Przy tworzeniu tego rozdziału użyłam ścieżki dźwiękowej, która według mnie w stu procentach oddaje charakter tej części :-)
http://www.youtube.com/watch?v=MqoANESQ4cQ
Zaschło mi w gardle. W uszach odbijały się uderzenia mojego serca, które pracowało teraz ze zdwojoną siłą. Jego spojrzenie było paraliżujące na tyle, że nie mogłam poruszyć dosłownie niczym.
W głowie milion myśli i ani jedna nie wydawała się być właściwą. Coś
w rodzaju fałszywych alarmów.
- Nie możesz...Rzucił cicho, uśmiechając się pod nosem. Jego dłonie zwolniły uścisk, a wzrok powędrował gdzieś w przestrzeń, za moją osobą. Pierwszy raz mogłam ujrzeć u niego tę powagę. Poważnego
i opanowanego Toma.
Co się dzieje ? Tak strasznie ciągnie mnie do ciebie. Sonja...nie trać kontroli. Jego zapach wywoływał u mnie odczucia odurzenia alkoholowego.
- To był miły wieczór. Spuściłam wzrok, próbując nabrać wystarczającą ilość powietrza, aby wyrwać się z tego uśpienia.
- Było koszmarnie, wiesz o tym. Ale rodzicom możesz podrzucić swoją wersję. Odrzekł szybko, podchodząc do wieszaka i zdejmując z niego kurtkę. Spojrzał na mnie znów się uśmiechając. - Będzie dziwnie, jeśli powiem "do zobaczenia". Więc...Urwał nagle, otwierając drzwi
i wychodząc, już bez słowa.
W tym właśnie momencie moja wewnętrzna wojowniczka straciła wolę walki.
Czy jestem aż tak okrutna ? Czy moje chwiejne nastroju są spowodowane właśnie tym, że nie mogę przestać o nim myśleć, nawet gdybym tego chciała najbardziej na świecie ? Odprawiłam go
z kwitkiem, choć wypełniał w całości moje myśli.
To nie jest okrucieństwo wobec niego, ale wobec mnie. Masochistka.
Ale za nic nie mogłam go odczytać. Gregorowi powiedziałam, że im więcej tajemnic, tym lepiej, więc Tom był dla mnie jedną wielką tajemnicą. Nie mam pojęcia czy w danej chwili się cieszył, czy był przeraźliwie smutny. Czy chciał mnie pocałować, czy może dać nogę.
Wiem jedno ! Nie mogę przecież się torturować.
Zabrałam płaszcz, w pośpiechu zakładając pierwsze, lepsze trampki
i pokonując masę wątpliwości i obaw, wybiegłam z domu, nie zamykając nawet drzwi.
- Zaczekaj ! Wrzasnęłam stojąc na werandzie, do jego pleców,
które z oddali były już ledwo widoczne.
Zważając na to, że było ślisko, jak cholera, biegłam z małą dozą ostrożności w każdym stawianym kroku.
Śnieg nadal sypał, odbijając się skrami na moich ciemnych włosach
i czarnym płaszczu. Scena, jak z kiczowatego romansu.
Tom przystanął przy aucie, zaparkowanym na końcu ścieżki prowadzącej do domu i opierając się o nie, patrzył w moją stronę. Przez chwilę znów poczułam, że powinnam zawrócić. Co chcę tym osiągnąć ? Nie wiem przecież, czego chcę.
Zjawiając się przy nim, wydałam z siebie cichy jęk zmęczenia. Para wydobywała się z naszych ust przy każdym, nawet krótkim oddechu. Jednak to mi głos uwiązł w gardle. Patrzyłam na jego zaczerwienioną od mrozu twarz, w duchu wołając o pomoc. Jego wzrok wyczekiwał,
aż uderzę w niego przemową mojego życia. Sama w sumie na to czekałam. Nie jestem w stanie określić ile to trwało. Czas się dla mnie zatrzymał
- Jest trochę zimno. Rzucił nagle, pocierając dłonią o dłoń, patrząc na mnie z rozbawieniem w oczach.
- Mówiłeś, że wiesz, czego chcę. Wymamrotałam pod nosem, rzucając mu spojrzenie małej, zagubionej dziewczynki. Poruszył brwiami, jakby ze zdziwienia, po czym otworzył drzwi pojazdu.
- Wsiadaj. Odparł.
Spojrzałam na niego niepewnie, mrużąc oczy.
A rodzice ? Co im powiem ? Kogo ja oszukuję ? To nie przejdzie.
Tom wyczekując, przewrócił oczyma i wsiadł do środka.
- Dobranoc Sonju. Z zamiarem wciśnięcia pedału gazu, nagle zaniechał tej próby, widząc mnie, trzymającą obie dłonie na pokrytej warstwą śniegu, masce auta. Może robię z siebie kompletną idiotkę, może w tej właśnie chwili upewnił się, że nią jestem, może.
Niepewnie wsiadłam, spoglądając na mój dom, na palące się w oknach salonu, światło, a potem na niego.
Darując sobie szelmowski uśmiech, ruszył przed siebie.
Wpatrywałam się w punkt przed sobą. To nie była niezręczna cisza. Pomagała mi. Dziwo, nie czułam się ani trochę skrępowana.
W środku zrobiło się bardzo ciepło. Policzki, nos i uda zaczęły przyjemnie szczypać.
- Więc jak ? Skierował na mnie swój wzrok, pytające spojrzenie głodnego wrażeń dzieciaka.
- Co jak ?
- Moja propozycja jest nadal aktualna.
- Nawet cię nie znam. Przewróciłam oczyma, odwracając głowę
i napierając czołem na szybę.
- Nie znasz mnie, ale jesteś tu teraz, choć dałem ci wybór.
Roześmiał się. - Przeczysz sama sobie, wiesz ?
- Nie dałeś mi żadnego wyboru. Powiedziałam stanowczo, pocierając nadgarstkiem, nos.
- Znowu się denerwujesz. Parsknął śmiechem.
- Dokąd my w ogóle jedziemy ? Chcąc uspokoić myśli, rzuciłam pierwszą kwestią, która przyszła mi do głowy.
- Donikąd. Mówiąc to, zwolnił i przystanął na poboczu, gasząc silnik
i odwracając się przodem do mnie. Lustrował mnie swoimi lazurowymi tęczówkami znów wprawiając mnie w stan przedzawałowy. - Chciałem pogadać na spokojnie. Na ziemi niczyjej, żeby...Zastanowił się przez chwilę. - jedno nie czuło przewagi nad drugim i odwrotnie.
To wydawało się być logiczne. Skinęłam głową, odpięłam pasy
i powolnym ruchem ręki otworzyłam drzwi, wysiadając. Nadal byliśmy na drodze prowadzącej do mojego domu.
Śnieg zacinał niemiłosiernie, ale w tym momencie najmniej mnie to obchodziło. Stanęłam na środku polnej drogi, rozglądając się dookoła, niezapięty płaszcz miotał się w rytm wietrznych podmuchów. Połacie pól, w oddali małe świetlne punkty zapalonych w domach, lamp.
Wiatr smagający mnie po twarzy, płatki śniegu mieniące się
w tunelach światła wytworzonych przez włączone reflektory. I ta niepewność.
Usłyszawszy zatrzaskiwane drzwi, wzięłam głęboki wdech, brzegiem trampka kreśląc dwa okręgi umiejscowione obok siebie.
Stanęłam w jednym z nich, kierując wzrok na Toma.
Marszcząc czoło, podszedł bliżej i przekraczając granicę drugiego, spojrzał na mnie zasadniczym wzrokiem.
Wskazałam palcem na okrąg należący do chłopaka. - To twoja przestrzeń. Palec przenosząc na drugi z okręgów. - A to moja. Teraz oboje nie mamy nic poza tymi kawałkami ziemi.
Nic nie mówiąc, skinął głową. Słuchał, wpatrując się we mnie.
- Rozmawiajmy. Wzruszyłam ramionami.
- Po co to wszystko ?
- Nie ufam ci...Znamy się kilka dni, a ja...Nie mam prawa. Znów spuściłam wzrok, czując, że to nie miało wydobyć się z moich ust. Przestałam kontrolować cokolwiek, a przecież okręg był tak mały. Nie potrafiłam już nic.
- Patrz na mnie. Skwitował szybko.Wwiercając wzrok w pokrytą śniegiem ziemię, odcięłam się na chwilę, by tuż po niej móc poczuć, że moja strefa stała się dziwnie ciasna, ujrzeć czubki butów, nie swoich.
Uniósł kciukiem mój podbródek. Nie uśmiechnął się jednak. Stanowczy, opanowany wzrok zapuszczał się w moim ciele, z każdą sekundą głębiej.
- Wiesz, że nie mogę z tobą jechać. Szepnęłam.
- Kto powiedział, że nie możesz ? Wyznaczasz granicę między nami,
a nie potrafisz podjąć jednej, prostej decyzji ?
- Ona nie jest prosta.
- Ty już ją podjęłaś. Odparł i wierzchnią stroną dłoni pogładził mój policzek. - Wyjeżdżam jutro o 08:00.
Mówiąc to, pochylił się nade mną i musnął delikatnie kącik
moich ust. - Słodkich snów mała.
Zacisnęłam dłonie w pięści, czując ich ból, próbując się nie rozpłakać. Oczy szczypały mnie i choć wciąż były zamknięte, czułam, jak odchodził. Skrzypiący pod podeszwami, śnieg, dźwięk otwieranych i po chwili zamykanych drzwi auta i głośny warkot zapalanego silnika.
Ani drgnęłam. Dławiąc się powietrzem, co jakiś czas głośno łapałam pojedyncze jego hausty.
Wyminął mnie, gwałtownie skręcając na pobocze i odjeżdżając.
Dopiero po chwili byłam w stanie przywrócić władzę moim kończynom. Pozwalając łzom swobodnie popłynąć po zaczerwienionych policzkach, ruszyłam przed siebie, stopniowo zarazem bezwładnie przyspieszając tempa. Obraz drastycznie się zamazywał, co jakiś czas ocierając nadgarstkiem słone krople, biegłam. Miałam wrażenie, że to ja stoję w miejscu, a świat pędzi.
Co się właściwie wydarzyło ? Mur, który tak rzetelnie budowałam przez ten cały czas, został zburzony w jednej chwili. Wściekłość ? Żal...Smutek. Tylko to teraz odczuwałam. Nie na niego, na siebie.
Docierając do werandy mojego domu, przystanęłam dysząc i znów próbując ostatnim tchem dotlenić organizm. Wytarłam łzy
i podchodząc do drzwi, chwyciłam za klamkę otwierając je szybko.
Siedzieli na kanapie obejmując się i rozmawiając o czymś. W chwili kiedy się pojawiłam rozmowy ucichły.
- Sonja ! Gdzieś ty się podziewała ? Mama, niezwykle przejęta, zerwała się i podeszła do mnie. Szybko jednak ją wyminęłam, nie chcąc opowiadać jej o tym co się wydarzyło. Nie chciałam, żeby widzieli moje łzy.
- Dobranoc. Rzuciłam zachrypłym głosem, przeskakując na schodach po kilka stopni.
- Co jej się stało ? Ze zdziwieniem spojrzała na tatę.
- Młodzieńczy bunt. Przejdzie jej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz