w niezdarny, koński ogon i nie zastanawiając się już nad niczym, zbiegłam po schodach, rzucając rodzicom krótkie, radosne "Cześć".
Nim oboje zdążyli zapytać mnie dokąd się wybieram, ja właśnie zatrzaskiwałam za sobą frontowe drzwi.
- Misja Mika rozpoczęta. Powiedziałam do siebie, wyciągając z garażu mój sprzęt narciarski, od razu nakładając na głowę kask, który dostałam od niego.
Pewnym krokiem ruszyłam ścieżką za domem, która prowadziła prosto na stok. Bo co w tym złego, że właśnie zaczęłam żyć ? Dostałam porządnego kopa, który kazał mi robić, nie myśleć. Ścieżka była strasznie zaśnieżona. Biały puch sięgał połowy moich łydek, ale ani trochę mnie to nie zniechęciło. Napawałam się przyjemnym widokiem jodeł caluśkich pokrytych śniegiem. Ta gwiazdka, będzie inna, niż wszystkie. Już czułam tę wspaniałą atmosferę świąt Bożego Narodzenia, wreszcie na biało, tak jak powinno być.
Po chwilowym, dość wyczerpującym marszu, las odrobinę się przerzedził i w oddali ujrzałam małych, jak mrówki ludzi, szusujących w dół zbocza. Przystanęłam przy jednym z drzew i odgarniając
z jednego ze stojących obok kamieni, grubą warstwę śniegu, usiadłam na nim i wpięłam buty w narty. Muszę przyznać, że poszło mi o wiele sprawniej, niż za pierwszym razem. Wstałam ostrożnie i poprawiając chwyt obydwu kijków, jeszcze raz spojrzałam na teren przede mną.
W pobliżu na szczęście nie było nikogo, kto mógłby stać się ofiarą mojej nieumiejętności jazdy na nartach, a droga wyglądała na całkiem przyjazną.
Odepchnęłam się, z impetem ruszając z miejsca. Kijki plątały się pod moimi nogami, co wyglądało co najmniej śmiesznie. Sonja ! Zachowaj spokój. Powtarzałam w duchu, próbując nad nimi zapanować. Dojeżdżając z trudem do głównej drogi na stok, z równie wielkim trudem zatrzymałam się widząc grupkę ludzi podążających w moją stronę. Byli mniej więcej w moim wieku. Dwóch chłopaków na deskach snowboardowych, a za nimi trzy dziewczyny. Jedna z nich, blondynka, z gęstymi włosami splecionymi w grube warkocze doskonale widoczne spod jaskrawożółtego kasku, zatrzymała się tuż obok mnie. Pod wpływem hamowania, fala białego puchu wylądowała na moich goglach, oblepiając je tak, że nie widziałam nic poza jedną wielką plamą.
- Przepraszam ! Wrzasnęła, podnosząc rękę w geście szacunku. Szacunku ? Już zdążyłam ją znielubić.
- W porządku. Burknęłam pod nosem, wycierając gogle i umożliwiając sobie złapanie ostrości.
Reszta wybuchła śmiechem, który nie wiedzieć czemu wydawał mi się mieć w sobie nutę ironii. Nie potrafię jeździć, zgadzam się, ale czy to oznacza, że każdy może zdeptać mnie, jak robaka z tego powodu ?
Cała grupka nagle zawróciła i ruszyła w moim kierunku, zatrzymując się i obrzucając mnie rozbawionym spojrzeniem spod zakrytych muffkami twarzy.
- Niezłe hamowanie Jess ! Rzucił jeden z chłopaków, przybijając piątkę
z ów blondynką, po czym skierował wzrok na mnie i odpinając wiązania, chwycił deskę, podchodząc do mnie. - Początkująca ?
- Aż tak widać ? Klapnęłam na ziemi, próbując odpiąć to ustrojstwo.
- Pomogę. Chłopak pochylił się nade mną i sprawnym ruchem kciuków odpiął moje narty, wyciągając dłoń w moim kierunku i pomagając wstać.
- Dzięki. Bąknęłam, uśmiechając się lekko.
- To Jess, Tara, Mili i Bobby. Przejechał palcem wskazującym po wszystkich. - A ja jestem Sebastian.
Uśmiechnął się pewnie, potrząsając moją dłonią w geście przywitania.
- Cześć. Wydukałam, nadal będąc nieco speszoną. Mimo, że powiedział mi, jak ma na imię każde z nich, zapamiętałam tylko jego imię. - Sonja.
- Jesteś stąd ?
- Tak...to znaczy...Zapowietrzyłam się i im bardziej próbując nie wyjść na kompletną idiotkę, tym bardziej na nią właśnie wychodziłam.
- Mieszkam tu od niedawna.
- To świadczy o twoich umiejętnościach. Roześmiał się. - Nie potrafisz nawet stać.
- Właśnie miałam zamiar...
- Hej Seb, może pokażemy jej co i jak ? Przerwał mi drugi chłopak.
- Dobry pomysł. Oboje wymienili porozumiewawcze spojrzenia,
a Sebastian ponownie przytwierdził się do deski.
- Ale ja...
- Wepnij narty, poczekamy na ciebie. Bobby znów wszedł mi w słowo, szeroko się uśmiechając.
- My pojedziemy przodem. Rzuciła jedna z dziewczyn, chyba Tara, po czym szybkim tempem ruszyły przed siebie.
Uczyniłam, jak kazał i z małą pomocą znów stałam. Podpierając się kijkami, obserwowałam trasę, prowadzącą na stok.
- Ruszajmy ! Wrzasnął Bobby i już po chwili dość wolnym, jak dla siebie tempem przemierzał całą trasę, skręcając dokładnie przy krawędziach jej szerokości. Sebastian natomiast stanął za mną.
- Zacznijmy od pozycji. Ugnij kolana. Zabrzmiało to dość dziwnie, ale nie chcąc okazać się grymaszącą uczennicą, robiłam co mówi. - Kijki służą tylko do utrzymania równowagi i nadawania prędkości. Ty prędkości na razie nabierać nie będziesz, więc odpychaj się tylko co jakiś czas. Mówiąc to roześmiał się.
- Nie musisz mi ciągle przypominać, że jestem beznadziejna w te klocki. Odparłam, również chichocząc.
- Każdy kiedyś przez to przechodził. Odepchnij się lekko, a ciężar ciała przenieś na przody nart. Nakazał, po czym wyjechał przede mnie. Ruszyłam, powoli przyswajając każde jego słowo.
- Skręcaj powoli i nie gwałtownie. Zawołał, wznosząc kciuk w górę. Muszę przyznać, że szło mi coraz lepiej.
Wjechaliśmy na teren stoku. Sebastian przystanął przy sklepie Miki
i czekając aż dołączę do niego, usiadł wygodnie na tamtejszej ławce.
Wyhamowałam łagodnie, po chwili będąc już przy moim nauczycielu.
- Całkiem nieźle nowa. Rzucił, śmiejąc się.
- Dobry z ciebie nauczyciel. Uśmiechnęłam się, odpinając narty i opadając na ławkę. Byłam wyczerpana. - Gdzie twoi znajomi ? Spojrzałam na towarzysza, który po moim pytaniu zaczął rozglądać się po stoku.
- Nie są dziećmi, poradzą sobie. A ty zasłużyłaś na coś ciepłego. Wstał, wyciągając ku mnie dłoń.
- No dobrze. Wstałam i zabierając narty, poszłam za Sebastianem.
Swoją drogą, był niezłym ciachem. Średniej długości, kręcone, czarne włosy i wielkie zielone oczy. Na nosie widocznych kilka piegów, które odbierały mu parę wiosen. Postawny i dobrze zbudowany. Rzec można, ideał.
Nieopodal sklepu Miki, znajdowała się mała kawiarnia. Po wejściu do środka, ogarnęło mnie dziwne wrażenie, że już kiedyś tu byłam. Usiedliśmy przy stoliku, a Sebastian zamówił dla obojga słodką, gorącą czekoladę, po czym spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Więc ? Twoja opalenizna mówi mi, że nie pochodzisz z rejonów skandynawskich.
- Przyjechałam tu z Madrytu.
- Madryt ?! Jego oczy zrobiły się jeszcze większe, niż dotychczas. - Nie masz hiszpańskiego akcentu.
- Jestem Słowenką. Roześmiałam się. Dla typowego Austriaka mogłoby się to wydawać nieco pogmatwane.
- Więc co robisz w Innsbrucku ?
- Mój ojciec ma tu firmę, trudno się zarządza na odległość, więc wylądowałam tutaj. Miałam mieszane uczucia co do tego koszmarnego śniegu, ale przywykam. Uśmiechnęłam się lekko, zdejmując rękawiczki i kładąc je na stoliku.
- U nas liczy się tylko zima. Wtedy jest najciekawiej ! Powiedział z entuzjazmem w głosie, wciąż nie spuszczając ze mnie wzroku. Zaczęło mnie to nawet troszeczkę zawstydzać.
- Nie wątpię. Odparłam, odbierając od młodziutkiej kelnerki, parujący płyn. - A ty ? Jesteś sportowcem ? Masz duże pojęcie na temat jazdy na nartach, jesteś instrukto..?
- Nie nie nie ! Zaprzeczył szybko, nie pozwalając dokończyć mi
zdania. - Ja tylko w całości oddaję się pasji. Nie nadaję się na sportowca.
- A to dlaczego ? Teraz to ja zaciekawiona, sącząc powoli gorącą czekoladę, wpatrywałam się w niego.
- Dla bycia sportowcem, trzeba poświęcić wszystko. Rodzinę, bliskie osoby, czas, nerwy i zdrowie, na dodatek niektórzy z nich są zbyt pewni siebie. Jeśli przez to, że chciałbym zostać profesjonalistą, miałbym stać się próżny i zarozumiały, to wolę pozostać przy amatorce.
- Nie każdy jest taki. Wypaliłam. Miałam obowiązek bronić mojego faceta.
- To prawda, a co znasz jakiegoś ? Uśmiechnął się zawadiacko, upijając spory łyk czekolady.
Zrobiło mi się głupio. Nie miałam pojęcia czy mówić o tym co łączy mnie z Gregorem, czy może dać sobie spokój i obrócić wszystko w żart.
- Yy...Gregor ? Rzuciłam pytająco. Mój głos wahał się teraz, niczym moja waga, kiedy pozwoliłam sobie na zbyt wiele słodkości.
- Schlierenzauer ?! Mówiąc to, wybuchnął śmiechem. - On jest tym idealnym przykładem sportowca, którym nie chciałbym być. Dodał szybko.
- Wydaje się całkiem miły, choć na pierwszy rzut oka może faktycznie trochę zadziera nosa. Moje wypowiedzi stały się coraz bardziej wymijające.
- Poznałaś go ?
- Tak.
- Gdzie ?
- Tutaj, na stoku.
- Dobrze ci radzę, omijaj go szerokim łukiem. Oznajmił stanowczo, po czym dopił do końca swoją porcję czekolady i otarł nadgarstkiem jej pozostałości na ustach.
- A ty go znasz ? Drążyłam temat, również odstawiając pustą już filiżankę na bok stolika.
- Przyjaźniliśmy się.
- Przyjaźniliście ? To znaczy, że teraz się już nie przyjaźnicie ?
- Wybacz mi, ale Bobby i reszta pewnie mnie szuka. Mam nadzieje, że jeszcze się spotkamy. Wstał i zasunął za sobą krzesło, nakładając na głowę kask i posyłając mi lekki uśmiech, już nie tak promienny jak dotychczas. - Powodzenia w nauce jazdy Sonju. Dodał, po czym
w pośpiechu się oddalił.
Czyżbym wkroczyła na temat, którego on za nic w świecie nie chce poruszać ? Co takiego mogło się wydarzyć pomiędzy tą dwójką, że teraz jeden unika rozmowy o drugim. Poczułam nagłą potrzebę zwęszenia tej sprawy. Musiałam się dowiedzieć, co jest na rzeczy.
Wróciłam do domu zmarznięta, przemoczona i lekko skołowana. Ani trochę nie podobało mi się to, co powiedział mi Sebastian. Wygląda na naprawdę porządnego gościa. Dlaczego więc tak źle mówi o Gregorze ? Miałam ochotę z nim porozmawiać, bo mimo wszystko ciągle myślałam o jego czekoladowych oczach. Miał odezwać się, kiedy już dojadą na miejsce. Na pewno będę miała czas na rozmowę z nim. Zapytam wprost. Mam nadzieje, że nie będzie miał mi tego za złe. Bo przecież z jakiej racji ?
Skoro jest moim facetem, mam prawo wiedzieć więcej o jego dotychczasowym życiu. Tak to się przecież odbywa. Prawda ?
- Odezwę się, jak dojedziemy do Klingenthal. Kciukiem, delikatnie uniósł mój podbródek, zbliżając się i lekko muskając kącik moich ust. Towarzyszące mi mrowienie w brzuchu odbierało mi zdolność skupienia.
Nagle tyle miałam mu do powiedzenia. Ale nie wystarczyłoby czasu. Przytuliłam go jeszcze mocniej i starałam się odwlec tę chwilę, kiedy będę widziała już tylko auto odjeżdżające z podjazdu mojego domu.
- Muszę iść. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się pocieszająco. Skinęłam głową i wyswobadzając go z objęć, odsunęłam się znacznie, pozwalając mu się oddalić.
Scena, jak z filmu romantycznego o bardzo małym budżecie. Jednak to działo się naprawdę.
- Gregor ! Dalej stojąc na jednym ze stopni, miałam nieodparte wrażenie, że się topię. Brunet dochodząc do samochodu, odwrócił się
i spojrzał na mnie. Starałam się nie płakać, ale było to trudniejsze,
niż sądziłam. - Kocham cię. Szepnęłam do siebie.
Nie mógł usłyszeć. Chciałam móc wykrzyczeć to całemu Innsbruckowi, ale ten czas wzmożonej odwagi nie nadszedł. Od kiedy stałam się tak niezdecydowaną, podatną na byle ukłucie, kukiełką ?
Pokonana przez własne lęki i zrezygnowana, pokiwałam mu ostatni raz, po czym tak po prostu straciłam go z oczu.
Wcale nie spiesząc się, ze spuszczoną głową, pokonywałam schody, prowadzące na werandę, wskakując i zeskakując na przemian.
W drzwiach stanęła mama, ubrana w błękitną pidżamę i różowy szlafrok, z lekko zmierzwionymi włosami i senną twarzą, przez chwilę mnie obserwując.
- Kochanie, zmarzniesz.
- Już idę mamo. Odpowiedziałam na jej zachrypnięty, niski głos, unosząc wzrok i oddając jej nikły uśmiech.
Jak to wszystko mogło się stać ? Zakochałam się ? Mimo, że od jutra miałam go nie widzieć przez okrągły miesiąc, nadal czułam to ciepło
w moim sercu. Miałam zamiar się nim rozkoszować, czuć je przez cały ten czas, kiedy go przy mnie nie będzie.
Weszłam do domu, od razu kierując się do mojego pokoju. Rozgrzewająca kąpiel odebrała mi wszystkie zmysły. To był ciężki dzień. Przywdziewając na siebie nocną koszulkę, wgramoliłam się do łóżka, prawie natychmiast zasypiając.
Ten przecudowny stan, w który zapada każdy wykończony człowiek, szukając w nim ukojenia jednak ani trochę mi nie pomógł. Obudził mnie codzienny warkot wyciągu narciarskiego.
Czy ten śnieg nigdy nie przestanie padać ? Zgniję w łóżku, czekając na słońce. To całkiem ciekawa perspektywa.
Na wyświetlaczu telefonu brak otrzymanych wiadomości i zero nieodebranych połączeń. Wszyscy o mnie zapomnieli ? Przewróciłam oczyma, wychodząc z łóżka. Ciekawe co u Grette. Niewiele myśląc, chwyciłam do rąk laptopa.
Ani jednego maila od niej, ani od Juana, od którego bądź co bądź nie mogłam się spodziewać już żadnego odzewu. Nadal miałam dziwne napady sugerujące mi "Zadzwoń do niego.", aczkolwiek opierałam się im i to z dobrym skutkiem. Nie zadzwoniłam, więc mogę uważać się za osobę silną...albo zbyt dumną, by przyznać się do błędu.
Dźwięki muzyki wydobywającej się z wielkich głośników stojących zazwyczaj przy sklepie Miki, odbijały się w moim pokoju, nie dając mi skupić się na czubku swojego nosa.
Odłożyłam laptopa, znów stawiając sobie jeden z tych punktów docelowych, do których i tak nigdy nie docierałam. Od dziś będę silna ! Mam niesamowitego chłopaka, który teraz walczy o to, by jego ojciec patrzył na niego, jak na człowieka, a nie luzera, ma o wiele więcej zmartwień ode mnie. Uśmiechnęłam się do siebie. Pomogła mi myśl, że ktoś przeżywa dramat, a ja nie mam zbyt wiele problemów. Jestem żałosna !
Naciągnęłam na siebie moje snowboardowe spodnie, pod grubą bluzę powędrowała czarna bokserka. Włosy związałam w niezdarny, koński ogon i nie zastanawiając się już nad niczym, zbiegłam po schodach, rzucając rodzicom krótkie, radosne "Cześć".
Nim oboje zdążyli zapytać mnie dokąd się wybieram, ja właśnie zatrzaskiwałam za sobą frontowe drzwi.
- Misja Mika rozpoczęta. Powiedziałam do siebie, wyciągając z garażu mój sprzęt narciarski, od razu nakładając na głowę kask, który dostałam od niego.
Pewnym krokiem ruszyłam ścieżką za domem, która prowadziła prosto na stok. Bo co w tym złego, że właśnie zaczęłam żyć ? Dostałam porządnego kopa, który kazał mi robić, nie myśleć. Ścieżka była strasznie zaśnieżona. Biały puch sięgał połowy moich łydek, ale ani trochę mnie to nie zniechęciło. Napawałam się przyjemnym widokiem jodeł caluśkich pokrytych śniegiem. Ta gwiazdka, będzie inna, niż wszystkie. Już czułam tę wspaniałą atmosferę świąt Bożego Narodzenia, wreszcie na biało, tak jak powinno być.
Po chwilowym, dość wyczerpującym marszu, las odrobinę się przerzedził i w oddali ujrzałam małych, jak mrówki ludzi, szusujących w dół zbocza. Przystanęłam przy jednym z drzew i odgarniając
z jednego ze stojących obok kamieni, grubą warstwę śniegu, usiadłam na nim i wpięłam buty w narty. Muszę przyznać, że poszło mi o wiele sprawniej, niż za pierwszym razem. Wstałam ostrożnie i poprawiając chwyt obydwu kijków, jeszcze raz spojrzałam na teren przede mną.
W pobliżu na szczęście nie było nikogo, kto mógłby stać się ofiarą mojej nieumiejętności jazdy na nartach, a droga wyglądała na całkiem przyjazną.
Odepchnęłam się, z impetem ruszając z miejsca. Kijki plątały się pod moimi nogami, co wyglądało co najmniej śmiesznie. Sonja ! Zachowaj spokój. Powtarzałam w duchu, próbując nad nimi zapanować. Dojeżdżając z trudem do głównej drogi na stok, z równie wielkim trudem zatrzymałam się widząc grupkę ludzi podążających w moją stronę. Byli mniej więcej w moim wieku. Dwóch chłopaków na deskach snowboardowych, a za nimi trzy dziewczyny. Jedna z nich, blondynka, z gęstymi włosami splecionymi w grube warkocze doskonale widoczne spod jaskrawożółtego kasku, zatrzymała się tuż obok mnie. Pod wpływem hamowania, fala białego puchu wylądowała na moich goglach, oblepiając je tak, że nie widziałam nic poza jedną wielką plamą.
- Przepraszam ! Wrzasnęła, podnosząc rękę w geście szacunku. Szacunku ? Już zdążyłam ją znielubić.
- W porządku. Burknęłam pod nosem, wycierając gogle i umożliwiając sobie złapanie ostrości.
Reszta wybuchła śmiechem, który nie wiedzieć czemu wydawał mi się mieć w sobie nutę ironii. Nie potrafię jeździć, zgadzam się, ale czy to oznacza, że każdy może zdeptać mnie, jak robaka z tego powodu ?
Cała grupka nagle zawróciła i ruszyła w moim kierunku, zatrzymując się i obrzucając mnie rozbawionym spojrzeniem spod zakrytych muffkami twarzy.
- Niezłe hamowanie Jess ! Rzucił jeden z chłopaków, przybijając piątkę
z ów blondynką, po czym skierował wzrok na mnie i odpinając wiązania, chwycił deskę, podchodząc do mnie. - Początkująca ?
- Aż tak widać ? Klapnęłam na ziemi, próbując odpiąć to ustrojstwo.
- Pomogę. Chłopak pochylił się nade mną i sprawnym ruchem kciuków odpiął moje narty, wyciągając dłoń w moim kierunku i pomagając wstać.
- Dzięki. Bąknęłam, uśmiechając się lekko.
- To Jess, Tara, Mili i Bobby. Przejechał palcem wskazującym po wszystkich. - A ja jestem Sebastian.
Uśmiechnął się pewnie, potrząsając moją dłonią w geście przywitania.
- Cześć. Wydukałam, nadal będąc nieco speszoną. Mimo, że powiedział mi, jak ma na imię każde z nich, zapamiętałam tylko jego imię. - Sonja.
- Jesteś stąd ?
- Tak...to znaczy...Zapowietrzyłam się i im bardziej próbując nie wyjść na kompletną idiotkę, tym bardziej na nią właśnie wychodziłam.
- Mieszkam tu od niedawna.
- To świadczy o twoich umiejętnościach. Roześmiał się. - Nie potrafisz nawet stać.
- Właśnie miałam zamiar...
- Hej Seb, może pokażemy jej co i jak ? Przerwał mi drugi chłopak.
- Dobry pomysł. Oboje wymienili porozumiewawcze spojrzenia,
a Sebastian ponownie przytwierdził się do deski.
- Ale ja...
- Wepnij narty, poczekamy na ciebie. Bobby znów wszedł mi w słowo, szeroko się uśmiechając.
- My pojedziemy przodem. Rzuciła jedna z dziewczyn, chyba Tara, po czym szybkim tempem ruszyły przed siebie.
Uczyniłam, jak kazał i z małą pomocą znów stałam. Podpierając się kijkami, obserwowałam trasę, prowadzącą na stok.
- Ruszajmy ! Wrzasnął Bobby i już po chwili dość wolnym, jak dla siebie tempem przemierzał całą trasę, skręcając dokładnie przy krawędziach jej szerokości. Sebastian natomiast stanął za mną.
- Zacznijmy od pozycji. Ugnij kolana. Zabrzmiało to dość dziwnie, ale nie chcąc okazać się grymaszącą uczennicą, robiłam co mówi. - Kijki służą tylko do utrzymania równowagi i nadawania prędkości. Ty prędkości na razie nabierać nie będziesz, więc odpychaj się tylko co jakiś czas. Mówiąc to roześmiał się.
- Nie musisz mi ciągle przypominać, że jestem beznadziejna w te klocki. Odparłam, również chichocząc.
- Każdy kiedyś przez to przechodził. Odepchnij się lekko, a ciężar ciała przenieś na przody nart. Nakazał, po czym wyjechał przede mnie. Ruszyłam, powoli przyswajając każde jego słowo.
- Skręcaj powoli i nie gwałtownie. Zawołał, wznosząc kciuk w górę. Muszę przyznać, że szło mi coraz lepiej.
Wjechaliśmy na teren stoku. Sebastian przystanął przy sklepie Miki
i czekając aż dołączę do niego, usiadł wygodnie na tamtejszej ławce.
Wyhamowałam łagodnie, po chwili będąc już przy moim nauczycielu.
- Całkiem nieźle nowa. Rzucił, śmiejąc się.
- Dobry z ciebie nauczyciel. Uśmiechnęłam się, odpinając narty i opadając na ławkę. Byłam wyczerpana. - Gdzie twoi znajomi ? Spojrzałam na towarzysza, który po moim pytaniu zaczął rozglądać się po stoku.
- Nie są dziećmi, poradzą sobie. A ty zasłużyłaś na coś ciepłego. Wstał, wyciągając ku mnie dłoń.
- No dobrze. Wstałam i zabierając narty, poszłam za Sebastianem.
Swoją drogą, był niezłym ciachem. Średniej długości, kręcone, czarne włosy i wielkie zielone oczy. Na nosie widocznych kilka piegów, które odbierały mu parę wiosen. Postawny i dobrze zbudowany. Rzec można, ideał.
Nieopodal sklepu Miki, znajdowała się mała kawiarnia. Po wejściu do środka, ogarnęło mnie dziwne wrażenie, że już kiedyś tu byłam. Usiedliśmy przy stoliku, a Sebastian zamówił dla obojga słodką, gorącą czekoladę, po czym spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Więc ? Twoja opalenizna mówi mi, że nie pochodzisz z rejonów skandynawskich.
- Przyjechałam tu z Madrytu.
- Madryt ?! Jego oczy zrobiły się jeszcze większe, niż dotychczas. - Nie masz hiszpańskiego akcentu.
- Jestem Słowenką. Roześmiałam się. Dla typowego Austriaka mogłoby się to wydawać nieco pogmatwane.
- Więc co robisz w Innsbrucku ?
- Mój ojciec ma tu firmę, trudno się zarządza na odległość, więc wylądowałam tutaj. Miałam mieszane uczucia co do tego koszmarnego śniegu, ale przywykam. Uśmiechnęłam się lekko, zdejmując rękawiczki i kładąc je na stoliku.
- U nas liczy się tylko zima. Wtedy jest najciekawiej ! Powiedział z entuzjazmem w głosie, wciąż nie spuszczając ze mnie wzroku. Zaczęło mnie to nawet troszeczkę zawstydzać.
- Nie wątpię. Odparłam, odbierając od młodziutkiej kelnerki, parujący płyn. - A ty ? Jesteś sportowcem ? Masz duże pojęcie na temat jazdy na nartach, jesteś instrukto..?
- Nie nie nie ! Zaprzeczył szybko, nie pozwalając dokończyć mi
zdania. - Ja tylko w całości oddaję się pasji. Nie nadaję się na sportowca.
- A to dlaczego ? Teraz to ja zaciekawiona, sącząc powoli gorącą czekoladę, wpatrywałam się w niego.
- Dla bycia sportowcem, trzeba poświęcić wszystko. Rodzinę, bliskie osoby, czas, nerwy i zdrowie, na dodatek niektórzy z nich są zbyt pewni siebie. Jeśli przez to, że chciałbym zostać profesjonalistą, miałbym stać się próżny i zarozumiały, to wolę pozostać przy amatorce.
- Nie każdy jest taki. Wypaliłam. Miałam obowiązek bronić mojego faceta.
- To prawda, a co znasz jakiegoś ? Uśmiechnął się zawadiacko, upijając spory łyk czekolady.
Zrobiło mi się głupio. Nie miałam pojęcia czy mówić o tym co łączy mnie z Gregorem, czy może dać sobie spokój i obrócić wszystko w żart.
- Yy...Gregor ? Rzuciłam pytająco. Mój głos wahał się teraz, niczym moja waga, kiedy pozwoliłam sobie na zbyt wiele słodkości.
- Schlierenzauer ?! Mówiąc to, wybuchnął śmiechem. - On jest tym idealnym przykładem sportowca, którym nie chciałbym być. Dodał szybko.
- Wydaje się całkiem miły, choć na pierwszy rzut oka może faktycznie trochę zadziera nosa. Moje wypowiedzi stały się coraz bardziej wymijające.
- Poznałaś go ?
- Tak.
- Gdzie ?
- Tutaj, na stoku.
- Dobrze ci radzę, omijaj go szerokim łukiem. Oznajmił stanowczo, po czym dopił do końca swoją porcję czekolady i otarł nadgarstkiem jej pozostałości na ustach.
- A ty go znasz ? Drążyłam temat, również odstawiając pustą już filiżankę na bok stolika.
- Przyjaźniliśmy się.
- Przyjaźniliście ? To znaczy, że teraz się już nie przyjaźnicie ?
- Wybacz mi, ale Bobby i reszta pewnie mnie szuka. Mam nadzieje, że jeszcze się spotkamy. Wstał i zasunął za sobą krzesło, nakładając na głowę kask i posyłając mi lekki uśmiech, już nie tak promienny jak dotychczas. - Powodzenia w nauce jazdy Sonju. Dodał, po czym
w pośpiechu się oddalił.
Czyżbym wkroczyła na temat, którego on za nic w świecie nie chce poruszać ? Co takiego mogło się wydarzyć pomiędzy tą dwójką, że teraz jeden unika rozmowy o drugim. Poczułam nagłą potrzebę zwęszenia tej sprawy. Musiałam się dowiedzieć, co jest na rzeczy.
Wróciłam do domu zmarznięta, przemoczona i lekko skołowana. Ani trochę nie podobało mi się to, co powiedział mi Sebastian. Wygląda na naprawdę porządnego gościa. Dlaczego więc tak źle mówi o Gregorze ? Miałam ochotę z nim porozmawiać, bo mimo wszystko ciągle myślałam o jego czekoladowych oczach. Miał odezwać się, kiedy już dojadą na miejsce. Na pewno będę miała czas na rozmowę z nim. Zapytam wprost. Mam nadzieje, że nie będzie miał mi tego za złe. Bo przecież z jakiej racji ?
Skoro jest moim facetem, mam prawo wiedzieć więcej o jego dotychczasowym życiu. Tak to się przecież odbywa. Prawda ?
poniedziałek, 18 listopada 2013
sobota, 16 listopada 2013
17 - Piekło słodkie, jak wanilia.
Coś na rozpoczęcie dnia :-)
Siedząc pomiędzy Glorią i matką Gregora, czułam się, jak w klatce. Zewsząd dochodziły mnie różne słuchy, w które Gregor chyba nie miał zamiaru mnie wtajemniczać. Choćby o jego byłej dziewczynie Sandrze.
Przez krótką chwilę miałam nawet ochotę ją poznać. Ale było to dosłownie kilkusekundowe pragnienie.
Przyglądałam się każdemu domownikowi z osobna. Na pierwszy rzut oka ? Doskonała, elegancka rodzina. Jednak po dłuższych rozważaniach doszłam do wniosku, że pozory mylą. Jego ojciec to chodzący ideał, a przynajmniej za takiego się uważał i tego też oczekiwał od swojego syna. Zwycięstwo jest najważniejsze ! Nigdy się nie poddasz ! Te zdania padały najczęściej. Patrzyłam na Gregora, który nagle wydał mi się tak bardzo bezbronny i zagubiony, że zapomniałam, iż mam przecież do czynienia z chodzącą pewnością siebie.
Miałam wrażenie, że czas się zatrzymał, że jestem niewidzialna. Krzyczałam, ale nikt nie słyszał.
Ściskając kieliszek z winem, musiałam miarkować się, aby przypadkiem nie zdusić go w dłoni.
- Gregor jest naszym mistrzem ! Musisz mieć tego świadomość moja droga. Kobieta uraczyła mnie władczym spojrzeniem, po czym przeniosła go na swojego syna, prawie natychmiast zmieniając je
w pobłażliwe i pełne wyrozumiałości.
- Mam tę świadomość. Odparłam półgębkiem. - Przepraszam gdzie jest łazienka ? Odłożyłam kieliszek na szklany stolik, wstając i spoglądając na Gregora, który natychmiast wyczuł w moim wzroku nutę przerażenia.
- Na górze. Pierwsze drzwi po lewej. Skierowała Gloria, prawie natychmiast wracając do konwersacji ze swoim ojcem.
- Dziękuję. Ani myśląc, szybko podążyłam na górę. Łzy pragnęły wydostać się spod powiek. Zamknęłam się w toalecie, przyciskając plecami drzwi tak mocno, że czułam, jak starannie są wyrzeźbione.
To jakiś horror. Nie mogłam myśleć, mówić, oddychać...
Nabierając łapczywe hausty powietrza, próbowałam zapanować nad trzęsącymi się rękoma. Co oni ze mną robią ? Odkręciłam kurek,
a z kranu, wprost na moje dłonie wydobyła się orzeźwiająca, lodowata woda. Kilka razy skropiłam nią twarz, co jakiś czas spoglądając w lustro przed sobą.
Nie pasuję do nich. Co chciałam tym osiągnąć ? A jednak jestem tą prowincjonalną idiotką.
Mojej wewnętrznej wojowniczce także nie było do śmiechu, milczała, jak grób. To dobrze. Nie zniosłabym i jej opinii na mój temat.
Uspakajając się, usłyszałam głośne kroki, kogoś wbiegającego po schodach.
- Sonja, wszystko w porządku ? Głos Gregora ponownie wprawił mnie
w zakłopotanie.
- Tak ! Taak. Już wychodzę. Rzuciłam pospiesznie, ocierając twarz kawałkiem papierowego ręcznika.
Jeszcze przez chwilę się wahając, odryglowałam i otworzyłam drzwi, spoglądając na stojącego naprzeciw chłopaka.
- Przepraszam, nie najlepiej się czuję. Mógłbyś odwieźć mnie do domu ?
Gregor rzucił w moją stronę badawcze spojrzenie, po czym skinął głową, wyciągając ku mnie dłoń.
Chwyciłam ją i starając się nie dać poznać po sobie ogólnego załamania nerwowego, oboje podążyliśmy do salonu.
- Mamo, Sonja źle się czuję. Odwiozę ją. Podał mi płaszcz, a sam sięgając po kurtkę, ucałował matkę w policzek, lekko się uśmiechając.
- Dobrze, dobrze. Kobieta wstała i spoglądając na mnie, uściskała, po czym podeszła do drzwi, otwierając je. - Dobrej nocy kochana.
- Dziękuję. Dobranoc wszystkim. Odrzekłam, zabierając torebkę i nie patrząc już na nikogo, pospiesznie wyszłam.
Na werandzie ogarnęło mnie mroźne powietrze, które wreszcie pozwoliło mi odetchnąć pełną piersią. Fizycznie poczułam się znacznie lepiej, aczkolwiek psychika nadal pozostawiała wiele do życzenia.
- Było aż tak źle ? Brunet stanął obok mnie, wpatrując się w przestrzeń przed sobą.
- Przepraszam.
Zeszłam po kilku stopniach, i nie poświęcając zbyt dużo uwagi na oblodzoną drożynę, pewnym krokiem udałam się do auta. Gregor
w ślad za mną.
Nie miałam ochoty rozmawiać. Nie mogłam znaleźć odpowiedniego sposobu na wyjaśnienie mu, iż jego rodzice wyraźnie dali mi do zrozumienia, że ich syn zasługuje na kogoś lepszego, niż ja, że nie dorastam mu do pięt.
- Chcesz pogadać ? Zapytał, nim ruszył z podjazdu.
- Nie.
- Sonja ! Widzę, że coś jest nie tak.
- Po prostu odwieź mnie do domu ! Wrzasnęłam, wybuchając nagle salwą płaczu, tłumioną przez ostatnie dwie godziny.
Chłopak, kompletnie zdezorientowany, uderzając kilka razy dłońmi
o kierownicę i o nic już nie pytając, uruchomił wreszcie silnik i ruszył z impetem, zostawiając za sobą widoczne ślady kół na podjeździe.
Znów padał śnieg. Był tak gęsty, że przed nami mogliśmy dostrzec przez szybę tylko fragmenty drogi, odkrywane co chwilę przez włączone wycieraczki. Gregor chcąc jakoś rozładować tę napiętą sytuację, włączył radio. Popłynęły z niego dźwięki jakiegoś wolnego, mało znanego mi numeru.
- To miał być miły dzień.
- Nie obwiniaj się, to nie twoja wina. Ucięłam szybko, nie chcąc się już nad nim dłużej pastwić.
- A tak się czuję.
- Niepotrzebnie. Spojrzałam na niego siląc się na uśmiech, który i tak szybko się ulotnił.
- Mogę to jakoś naprawić. Oznajmił, nagle skręcając w inną drogę, zdecydowanie nie prowadzącą do mojego domu.
- Gdzie jedziemy ? Gregor, mówiłam...
- Daj mi szansę. Mruknął pod nosem, wciąż wzrokiem ogarniając tylko to co było przed nim.
Westchnęłam cicho. Czy jest sens dalej się sprzeczać ? Zostawiłam sprawę, oddając ją do dyspozycji własnemu biegowi.
Swoją drogą coraz mniej mi się to podobało. Zwiedziłam miasto, ale nie tę część, w której aktualnie się znajdowaliśmy. Epokowe budynki, latarnie, dające jedyne światło i ani żywego ducha. No tak...kto chciałby wychodzić z ciepłego domu w taką zawieruchę.
Zaparkował pod wejściem do jednej z kafejek. Poczułam się, jak wtedy, kiedy zabrał mnie na pierwszą randkę.
Wysiadł i otworzył mi drzwi, czekając aż wygramolę się ze środka. Przeszył mnie zimny dreszcz. Dobrze, że nie postanowiłam wcześniej rozpuścić włosów, przynajmniej z nimi nie miałam problemu. Wiatr smagał mnie po twarzy, ale tylko przez chwilę.
Gregor trzymając mnie za rękę, tak, jakbym miała mu uciec przy pierwszej, lepszej okazji, zaprowadził mnie do przytulnego wnętrza kawiarenki.
- Gregor, nie musisz.
- Cicho. Jęknął, spoglądając na mnie znacząco, po czym przewrócił oczyma w taki sposób, że zwietrzyłam w tym oznaki zmęczenia moim ciągłym gadaniem.
Prawie siłą zdjął ze mnie płaszcz i usadził mnie na jednym z krzeseł, przy stoliku umiejscowionym przy oknie. Obserwowałam jego poczynania, nie odzywając się. Świeczka na środku małego okrągłego stolika rzucała półcień na jego twarz, która była teraz naprzeciw mojej, niebezpiecznie blisko.
- Wiem, że moi rodzice są pokręceni, ale nie przywiozłem cię tu po to, żeby o nich rozmawiać.
- Gregorze. Zaczęłam spokojnie, splatając palce obu dłoni i kładąc je na stoliku. - Nie mam ci niczego za złe. Jesteś wspaniałym facetem, to ja zachowuję się, jak wariatka.
Znów ten sam wzrok.
- Na dodatek bredzisz. Rzucił, uśmiechając się szelmowsko.
Wzruszyłam ramionami, również się uśmiechając. Zaczęłam zastanawiać się, czy to aby naprawdę nie jest miłość. Obiecałam Grette, że nigdy się nie zakocham, a jednak pojawił się on i...
Z zamyślenia wyrwał mnie stojący przed nami kelner, trzymający
w ręku butelkę zapewne drogiego wina.
- Moscato d'Asti Vittoria Rivetto, rocznik 1993. Oznajmił po chwili, mężczyzna, przyglądając się Gregorowi.
- Dziękujemy. Rzucił chłopak, po czym odbierając od niego butelkę, dał znak, że może odejść.
- Chcesz mnie upić ? Spojrzałam na niego, rozbawiona.
- A dasz się ?
Pokiwałam głową chichocząc cichutko. Już po chwili półwytrawne, białe wino wypełniło mój kieliszek.
- Jutro wyjeżdżam. Będę za tobą tęsknił, ale obiecaj mi, że nam się uda. Spojrzał na mnie poważnymi, opanowanymi, czekoladowymi oczyma.
- Gregor...
- Obiecaj, proszę. Chwycił mnie za rękę, kciukiem sunąc po wnętrzu mojej dłoni.
Mętlik w głowie pojawił się tak nagle, że nie byłam w stanie odróżnić jawy od fikcji. Kręciło mi się w głowie. Mogłabym zrzucić winę na wino, ale nie upiłam z kieliszka ani łyka.
- Obiecuję. Odparłam po dłuższej chwili, zagłębiając się w jego tęczówki. Były teraz tak bardzo hipnotyzujące, że nie mogłam tak po prostu odwrócić wzroku. Zapomniałam o wszystkim.
Uśmiechnął się, jakby oddychając z ulgą. Ciepło mające swoje apogeum w moim sercu, wydostawało się z niego rozgrzewając całe ciało. Nie musiałam mówić już nic, nie potrzebował moich słów. Wpatrywaliśmy się w siebie, co jakiś czas sącząc wino, łyczek po łyczku.
Ten wieczór mógłby się nie kończyć. Pomyśleć, że się wahałam, pomyśleć, że miałam jakiekolwiek opory, aby oddać mu swoje serce.
- Potrzebuję cię. Oznajmił nagle, przerywając tę słodką ciszę między nami. Uśmiechnęłam się radośnie. W zasadzie miałam ochotę popłakać się ze szczęścia.
- Ukradłeś mi coś. Odrzekłam, sunąc koniuszkami palców po jego nadgarstku.
- Co takiego ? Zmarszczył lekko czoło.
- Moje serce.
Siedząc pomiędzy Glorią i matką Gregora, czułam się, jak w klatce. Zewsząd dochodziły mnie różne słuchy, w które Gregor chyba nie miał zamiaru mnie wtajemniczać. Choćby o jego byłej dziewczynie Sandrze.
Przez krótką chwilę miałam nawet ochotę ją poznać. Ale było to dosłownie kilkusekundowe pragnienie.
Przyglądałam się każdemu domownikowi z osobna. Na pierwszy rzut oka ? Doskonała, elegancka rodzina. Jednak po dłuższych rozważaniach doszłam do wniosku, że pozory mylą. Jego ojciec to chodzący ideał, a przynajmniej za takiego się uważał i tego też oczekiwał od swojego syna. Zwycięstwo jest najważniejsze ! Nigdy się nie poddasz ! Te zdania padały najczęściej. Patrzyłam na Gregora, który nagle wydał mi się tak bardzo bezbronny i zagubiony, że zapomniałam, iż mam przecież do czynienia z chodzącą pewnością siebie.
Miałam wrażenie, że czas się zatrzymał, że jestem niewidzialna. Krzyczałam, ale nikt nie słyszał.
Ściskając kieliszek z winem, musiałam miarkować się, aby przypadkiem nie zdusić go w dłoni.
- Gregor jest naszym mistrzem ! Musisz mieć tego świadomość moja droga. Kobieta uraczyła mnie władczym spojrzeniem, po czym przeniosła go na swojego syna, prawie natychmiast zmieniając je
w pobłażliwe i pełne wyrozumiałości.
- Mam tę świadomość. Odparłam półgębkiem. - Przepraszam gdzie jest łazienka ? Odłożyłam kieliszek na szklany stolik, wstając i spoglądając na Gregora, który natychmiast wyczuł w moim wzroku nutę przerażenia.
- Na górze. Pierwsze drzwi po lewej. Skierowała Gloria, prawie natychmiast wracając do konwersacji ze swoim ojcem.
- Dziękuję. Ani myśląc, szybko podążyłam na górę. Łzy pragnęły wydostać się spod powiek. Zamknęłam się w toalecie, przyciskając plecami drzwi tak mocno, że czułam, jak starannie są wyrzeźbione.
To jakiś horror. Nie mogłam myśleć, mówić, oddychać...
Nabierając łapczywe hausty powietrza, próbowałam zapanować nad trzęsącymi się rękoma. Co oni ze mną robią ? Odkręciłam kurek,
a z kranu, wprost na moje dłonie wydobyła się orzeźwiająca, lodowata woda. Kilka razy skropiłam nią twarz, co jakiś czas spoglądając w lustro przed sobą.
Nie pasuję do nich. Co chciałam tym osiągnąć ? A jednak jestem tą prowincjonalną idiotką.
Mojej wewnętrznej wojowniczce także nie było do śmiechu, milczała, jak grób. To dobrze. Nie zniosłabym i jej opinii na mój temat.
Uspakajając się, usłyszałam głośne kroki, kogoś wbiegającego po schodach.
- Sonja, wszystko w porządku ? Głos Gregora ponownie wprawił mnie
w zakłopotanie.
- Tak ! Taak. Już wychodzę. Rzuciłam pospiesznie, ocierając twarz kawałkiem papierowego ręcznika.
Jeszcze przez chwilę się wahając, odryglowałam i otworzyłam drzwi, spoglądając na stojącego naprzeciw chłopaka.
- Przepraszam, nie najlepiej się czuję. Mógłbyś odwieźć mnie do domu ?
Gregor rzucił w moją stronę badawcze spojrzenie, po czym skinął głową, wyciągając ku mnie dłoń.
Chwyciłam ją i starając się nie dać poznać po sobie ogólnego załamania nerwowego, oboje podążyliśmy do salonu.
- Mamo, Sonja źle się czuję. Odwiozę ją. Podał mi płaszcz, a sam sięgając po kurtkę, ucałował matkę w policzek, lekko się uśmiechając.
- Dobrze, dobrze. Kobieta wstała i spoglądając na mnie, uściskała, po czym podeszła do drzwi, otwierając je. - Dobrej nocy kochana.
- Dziękuję. Dobranoc wszystkim. Odrzekłam, zabierając torebkę i nie patrząc już na nikogo, pospiesznie wyszłam.
Na werandzie ogarnęło mnie mroźne powietrze, które wreszcie pozwoliło mi odetchnąć pełną piersią. Fizycznie poczułam się znacznie lepiej, aczkolwiek psychika nadal pozostawiała wiele do życzenia.
- Było aż tak źle ? Brunet stanął obok mnie, wpatrując się w przestrzeń przed sobą.
- Przepraszam.
Zeszłam po kilku stopniach, i nie poświęcając zbyt dużo uwagi na oblodzoną drożynę, pewnym krokiem udałam się do auta. Gregor
w ślad za mną.
Nie miałam ochoty rozmawiać. Nie mogłam znaleźć odpowiedniego sposobu na wyjaśnienie mu, iż jego rodzice wyraźnie dali mi do zrozumienia, że ich syn zasługuje na kogoś lepszego, niż ja, że nie dorastam mu do pięt.
- Chcesz pogadać ? Zapytał, nim ruszył z podjazdu.
- Nie.
- Sonja ! Widzę, że coś jest nie tak.
- Po prostu odwieź mnie do domu ! Wrzasnęłam, wybuchając nagle salwą płaczu, tłumioną przez ostatnie dwie godziny.
Chłopak, kompletnie zdezorientowany, uderzając kilka razy dłońmi
o kierownicę i o nic już nie pytając, uruchomił wreszcie silnik i ruszył z impetem, zostawiając za sobą widoczne ślady kół na podjeździe.
Znów padał śnieg. Był tak gęsty, że przed nami mogliśmy dostrzec przez szybę tylko fragmenty drogi, odkrywane co chwilę przez włączone wycieraczki. Gregor chcąc jakoś rozładować tę napiętą sytuację, włączył radio. Popłynęły z niego dźwięki jakiegoś wolnego, mało znanego mi numeru.
- To miał być miły dzień.
- Nie obwiniaj się, to nie twoja wina. Ucięłam szybko, nie chcąc się już nad nim dłużej pastwić.
- A tak się czuję.
- Niepotrzebnie. Spojrzałam na niego siląc się na uśmiech, który i tak szybko się ulotnił.
- Mogę to jakoś naprawić. Oznajmił, nagle skręcając w inną drogę, zdecydowanie nie prowadzącą do mojego domu.
- Gdzie jedziemy ? Gregor, mówiłam...
- Daj mi szansę. Mruknął pod nosem, wciąż wzrokiem ogarniając tylko to co było przed nim.
Westchnęłam cicho. Czy jest sens dalej się sprzeczać ? Zostawiłam sprawę, oddając ją do dyspozycji własnemu biegowi.
Swoją drogą coraz mniej mi się to podobało. Zwiedziłam miasto, ale nie tę część, w której aktualnie się znajdowaliśmy. Epokowe budynki, latarnie, dające jedyne światło i ani żywego ducha. No tak...kto chciałby wychodzić z ciepłego domu w taką zawieruchę.
Zaparkował pod wejściem do jednej z kafejek. Poczułam się, jak wtedy, kiedy zabrał mnie na pierwszą randkę.
Wysiadł i otworzył mi drzwi, czekając aż wygramolę się ze środka. Przeszył mnie zimny dreszcz. Dobrze, że nie postanowiłam wcześniej rozpuścić włosów, przynajmniej z nimi nie miałam problemu. Wiatr smagał mnie po twarzy, ale tylko przez chwilę.
Gregor trzymając mnie za rękę, tak, jakbym miała mu uciec przy pierwszej, lepszej okazji, zaprowadził mnie do przytulnego wnętrza kawiarenki.
- Gregor, nie musisz.
- Cicho. Jęknął, spoglądając na mnie znacząco, po czym przewrócił oczyma w taki sposób, że zwietrzyłam w tym oznaki zmęczenia moim ciągłym gadaniem.
Prawie siłą zdjął ze mnie płaszcz i usadził mnie na jednym z krzeseł, przy stoliku umiejscowionym przy oknie. Obserwowałam jego poczynania, nie odzywając się. Świeczka na środku małego okrągłego stolika rzucała półcień na jego twarz, która była teraz naprzeciw mojej, niebezpiecznie blisko.
- Wiem, że moi rodzice są pokręceni, ale nie przywiozłem cię tu po to, żeby o nich rozmawiać.
- Gregorze. Zaczęłam spokojnie, splatając palce obu dłoni i kładąc je na stoliku. - Nie mam ci niczego za złe. Jesteś wspaniałym facetem, to ja zachowuję się, jak wariatka.
Znów ten sam wzrok.
- Na dodatek bredzisz. Rzucił, uśmiechając się szelmowsko.
Wzruszyłam ramionami, również się uśmiechając. Zaczęłam zastanawiać się, czy to aby naprawdę nie jest miłość. Obiecałam Grette, że nigdy się nie zakocham, a jednak pojawił się on i...
Z zamyślenia wyrwał mnie stojący przed nami kelner, trzymający
w ręku butelkę zapewne drogiego wina.
- Moscato d'Asti Vittoria Rivetto, rocznik 1993. Oznajmił po chwili, mężczyzna, przyglądając się Gregorowi.
- Dziękujemy. Rzucił chłopak, po czym odbierając od niego butelkę, dał znak, że może odejść.
- Chcesz mnie upić ? Spojrzałam na niego, rozbawiona.
- A dasz się ?
Pokiwałam głową chichocząc cichutko. Już po chwili półwytrawne, białe wino wypełniło mój kieliszek.
- Jutro wyjeżdżam. Będę za tobą tęsknił, ale obiecaj mi, że nam się uda. Spojrzał na mnie poważnymi, opanowanymi, czekoladowymi oczyma.
- Gregor...
- Obiecaj, proszę. Chwycił mnie za rękę, kciukiem sunąc po wnętrzu mojej dłoni.
Mętlik w głowie pojawił się tak nagle, że nie byłam w stanie odróżnić jawy od fikcji. Kręciło mi się w głowie. Mogłabym zrzucić winę na wino, ale nie upiłam z kieliszka ani łyka.
- Obiecuję. Odparłam po dłuższej chwili, zagłębiając się w jego tęczówki. Były teraz tak bardzo hipnotyzujące, że nie mogłam tak po prostu odwrócić wzroku. Zapomniałam o wszystkim.
Uśmiechnął się, jakby oddychając z ulgą. Ciepło mające swoje apogeum w moim sercu, wydostawało się z niego rozgrzewając całe ciało. Nie musiałam mówić już nic, nie potrzebował moich słów. Wpatrywaliśmy się w siebie, co jakiś czas sącząc wino, łyczek po łyczku.
Ten wieczór mógłby się nie kończyć. Pomyśleć, że się wahałam, pomyśleć, że miałam jakiekolwiek opory, aby oddać mu swoje serce.
- Potrzebuję cię. Oznajmił nagle, przerywając tę słodką ciszę między nami. Uśmiechnęłam się radośnie. W zasadzie miałam ochotę popłakać się ze szczęścia.
- Ukradłeś mi coś. Odrzekłam, sunąc koniuszkami palców po jego nadgarstku.
- Co takiego ? Zmarszczył lekko czoło.
- Moje serce.
czwartek, 14 listopada 2013
Sezon Zimowy !
Kolejny rozdział już w Sobotę, a tymczasem wszyscy zapewne przygotowujecie się do sezonu zimowego. Jest o tyle ciekawiej, że ten sezon to sezon OLIMPIJSKI !
Już nie mogę się doczekać tych wrażeń !!!!
Już nie mogę się doczekać tych wrażeń !!!!
środa, 13 listopada 2013
16 - Radzę sobie z głosami w mojej głowie. I sądzisz, że zwariowałam ?
Leżąc w łóżku, wpatrując się w ten sam punkt na suficie, zastanawiałam się co począć. Jak wybrnąć z sytuacji, z której nie da się wyjść obronną ręką. Budziłam odrazę względem samej siebie. Nawet moja wewnętrzna wojowniczka złożyła broń nie chcąc się mieszać w nieczystą grę.
Może w przyszłym wcieleniu okażę się osobą mniej parszywą
i bezwzględną, która nie ma za nic uczuć innych. Po głowie chodziła mi tylko jedna myśl. Myśl, która spędzała mi sen z powiek przez ostatnie kilka dni.
Jak się jej pozbyć ? Jak sprawić by odeszła na zawsze ?
Kolejny ponury dzień. Słońce ukryte za grubą warstwą chmur ani myślało się ujawnić. Wyślizgnęłam się spod otulającej moje ciało, kołdry, naciągając za duży t-shirt na nagie uda. Podeszłam do okna, napierając czołem na szybę.
Śnieg wydawał się zmieniać barwę. Przejrzysta biel ustępowała szarości im dłużej na nią patrzyłam. Stan melancholii dokuczał mi coraz częściej. Chcąc wyrwać się z niego jak najszybciej, odepchnęłam się dłońmi od zimnego, marmurowego parapetu, podążając do drzwi. Chwyciłam klamkę i naciskając ją, zamarłam.
- Unikasz mnie ?
- Kto cię wpuścił ? Przede mną stał Gregor z miną co najmniej niezbyt zadowoloną.
- Twoja mama. Odparł, napierając na mnie torsem
i wpychając z powrotem do pokoju. - Nie odbierasz telefonu, nie odzywasz się, myślisz, że łatwo mnie zbyć ?
- Gregor...Urwałam nagle próbując nie skupiać się aż nazbyt na jego groźnym spojrzeniu. Usiadłam na skraju łóżka, tyłem do niego, wpatrując się w żakardowo-amarantową ścianę.
- Co się dzieje Sonja ? Usiadł przy mnie, ciepło jego ciała wywierało na mnie coraz większy wpływ.
- To już jutro, prawda ? Wyjeżdżasz. Odwróciłam się, spoglądając na jego już nieco bardziej pobłażliwą twarz.
- Tak, ale...nie wyjeżdżam na zawsze.
- Tak, wiem. Ucięłam, przykładając wierzchnie strony dłoni do jego rozgrzanych policzków.
- Uda się. Mówiąc to, zamknął mnie w swoich objęciach. Nie miałam nawet chwili na zastanowienie się, na rozeznanie w sytuacji. Wtuliłam się w niego tak mocno, że również Gregor poczuł w tym uścisku coś, co bynajmniej powinno go niepokoić.
- Zostaniesz dzisiaj ze mną ? Zapytałam, wciąż jednak nie zwalniając uścisku, napawając się zapachem jego perfum.
- Tak.
Zeszliśmy do salonu. Mama jak zwykle krzątała się w kuchni, a tato mozolnie bazgrał coś w pliku dokumentów. Nawet nie zwrócili uwagi na dwie dodatkowe osoby. Trzymając Gregora za rękę, odchrząknęłam zwracając na nas uwagę obojga.
Mama widząc nasze splecione dłonie, uśmiechnęła się pobłażliwie.
- Zjecie coś ? Właśnie przygotowuję obiad.
- Z chęcią. Rzucił Greg, uśmiechając się do niej szeroko. Tata natomiast przyglądał się nam uważnie z dość nikłym uśmiechem na ustach.
- Co robisz ? Zapytałam, podchodząc, siadając obok niego i wgapiając się w tonę papierów. Oczywiście, że mnie to w ogóle nie interesowało, ale wiem jaką sprawiłabym mu przyjemność gdybym okazała jakikolwiek zapał.
- Podpisuję umowy dotyczące nowego zlecenia.
Wzięłam do ręki jedną z kartek i uważnie wczytałam się w treść.
- To musi być duża umowa.
- Po czym wnioskujesz kochanie ? Mama podała Gregorowi cztery talerze, spoglądając po chwili na mnie.
- Sposób w jaki są pisane...Znów zagłębiłam się w jeden
z paragrafów. - każdy podpunkt jest dokładnie omówiony.
- Doskonale. W głosie taty dało się wyczuć nutę ekscytacji. Jego córka dorasta do funkcji prezesa firmy. Spełni się jego marzenie. Odłożyłam kartkę z powrotem na stolik i uśmiechnęłam się
do niego. - Zgłodniałam.
- Gregor, rozmawiałam z twoją mamą. Wyjeżdżasz jutro ? Mama, nakładając mu kolejną porcję warzyw na parze, uśmiechnęła się smutno.
- Tak. Sezon zimowy się zaczyna. Trzeba coś wygrać dla Austrii. On za to uraczył ją triumfalnym uśmiechem zwycięzcy.
- Niedawno gościliśmy u nas równie młodego sportowca. Odezwał się ojciec, kręcąc delikatnie w dłoni kieliszek wina. - Tom...Lauro, jak on się nazywał ?
- Tom Hilde. Dodała pospiesznie, zajmując swoje miejsce.
Zrobiło mi się słabo. Gregor obrzucił mnie nietypowym spojrzeniem, po którym miałam ochotę uciekać ile sił w nogach.
- Tak się składa, że to mój dobry kolega. Odpowiedział brunet, upijając pokaźną ilość wina ze swojego kieliszka.
- Bardzo sympatyczny chłopak, twardo stąpający po ziemi. Dodał tato, lustrując wzrokiem chłopaka.
Czy tylko ja mam wrażenie, że ojciec jest cięty na mojego chłopaka ?
- Świetny sos mamo ! Wypaliłam nagle, nalewając sobie na talerz zbyt dużą ilość czosnkowego dipu.
- Sonju robię go co tydzień. Mama roześmiała się, patrząc na mnie, jak na głupka.
- I tak twierdzę, że tym razem udał się lepiej, niż zwykle, prawda tato ? Spojrzałam na niego znacząco, po czym zanurzyłam warzywo
w bladożółtym sosie, wkładając je do ust niemal natychmiast.
- W rzeczy samej. Odrzekł spokojnie ojciec powtarzając po mnie czynność.
Ten obiad był totalną porażką. Coś mi to przypominało. Tamta kolacja z udziałem Toma również nie była udanym wydarzeniem.
O nie...znowu o nim myślę.
- Moja rodzina organizuje dziś małe rodzinne spotkanie. Proszę
o pozwolenie na to aby Sonja mogła mi towarzyszyć. Gregor spojrzał na moich rodziców, a potem na mnie.
Dobrze, że akurat wtedy nie miałam nic w ustach, bo prawdopodobnie udusiłabym się właśnie w tym momencie. Wytrzeszczyłam oczy.
Jego rodzina ?! Prosi o pozwolenie ?!! O co tu chodzi ?!
- Ależ nie mamy nic przeciwko Gregorze. Mama zachwycona, położyła dłoń na dłoni chłopaka uśmiechając się.
- Odwieź ją tylko bezpiecznie do domu. Dorzucił tata, po chwili również racząc go dość milusińskim uśmiechem.
- Oczywiście.
Pomagając mamie posprzątać po obiedzie, nadal miałam nadzieje, że Gregor żartuje, że wcale nie będę musiała poznawać jego rodziców, że to wszystko nie dzieje się naprawdę. Nie mam aż takiej pewności siebie, jak on. Nie komunikuję się z ludźmi tak doskonale, jak on. Nie jestem taka, jak on !
Jego rodzina najprawdopodobniej pomyśli, że jestem jakąś wariatką
z prowincji. Że wcale do niego nie pasuję. Spojrzałam na chłopaka, który akurat siedział z moim ojcem przy kominku i zażarcie o czymś dyskutował.
- To coś poważnego kochanie ?
- Co ? Spojrzałam na mamę, która badawczo
mi się przyglądała. - Nie wiem...Ty wiedziałaś, że tata, to ten jedyny ?
- Tata był tym, do którego uciekłam. Roześmiała się na samo wspomnienie.
- Uciekłaś ?
- Twój tata był szkolnym bawidamkiem. Znów parsknęła
śmiechem. - Byłam w innym związku zanim go poznałam i uciekłam aby być z nim. Uśmiechnęła się, a jej oczy wyglądały na pogrążone
w marzeniach i wspomnieniach.
Wielka gula w moim gardle świadczyła o tym, że za wszelką cenę nie chciałam aby i tak stało się w moim przypadku. Nie chcę uciekać, choć już raz prawie to zrobiłam. Ale to był błąd i teraz dobrze na tym wyjdę.
Również się uśmiechnęłam, wkładając brudne talerze do zmywarki, do końca wierząc w słowa swojej podświadomości.
- Nic mi nie mówiłeś o tym spotkaniu rodzinnym ! Wrzasnęłam, zatrzaskując za nim drzwi mojego pokoju.
- Miałem ci powiedzieć. Z resztą...co się tak wściekasz ? To tylko moi rodzice...i siostra...i ciocia. Zastanowił się przez chwilę, pocierając kciukiem zarost na podbródku. - I babcia.
Spojrzałam na niego, kryjąc twarz w dłoniach.
- Nie wierzę...Westchnęłam, kręcąc głową, po czym czyniąc honory fochniętej nastolatki, zamknęłam się w łazience.
Strach obleciał ? Nie jesteś chyba na tyle głupia by sprawić, że cała ta farsa się wyda, hm ?
OHHHH ZAMKNIJ SIĘ !!! PROSZĘ, ZAMILCZ ! Wrzeszczałam w duchu. Wewnętrzna wojowniczka okazuje się bardziej uporczywa, niż sądziłam.
Wzięłam półgodzinny prysznic. Niech sobie czeka. To miała być kara, za to, że wcześniej nie pisnął ani słówka. Owinięta jedynie w biały, puszysty ręcznik, wyszłam z łazienki miażdżąc go wzrokiem.
- Masz zamiar tak na mnie patrzeć przez cały wieczór ?
- Może ! Żachnęłam się i otwierając szafę, wyjęłam z niej turkusową sukienkę w stylu małej czarnej.
- Zachowujesz się, jak dziecko. Parsknął śmiechem.
- A TY...! Urwałam, czując, że tracę kontrolę nad ręcznikiem, który dotąd kurczowo podtrzymywałam łokciami. Brunet wstał i podszedł do mnie, mrużąc oczy.
- A ja ? Uśmiechnął się tajemniczo, a zarazem zawadiacko, przyciągając mnie do siebie na tyle mocno, że kawałek białej, puszystej tkaniny okalającej moje ciało, zwisał bezwładnie, trzymając się na moich piersiach już tylko dlatego, że były one przyciśnięte do jego torsu.
Moje serce zaczęło tańczyć harlem shake, a ja oddychając głęboko nie byłam w stanie powiedzieć ani słowa. Ściskając w dłoni sukienkę, wgapiałam się w jego zadowolone spojrzenie.
- Mam wrażenie, że się rumienisz. Rzekł po chwili, wydzierając mnie siłą z odmętów tej okropnie zawstydzającej chwili.
- W...wca...wcale nie. Wymamrotałam, chwytając szybko kraniec ręcznika i przyprowadzając go niemal natychmiast
do porządku. - Pó...pójdę się ubrać. Dodałam, po czym zmuszając każdy skrawek mojego ciała do jakiejkolwiek pracy, odwróciłam się
i nabierając powietrze do ust, ponownie zniknęłam za drzwiami łazienki.
Dlaczego on musi sprawiać, że czuję się jak idiotka ? Mam już dość problemów ze swoim sumieniem.
Warknęłam w myślach, pospiesznie zakładając majtki, biustonosz
i wciskając się w sukienkę.
Upięłam włosy w ciasny kok i przez chwilę zatrzymując wzrok na swoim lustrzanym odbiciu, wertowałam swoją twarz, niczym książkę.
Jesteś gotowa. Jesteś gotowa....Nie jesteś gotowa...Westchnęłam przewracając oczyma i chwytając do ręki mascarę, ruszyłam do wyjścia.
Gregor bynajmniej się nie nudził. Czytał coś. Nie miałam zamiaru mu przeszkadzać, spryskałam się mgiełką perfum, nawet na niego nie patrząc.
- "Mama jest taka niesprawiedliwa. Zaczął czytać. - Mówiłam jej o nim, Dyskoteka szkolna miała być tym kluczowym momentem ! Miał spojrzeć mi w oczy i powiedzieć, że lubi mnie bardziej, niż inne dziewczyny z klasy." Słysząc jego teatralny ton, odwróciłam się
i widząc, że to, co wcześniej uznałam za jakiś świstek, był moim pamiętnikiem, ruszyłam w stronę pokładającego się ze śmiechu bruneta.
- Jak śmiałeś !!!!?? Wrzeszcząc, jak opętana, próbowałam wyrwać mu dziennik z ręki, ale było to trudniejsze, niż myślałam. - To moja własność ! Oddawaj !
- Poproś.
- Nie zamierzam !
- " Oh..Marco jest taki wspaniały !" Wrzasnął, znów rechocząc, jak żaba.
- Proszę !!!! Oddawaj ! Powstrzymując łzy wściekłości, dalej na próżno starałam się odzyskać swoją własność.
Widząc, że wcale nie żartuję, Gregor popchnął mnie lekko na łóżko, sam siadając spokojnie i kładąc różowy notes obok siebie.
Zagarnęłam go szybko i oblewając go rozżalonym spojrzeniem, wyszłam zatrzaskując za sobą drzwi mojego pokoju.
Zbiegłam po schodach i widząc wciąż jarzące się pomarańczowe płomienie w kominku, podeszłam do niego i nie zważając na roztargnione miny moich rodziców, cisnęłam do niego pamiętnik jeszcze przez chwilę wpatrując się w skręcające się od temperatury zapisane kartki mojego dzieciństwa.
Uspakajając zmysły, spojrzałam na mamę, przepraszając ją wzrokiem, po czym chwyciłam płaszcz i nie wiele myśląc, ruszyłam do wyjścia.
Słysząc po chwili za sobą otwierane drzwi, bez słowa podążyłam do stojącego przed domem, samochodu.
Gregor otworzył drzwi od strony pasażera, lustrując mnie wzrokiem. Ani myśląc na niego spojrzeć, wsiadłam do środka i utkwiłam wzrok na czubkach turkusowych szpilek.
- Masz zamiar się do mnie nie odzywać ? Zapytał, również wsiadając do środka i wlepiając we mnie swoje spojrzenie.
- Jedźmy już. Odparłam, luzując apaszkę, która nagle zaczęła ściskać moją szyję, a przynajmniej takie miałam odczucie.
Dom, w którym byłam już wcześniej. Jednak teraz wyglądał zupełnie inaczej. W oknach dało się dostrzec światło i krzątających się we wnętrzu ludzi.
Przez całą drogę słowem się do siebie nie odezwaliśmy. Ta chwila wydawała mi się nie być właściwą na poznanie jego rodziny. Byłam wściekła na ich syna, wnuka, brata...
- Słuchaj. Zanim tam pójdziemy...Wypalił nagle, ujmując moją dłoń
i zmuszając mnie do spojrzenia na niego. - Przepraszam. Przesadziłem, nie miałem prawa grzebać w twoich rzeczach.
- Nie miałeś. Wycedziłam.
- Wybaczysz mi ? Uśmiechnął się, przywdziewając minę bezdomnego psiaka.
- Zastanowię się. Uwolniłam dłoń z jego uścisku i wysiadłam z auta.
Nie dość, że i bez tej akcji z pamiętnikiem, nie czułam się pewnie, to jeszcze musiał mnie nią doszczętnie zniechęcić do czegokolwiek związanego z nim. Ale nagle przypomniałam sobie, że jutro przecież już go tu nie będzie.
Miętoląc palcami wskazującymi moją dolną wargę, oboje, powolnym krokiem ruszyliśmy do drzwi frontowych.
Nim Gregor zdążył chwycić ich klamkę, otworzyły się, a w nich ukazała się smukła, dość wysoka blondynka w bardzo eleganckiej, kremowej kreacji niezakrywającej kolan.
- Nareszcie jesteście. Już zaczynaliśmy się martwić ! Uśmiechnęła się szeroko. - Jestem Gloria. Mam nadzieje, że Gregor mówił o mnie same dobre rzeczy. Spojrzała na niego znacząco, śmiejąc się.
To musiała być jego siostra. Byli tak bardzo podobni.
- Taak...Przełknęłam ślinę, podając jej dłoń i siląc się na uśmiech.
- Wchodźcie ! Praktycznie wepchnęła nas do środka. Panował tam niesamowity zgiełk. - Kochani !
Gloria przywołała swoją rodzinę do porządku, ciągle chichocząc.
- No w końcu ! Jak spod ziemi wyrosła przede mną kobieta w średnim wieku, lecz również bardzo elegancka i szykowna. - Cieszę się, że możemy cię dziś gościć...yyy...Kobieta spojrzała na Gregora, jakby oczekując ratunku.
- Sonja...Fuknął Gregor, przewracając oczyma.
- Taaak ! Cieszę się, że możemy cię dziś gościć Sonju. Uśmiechnęła się do mnie, gładząc mój policzek.
Czułam się tam, jak maskotka drużyny futbolowej. Czekałam, kiedy wyjmą aparaty i zaczną ustawiać się w kolejce by zrobić sobie ze mną zdjęcie.
- Siadajcie. Zaraz podamy kolację.
Ciągle się uśmiechałam. Przecież tak trzeba, prawda ? Gregor co jakiś czas ściskał pod stołem moją dłoń, chcąc dodać mi otuchy, ale na nic się to zdawało.
Już po chwili na moim talerzu wylądowała perliczka przyozdobiona masą owoców. Rozpoznałam truskawkę, ananasa i jagodę.
- Gregor upodobał sobie dziewczyny z imieniem na literę es. Gloria roześmiała się w głos, trącając brata. - Jak miała na imię ta poprzednia, którą do nas przyprowadziłeś ?
- Glorio, to chyba nie jest odpowiednia chwila, nie uważasz ? Skarciła ją matka, jednak również chichocząc.
- Sandra ! Odezwał się jeden z najmłodszych członków rodziny. Jakiś kuzyn ? Nie mam pojęcia. Wiedziałam jedno. Chcę stąd iść !
- Możecie przestać ? Wtrącił się Gregor, patrząc na wszystkich dość oziębłym wzrokiem.
- Sonju, może powiesz nam coś o sobie ? Matka Gregora wlepiła we mnie swoje równie, jak jego czekoladowe oczy. Teraz wiem po kim je ma.
- Dużo o pani słyszałam od mojej mamy. Uśmiechnęłam się, chcąc jakoś zaplusować. Czułam, że jak na razie atmosfera jest bardzo gęsta, przynajmniej dla mnie. - Przeprowadziłam się do Austrii z Madrytu, brakuje tu słońca, ale ludzie są bardzo uprzejmi. Mam zamiar iść na studia, ale dopiero za rok.
- Dlaczego za rok ? Gloria drążyła temat.
- Jakoś...w tym roku zbyt wiele się wydarzyło. Przeprowadzka, bardzo ją przeżyłam. Plany się zmieniły.
- Rozumiem. Kiwnęła głową, powracając do zajadania perliczki, do której nie wiedziałam jak się zabrać.
- To się je rękoma. Szepnął po chwili Gregor, widząc moje bezwładne krążenie oczyma po dłoniach wszystkich dookoła.
- Twój ojciec mówił, że masz przejąć interes. Muszę przyznać, że jego matka była bardziej wścibska od niego samego.
- Tak, choć nie jestem z tego zadowolona. Nie bardzo interesują mnie tego typu sprawy.
- A co cię interesuje ?
- Lubię siatkówkę. Odparłam bezwiednie, próbując oderwać udko od tego biednego zwierza, które teraz na tym talerzu wyglądało tak samo żałośnie, jak ja czułam się w tym towarzystwie.
- Gregor mocno skupia się na swojej karierze. Przerywając chwilową ciszę, odezwała się głowa rodziny. Siwiejący już brunet o identycznym, jak Gregor uśmiechu.
- Tak. Zdaję sobie z tego sprawę.
- Tatooo...Gregor próbując ratować i mnie i sytuację, starał się nie pozwolić na długie wywody ojca.
- Synu, wiesz, że wszyscy chcemy dla ciebie, jak najlepiej. Mężczyzna przewrócił oczyma, powracając do sączenia wina.
- Niewiele wiem o tym sporcie, ale myślę, że kibicując Gregorowi, trochę się podszkolę. Oznajmiłam, upijając spory łyk wina, chcąc jakoś zaspokoić dręczące mnie od samego wejścia do tego domu, pragnienie.
Może w przyszłym wcieleniu okażę się osobą mniej parszywą
i bezwzględną, która nie ma za nic uczuć innych. Po głowie chodziła mi tylko jedna myśl. Myśl, która spędzała mi sen z powiek przez ostatnie kilka dni.
Jak się jej pozbyć ? Jak sprawić by odeszła na zawsze ?
Kolejny ponury dzień. Słońce ukryte za grubą warstwą chmur ani myślało się ujawnić. Wyślizgnęłam się spod otulającej moje ciało, kołdry, naciągając za duży t-shirt na nagie uda. Podeszłam do okna, napierając czołem na szybę.
Śnieg wydawał się zmieniać barwę. Przejrzysta biel ustępowała szarości im dłużej na nią patrzyłam. Stan melancholii dokuczał mi coraz częściej. Chcąc wyrwać się z niego jak najszybciej, odepchnęłam się dłońmi od zimnego, marmurowego parapetu, podążając do drzwi. Chwyciłam klamkę i naciskając ją, zamarłam.
- Unikasz mnie ?
- Kto cię wpuścił ? Przede mną stał Gregor z miną co najmniej niezbyt zadowoloną.
- Twoja mama. Odparł, napierając na mnie torsem
i wpychając z powrotem do pokoju. - Nie odbierasz telefonu, nie odzywasz się, myślisz, że łatwo mnie zbyć ?
- Gregor...Urwałam nagle próbując nie skupiać się aż nazbyt na jego groźnym spojrzeniu. Usiadłam na skraju łóżka, tyłem do niego, wpatrując się w żakardowo-amarantową ścianę.
- Co się dzieje Sonja ? Usiadł przy mnie, ciepło jego ciała wywierało na mnie coraz większy wpływ.
- To już jutro, prawda ? Wyjeżdżasz. Odwróciłam się, spoglądając na jego już nieco bardziej pobłażliwą twarz.
- Tak, ale...nie wyjeżdżam na zawsze.
- Tak, wiem. Ucięłam, przykładając wierzchnie strony dłoni do jego rozgrzanych policzków.
- Uda się. Mówiąc to, zamknął mnie w swoich objęciach. Nie miałam nawet chwili na zastanowienie się, na rozeznanie w sytuacji. Wtuliłam się w niego tak mocno, że również Gregor poczuł w tym uścisku coś, co bynajmniej powinno go niepokoić.
- Zostaniesz dzisiaj ze mną ? Zapytałam, wciąż jednak nie zwalniając uścisku, napawając się zapachem jego perfum.
- Tak.
Zeszliśmy do salonu. Mama jak zwykle krzątała się w kuchni, a tato mozolnie bazgrał coś w pliku dokumentów. Nawet nie zwrócili uwagi na dwie dodatkowe osoby. Trzymając Gregora za rękę, odchrząknęłam zwracając na nas uwagę obojga.
Mama widząc nasze splecione dłonie, uśmiechnęła się pobłażliwie.
- Zjecie coś ? Właśnie przygotowuję obiad.
- Z chęcią. Rzucił Greg, uśmiechając się do niej szeroko. Tata natomiast przyglądał się nam uważnie z dość nikłym uśmiechem na ustach.
- Co robisz ? Zapytałam, podchodząc, siadając obok niego i wgapiając się w tonę papierów. Oczywiście, że mnie to w ogóle nie interesowało, ale wiem jaką sprawiłabym mu przyjemność gdybym okazała jakikolwiek zapał.
- Podpisuję umowy dotyczące nowego zlecenia.
Wzięłam do ręki jedną z kartek i uważnie wczytałam się w treść.
- To musi być duża umowa.
- Po czym wnioskujesz kochanie ? Mama podała Gregorowi cztery talerze, spoglądając po chwili na mnie.
- Sposób w jaki są pisane...Znów zagłębiłam się w jeden
z paragrafów. - każdy podpunkt jest dokładnie omówiony.
- Doskonale. W głosie taty dało się wyczuć nutę ekscytacji. Jego córka dorasta do funkcji prezesa firmy. Spełni się jego marzenie. Odłożyłam kartkę z powrotem na stolik i uśmiechnęłam się
do niego. - Zgłodniałam.
- Gregor, rozmawiałam z twoją mamą. Wyjeżdżasz jutro ? Mama, nakładając mu kolejną porcję warzyw na parze, uśmiechnęła się smutno.
- Tak. Sezon zimowy się zaczyna. Trzeba coś wygrać dla Austrii. On za to uraczył ją triumfalnym uśmiechem zwycięzcy.
- Niedawno gościliśmy u nas równie młodego sportowca. Odezwał się ojciec, kręcąc delikatnie w dłoni kieliszek wina. - Tom...Lauro, jak on się nazywał ?
- Tom Hilde. Dodała pospiesznie, zajmując swoje miejsce.
Zrobiło mi się słabo. Gregor obrzucił mnie nietypowym spojrzeniem, po którym miałam ochotę uciekać ile sił w nogach.
- Tak się składa, że to mój dobry kolega. Odpowiedział brunet, upijając pokaźną ilość wina ze swojego kieliszka.
- Bardzo sympatyczny chłopak, twardo stąpający po ziemi. Dodał tato, lustrując wzrokiem chłopaka.
Czy tylko ja mam wrażenie, że ojciec jest cięty na mojego chłopaka ?
- Świetny sos mamo ! Wypaliłam nagle, nalewając sobie na talerz zbyt dużą ilość czosnkowego dipu.
- Sonju robię go co tydzień. Mama roześmiała się, patrząc na mnie, jak na głupka.
- I tak twierdzę, że tym razem udał się lepiej, niż zwykle, prawda tato ? Spojrzałam na niego znacząco, po czym zanurzyłam warzywo
w bladożółtym sosie, wkładając je do ust niemal natychmiast.
- W rzeczy samej. Odrzekł spokojnie ojciec powtarzając po mnie czynność.
Ten obiad był totalną porażką. Coś mi to przypominało. Tamta kolacja z udziałem Toma również nie była udanym wydarzeniem.
O nie...znowu o nim myślę.
- Moja rodzina organizuje dziś małe rodzinne spotkanie. Proszę
o pozwolenie na to aby Sonja mogła mi towarzyszyć. Gregor spojrzał na moich rodziców, a potem na mnie.
Dobrze, że akurat wtedy nie miałam nic w ustach, bo prawdopodobnie udusiłabym się właśnie w tym momencie. Wytrzeszczyłam oczy.
Jego rodzina ?! Prosi o pozwolenie ?!! O co tu chodzi ?!
- Ależ nie mamy nic przeciwko Gregorze. Mama zachwycona, położyła dłoń na dłoni chłopaka uśmiechając się.
- Odwieź ją tylko bezpiecznie do domu. Dorzucił tata, po chwili również racząc go dość milusińskim uśmiechem.
- Oczywiście.
Pomagając mamie posprzątać po obiedzie, nadal miałam nadzieje, że Gregor żartuje, że wcale nie będę musiała poznawać jego rodziców, że to wszystko nie dzieje się naprawdę. Nie mam aż takiej pewności siebie, jak on. Nie komunikuję się z ludźmi tak doskonale, jak on. Nie jestem taka, jak on !
Jego rodzina najprawdopodobniej pomyśli, że jestem jakąś wariatką
z prowincji. Że wcale do niego nie pasuję. Spojrzałam na chłopaka, który akurat siedział z moim ojcem przy kominku i zażarcie o czymś dyskutował.
- To coś poważnego kochanie ?
- Co ? Spojrzałam na mamę, która badawczo
mi się przyglądała. - Nie wiem...Ty wiedziałaś, że tata, to ten jedyny ?
- Tata był tym, do którego uciekłam. Roześmiała się na samo wspomnienie.
- Uciekłaś ?
- Twój tata był szkolnym bawidamkiem. Znów parsknęła
śmiechem. - Byłam w innym związku zanim go poznałam i uciekłam aby być z nim. Uśmiechnęła się, a jej oczy wyglądały na pogrążone
w marzeniach i wspomnieniach.
Wielka gula w moim gardle świadczyła o tym, że za wszelką cenę nie chciałam aby i tak stało się w moim przypadku. Nie chcę uciekać, choć już raz prawie to zrobiłam. Ale to był błąd i teraz dobrze na tym wyjdę.
Również się uśmiechnęłam, wkładając brudne talerze do zmywarki, do końca wierząc w słowa swojej podświadomości.
- Nic mi nie mówiłeś o tym spotkaniu rodzinnym ! Wrzasnęłam, zatrzaskując za nim drzwi mojego pokoju.
- Miałem ci powiedzieć. Z resztą...co się tak wściekasz ? To tylko moi rodzice...i siostra...i ciocia. Zastanowił się przez chwilę, pocierając kciukiem zarost na podbródku. - I babcia.
Spojrzałam na niego, kryjąc twarz w dłoniach.
- Nie wierzę...Westchnęłam, kręcąc głową, po czym czyniąc honory fochniętej nastolatki, zamknęłam się w łazience.
Strach obleciał ? Nie jesteś chyba na tyle głupia by sprawić, że cała ta farsa się wyda, hm ?
OHHHH ZAMKNIJ SIĘ !!! PROSZĘ, ZAMILCZ ! Wrzeszczałam w duchu. Wewnętrzna wojowniczka okazuje się bardziej uporczywa, niż sądziłam.
Wzięłam półgodzinny prysznic. Niech sobie czeka. To miała być kara, za to, że wcześniej nie pisnął ani słówka. Owinięta jedynie w biały, puszysty ręcznik, wyszłam z łazienki miażdżąc go wzrokiem.
- Masz zamiar tak na mnie patrzeć przez cały wieczór ?
- Może ! Żachnęłam się i otwierając szafę, wyjęłam z niej turkusową sukienkę w stylu małej czarnej.
- Zachowujesz się, jak dziecko. Parsknął śmiechem.
- A TY...! Urwałam, czując, że tracę kontrolę nad ręcznikiem, który dotąd kurczowo podtrzymywałam łokciami. Brunet wstał i podszedł do mnie, mrużąc oczy.
- A ja ? Uśmiechnął się tajemniczo, a zarazem zawadiacko, przyciągając mnie do siebie na tyle mocno, że kawałek białej, puszystej tkaniny okalającej moje ciało, zwisał bezwładnie, trzymając się na moich piersiach już tylko dlatego, że były one przyciśnięte do jego torsu.
Moje serce zaczęło tańczyć harlem shake, a ja oddychając głęboko nie byłam w stanie powiedzieć ani słowa. Ściskając w dłoni sukienkę, wgapiałam się w jego zadowolone spojrzenie.
- Mam wrażenie, że się rumienisz. Rzekł po chwili, wydzierając mnie siłą z odmętów tej okropnie zawstydzającej chwili.
- W...wca...wcale nie. Wymamrotałam, chwytając szybko kraniec ręcznika i przyprowadzając go niemal natychmiast
do porządku. - Pó...pójdę się ubrać. Dodałam, po czym zmuszając każdy skrawek mojego ciała do jakiejkolwiek pracy, odwróciłam się
i nabierając powietrze do ust, ponownie zniknęłam za drzwiami łazienki.
Dlaczego on musi sprawiać, że czuję się jak idiotka ? Mam już dość problemów ze swoim sumieniem.
Warknęłam w myślach, pospiesznie zakładając majtki, biustonosz
i wciskając się w sukienkę.
Upięłam włosy w ciasny kok i przez chwilę zatrzymując wzrok na swoim lustrzanym odbiciu, wertowałam swoją twarz, niczym książkę.
Jesteś gotowa. Jesteś gotowa....Nie jesteś gotowa...Westchnęłam przewracając oczyma i chwytając do ręki mascarę, ruszyłam do wyjścia.
Gregor bynajmniej się nie nudził. Czytał coś. Nie miałam zamiaru mu przeszkadzać, spryskałam się mgiełką perfum, nawet na niego nie patrząc.
- "Mama jest taka niesprawiedliwa. Zaczął czytać. - Mówiłam jej o nim, Dyskoteka szkolna miała być tym kluczowym momentem ! Miał spojrzeć mi w oczy i powiedzieć, że lubi mnie bardziej, niż inne dziewczyny z klasy." Słysząc jego teatralny ton, odwróciłam się
i widząc, że to, co wcześniej uznałam za jakiś świstek, był moim pamiętnikiem, ruszyłam w stronę pokładającego się ze śmiechu bruneta.
- Jak śmiałeś !!!!?? Wrzeszcząc, jak opętana, próbowałam wyrwać mu dziennik z ręki, ale było to trudniejsze, niż myślałam. - To moja własność ! Oddawaj !
- Poproś.
- Nie zamierzam !
- " Oh..Marco jest taki wspaniały !" Wrzasnął, znów rechocząc, jak żaba.
- Proszę !!!! Oddawaj ! Powstrzymując łzy wściekłości, dalej na próżno starałam się odzyskać swoją własność.
Widząc, że wcale nie żartuję, Gregor popchnął mnie lekko na łóżko, sam siadając spokojnie i kładąc różowy notes obok siebie.
Zagarnęłam go szybko i oblewając go rozżalonym spojrzeniem, wyszłam zatrzaskując za sobą drzwi mojego pokoju.
Zbiegłam po schodach i widząc wciąż jarzące się pomarańczowe płomienie w kominku, podeszłam do niego i nie zważając na roztargnione miny moich rodziców, cisnęłam do niego pamiętnik jeszcze przez chwilę wpatrując się w skręcające się od temperatury zapisane kartki mojego dzieciństwa.
Uspakajając zmysły, spojrzałam na mamę, przepraszając ją wzrokiem, po czym chwyciłam płaszcz i nie wiele myśląc, ruszyłam do wyjścia.
Słysząc po chwili za sobą otwierane drzwi, bez słowa podążyłam do stojącego przed domem, samochodu.
Gregor otworzył drzwi od strony pasażera, lustrując mnie wzrokiem. Ani myśląc na niego spojrzeć, wsiadłam do środka i utkwiłam wzrok na czubkach turkusowych szpilek.
- Masz zamiar się do mnie nie odzywać ? Zapytał, również wsiadając do środka i wlepiając we mnie swoje spojrzenie.
- Jedźmy już. Odparłam, luzując apaszkę, która nagle zaczęła ściskać moją szyję, a przynajmniej takie miałam odczucie.
Dom, w którym byłam już wcześniej. Jednak teraz wyglądał zupełnie inaczej. W oknach dało się dostrzec światło i krzątających się we wnętrzu ludzi.
Przez całą drogę słowem się do siebie nie odezwaliśmy. Ta chwila wydawała mi się nie być właściwą na poznanie jego rodziny. Byłam wściekła na ich syna, wnuka, brata...
- Słuchaj. Zanim tam pójdziemy...Wypalił nagle, ujmując moją dłoń
i zmuszając mnie do spojrzenia na niego. - Przepraszam. Przesadziłem, nie miałem prawa grzebać w twoich rzeczach.
- Nie miałeś. Wycedziłam.
- Wybaczysz mi ? Uśmiechnął się, przywdziewając minę bezdomnego psiaka.
- Zastanowię się. Uwolniłam dłoń z jego uścisku i wysiadłam z auta.
Nie dość, że i bez tej akcji z pamiętnikiem, nie czułam się pewnie, to jeszcze musiał mnie nią doszczętnie zniechęcić do czegokolwiek związanego z nim. Ale nagle przypomniałam sobie, że jutro przecież już go tu nie będzie.
Miętoląc palcami wskazującymi moją dolną wargę, oboje, powolnym krokiem ruszyliśmy do drzwi frontowych.
Nim Gregor zdążył chwycić ich klamkę, otworzyły się, a w nich ukazała się smukła, dość wysoka blondynka w bardzo eleganckiej, kremowej kreacji niezakrywającej kolan.
- Nareszcie jesteście. Już zaczynaliśmy się martwić ! Uśmiechnęła się szeroko. - Jestem Gloria. Mam nadzieje, że Gregor mówił o mnie same dobre rzeczy. Spojrzała na niego znacząco, śmiejąc się.
To musiała być jego siostra. Byli tak bardzo podobni.
- Taak...Przełknęłam ślinę, podając jej dłoń i siląc się na uśmiech.
- Wchodźcie ! Praktycznie wepchnęła nas do środka. Panował tam niesamowity zgiełk. - Kochani !
Gloria przywołała swoją rodzinę do porządku, ciągle chichocząc.
- No w końcu ! Jak spod ziemi wyrosła przede mną kobieta w średnim wieku, lecz również bardzo elegancka i szykowna. - Cieszę się, że możemy cię dziś gościć...yyy...Kobieta spojrzała na Gregora, jakby oczekując ratunku.
- Sonja...Fuknął Gregor, przewracając oczyma.
- Taaak ! Cieszę się, że możemy cię dziś gościć Sonju. Uśmiechnęła się do mnie, gładząc mój policzek.
Czułam się tam, jak maskotka drużyny futbolowej. Czekałam, kiedy wyjmą aparaty i zaczną ustawiać się w kolejce by zrobić sobie ze mną zdjęcie.
- Siadajcie. Zaraz podamy kolację.
Ciągle się uśmiechałam. Przecież tak trzeba, prawda ? Gregor co jakiś czas ściskał pod stołem moją dłoń, chcąc dodać mi otuchy, ale na nic się to zdawało.
Już po chwili na moim talerzu wylądowała perliczka przyozdobiona masą owoców. Rozpoznałam truskawkę, ananasa i jagodę.
- Gregor upodobał sobie dziewczyny z imieniem na literę es. Gloria roześmiała się w głos, trącając brata. - Jak miała na imię ta poprzednia, którą do nas przyprowadziłeś ?
- Glorio, to chyba nie jest odpowiednia chwila, nie uważasz ? Skarciła ją matka, jednak również chichocząc.
- Sandra ! Odezwał się jeden z najmłodszych członków rodziny. Jakiś kuzyn ? Nie mam pojęcia. Wiedziałam jedno. Chcę stąd iść !
- Możecie przestać ? Wtrącił się Gregor, patrząc na wszystkich dość oziębłym wzrokiem.
- Sonju, może powiesz nam coś o sobie ? Matka Gregora wlepiła we mnie swoje równie, jak jego czekoladowe oczy. Teraz wiem po kim je ma.
- Dużo o pani słyszałam od mojej mamy. Uśmiechnęłam się, chcąc jakoś zaplusować. Czułam, że jak na razie atmosfera jest bardzo gęsta, przynajmniej dla mnie. - Przeprowadziłam się do Austrii z Madrytu, brakuje tu słońca, ale ludzie są bardzo uprzejmi. Mam zamiar iść na studia, ale dopiero za rok.
- Dlaczego za rok ? Gloria drążyła temat.
- Jakoś...w tym roku zbyt wiele się wydarzyło. Przeprowadzka, bardzo ją przeżyłam. Plany się zmieniły.
- Rozumiem. Kiwnęła głową, powracając do zajadania perliczki, do której nie wiedziałam jak się zabrać.
- To się je rękoma. Szepnął po chwili Gregor, widząc moje bezwładne krążenie oczyma po dłoniach wszystkich dookoła.
- Twój ojciec mówił, że masz przejąć interes. Muszę przyznać, że jego matka była bardziej wścibska od niego samego.
- Tak, choć nie jestem z tego zadowolona. Nie bardzo interesują mnie tego typu sprawy.
- A co cię interesuje ?
- Lubię siatkówkę. Odparłam bezwiednie, próbując oderwać udko od tego biednego zwierza, które teraz na tym talerzu wyglądało tak samo żałośnie, jak ja czułam się w tym towarzystwie.
- Gregor mocno skupia się na swojej karierze. Przerywając chwilową ciszę, odezwała się głowa rodziny. Siwiejący już brunet o identycznym, jak Gregor uśmiechu.
- Tak. Zdaję sobie z tego sprawę.
- Tatooo...Gregor próbując ratować i mnie i sytuację, starał się nie pozwolić na długie wywody ojca.
- Synu, wiesz, że wszyscy chcemy dla ciebie, jak najlepiej. Mężczyzna przewrócił oczyma, powracając do sączenia wina.
- Niewiele wiem o tym sporcie, ale myślę, że kibicując Gregorowi, trochę się podszkolę. Oznajmiłam, upijając spory łyk wina, chcąc jakoś zaspokoić dręczące mnie od samego wejścia do tego domu, pragnienie.
niedziela, 10 listopada 2013
Lekkie opóźnienie
Wybaczcie, ale zbyt mała ilość czasu nie pozwala mi na częstsze wypuszczanie rozdziałów, dlatego następny 16 rozdział będzie dostępny dopiero w środę :-)
środa, 6 listopada 2013
15 - Nie mogę uwierzyć, że to moje życie.
Biały van zatrzymał się przy podjeździe mojego domu. Rodziców na całe moje szczęście nie było.
- Dzięki Mika. Uśmiechnęłam się nikle, wysiadając i próbując wyciągnąć walizkę z samochodu, zrobiła się cięższa, niż dotychczas. Może dlatego, że opuściła mnie cała towarzysząca mi dotąd adrenalina.
- Pomogę ci. Zastąpił mnie i bez większych trudów wygramolił ją, szanując mój nastrój i cały czas milcząc.
- Mika...Spojrzałam na niego badawczym spojrzeniem. - Nie mów nic Gregorowi. Niech to zostanie między nami, dobrze ?
- Cokolwiek się tam stało, będę milczał jak grób. Uśmiechnął się
i przytulił mnie do siebie.
- Dziękuje za wszystko.
Chwyciłam rączkę walizki i wąską, zaśnieżoną ścieżką zmierzyłam do domu. Wszystko będzie dobrze, wszystko będzie dobrze. Szeptałam cicho, przekręcając klucz w drzwiach.
Wszystko stało na swoim miejscu. Tak jak to zostawiłam. Nie było mnie niespełna dwie godziny, a jakby minęła cała wieczność.
Zostawiając walizkę na środku holu, weszłam do kuchni i biorąc do ręki mój list do rodziców, podarłam go w drobny maczek, wyrzucając skrawki do kosza na śmieci.
Wróciłam do domu. Chciałabym wiedzieć, co się stało. Naprawdę. Jednak brak chęci do powrotu do tych wydarzeń, nie pozwolił mi na głębsze się nad nimi zastanowienie. Wybierając numer Gregora, ciągnęłam walizkę po schodach, wsłuchując się w sygnał nadchodzącego połączenia.
Gdy tylko odebrał, wzięłam głęboki wdech, zatrzymując się na jednym z ostatnich stopni.
- Możemy się spotkać ?
- Co się stało ? Stęskniłaś się ? Usłyszałam jego chichot. Przełknęłam ślinę i ruszając naprzód, wciągnęłam walizkę do pokoju, zamykając się w nim.
- Przyjedź, proszę. Wymamrotałam, urywając połączenie. Uklękłam
i wsuwając bagaż pod łóżko, położyłam się na podłodze, wgapiając w kiwający się za oknem czubek świerku. Niczym nie musiał się przejmować, kiwał się w lewo i w prawo, nie mając tak głupkowatych, egzystencjalnych tyrad.
Nie chciałam być teraz sama. Chciałam wrócić do Madrytu, tam nie miałam tego typu problemów. Grette miała rację. Jestem wariatką. Obiecałam, że nigdy się nie zakocham. A teraz ? Sama nie wiem, co czuję i, do kogo.
To takie irytujące ! Dlaczego choć raz rozwiązanie nie może samo się pojawić, ciągle trzeba go szukać, a połowa z nas, chorobliwie naiwnych nastolatków, nie wie od czego zacząć.
Nie mam zamiaru się poddać. Już postanowiłam. To przeszłość, koniec przygody z Tomem, to już historia. Nagły przypływ emocji po zbyt długim wpatrywaniu się w jego czy.
Westchnęłam cicho, wstając i chwytając bandanę chłopaka, która niezmiennie zajmowała swoje miejsce na moim łóżku.
- To koniec. Powiedziałam stanowczo. Już po chwili wylądowała
w wiklinowym koszu na stare rupiecie, których już dawno nie używałam. Był tam też stary aparat, ochraniacze na kolana z czasów, kiedy jeszcze interesowała mnie siatkówka i pamiętnik, który dawno już powinnam spalić.
Podłączyłam Ipoda do wieży stereo i podkręciłam muzykę na cały regulator.
http://www.youtube.com/watch?v=RbtPXFlZlHg Powoli wczuwając się w muzykę płynącą z głośników, zaczęłam tańczyć, wymownie kręcąc biodrami. Zamykając oczy, kompletnie się zatraciłam. Utwór Jasona odbijał się echem w całym domu. Przez chwilę poczułam się, jak
w domu, jak w Madrycie, kiedy moich rodziców nie było, a ja wraz
z Grette tańczyłyśmy do wszystkiego, co było szybkie i hiszpańskie.
Nie słysząc niczego poza jego głosem, nie miałam pojęcia, że Gregor stoi w drzwiach i uważnie mi się przygląda z uśmiechem i niemałym zdziwieniem na twarzy.
Nawet nie miałam pojęcia, że potrafię tak kręcić tyłkiem. Nie przerywałam ani na chwilę. Chciałam pozbyć się złych emocji, złości
i żalu. I całkiem nieźle mi szło.
Gregor drapiąc się po głowie, wyciągnął z kieszeni telefon
i nakierowując go na mnie, włączył opcję video.
Przy każdym silniejszym bicie, moja pupa odbijała się na boki, jak piłeczka pingpongowa.
Rozpuszczając włosy, zaczęłam nimi wymachiwać na wszystkie strony, wciąż mając zaciśnięte powieki.
Po chwili jednak poczułam coś dziwnego. To nie są moje perfumy.
Stanęłam w miejscu i jeszcze raz zaciągnęłam się powietrzem. W pokoju nagle zapanowała cisza.
- Jak długo tam stoisz ? Zapytałam, nawet się nie odwracając. Purpura na twarzy nie świadczyła o zmęczeniu, ale o ogromnym wstydzie. Tańczyłam, jak striptizerka, a on się temu przyglądał.
Gregor słysząc to, szybko schował telefon i stanął prawie na baczność.
- Od...jakiegoś czasu. Odwróciłam się i widząc jego minę, schowałam twarz w dłoniach, znów odwracając się na pięcie,
plecami do niego. - To było...Westchnął. - Coś ! Dodał, po czym podszedł do mnie i chwytając za ramiona, zmusił mnie do ponownego odwrócenia się i spojrzenia na niego.
Było mi głupio. Cholernie głupio !
- Udawaj chociaż, że tego nie widziałeś. Spojrzałam na niego, po czasie parskając śmiechem.
- Zatrzymam to dla siebie. Również się roześmiał, przytulając mnie do siebie. - Chciałaś pogadać ?
- Nie, po prostu chciałam, żebyś był. Uśmiechnęłam się, przykładając skroń do jego torsu.
Rozmawialiśmy przez całe popołudnie. O wszystkim i o niczym. Poczułam się sto razy lepiej, mogąc wreszcie zapomnieć o złych chwilach.
- Za kilka dni rozpoczyna się sezon zimowy.
- Tak ? I co ? Spojrzałam na niego, opierając się brodą o jego ramię
i przykrywając kocem.
- Będę musiał wyjechać.
- Na ile ? Podparłam się na łokciach, patrząc na niego posępnym wzrokiem.
- Sezon trwa kilka miesięcy.
- Co ?! Zerwałam się nagle. Nie chciałam być sama. Nie w takim momencie.
- Nie martw się, jakoś to będzie. Zagarnął mnie do siebie
i ucałował w czoło.
- Nie chcę żebyś wyjeżdżał.
Wywinęłam się z jego objęć i wstałam z łóżka, zamykając się w łazience. Zawsze muszę tak dramatyzować ? Zachowujesz się, jak idiotka ! Moja wewnętrzna wojowniczka wyraźnie podjęła bunt.
- Zamknij się. Wycedziłam przez zęby, natychmiast robiąc w tył zwrot. W tym stanie nie mogłam być sama. Zaczynałam rozmawiać ze sobą,
a to nie wróżyło najlepiej. - Przepraszam cię. Spojrzałam na Grega, który nie wyglądał teraz na zbyt pewnego siebie. - Chciałam właściwie
o coś zapytać.
Wzruszył ramionami i zsuwając się z łóżka, usiadł na jego skraju. Podeszłam do okna i nie patrząc na chłopaka, przymknęłam oczy, by dodać sobie otuchy. - Jak to właściwie między nami jest ?
- Ale...co masz na myśli ?
- Nie wiem, jak mam to interpretować. Spotykamy się, całujemy, przytulamy...mam nazywać to przyjaźnią ? Odwróciłam się
i skierowałam na niego zasadnicze spojrzenie.
Czy każda kobieta musi stawiać pierwszy krok ? Czy mężczyźni są aż tak opóźnieni ? Czy ja czasem nie przesadzam, chcąc na siłę odejść od wspomnień, zapełniając je nowymi ? A mówią, że to blondynki są głupie.
Gregor, drapiąc po czole, uśmiechnął się wymownie, podchodząc do mnie tym pewnym swego krokiem.
- Chcesz mnie usidlić ? Zachichotał zawadiacko, nosem muskając moją szyję. Położyłam dłonie na jego torsie, odpychając lekko, chcąc zachować bezpieczny dystans.
- Nic takiego nie powiedziałam. Nie mam zamia..
- Więc oficjalnie jesteś moją dziewczyną. Roześmiał się i chwytając jedną ręką moje nadgarstki, unieruchomił je, po chwili bez uprzedzenia wpijając się w moje usta.
Mimo zaskoczenia, czując jego język łaskoczący moje podniebienie, całkowicie się poddałam.
Gdyby tylko wiedział, jakim jest narzędziem w moich rękach. Jak bardzo go wykorzystuję dla celów własnych. Tom nabałaganił mi
w głowie, a Gregor miał służyć jako mój prywatny odkurzacz
i posprzątać całe to pobojowisko.
Jak na razie mój plan działał doskonale.
Oderwałam się od niego na chwilę, łapczywie łapiąc oddech.
- Kiedy zawody w Innsbrucku ? Chcę móc ci kibicować.
- Za miesiąc. Wymruczał, błądząc nosem po mojej szyi i dekolcie. Rzuciłam okiem na moje ręce, na których ciemne włoski stanęły dęba za sprawą jego oddechu, który czułam na poszczególnych obszarach ciała.
- Gregor...Próbując uwolnić się z jego uścisków, dyszałam
z podniecenia. - Moi rodzice za chwilę wrócą ! Powiedziałam przejmująco, wyczuwając dobry moment do wyswobodzenia się.
- A ja już niedługo nie będę mógł się do ciebie zbliżyć. Odparł szybko, przewracając oczyma.
- Nie tutaj i nie teraz. Skarciłam go wzrokiem, kiwając mu palcem przed nosem.
- A gdzie i kiedy ?
- Porozmawiamy o tym bliżej terminu wyjazdu. Uśmiechnęłam się słodko, mijając go i wychodząc z pokoju.
Od dziś miałam chłopaka. A jeszcze kilka godzin temu miało mnie tu nie być. Tempo mojego życia przyprawiało mnie o zawroty głowy.
- Dzięki Mika. Uśmiechnęłam się nikle, wysiadając i próbując wyciągnąć walizkę z samochodu, zrobiła się cięższa, niż dotychczas. Może dlatego, że opuściła mnie cała towarzysząca mi dotąd adrenalina.
- Pomogę ci. Zastąpił mnie i bez większych trudów wygramolił ją, szanując mój nastrój i cały czas milcząc.
- Mika...Spojrzałam na niego badawczym spojrzeniem. - Nie mów nic Gregorowi. Niech to zostanie między nami, dobrze ?
- Cokolwiek się tam stało, będę milczał jak grób. Uśmiechnął się
i przytulił mnie do siebie.
- Dziękuje za wszystko.
Chwyciłam rączkę walizki i wąską, zaśnieżoną ścieżką zmierzyłam do domu. Wszystko będzie dobrze, wszystko będzie dobrze. Szeptałam cicho, przekręcając klucz w drzwiach.
Wszystko stało na swoim miejscu. Tak jak to zostawiłam. Nie było mnie niespełna dwie godziny, a jakby minęła cała wieczność.
Zostawiając walizkę na środku holu, weszłam do kuchni i biorąc do ręki mój list do rodziców, podarłam go w drobny maczek, wyrzucając skrawki do kosza na śmieci.
Wróciłam do domu. Chciałabym wiedzieć, co się stało. Naprawdę. Jednak brak chęci do powrotu do tych wydarzeń, nie pozwolił mi na głębsze się nad nimi zastanowienie. Wybierając numer Gregora, ciągnęłam walizkę po schodach, wsłuchując się w sygnał nadchodzącego połączenia.
Gdy tylko odebrał, wzięłam głęboki wdech, zatrzymując się na jednym z ostatnich stopni.
- Możemy się spotkać ?
- Co się stało ? Stęskniłaś się ? Usłyszałam jego chichot. Przełknęłam ślinę i ruszając naprzód, wciągnęłam walizkę do pokoju, zamykając się w nim.
- Przyjedź, proszę. Wymamrotałam, urywając połączenie. Uklękłam
i wsuwając bagaż pod łóżko, położyłam się na podłodze, wgapiając w kiwający się za oknem czubek świerku. Niczym nie musiał się przejmować, kiwał się w lewo i w prawo, nie mając tak głupkowatych, egzystencjalnych tyrad.
Nie chciałam być teraz sama. Chciałam wrócić do Madrytu, tam nie miałam tego typu problemów. Grette miała rację. Jestem wariatką. Obiecałam, że nigdy się nie zakocham. A teraz ? Sama nie wiem, co czuję i, do kogo.
To takie irytujące ! Dlaczego choć raz rozwiązanie nie może samo się pojawić, ciągle trzeba go szukać, a połowa z nas, chorobliwie naiwnych nastolatków, nie wie od czego zacząć.
Nie mam zamiaru się poddać. Już postanowiłam. To przeszłość, koniec przygody z Tomem, to już historia. Nagły przypływ emocji po zbyt długim wpatrywaniu się w jego czy.
Westchnęłam cicho, wstając i chwytając bandanę chłopaka, która niezmiennie zajmowała swoje miejsce na moim łóżku.
- To koniec. Powiedziałam stanowczo. Już po chwili wylądowała
w wiklinowym koszu na stare rupiecie, których już dawno nie używałam. Był tam też stary aparat, ochraniacze na kolana z czasów, kiedy jeszcze interesowała mnie siatkówka i pamiętnik, który dawno już powinnam spalić.
Podłączyłam Ipoda do wieży stereo i podkręciłam muzykę na cały regulator.
http://www.youtube.com/watch?v=RbtPXFlZlHg Powoli wczuwając się w muzykę płynącą z głośników, zaczęłam tańczyć, wymownie kręcąc biodrami. Zamykając oczy, kompletnie się zatraciłam. Utwór Jasona odbijał się echem w całym domu. Przez chwilę poczułam się, jak
w domu, jak w Madrycie, kiedy moich rodziców nie było, a ja wraz
z Grette tańczyłyśmy do wszystkiego, co było szybkie i hiszpańskie.
Nie słysząc niczego poza jego głosem, nie miałam pojęcia, że Gregor stoi w drzwiach i uważnie mi się przygląda z uśmiechem i niemałym zdziwieniem na twarzy.
Nawet nie miałam pojęcia, że potrafię tak kręcić tyłkiem. Nie przerywałam ani na chwilę. Chciałam pozbyć się złych emocji, złości
i żalu. I całkiem nieźle mi szło.
Gregor drapiąc się po głowie, wyciągnął z kieszeni telefon
i nakierowując go na mnie, włączył opcję video.
Przy każdym silniejszym bicie, moja pupa odbijała się na boki, jak piłeczka pingpongowa.
Rozpuszczając włosy, zaczęłam nimi wymachiwać na wszystkie strony, wciąż mając zaciśnięte powieki.
Po chwili jednak poczułam coś dziwnego. To nie są moje perfumy.
Stanęłam w miejscu i jeszcze raz zaciągnęłam się powietrzem. W pokoju nagle zapanowała cisza.
- Jak długo tam stoisz ? Zapytałam, nawet się nie odwracając. Purpura na twarzy nie świadczyła o zmęczeniu, ale o ogromnym wstydzie. Tańczyłam, jak striptizerka, a on się temu przyglądał.
Gregor słysząc to, szybko schował telefon i stanął prawie na baczność.
- Od...jakiegoś czasu. Odwróciłam się i widząc jego minę, schowałam twarz w dłoniach, znów odwracając się na pięcie,
plecami do niego. - To było...Westchnął. - Coś ! Dodał, po czym podszedł do mnie i chwytając za ramiona, zmusił mnie do ponownego odwrócenia się i spojrzenia na niego.
Było mi głupio. Cholernie głupio !
- Udawaj chociaż, że tego nie widziałeś. Spojrzałam na niego, po czasie parskając śmiechem.
- Zatrzymam to dla siebie. Również się roześmiał, przytulając mnie do siebie. - Chciałaś pogadać ?
- Nie, po prostu chciałam, żebyś był. Uśmiechnęłam się, przykładając skroń do jego torsu.
Rozmawialiśmy przez całe popołudnie. O wszystkim i o niczym. Poczułam się sto razy lepiej, mogąc wreszcie zapomnieć o złych chwilach.
- Za kilka dni rozpoczyna się sezon zimowy.
- Tak ? I co ? Spojrzałam na niego, opierając się brodą o jego ramię
i przykrywając kocem.
- Będę musiał wyjechać.
- Na ile ? Podparłam się na łokciach, patrząc na niego posępnym wzrokiem.
- Sezon trwa kilka miesięcy.
- Co ?! Zerwałam się nagle. Nie chciałam być sama. Nie w takim momencie.
- Nie martw się, jakoś to będzie. Zagarnął mnie do siebie
i ucałował w czoło.
- Nie chcę żebyś wyjeżdżał.
Wywinęłam się z jego objęć i wstałam z łóżka, zamykając się w łazience. Zawsze muszę tak dramatyzować ? Zachowujesz się, jak idiotka ! Moja wewnętrzna wojowniczka wyraźnie podjęła bunt.
- Zamknij się. Wycedziłam przez zęby, natychmiast robiąc w tył zwrot. W tym stanie nie mogłam być sama. Zaczynałam rozmawiać ze sobą,
a to nie wróżyło najlepiej. - Przepraszam cię. Spojrzałam na Grega, który nie wyglądał teraz na zbyt pewnego siebie. - Chciałam właściwie
o coś zapytać.
Wzruszył ramionami i zsuwając się z łóżka, usiadł na jego skraju. Podeszłam do okna i nie patrząc na chłopaka, przymknęłam oczy, by dodać sobie otuchy. - Jak to właściwie między nami jest ?
- Ale...co masz na myśli ?
- Nie wiem, jak mam to interpretować. Spotykamy się, całujemy, przytulamy...mam nazywać to przyjaźnią ? Odwróciłam się
i skierowałam na niego zasadnicze spojrzenie.
Czy każda kobieta musi stawiać pierwszy krok ? Czy mężczyźni są aż tak opóźnieni ? Czy ja czasem nie przesadzam, chcąc na siłę odejść od wspomnień, zapełniając je nowymi ? A mówią, że to blondynki są głupie.
Gregor, drapiąc po czole, uśmiechnął się wymownie, podchodząc do mnie tym pewnym swego krokiem.
- Chcesz mnie usidlić ? Zachichotał zawadiacko, nosem muskając moją szyję. Położyłam dłonie na jego torsie, odpychając lekko, chcąc zachować bezpieczny dystans.
- Nic takiego nie powiedziałam. Nie mam zamia..
- Więc oficjalnie jesteś moją dziewczyną. Roześmiał się i chwytając jedną ręką moje nadgarstki, unieruchomił je, po chwili bez uprzedzenia wpijając się w moje usta.
Mimo zaskoczenia, czując jego język łaskoczący moje podniebienie, całkowicie się poddałam.
Gdyby tylko wiedział, jakim jest narzędziem w moich rękach. Jak bardzo go wykorzystuję dla celów własnych. Tom nabałaganił mi
w głowie, a Gregor miał służyć jako mój prywatny odkurzacz
i posprzątać całe to pobojowisko.
Jak na razie mój plan działał doskonale.
Oderwałam się od niego na chwilę, łapczywie łapiąc oddech.
- Kiedy zawody w Innsbrucku ? Chcę móc ci kibicować.
- Za miesiąc. Wymruczał, błądząc nosem po mojej szyi i dekolcie. Rzuciłam okiem na moje ręce, na których ciemne włoski stanęły dęba za sprawą jego oddechu, który czułam na poszczególnych obszarach ciała.
- Gregor...Próbując uwolnić się z jego uścisków, dyszałam
z podniecenia. - Moi rodzice za chwilę wrócą ! Powiedziałam przejmująco, wyczuwając dobry moment do wyswobodzenia się.
- A ja już niedługo nie będę mógł się do ciebie zbliżyć. Odparł szybko, przewracając oczyma.
- Nie tutaj i nie teraz. Skarciłam go wzrokiem, kiwając mu palcem przed nosem.
- A gdzie i kiedy ?
- Porozmawiamy o tym bliżej terminu wyjazdu. Uśmiechnęłam się słodko, mijając go i wychodząc z pokoju.
Od dziś miałam chłopaka. A jeszcze kilka godzin temu miało mnie tu nie być. Tempo mojego życia przyprawiało mnie o zawroty głowy.
poniedziałek, 4 listopada 2013
Komentarze
Cześć wam. ;-) Właśnie zakończyłam 15 rozdział, na publikacje będziecie musieli jednak poczekać do środy ponieważ stwierdziłam, że zbyt szybkie dodawanie postów nie sprzyja apetytom. ;D
Zachęcam do komentowania, wiem, powtarzam się, ale dla mnie to bardzo ważne. Chcę znać wasze opinie, dlatego namawiam do komentarzy, nawet tych krytycznie oceniających
blog i opowiadanie :-)
Zachęcam do komentowania, wiem, powtarzam się, ale dla mnie to bardzo ważne. Chcę znać wasze opinie, dlatego namawiam do komentarzy, nawet tych krytycznie oceniających
blog i opowiadanie :-)
sobota, 2 listopada 2013
14 - Bogowie chcąc nas ukarać, spełniają nasze marzenia.
Zatrzaskując za sobą drzwi mojego pokoju, oddychając głęboko, rozglądałam się dookoła starając się tutaj znaleźć odpowiedzi na wszystkie moje pytania. W mojej oazie spokoju, która teraz wydawała się niezwykle niespokojna. Podeszłam do łóżka, sięgając po kawałek materiału z naszytą norweską flagą. Nadal mu jej nie oddałam. Przyglądałam się mu przez chwilę, przykładając do twarzy i napawając się jego zapachem. Chciałam mieć pewność, że decyzja, którą podjęłam, jak sądził, już wcześniej, że...jest słuszna. Jednak odpowiedź nie nadeszła.
Zamknęłam oczy, starając się skupić wszystkie myśli, poukładać je
w szereg. Tak strasznie zabłądziłam. Czy on pozwoli mi odnaleźć spokój, właściwą drogę ?
Otworzyłam szafę i wyjmując z jej dna, walizkę, rzuciłam ją na łóżko. Odbiła się od niego kilka razy, wreszcie opadając bezwładnie na jego środek.
Chwyciłam do ręki laptop, siadając wygodnie na fotelu i włączając stronę gmail.com
od :Sonja.Zah@.com
do : Grette232@.com
Oszalałam. Nie wiem czy dobrze robię, ale idę za głosem serca. Mówią, że to właściwy głos.
Wystukując ostatnią literę tego zdania, bez wahania wysłałam wiadomość, wyłączając komputer i wkładając go w boczną kieszeń walizki.
Ubrania także do niej powędrowały. Chcąc mieć to już za sobą, włożyłam do środka ostatnią potrzebną mi rzecz, po czym zapięłam zamki, stawiając bagaż na podłodze. Siadając na skraju łóżka, długo jeszcze wpatrywałam się w nią, niczym w obrazek.
Czy los może stanąć człowiekowi na przekór, wierząc, że jeśli nie podejmie on niektórych decyzji, nie będzie ich później żałować ? Przecież to my kierujemy własnym życiem, my kierujemy losem, dlaczego dawać mu satysfakcję z bycia posłusznym. Jeśli tak ma to wyglądać, nigdy nie chcę być posłuszna.
Nie było mi żal Gregora, choć niewątpliwie coś do niego czułam. Jednakże to bystry facet, zapomni o mnie wcześniej, niż oboje myślimy, pozna kogoś lepszego, mniej wyobcowanego i...dziwnego. Nieoczekiwanie pomyślałam o rodzicach. Muszę się z nimi pożegnać. Choć kilka słów wyjaśnienia.
Wyjęłam z szafki nocnej kawałek lekko pomiętej kartki wyrwanej
z notesu, do ręki chwyciłam długopis i przykładając jego czubek do niej, zastanowiłam się przez chwilę. Po niej słowa same popłynęły...
''Mamo, Tato. Gdybym wam powiedziała, uznalibyście to za przejaw młodocianego szaleństwa. Jestem dorosła. Ale tak. To młodociane szaleństwo. Jednak mimo to, podjęłam decyzję. Nie zamierzam się ukrywać, nie chcę tracić kontaktu z wami. Kocham was najbardziej na świecie, ale nie mogę postępować wbrew sobie. Wyjeżdżam, razem
z Tomem. Nie martwcie się. Nie będę na razie włączać telefonu, odczekam, aż wasza złość na mnie, minie.''
Wasza Sonja
Starając się nie płakać, złożyłam kartkę wpół i odłożyłam na sąsiednią poduszkę. Sama położyłam się zwijając w kłębek, jeszcze przez chwilę myśląc
o czekoladowookim brunecie, o liście i o tym, że zostawiam swoich bliskich. Przymknęłam oczy, nadal ściskając w dłoni przepaskę Toma. Chciałam zapomnieć, o tym, że się wahałam.
Byłam pewna. Nic złego zdarzyć się nie może.
Po chwili odpłynęłam, wycieńczona dniem, śniąc o niezbadanej przyszłości, która mnie czekała.
Obudził mnie dźwięk budzika.
Wskazywał 06:00. Zdawało mi się, jakby wczorajszy dzień był jedynie snem. Jednak stojąca przy drzwiach walizka utwierdziła mnie
w przekonaniu, że jednak powinnam być z siebie dumna. Podjęłam
w końcu pierwszą poważną decyzję. Zapewne nie ostatnią.
Nikt nie musiał mi w tym pomagać. Wstałam z łóżka i wyjrzałam przez okno. Rodzice właśnie wyjeżdżali z podjazdu. Mama zauważając mnie, radośnie pokiwała. Łzy znów stanęły mi w kącikach oczu.
Pomachałam jej, prawie natychmiast znikając za zasłoną. Zabrałam ze sobą list, wkładając go do kieszeni płaszcza. Jak zareagują ? Czy będą bardzo źli ? Zniszczyłam im plany co do mojej osoby. Tato będzie musiał poszukać nowego następcy w firmie.
Odganiając te myśli, przebrałam się, włosy upięłam w kok i chwytając rączkę walizki, zataszczyłam ją przed frontowe drzwi. Wchodząc do kuchni, zauważyłam kartkę, którą znów zostawili dla mnie rodzice. To już chyba tradycja egzystencjalna naszej rodziny.
"Miłego dnia kochanie. Obiad w lodówce. "
Westchnęłam ciężko odkładając ją i wyjmując z kieszeni zgiętą na pół kartkę, mój list. Położyłam go na widoku, jeszcze kilka razy poprawiając.
Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. 06:30. Wyłączyłam go, po czym owijając szalik dookoła szyi, chwyciłam walizkę i zamknęłam za sobą drzwi mojego domu, klucz jak zwykle wkładając do wazonu, stojącego obok nich. Zamknęłam drzwi do starego życia, z następnym krokiem zaczynając nowe.
Do najbliższego przystanku autobusowego był spory kawałek, ale spacer dobrze mi zrobił.
Szłam tą samą drogą, która wczoraj była najistotniejszą. Po okręgach nie było już śladu. Świeży puch zamazał wszystko. Nie był jednak w stanie wymazać z wspomnień z mojej głowy. Idąc poboczem, ciągle miałam wrażenie, że postępuję słusznie. Do czasu, kiedy dotarłam na przystanek. Kilkoro ludzi obrzuciło mnie obojętnym spojrzeniem. Spuściłam wzrok, kurczowo trzymając w dłoni, rączkę walizki. Pomyślałam o nim. O jego niebieskich oczach, dziecinnym uśmiechu, silnych ramionach, po czym ujrzałam bruneta o brązowych oczach ze zmierzwioną czupryną. Pod płaszczem pojawiła się gęsia skórka. Nic o was nie wiem. Jeden z was tak chorobliwie zapanował nad moim życiem. To nie jest sprawiedliwe. Bo ty Tom...wiesz o mnie więcej, niż ja sama. A Gregor ? Jesteś we mnie. Nie chciałam znów się rozklejać. Widząc nadjeżdżający autobus, pociągnęłam walizkę, stawiając ją bliżej chodnikowego krawężnika. Czerwony pojazd podjechał tuż pod przystanek, a kierowca za pomocą dźwigni otworzył drzwi. Weszłam do środka, siłując się z ciężką walizką. Postawiłam ją obok jednego z tylnych siedzeń i zajęłam miejsce, opierając głowę
o szybę.
Do końca podróży śledziłam tańczące na niej krople wody.
Wielka połać parkingów, mnóstwo samochodów, ustawionych
w rzędach.
Olbrzymi szyld promował nazwę : Innsbruck Kranebitten. Już tu byłam. Przyglądałam się przez chwilę tym wszystkim spieszącym się dokądś, ludziom. Czy oni też próbują spełniać swoje marzenia w tak gwałtowny sposób ?
Zostawiając bliskich i goniąc nie wiadomo za czym ? Miałam głęboką nadzieje, że nie jestem sama.
Ruszyłam przed siebie. Stanowczym i opanowanym krokiem.
Z udawaną pewnością siebie, której udawanie wychodziło mi o niebo lepiej od autentycznego czucia się hardym.
Kolejny cel osiągnięty. Przekroczyłam próg lotniska, od razu spoglądając na umiejscowiony na wysokim filarze, zegar. Te same zielone, w rzędzie poustawiane, krzesła.
08:00. Nerwowo rozglądając się dookoła, szukałam wzrokiem jednej osoby. Wśród tego tłumu przewijających się, przypadkowych ludzi nikogo znajomego jednak nie rozpoznałam.
Podeszłam do jednego z okienek i uśmiechnęłam się nikle do siedzącej
w nim kobiety, której uśmiech był raczej wymuszony.
- O której odlatuje samolot do Lillehammer ? Było mi wstyd za mój łamany niemiecki.
Kobieta spojrzała przelotnie na ekran monitora i znów przeniosła wzrok na mnie.
- Odleciał 15 minut temu.
Zbladłam. Te słowa odbijały się w mojej głowie, jak kauczukowa piłeczka. Nie zakładałam takiego scenariusza. Spóźniłam się. Oddychając głęboko, usiadłam na pobliskim krześle, chowając twarz w dłoniach. Jak mogłam być tak głupia ? Co to miasto ze mną zrobiło ?
Łzy mimowolnie zaczęły wydostawać się spod zaciśniętych powiek. Siedząca obok starsza pani w różowym berecie, niepokojąc się widokiem, żałosnej, rozbitej na milion kawałeczków dziewczyny, przesiadła się bliżej, spoglądając na mnie.
- Miłość ? Podniosłam szklisty wzrok i widząc pobłażliwie uśmiechającą się do mnie kobietę, do reszty się rozkleiłam.
- Spóźniłam się na samolot. Wydukałam pomiędzy głośnymi szlochami, próbując jednocześnie zapanować nad tym chorym lamentem.
- W życiu nie ma przypadków moja droga. Pogładziła mnie po plecach, ciągle lekko się uśmiechając.
Po chwili zatrzymała dłoń na moim ramieniu i pochyliła się nade mną. - Bogowie chcąc nas ukarać, spełniają nasze marzenia. Wyszeptała
i poklepała mnie po nim, po czym ocierając moją ostatnią łzę, przekrzywiła głowę i uśmiechnęła się promiennie. - Nie czas na łzy moja droga. Mówiąc to, wstała, chwytając swój bagaż i idąc w stronę rozpoczynającej się odprawy.
Nie miałam czasu na myślenie. Musiałam wrócić do domu. Wyciągnęłam telefon z kieszeni czarnych jeansów i włączając go, wybrałam numer, przykładając go do ucha. W tym samym czasie, zerwałam się z miejsca i ruszyłam w kierunku wyjścia.
- Mika ? Mam prośbę.
- Sonja ! Miło cię słyszeć. Proś o co chcesz. Jego, jak zwykle wesoły głos, sprawił, że poczułam się nieco lepiej.
- Przyjedziesz po mnie na lotnisko ? Innsbruck Kranebitten.
- Co ty tam robisz ?
- Przyjedziesz ? Zignorowałam jego pytanie, czekając na odpowiedź.
- Jasne, zaraz będę. Słysząc to, szybko się rozłączyłam. Mętlik w głowie nie ustępował, ale teraz jedynym moim celem było odkręcić to wszystko. Musiałam szybko dotrzeć do domu, zanim zrobią to moi rodzice.
Siedząc na walizce, zobaczyłam w oddali nadjeżdżający, biały van
z naklejoną na boku reklamą sklepu ze sprzętem narciarskim. Zatrzymał się nieopodal i już po chwili w moim kierunku pędził ubrany w snowboardowy strój, jak zwykle nieogolony, Mika.
- Sonja, co jest grane ? Podchodząc, spojrzał na mnie pytająco
i przenosząc wzrok na moją walizkę, jeszcze bardziej zmarszczył czoło.
- O nic nie pytaj, błagam. Odparłam krótko i wstając, ruszyłam przed siebie.
- No...dobra. Wycedził, po czym pognał za mną.
Zamknęłam oczy, starając się skupić wszystkie myśli, poukładać je
w szereg. Tak strasznie zabłądziłam. Czy on pozwoli mi odnaleźć spokój, właściwą drogę ?
Otworzyłam szafę i wyjmując z jej dna, walizkę, rzuciłam ją na łóżko. Odbiła się od niego kilka razy, wreszcie opadając bezwładnie na jego środek.
Chwyciłam do ręki laptop, siadając wygodnie na fotelu i włączając stronę gmail.com
od :Sonja.Zah@.com
do : Grette232@.com
Oszalałam. Nie wiem czy dobrze robię, ale idę za głosem serca. Mówią, że to właściwy głos.
Wystukując ostatnią literę tego zdania, bez wahania wysłałam wiadomość, wyłączając komputer i wkładając go w boczną kieszeń walizki.
Ubrania także do niej powędrowały. Chcąc mieć to już za sobą, włożyłam do środka ostatnią potrzebną mi rzecz, po czym zapięłam zamki, stawiając bagaż na podłodze. Siadając na skraju łóżka, długo jeszcze wpatrywałam się w nią, niczym w obrazek.
Czy los może stanąć człowiekowi na przekór, wierząc, że jeśli nie podejmie on niektórych decyzji, nie będzie ich później żałować ? Przecież to my kierujemy własnym życiem, my kierujemy losem, dlaczego dawać mu satysfakcję z bycia posłusznym. Jeśli tak ma to wyglądać, nigdy nie chcę być posłuszna.
Nie było mi żal Gregora, choć niewątpliwie coś do niego czułam. Jednakże to bystry facet, zapomni o mnie wcześniej, niż oboje myślimy, pozna kogoś lepszego, mniej wyobcowanego i...dziwnego. Nieoczekiwanie pomyślałam o rodzicach. Muszę się z nimi pożegnać. Choć kilka słów wyjaśnienia.
Wyjęłam z szafki nocnej kawałek lekko pomiętej kartki wyrwanej
z notesu, do ręki chwyciłam długopis i przykładając jego czubek do niej, zastanowiłam się przez chwilę. Po niej słowa same popłynęły...
''Mamo, Tato. Gdybym wam powiedziała, uznalibyście to za przejaw młodocianego szaleństwa. Jestem dorosła. Ale tak. To młodociane szaleństwo. Jednak mimo to, podjęłam decyzję. Nie zamierzam się ukrywać, nie chcę tracić kontaktu z wami. Kocham was najbardziej na świecie, ale nie mogę postępować wbrew sobie. Wyjeżdżam, razem
z Tomem. Nie martwcie się. Nie będę na razie włączać telefonu, odczekam, aż wasza złość na mnie, minie.''
Wasza Sonja
Starając się nie płakać, złożyłam kartkę wpół i odłożyłam na sąsiednią poduszkę. Sama położyłam się zwijając w kłębek, jeszcze przez chwilę myśląc
o czekoladowookim brunecie, o liście i o tym, że zostawiam swoich bliskich. Przymknęłam oczy, nadal ściskając w dłoni przepaskę Toma. Chciałam zapomnieć, o tym, że się wahałam.
Byłam pewna. Nic złego zdarzyć się nie może.
Po chwili odpłynęłam, wycieńczona dniem, śniąc o niezbadanej przyszłości, która mnie czekała.
Obudził mnie dźwięk budzika.
Wskazywał 06:00. Zdawało mi się, jakby wczorajszy dzień był jedynie snem. Jednak stojąca przy drzwiach walizka utwierdziła mnie
w przekonaniu, że jednak powinnam być z siebie dumna. Podjęłam
w końcu pierwszą poważną decyzję. Zapewne nie ostatnią.
Nikt nie musiał mi w tym pomagać. Wstałam z łóżka i wyjrzałam przez okno. Rodzice właśnie wyjeżdżali z podjazdu. Mama zauważając mnie, radośnie pokiwała. Łzy znów stanęły mi w kącikach oczu.
Pomachałam jej, prawie natychmiast znikając za zasłoną. Zabrałam ze sobą list, wkładając go do kieszeni płaszcza. Jak zareagują ? Czy będą bardzo źli ? Zniszczyłam im plany co do mojej osoby. Tato będzie musiał poszukać nowego następcy w firmie.
Odganiając te myśli, przebrałam się, włosy upięłam w kok i chwytając rączkę walizki, zataszczyłam ją przed frontowe drzwi. Wchodząc do kuchni, zauważyłam kartkę, którą znów zostawili dla mnie rodzice. To już chyba tradycja egzystencjalna naszej rodziny.
"Miłego dnia kochanie. Obiad w lodówce. "
Westchnęłam ciężko odkładając ją i wyjmując z kieszeni zgiętą na pół kartkę, mój list. Położyłam go na widoku, jeszcze kilka razy poprawiając.
Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. 06:30. Wyłączyłam go, po czym owijając szalik dookoła szyi, chwyciłam walizkę i zamknęłam za sobą drzwi mojego domu, klucz jak zwykle wkładając do wazonu, stojącego obok nich. Zamknęłam drzwi do starego życia, z następnym krokiem zaczynając nowe.
Do najbliższego przystanku autobusowego był spory kawałek, ale spacer dobrze mi zrobił.
Szłam tą samą drogą, która wczoraj była najistotniejszą. Po okręgach nie było już śladu. Świeży puch zamazał wszystko. Nie był jednak w stanie wymazać z wspomnień z mojej głowy. Idąc poboczem, ciągle miałam wrażenie, że postępuję słusznie. Do czasu, kiedy dotarłam na przystanek. Kilkoro ludzi obrzuciło mnie obojętnym spojrzeniem. Spuściłam wzrok, kurczowo trzymając w dłoni, rączkę walizki. Pomyślałam o nim. O jego niebieskich oczach, dziecinnym uśmiechu, silnych ramionach, po czym ujrzałam bruneta o brązowych oczach ze zmierzwioną czupryną. Pod płaszczem pojawiła się gęsia skórka. Nic o was nie wiem. Jeden z was tak chorobliwie zapanował nad moim życiem. To nie jest sprawiedliwe. Bo ty Tom...wiesz o mnie więcej, niż ja sama. A Gregor ? Jesteś we mnie. Nie chciałam znów się rozklejać. Widząc nadjeżdżający autobus, pociągnęłam walizkę, stawiając ją bliżej chodnikowego krawężnika. Czerwony pojazd podjechał tuż pod przystanek, a kierowca za pomocą dźwigni otworzył drzwi. Weszłam do środka, siłując się z ciężką walizką. Postawiłam ją obok jednego z tylnych siedzeń i zajęłam miejsce, opierając głowę
o szybę.
Do końca podróży śledziłam tańczące na niej krople wody.
Wielka połać parkingów, mnóstwo samochodów, ustawionych
w rzędach.
Olbrzymi szyld promował nazwę : Innsbruck Kranebitten. Już tu byłam. Przyglądałam się przez chwilę tym wszystkim spieszącym się dokądś, ludziom. Czy oni też próbują spełniać swoje marzenia w tak gwałtowny sposób ?
Zostawiając bliskich i goniąc nie wiadomo za czym ? Miałam głęboką nadzieje, że nie jestem sama.
Ruszyłam przed siebie. Stanowczym i opanowanym krokiem.
Z udawaną pewnością siebie, której udawanie wychodziło mi o niebo lepiej od autentycznego czucia się hardym.
Kolejny cel osiągnięty. Przekroczyłam próg lotniska, od razu spoglądając na umiejscowiony na wysokim filarze, zegar. Te same zielone, w rzędzie poustawiane, krzesła.
08:00. Nerwowo rozglądając się dookoła, szukałam wzrokiem jednej osoby. Wśród tego tłumu przewijających się, przypadkowych ludzi nikogo znajomego jednak nie rozpoznałam.
Podeszłam do jednego z okienek i uśmiechnęłam się nikle do siedzącej
w nim kobiety, której uśmiech był raczej wymuszony.
- O której odlatuje samolot do Lillehammer ? Było mi wstyd za mój łamany niemiecki.
Kobieta spojrzała przelotnie na ekran monitora i znów przeniosła wzrok na mnie.
- Odleciał 15 minut temu.
Zbladłam. Te słowa odbijały się w mojej głowie, jak kauczukowa piłeczka. Nie zakładałam takiego scenariusza. Spóźniłam się. Oddychając głęboko, usiadłam na pobliskim krześle, chowając twarz w dłoniach. Jak mogłam być tak głupia ? Co to miasto ze mną zrobiło ?
Łzy mimowolnie zaczęły wydostawać się spod zaciśniętych powiek. Siedząca obok starsza pani w różowym berecie, niepokojąc się widokiem, żałosnej, rozbitej na milion kawałeczków dziewczyny, przesiadła się bliżej, spoglądając na mnie.
- Miłość ? Podniosłam szklisty wzrok i widząc pobłażliwie uśmiechającą się do mnie kobietę, do reszty się rozkleiłam.
- Spóźniłam się na samolot. Wydukałam pomiędzy głośnymi szlochami, próbując jednocześnie zapanować nad tym chorym lamentem.
- W życiu nie ma przypadków moja droga. Pogładziła mnie po plecach, ciągle lekko się uśmiechając.
Po chwili zatrzymała dłoń na moim ramieniu i pochyliła się nade mną. - Bogowie chcąc nas ukarać, spełniają nasze marzenia. Wyszeptała
i poklepała mnie po nim, po czym ocierając moją ostatnią łzę, przekrzywiła głowę i uśmiechnęła się promiennie. - Nie czas na łzy moja droga. Mówiąc to, wstała, chwytając swój bagaż i idąc w stronę rozpoczynającej się odprawy.
Nie miałam czasu na myślenie. Musiałam wrócić do domu. Wyciągnęłam telefon z kieszeni czarnych jeansów i włączając go, wybrałam numer, przykładając go do ucha. W tym samym czasie, zerwałam się z miejsca i ruszyłam w kierunku wyjścia.
- Mika ? Mam prośbę.
- Sonja ! Miło cię słyszeć. Proś o co chcesz. Jego, jak zwykle wesoły głos, sprawił, że poczułam się nieco lepiej.
- Przyjedziesz po mnie na lotnisko ? Innsbruck Kranebitten.
- Co ty tam robisz ?
- Przyjedziesz ? Zignorowałam jego pytanie, czekając na odpowiedź.
- Jasne, zaraz będę. Słysząc to, szybko się rozłączyłam. Mętlik w głowie nie ustępował, ale teraz jedynym moim celem było odkręcić to wszystko. Musiałam szybko dotrzeć do domu, zanim zrobią to moi rodzice.
Siedząc na walizce, zobaczyłam w oddali nadjeżdżający, biały van
z naklejoną na boku reklamą sklepu ze sprzętem narciarskim. Zatrzymał się nieopodal i już po chwili w moim kierunku pędził ubrany w snowboardowy strój, jak zwykle nieogolony, Mika.
- Sonja, co jest grane ? Podchodząc, spojrzał na mnie pytająco
i przenosząc wzrok na moją walizkę, jeszcze bardziej zmarszczył czoło.
- O nic nie pytaj, błagam. Odparłam krótko i wstając, ruszyłam przed siebie.
- No...dobra. Wycedził, po czym pognał za mną.
Subskrybuj:
Posty (Atom)